Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ 3

"NIE CHCĘ TWOJEJ LITOŚCI"




Tego ranka budząc się w swojej trumnie wciąż nie dowierzałem, że Nyks sama kazała mi zostać tutaj i pomóc pozbierać się Willowi. Naprawdę ta kobieta jest nad wyraz wyrozumiała. Nyks nawet nie zdaje sobie sprawy jak bardzo byłem jej za to wdzięczny. To prawda kiedy ze mną zerwał byłem zdruzgotany i chciałem by Podziemie go pochłonęło za to, że złamał mi serce. Jednak teraz gdy miałem Nyks wizja mojego byłego chłopaka ze złamanym sercem wyraźnie nie sprawiła mi radości. Przypomniałem sobie jak to było ze mną gdy to ja byłem w takim stanie.  Być może odrobinę uczucia jeszcze do niego żywiłem i myśl, że miałby cierpieć bolała.  Nyks jak obiecała po śniadaniu przyjechała i przywiozła mi rzeczy.

- Jak w Podziemiu?- Spytałem nieco zaniepokojony, że zostawiłem narzeczoną samą w królestwie.

- Cóż... Hades trochę się burzy, że objęłam tymczasowe samotne rządy, ale gdy kazałam mu się przymknąć natychmiast spokorniał- Zaśmiała się- Persefona mnie poparła i powiedziała, że jeśli pomagasz swojemu byłemu powinien być dumny ze swojego syna. 

Co, proszę? Persefona mnie broniła? Niech mnie licho. Chyba koniec świata jest bliski.

- Nyks, czy Persefonę ktoś podmienił?- Spytałem myślac, że się przesłyszałem.

- Cóż.. Pogadałam z nią trochę i kazałam jej przemyśleć swoje poglądy w stosunku do ciebie. W końcu bogowie od niepamiętnych czasów figlowali z innymi śmiertelnikami i że tego  nic nie zmieni. Zdaję sobie również sprawę, że być może pewnego dnia zrobisz to samo. Nie przeszkadza mi to jednak bo doskonale wiem na co się piszę będąc z tobą. Nie będę ci niczego zabraniać i robić problemów z igły widły bo wiem jak to jest z bogami- Powiedziała spokojnie.

Patrzyłem na nią jak na kosmitkę. Czy ona myśli, że ja...

- Nyks co ty za bzdury opowiadasz ja....

- Nico niczego mi nie obiecuj- Powiedziała- Zgadzam się na małżeństwo, życie wieczne bo cię kocham ale nie obiecuj mi czegoś czego być może nie dotrzymasz. Lata będą mijały i pewnego dnia znudzi się bycie mi wiernym. Nie przeszkadza mi to wcale. Chcę jednak byś ty w tedy też mi obiecał że będziesz wobec mnie wyrozumiały. Zrozum. Powinnością bogów nie jest tylko siedzenie w swoim królestwie i dawać rady innym. Jest nim również płodzenie herosów. Taka kolej rzeczy.- Przerwała mi z uśmiechem i mnie pocałowała. - Kiedy tylko będziesz mógł wróć.


Ciągle zdumiewało mnie jakie Nyks ma spokojne podejście do wszystkiego. Przecież nie miałem zamiaru zdradzać mojej przyszłej żony. Jednak rację miała, że naszym zadaniem jest płodzenie herosów i niestety wiąrze się to ze zdradą. Wolałem jednak na razie o tym nie myśleć. W końcu dzieci zamierzałem mieć tak co najmniej za sto lat. Nie wcześniej. Zamierzałem na razie pożyć trochę z żoną w spokoju i dopiero w tedy myśleć o dzieciach. Postanowiłem też, że pierwsze dziecko choćby nie wiem co będzie z Nyks. Zasługiwała na to i była światłem mojego życia.



Jakieś dwie godziny potem postanowiłem zajrzeć do Wielkiego domu i zobaczyć się wreszcie z moim byłym chłopakiem.  Wszedłem więc do środka i przystanąłem z boku obserwując pielęgniarzy szukając jednego. W końcu wypatrzyłem jasną głowę i wysoką sylwetkę Willa pochylającą się nad którymś z rannych. Ubrany był w podkoszulek przez co widziałem jak jego mięśnie się napinały gdy się schylał do miski z wodą by przykładać szmatkę do czoła poszkodowanego.

- Młody naprawdę się zastanawiam jakim cudem jesteś tu tak częstym gościem u mnie- Mówił Will lekko strapionym głosem.

- Nie przejmuj się Solace wiem, że zawsze mnie postawisz na nogi- Zażartował pacjent.

- Dziwię się, że zawsze gdy jesteś ranny, masz siłę żartować- Prychnął blondwłosy. - Dobra ty grzecznie mi odpoczywaj a ja spróbuję złapać spokojnie oddech, Theo. - Powiedział, aja gdy tylko wyszedł z Domku ruszyłem niezuważalnie od drugich drzwi wejściowych. Wyszedłem i udając, że po prostu przechodziłem a nie go śledziłem, podszedłem do niego gdy siedział na ziemi. Minę miał jakąś pogrążoną w nie miłym grymasie.

- Cześć, Will- Powiedziałem siadając obok niego.

- Nico? Co tu na Hadesa robisz?- Spytał zdziwiony moim widokiem.

- Cóż wczoraj przyjechałem w odwiedziny i zostałem na parę dni- Powiedziałem siląc się na delikatny uśmiech.

Will spojrzał na mnie marszcząc czoło. Wydawało mi się, że toczy jakąś walkę z sobą.

- Dziwię się, że świeżo upieczony bóg po prostu sobie nas odwiedza- Powiedział niezbyt miłym głosem.

- Słuchaj... To, że teraz jestem bogiem nie oznacza, że zapomniałem kim byłem. Zostałem tutaj bo usłyszałem o tobie i Adamie i chciałem cię spytać czy nie potrzebujesz może przyjacielskiej rozmowy?- Spytałem. Postanowiłem przejść do rzeczy. Prawdę mówiąc, Will wyglądał okropnie. Miał podkrążone oczy i zapewne popuchnięte od łez oczy. Było mi przykro widzieć na ogół uśmiechniętego chłopaka w tym stanie. Jego oczy zdawały się być puste i bez jakiejkolwiek emocji.


Will wybuchł mrocznym nie przyjemnym śmiechem, którego nie poznawałem.

- Serio di Angelo?!- Wykrzyknął mi w twarz- Zrobiło ci się mnie żal?- Znów wybuchł tym okropnym śmiechem- Wracaj lepiej do tej swojej Trupiarni, Nico. Problemy śmiertelników teraz cię nie dotyczą. Nie. Chcę. Twojej. Litości!- Wysyczał  powoli mi ostatnie zdanie z taką ilością jadu, że momentalnie się wzdrygnąłem, a potem uciekł w nieznanym kierunku.

Wiecie, co? Wiedziałem, że nie będzie łatwo ale jego słowa serio mnie zabolały. Postanowiłem jednak, że znajdę sposób by Solace się przede mną otworzył. Choćbym miał go porwać i wyciągać od niego historię, ciągnąc go za język. Może sobie zgrywać twardziela, ale ja go znam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro