Rozdział 2
Zmęczony po nieprzespanej nocy, patrzył na monitor, dokładnie zastanawiając się, co powinien wpisać w pustą rubryczkę. Jednak ilekroć wpadał na jakiś sensowny trop, ból głowy skutecznie utrudniał mu dojście do poprawnej odpowiedzi.
Westchnął i wyszedł z pomieszczenia, chcąc choć na chwilę się od wszystkiego uwolnić. Jednak pracodawca, który akurat zmierzał w jego kierunku, wszystko skomplikował. Spojrzeli sobie w oczy, jednak ich wyrazy twarzy się nie zmieniły, co bardzo zaniepokoiło Jimina.
Jungkook wyglądał, jakby nie był w najlepszym humorze. Ostre spojrzenie, którym wciąż był obdarowywany niższy, cięło jego skórę, pozostawiając niewidzialne rany.
Nerwowo przełknął ślinę i ukłonił się swojemu szefowi, nie mogą uspokoić oddechu, który jakby zalegał w jego płucach, powodując ból. Zacisnął dłonie za swoimi plecami tak mocno, że opuszki jego palców przybrały jeden z jaśniejszych odcieni kremowego. Był ciekawy, co sprowadza mężczyznę na to piętro. Zawsze myślał, że podczas godzin pracy zajmował się czymś w swoim biurze.
— Dlaczego nie zajmujesz się swoimi obowiązkami? — zapytał od razu wyższy, lustrując swojego pracownika.
Ton, którym zostały wypowiedziane te słowa, sprawił, że po ciele Jimina przeszły niekontrolowane i nieprzyjemne dreszcze. Tak oschły, pozbawiony zbędnej sympatii. Jakby rozmawiał z zupełnie innym człowiekiem niż wczoraj, gdy wszystko mu tłumaczył i dbał o to, by czuł się komfortowo.
— T...Trochę bolą mnie oczy... Chciałem zrobić sobie minutę przerwy — skłamał, nie chcąc przyznać się do tego, że nie zasnął tej nocy przez myśli, które powinien odrzucić w najdalszy kąt swojego umysłu.
— No dobrze — westchnął Jeon, nachylając się nieco nad Parkiem. — W takim razie może zrobisz mi kawę, hm? Kuchnia jest piętro wyżej — odpowiedział spokojniej, a uśmiech, który zagościł na jego twarzy dodawał temu wszystkiemu łagodności.
Niższy skinął głową i w pośpiechu zaczął iść w stronę windy, jednak dłoń, która oplotła jego nadgarstek, skutecznie mu to uniemożliwiła. Odwrócił głowę, patrząc niezrozumiale na swojego pracodawcę, który uśmiechał się delikatnie.
— Cappuccino, sweetie.
Park zdziwił się, słysząc to określenie, jednak postanowił nic nie mówić i po prostu przytaknąć. Gdy tylko z jego skóry zniknął dotyk starszego, poszedł szybko do windy, od razu, zamykając za sobą drzwi.
Nie mógł zaprzeczyć, czuł się dziwnie. To był jego drugi dzień w pracy i już został obdarowany słodkim przydomkiem, a jego poprzedni szef nigdy tak go nie nazwał. Nawet usłyszenie z jego ust pełnego imienia było czymś wyjątkowym.
A może Jungkook był po prostu tak idealny, jak od zawsze myślał?
***
Chcąc się odstresować, razem ze swoim przyjacielem wybrał się na zakupy. Choć brzmiało to niezbyt męsko, lubił to robić. Zwłaszcza, gdy niedawno liczba na jego wadze spadła, a większość spodni zaczęła zsuwać się z jego bioder.
Cicho chichotał, słuchając swojego kolegi i przeglądając odzież, która go zainteresowała. Choć przeglądał setki rzeczy, nic nie wpadło mu w oko do tego stopnia, by przymierzyć daną rzecz i stracić swój ostatnio bardzo cenny czas.
Dopiero po kilkudziesięciu minutach chodzenia od sklepu do sklepu, znalazł coś dla siebie. Spojrzał na swojego przyjaciela, uśmiechając się promiennie i wszedł do przymierzalni, wsuwając na swoje nogi jasne rurki, ówcześnie pozbywając się poprzednich.
Podziwiał, jak materiał idealnie przylegał do jego nóg, optycznie wyszczuplając łydki i podkreślając umięśnione uda. Obrócił się kilka razy wokół własnej osi, zanim nie usłyszał, jak zasłona, która oddzielała go od innych, przesuwa się.
— I jak?
— Są idealne — stwierdził Park, chowając dłonie do kieszeni.
— Ile kosztują?
— Um... — zawahał się chwilę, patrząc na metkę. Westchnął ciężko i spuścił głowę. — Sześćdziesiąt tysięcy wonów...
— Za spodnie? Wybacz, ale to chyba zbyt wygórowana cena.
— Wiem. A szkoda, są takie śliczne.
— Spodnie ci pasują, ale cena niezbyt — obaj się zaśmiali, choć Park wciąż odczuwał zawiedzenie. Naprawdę chciał znaleźć dla siebie jakieś sensowne ubranie.
***
Pod wieczór Jimin wracał do swojego mieszkania z uśmiechem na twarzy. Przebywanie z tym człowiekiem niebywale poprawiało mu humor, przez co zapomniał na jakiś czas o tym, co miało miejsce wczoraj. Odrzucił od siebie wszystkie zbędne w tamtym czasie myśli i otworzył drzwi od klatki, wspinając się po schodach.
Zaczął nucić jakąś wymyśloną melodię, wchodząc do miejsca, w którym mieszkał. Zdjął buty oraz kurtkę, przechodząc do salonu.
I wszystko wciąż byłoby dobrze, gdyby nie małe pudełko, na którym widniało imię gospodarza oraz przylepiona do wstążki mała karteczka.
Park zagryzł wargę, podchodząc do rzeczy i powoli otworzył prezent, postanawiając przeczytać tajemniczą wiadomość później. Jego oczy szeroko się otworzyły, gdy w środku dostrzegł spodnie, które tak bardzo chciał, lecz nie było go na nie stać. Wyciągnął je i obejrzał z każdej strony, nie mogąc uwierzyć, że trzymał je w dłoniach, będąc w swoim domu. Nawet rozmiar się zgadzał, co dodatkowo go zszokowało.
Usłyszał kroki, więc w pospiechu odwrócił się w stronę drzwi, lecz nikogo nie dostrzegł. Zdobywając się na odwagę poszedł wgłąb mieszkania, dokładnie sprawdzając wszystkie pomieszczenia. Co jakiś czas miał wrażenie, jakby ktoś za nim podążał, bawiąc się w kotka i myszkę.
Jednak pomimo tego, nie zauważył nic niepokojącego. Z drżącymi dłońmi wrócił do salonu i podszedł do małej karteczki, która wcześniej go nie interesowała. Przeczytał krótką wiadomość, opadając bezsilnie na fotel.
"Też uważam, że wyglądasz w nich ślicznie"
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro