Rozdział 1
Ostatni raz spojrzał w lustro, poprawiając niebieską koszulę, którą miał na sobie. To był ten dzień, kiedy podejdzie do biurka i uśmiechnie się, mając świadomość, że będzie to jego miejsce pracy. Marzył o tym od tak dawna, wiedział, że nieważne, jak będzie traktowany, nie porzuci tej pracy.
Wyszedł z bloku, patrząc na wyświetlacz swojego telefonu i z uśmiechem zaciągnął się zapachem skoszonej trawy, który wręcz uwielbiał. Włożył słuchawki do uszu i puścił losową piosenkę, by droga minęła mu przyjemniej i szybciej. Jednak utwór nie grał tak głośno, by niczego nie słyszał. Czuł się bezpieczniej, gdy orientował się, co dzieje się dookoła niego.
Po kilkudziesięciu minutach wszedł do wielkiego budynku, witając się ze swoimi współpracownikami, którzy wyglądali dla Parka naprawdę dziwnie. Bez uśmiechów, słowa wypowiadane były bez emocji. Puste spojrzenia przyprawiały o ciarki na plecach, a grobowe głosy niektórych mężczyzn doprowadzały do niepokojącego drżenia ciała. Nigdy nie spodziewał się, że pracując w tej firmie, ktokolwiek mógłby się nie uśmiechać.
Dotarł do pomieszczenia, w którym wraz z kilkoma osobami miał pracować. Zdziwił się bardzo, nie widząc żadnej reakcji ze strony pracowników. Nawet na niego nie spojrzeli, zapatrzeni w ekrany komputerów. Przełknął głośno ślinę ze stresu i usiadł na wolnym stanowisku, które prawdopodobnie było przeznaczone dla niego. Westchnął cicho i spojrzał na otwarty plik. Była to tabela zysków i strat oraz ogólne informacje o finansach firmy.
Czyli będę zajmował się pieniędzmi — pomyślał, przenosząc dłonie na klawiaturę.
W skupieniu wypełniał luki, zerkając na potrzebne dane. Czuł, że robił to dobrze, przez co lekko się uśmiechnął. Miał świadomość, że nie tylko on się tym zajmuje. Przecież nikt o zdrowych zmysłach nie powierzyłby takiego odpowiedzialnego zadania nowemu pracownikowi. Jednak zdziwił go fakt, że nikt mu nie tłumaczy, co powinien robić, jak wpisywać i co jest potrzebne. Może i miał jakieś doświadczenie, jednak zawsze pierwszy tydzień był czasem, w którym uczono go wszystkiego, by nie popełniał błędów.
Ta firma naprawdę ma być tak perfekcyjna?
— Możesz przestać się uśmiechać? To irytujące — usłyszał obok siebie.
Delikatnie skinął głową, zaskoczony słowami nieznajomego. Jak uśmiech może być irytujący? Przecież to coś, co wręcz przyciąga ludzi, dlaczego więc miałby przestać? Lecz nie chciał się kłócić i po prostu starał się hamować swoją radość, by w domu wybuchnąć śmiechem, przepełnionym ulgą.
— A Ty możesz wziąć się do roboty, a nie pouczać Parka? Kto jest od zwracania uwagi, ja czy Ty? — Jimin usłyszał znajomy mu głos, więc spojrzał w tamtym kierunku.
— Pan, szefie... — odpowiedział mężczyzna, kuląc się na krześle i wracając do pracy.
— Jimin, proszę za mną — słysząc swoje imię, grzecznie poszedł za swoim pracodawcą.
Nie wiedział, co miał powiedzieć. Czy powinien podziękować, czy dopytać o zachowanie innych pracowników. Więc milczał, posłusznie idąc za swoim szefem i starał się odnaleźć jakąś podpowiedź odnośnie sytuacji, która miała miejsce mniej niż minute wcześniej.
Powędrowali razem do windy, by dotrzeć na odpowiednie piętro, na którym znajdował się pokój właściciela firmy i kilka pomieszczeń, w którym przebywały równie ważne osoby,
Jednak Park nie wiedział, kim dokładnie byli. Zdawał sobie sprawę tylko z tego, że znaczyli na pewno więcej od niego.
W pomieszczeniu, który był ich celem, panowała dziwna atmosfera, której Jimin nie potrafił opisać. Przytłaczająca, a zarazem kojąca. Wszystko sobie zaprzeczało, jednocześnie uzupełniając się idealnie. Zupełnie, jak osoba, która przebywała w nim najdłużej. Z wieloma sprawami na głowie, a jednak nadal Jungkook był tak beztroski, niczym małe dziecko, które nie jest niczego świadome.
— Usiądź — powiedział Jeon, zajmując miejsce za biurkiem i wskazując na krzesło naprzeciw siebie.
— Więc... O czym chciał pan ze mną porozmawiać? — zapytał Park, gdy tylko usiadł w wyznaczonym miejscu. Był spięty, nawet bardzo przez wizytę tutaj już pierwszego dnia. Bał się, że to stanowisko jednak nie było przeznaczone dla niego albo zrobił coś, czego nie powinien.
— Nie będę owijał w bawełnę. Chciałem z Tobą porozmawiać odnośnie Twojej pracy. — po tym zdaniu Jungkook zrobił krótką przerwę, sprawiając, że oddech niższego sam postanowił się zatrzymać. — Widziałem, że zająłeś już swoje stanowisko, co bardzo mnie cieszy. Jednak wiem, że wyglądałeś na zmieszanego i zestresowanego, jak wszedłeś do pomieszczenia. Czy coś Ci nie odpowiada?
— Nie, skądże. Po prostu jestem w szoku, że nikt nie stoi obok, mówiąc, co mam robić — odpowiedział Park zgodnie z prawdą.
— Ah, to. Zatrudniam osoby, które jednak mają jakiekolwiek pojęcie w danej dziedzinie. Wychodzę z założenia, że szkolenia nie są potrzebne moim pracownikom. To strata czasu, czyż nie?
— Tak, oczywiście — szepnął pracobiorca, nieco się speszając. Jak mógł nie wpaść na coś tak oczywistego?
— A więc, masz może jakieś pytania? To Twój pierwszy dzień, więc możliwe, że coś wzbudziło Twoją ciekawość.
— Tak. Chciałbym zapytać o... — zatrzymał się na chwilę, analizując, czy to aby na pewno dobry pomysł, by pytać o tak mało znaczącą rzecz kogoś tak wysoko postawionego. — Jednak nie mam.
— Mów. Nienawidzę, gdy ktoś urywa swoją wypowiedź, wcześniej wzbudzając moją ciekawość. — mężczyzna silił się na miły ton, jednak mimo tego słowa zostały wypowiedziane twardo, jakby władczo.
— Ciekawi mnie zachowanie innych pracowników... Dlaczego się nie uśmiechają i praktycznie nic nie mówią? — zawstydzony zaczął bawić się swoimi palcami pod stołem. Denerwował się, gdy w pobliżu była osoba, którą uważa za wzór do naśladowania.
— Skąd miałbym to wiedzieć, Jiminnie? — zapytał z uśmiechem szef. — To jest ich indywidualna sprawa. A co do rozmów, to chyba normalne, że na tym stanowisku panuje idealna cisza, mam rację?
— Tak, szefie...
— Wspaniale. Więc wracaj do pracy, jeżeli nie masz więcej pytań. Mam nadzieję, że ze wszystkim sobie poradzisz. Gdybyś miał problemy, zapytaj kogoś obok. Na pewno Ci pomogą.
Park skinął głową i jak najszybciej opuścił gabinet, chcąc w końcu móc normalnie oddychać.
***
Dzień minął Jiminowi wyjątkowo szybko. Skupiony na swoich obowiązkach nie zwracał uwagi na mijający czas. I dopiero, gdy wyprostował się, chcąc choć na chwilę odpocząć, zauważył godzinę, o której kończył swoją zmianę.
Wracał powoli do domu, nucąc jakaś piosenkę pod nosem. Z uśmiechem podziwiał gwieździste niebo, lśniące niczym posypane brokatem. Uwielbiał takie widoki. Sprawiały one, że zapomnieć mógł choć na chwilę o tej dość brutalnej rzeczywistości, która go otacza, w której sam się obraca. Jednak tym razem los się do niego uśmiechnął, spełniając jedno z jego marzeń - został pracownikiem w jednej z najpopularniejszych firm w Korei.
Zaciągnął się przyjemnie pachnącym powietrzem, stając przed drzwiami do klatki schodowej. Kulturalnie przywitał się z jednym z sąsiadów i wszedł do środka, czując, jak temperatura nagle się zmienia, powodując dziwny dreszcz. Ściągnął zbędną odzież i stanął przed drzwiami z odpowiednim numerem. Kilka minut zajęło mu szukanie kluczy, które, jak się okazało, były niepotrzebne.
Zdziwiony wszedł do swojego mieszkania, będąc nieco zdenerwowany faktem, że zapomniał o tak ważnej rzeczy. Jednak gdzieś na końcu umysłu miał obraz, jak przekręca klucz, chowając go. Czy to możliwe, że wypadło mu to z głowy?
Sprawdził wszystkie pomieszczenia, nie widząc niczego podejrzanego. Jedynym obrazem, który go nieco zaniepokoił, była rozrzucona bielizna po całym pokoju, w którym spał. Podrapał się po głowie, nie wiedząc, co tu się mogło stać. Nie znał odpowiedzi na to, czy to on miał jakieś przywidzenia, czy może faktycznie ktoś go odwiedził pod jego nieobecność. Ale czego mógł szukać w szafce z bielizną?
###
Za potencjalne błędy z góry przepraszam, ale jestem na telefonie i cóż, słownik w nim jest nieco dziwny.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro