Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 8

Zaczynał się kolejny dzień, który przepełniony był różnorakimi obawami. Myśl o ponownym uniesieniu powiek sprawiała, że jego ciało niekontrolowanie zaczynało drżeć. Gdy spędzał weekend u Namjoona, nie odczuwał tego, czując się w miarę bezpiecznie przy jego boku. W końcu wtedy miałby świadka, prawda?

Jednak zaczęło zastanawiać go, dlaczego, gdy Namjoon jest obok, nic nigdy się nie dzieje. Kim nigdy nie widzi tajemniczego cienia. Nawet w najbardziej oczywistych momentach. Do tego udaje jego przyjaciela, który chce dla niego jak najlepiej, by następnie wprowadzić go na złe tory i zaprowadzić w ślepy punkt.

Nie, to głupie. Przecież Namjoon nie byłby zdolny do czegoś takiego..., prawda? Był jego przyjacielem od lat, pomagał mu, więc dlaczego miałby właśnie teraz zmienić zdanie i zniszczyć mu całkowicie życie?

Park nie mógł zaprzeczyć, podróż do agonii była bolesna, jednak im bliżej był upragnionego przez prześladowce celu, czuł coraz mniej. Determinacja znikała, chęci do walki również, pozostawiając po sobie jedynie marne resztki, które się tliły. Wszystkie emocje zlewały się w jedno, a każdy kolejny dzień stawał się coraz bardziej monotonny.

Pogrążony we własnych myślach, udał się do łazienki, by choć trochę się ożywić. Jego oczy wciąż nieprzyjemnie piekły przez niewyspanie, które dawało o sobie znać. By zaznać choć chwilowej ulgi, nachylił się nad zlewem i przemył ostrożnie twarz chłodną wodą. Gdy z powrotem uniósł wzrok, poczuł, jak jego kolana uginają się pod jego ciężarem.

Dosłownie kilka metrów za nim widział zamaskowaną postać, ubraną na czarno. Ponownie nie mógł dostrzec większości twarzy. Jedynie uśmiech kontrastował z mrokiem, przyprawiając gospodarza o ciarki na plecach.

Miał wrażenie, że czuł jego oddech na swojej szyi. Słyszał, jak się śmieje, drwiąc z niego. Czuł, jak jego oddech przyspiesza, jednocześnie zastygając powoli w jego płucach i powodując ból, który był wręcz nie do opisania.

Zbierając w sobie resztki odwagi, odwrócił się gwałtownie, otwierając szeroko oczy. Przygotowany był do stanięcia naprzeciwko swojego największego koszmaru, a tymczasem w pomieszczeniu znajdował się jedynie on. Sam nie rozumiał tego zjawiska. Czy to znaczy, że on naprawdę wariował, a tajemniczy cień był jedynie wytworem jego wyobraźni? Ale przecież chciał go wyrzucić ze swojego życia, więc jakim cudem sam wprowadzał nieznajomego do swojej codzienności?

Z głębokim westchnieniem opuścił swoje mieszkanie, uprzednio doprowadzając się do porządku. Przez sytuację, która spotkała go rano, jego żołądek pozostawał niemiło ściśnięty, więc odpuścił sobie śniadanie. Najwyżej znajdzie chwilę w pracy, by dostarczyć swojemu organizmowi choć odrobinę kalorii.

***

Siedział przy swoim stanowisku, powstrzymując się od głośnego westchnięcia. Wiedział, że mógł tym kogoś zirytować. Skoro uśmiech wywołał w kimś tak negatywne emocje, to taki odgłos również może do tego doprowadzić. Jednak nim zdążył cokolwiek dokończyć, dostał informację, że został wezwany przez szefa.

Zagryzł dolną wargę i niepewnie ruszył w kierunku windy. Był tam już niejednokrotnie, lecz za każdym razem miał wrażenie, jakby milion rozgrzanych igieł wbijało się w jego wnętrzności ze stresu. W końcu nie wiedział, czego spodziewać się po tym człowieku.

Będąc pod odpowiednimi drzwiami, ostrożnie zapukał i po otrzymaniu pozwolenia, wszedł jakby niepewnie do środka. Od razu wyczytał z twarzy swojego przełożonego, że humor mu dziś nie dopisywał. Jego wzrok jakby przeszywał ciało Parka, dostrzegając każdą emocjonalną warstwę. Dodatkowo cisza, która panowała w pomieszczeniu, dodawała wszystkiemu jeszcze więcej niepewności i znaków zapytania w głowie pracownika.

— Będziesz tak stać, czy wreszcie tu podejdziesz? — głos, który niczym żyletki ciął dotychczasową ciszę, odbił się echem w głowie Parka, powodując nieprzyjemnie dreszcze.

Zakłopotany w końcu podszedł do biurka, obserwując czubki swoich butów. Nie chciał patrzeć w oczy Jeonowi, który nawet na chwilę nie spuszczał z niego wzroku, uderzając długopisem o drewniany blat biurka.

Ten z pozoru niewinny dźwięk łączył się z przerażającym milczeniem, oplatając ciało Parka swoimi nićmi. Zupełnie, jakby wezwano go tu tylko po to, by w końcu doprowadzić go na skraj wytrzymałości i obserwować, jak pada na kolana, poddając się.

— Możesz mi to wytłumaczyć? — ponownie głos zabrał Jungkook, unosząc w dłoni kartkę z napisem "wypowiedzenie". — Dlaczego coś takiego leży na moim biurku z twoimi danymi?

— J...Ja... — powiedział Jimin, czując, jak słowa zatrzymały się w jego gardle, boleśnie je ściskając. Tworzyły na nim swego rodzaju łańcuchy, które pękną dopiero po wyznaniu prawdy.

— Możesz mówić szybciej? Nie mam czasu.

— To nie... moje — odpowiedział w końcu.

Dopiero po chwili do jego mózgu dotarła informacja o tym, że, według tego papierka, podobno chciał się zwolnić. Przecież nic takiego nigdy nie kładł na biurko prezesa. Ba! Nigdy nawet nie napisał czegoś podobnego, więc jakim cudem ów dokument znalazł się w rękach jego pracodawcy?

— Nie twoje? A czyje w takim razie? Z tego, co wiem, w mojej firmie jest jeden Park Jimin.

— Nie napisałem tego, przysięgam — zapierał się, chcąc wytłumaczyć się ze wszystkiego, jednak jakie było tego rozwiązanie?

— Więc kto? — Jeon zadał kolejne pytanie, opierając się na biurku, by być nieco bliżej swojego pracobiorcy. — Jak mi odpowiesz, postaram się o tym zapomnieć.

— Nie wiem, ale to na pewno nie ja — powiedział pewnie, próbując ukazać swoje opanowanie, lecz w rzeczywistości w jego wnętrzu szalała burza. — Może ktoś zrobił to specjalnie?

— Myślisz, że moi ludzie mają czas na takie zabawy? — parsknął śmiechem, wstając i powoli zmierzając w stronę Parka. — Posłuchaj mnie uważnie, dobrze? Podaj mi jedną osobę, która kiedykolwiek coś wspomniała o odejściu stąd, a nie będę kazał ci tego zjeść — stwierdził z "przyjaznym uśmiechem", powoli zgniatając kartkę w dłoni.

Jimin w tamtym momencie był przyparty do muru. Nie chciał nic mówić o tym, że niejaka Mia powiedziała mu trochę, aczkolwiek przez to sam mógłby paść ofiarą całkowitego poniżenia. Co powinien zrobić?

— Mia! — odezwał się w końcu niższy, zaciskając dłonie. — W weekend spotkałem się z M...Mią...

— I co ci powiedziała? — kontynuował Jeon, kładąc dłoń na głowie swojego pracownika i delikatnie głaskał go po niej, by w jakimś stopniu zachęcić go do mówienia.

— Żebym odszedł — powiedział od razu, czując palący dotyk wyższego. — Że każdy był tu nękany i niedługo... — zatrzymał się, zagryzając dolną wargę.

— Niedługo?

— Nie będę już człowiekiem... — dokończył ciszej, spuszczając głowę. Powiedział zdecydowanie za dużo, ale co miał zrobić? Jeon tworzył niewyjaśnioną presję, która zmuszała wszystkich nią dotkniętych do mówienia, dodatkowo wpędzając w coraz większą panikę.

— Ktoś cię nęka? — zapytał nagle, przenosząc dłoń na kark Jimina. — Dlatego tak nie skupiasz się na pracy?

— Tak...

— Grzeczny chłopiec — szepnął dość blisko jego ucha, odkładając zgniecione wypowiedzenie gdzieś na bok. — Musisz być szczery, wiesz, sweetie?

— Wiem... Ja może już pójdę, skoro wszystko jest jasne — powiedział Park, nie chcąc dłużej przebywać w tym dziwnie przerażającym pomieszczeniu, i skierował się w stronę wyjścia, lecz mocny uścisk na jego nadgarstku uniemożliwił mu dalszą drogę.

— Jeszcze nie wszystko — powiedział z lekkim uśmiechem Jeon. — Zrobiłbyś mi kawy? — zapytał, przeczesując włosy Parka, który nieco się wzdrygnął.

Widząc ten jakby szczery i życzliwy uśmiech, przed oczami miał Jungkooka, którego niegdyś podziwiał. To była ta sama osoba, która sprawiała, że jego serce biło zdecydowanie zbyt mocno przez stres. I właśnie wtedy w głowie Jimina pojawiło się kolejne pytanie.

Czy Jeon jest naprawdę taką osobą, czy po prostu jest znakomitym aktorem?

— Przyniosę — odpowiedział po chwili, lekko się kłaniając i wychodząc z pomieszczenia.

Nie rozumiał, dlaczego to on miał przynosić mu ten gorący napój. Przecież zaraz obok jego biura siedziała sekretarka, która nawet na chwilę nie podnosiła wzroku znad komputera. Zupełnie, jakby miała zostać za to ukarana.

A może takie był realia?

***

Wracał powoli zatłoczonymi ulicami miasta, wciąż mając w głowie scenę z dzisiejszego południa. Dlaczego nagle Jeon stał się taki... dziwny? Nie mógł pojąć tej zmiany, była całkowicie bezpodstawna. Starał się tak mocno, jak tylko mógł, więc co było powodem stworzenia się takiego koszmaru?

A może to było za mało? Może szefowi nie wystarczyło to, że pracował jak człowiek, posiadając jakiekolwiek granice i sumienie? Czy w takim razie słowa jego współpracownicy były prawdziwe?

Z głębokim westchnieniem, który nieco uwolnił jego płuca ze szponów ciągle odczuwanego strachu, wszedł do sklepu RTV AGD. Czuł potrzebę kupienia jakiegokolwiek filmu bądź gry, które byłyby doskonałą ucieczką do świata wirtualnego. Tego, który był zupełnie inny od przerażającej rzeczywistości, która nagle do niego zawitała.

Spoglądając po kolei na wszystkie opakowania, dostrzegł kątem oka małe kamerki, które przykuły jego uwagę. Dlaczego nie wpadł na to wcześniej? Może nie musiałby tak obawiać się powrotu do domu i myśleć, jak wyrwać się z objęć cienia.

Niespiesznie podszedł do małego urządzenia, dokładnie oglądając go z każdej strony. Nie mógł przestać przygryzać swoich warg, intensywnie myśląc nad sensem zakupu owych kamer. Teoretycznie mógłby uchwycić choć fragment twarzy nieznajomego i udowodnić swoją prawdomówność, jednak czy w praktyce wyglądałoby to tak samo?

Nie mogąc samodzielnie podjąć decyzji, wyciągnął swoją komórkę, od razu wybierając numer swojego przyjaciela. Po części bał się, jak ten zareaguje, ale jeżeli uzna to za głupi pomysł, poda mu powód, prawda? I choć po trzecim sygnale pojawiły się wątpliwości, czy powinien mówić Kimowi o swoim nowym pomyślę, zniknęły one w momencie podniesienia słuchawki z drugiej strony.

— Tak? — odezwał się pierwszy Namjoon.

— Hej, Nam. To ja.

— Cześć. Co jest?

— Słuchaj, wpadłem na taki pomysł, ale... nie wiem, czy jest dobry

— I chcesz, żebym ci doradził, zgadłem? — powiedział Kim ze śmiechem.

— Jak ty mnie znasz... Więc, pomyślałem, żeby zamontować na jakiś czas kamery. Myślisz, że to może być dobry pomysł? Wiesz, może uda mi się złapać w końcu tego kogoś! — zakończył z entuzjazmem, który znikł równie szybko, jak się pojawił. Chłopak nie odpowiadał, czym stresował Parka jeszcze bardziej, niż jakby po prostu go wyśmiał. — Nam?

— Ach, tak, przepraszam. Tak, to może być dobry pomysł!

— Tak myślisz?

— Pewnie, jak chcesz... — przerwał, a po drugiej stronie można było usłyszeć ciche szepty połączone z westchnięciami. — Wiesz, Chim, muszę kończyć. Odezwę się później, okej? Pa.

Nim Jimin cokolwiek zdążył odpowiedzieć, Namjoon rozłączył się, pozostawiając zdezorientowanego Parka samego sobie. Dlaczego tak dziwnie się zachował i kim była osoba, z którą rozmawiał? I dlaczego szeptali, skoro dotychczas mężczyzna mówił normalnie?

Postanawiając nie myśleć o tym dłużej, udał się od razu do kas, przygotowując odpowiednią ilość pieniędzy. Był na siebie poniekąd zły, że postanowił zrobić coś takiego, choć jego portfel, jak i konto, powoli konały z powodu braków jakichkolwiek środków, lecz mając na uwadze własne życie oraz zdrowie, nie potrafił tego nie zrealizować. Zwłaszcza, że jego przyjaciel stwierdził, iż to świetny pomysł. Kto wie, może naprawdę wszystko się uda i nadzieja wróci do jego życia?

Czekając na swoją kolej, zobaczył na jednym z włączonych telewizorów Jeona, wypowiadającego się na temat nowych projektów, które niedługo wejść miały w życie. Tak naprawdę Jimin o nich nie wiedział. Siedział jedynie w biurze, wypełniał oraz sprawdzał odpowiednie dokumenty, nie ingerując w żadne sprawy związane z produkcją czy chociażby planowaniem. Miał również wrażenie, że szef organizował spotkania dla poszczególnych grup. Osobną dla jego wydziału, osobną dla projektantów oraz osobną dla kolejnych pracowników, o których zapewne pracobiorca nawet nie miał pojęcia. Ta firma była zdecydowanie zbyt dziwna, by mógł wszystko pojąć w tak krótkim czasie.

Wpatrując się w uśmiechniętego Jungkooka, nie mógł uwierzyć, że to on dziś był tak przerażający. Biła od niego przyjemna aura, która uwodziła wszystkich nawet przez ekran telewizora, a czarujący uśmiech sprawiał, że wszelkie negatywne plotki, które ktoś mógłby usłyszeć, traciły całkowicie sens. Park nie potrafił połączyć widoku wiecznie uśmiechniętego mężczyzny ze słowami "a nie będę kazał ci tego zjeść".

— Na co tak patrzysz, sweetie? — usłyszał przy swoim uchu, przez co podskoczył, nagle wyrwany ze świata własnych myśli.

— Dzień dobry — ukłonił się, okazując tym szacunek. — Słucham pana przemowy.

— Nie mówię nic ciekawego. Sam jestem niezadowolony — mlasnął biznesmen, zaraz zmieniając swój wyraz twarzy, którą zdobił uśmiech. — Co kupujesz?

— N...Nic takiego... — odpowiedział, w końcu podając sprzedawcy swoje zakupy.

— Wiesz, że musisz być szczery, prawda, sweetie? — ponownie to przezwisko i to samo zdanie, które wypowiedziane zostało w gabinecie mężczyzny.

Po plecach Jimina przeszły niezbyt przyjemne dreszcze, a serce jakby przemieściło się do gardła ze stresu. Najgorsze było to, że Park sam nie wiedział, dlaczego tak obawiał się tego człowieka. A może był to zwyczajny szacunek?

Ignorując tę uwagę, podał mężczyźnie za ladą odpowiednią sumę pieniędzy i chwycił reklamówkę, w której znajdowały się jego zakupy. Podziękował z uśmiechem i odszedł, by nie torować miejsca następnym klientom.

— Wiesz, że masz piękny uśmiech? — ponownie odezwał się Jungkook, przeczesując włosy niższego.

Nagła zmiana zachowań tego mężczyzny była co najmniej przerażająca. Do tego te dziwne interakcję miedzy nimi doprowadzały Parka do wewnętrznej walki, która jeszcze bardziej go osłabiała i niszczyła. Z jednej strony wymagający i przerażający szef, skrywający niezliczoną ilość tajemnic. Z drugiej zaś przyjazny i miły mężczyzna, prawiący komplementy i uśmiechający się do każdego. Która z tych twarzy była prawdziwa? Czy kiedykolwiek znajdzie na to odpowiedź?

— Dziękuję — odpowiedział nieco bardziej pewnie. Nie chciał ukazywać, że stresuje się przy tym człowieku.

Tak naprawdę był wciąż cały, lecz równocześnie rozbity.

— Za prawdę się nie dziękuję — oznajmił Jeon, przeczesując tym razem swoje ciemne włosy.

— Przepraszam.

— Jesteś rozkoszny. Nie przepraszaj, po prostu zapamiętaj — zaśmiał się wyższy, rozglądając się po sklepie. — A teraz wybacz, ale muszę coś kupić dla swojej córki, a od kilku tygodni prosi mnie o nowy laptop — westchnął.

— Ma pan córkę? — zapytał ciekawy Jimin, dopiero po fakcie zdając sobie sprawę, że to pytanie mogło okazać się nie na miejscu.

— Tak. Ma trzynaście lat i nazywa się Mina. Jest piękną dziewczyną — westchnął rozmarzony szef, zaraz jednak z powrotem krzyżując spojrzenia z niższym od siebie mężczyzną. — Porozmawiamy o tym kiedy indziej, dobrze? Jesteś nowy i nie zdążyłem cię jeszcze poznać. Zawsze mi uciekasz. Do zobaczenia — pomachał swojemu pracobiorcy, który jedynie ponownie się ukłonił i odprowadził go wzrokiem.

Park wyszedł ze sklepu, stwierdzając, że bezsensownym będzie stanie tam i rozmyślanie nad wszystkim. Pragnął zapanować nad wewnętrznym chaosem, jednak wszystko zbyt mocno się zlewało w całość.

Zastanawiał się, czy jego szef na pewno jest taki zły, na jakiego wygląda w pracy i jak wykreowała go sobie Mia. Przecież to mógł być normalny mężczyzna, posiadający córkę, a pojedyncze niepokojące zachowania mogły być jedynie oznaką przepracowania. W końcu zapanowanie nad firmą nie jest tak banalne, jak może się wydawać.

Z takimi myślami, które nieprzerwanie walczyły ze sobą różnymi argumentami, doszedł pod swój blok. I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie palące się światło w salonie, które na pewno zgasił. Z jakiego powodu miałby palić je z samego rana?

Niezwłocznie zadzwonił na numer alarmowy, informując policję o domniemanym włamaniu. Miał szczęście, że stróże prawa albo nie pamiętali jego głosu, albo po prostu ktoś zupełnie inny był na służbie, ponieważ zgodzono się od razu do niego przyjechać. Stał więc sam, wpatrując się w swoje okno, w którym chwilę później dostrzegł zarys sylwetki. Niestety, był on na tyle niepewny co do tego zjawiska, że domniemany cień równie szybko zniknął z jego oczu.

Na przyjazd odpowiednich służb nie musiał długo czekać. Dosłownie dziesięć minut później już razem z funkcjonariuszami wchodził po schodach, modląc się w duchu, by tajemniczy prześladowca wciąż tam był. Nie chciał ponownie stracić zaufania policji, która mogła być jego ostatnią deską ratunku w ostateczności.

Otworzył drzwi odpowiednim kluczem i pozwolił mundurowym wejść przodem, samemu jeszcze chwilę stojąc na klatce. Dopiero, gdy policjanci rozproszyli się po całym mieszkaniu, również przekroczył próg. Niepewnie wszedł do salonu, w którym wciąż paliło się światło i ostrożnie rozejrzał się po pomieszczeniu, odkładając siatkę na podłogę przy ścianie. Badał wzrokiem, czy wszystko pozostało na swoim miejscu, mając nadzieję, że jednak coś zginęło. Niestety, nie doszukał się żadnej różnicy, tak samo, jak policjanci żadnego dowodu lub śladu.

Zrezygnowany opadł na kanapę, widząc surowy wzrok skierowany na niego. Gospodarz nie mógł jednak rozszyfrować, czy oznaczał on jakiekolwiek negatywne emocje, czy po prostu był jedynie odpowiednią maską, którą mężczyzna musiał nosić razem z mundurem.

— Jest pan pewny, że zgasił pan światło? — zapytał jeden z funkcjonariuszy.

— Tak, oczywiście. Z rana nie muszę go zapalać.

— Zamek również jest w porządku, a w całym mieszkaniu nie ma żadnych śladów. Niestety, nie mamy podstaw, by wszcząć poszukiwanie włamywacza. Nie wiemy, czy takowy był.

— Rozumiem — westchnął Park, zamykajac oczy. — Przepraszam za kłopot.

— Myślę, że powinien pan udać się na urlop lub jakąś terapię. Oczywiście są to moje prywatne spostrzeżenia. Może jest pan jedynie przepracowany?

— Może... Chyba ma pan racje, tak zrobię — odpowiedział gospodarz z uśmiechem, powoli wstając.

Chwilę jeszcze porozmawiał z funkcjonariuszem, po czy odprowadził swoich "gości" do wyjścia, by zamknąć za nimi drzwi i ustawić kilka kamer, skierowanych na nie. Jednak zanim drewno ponownie oddzieliło całkowicie jego mieszkanie z klatką schodową, usłyszał przerażający śmiech.

Najgorsze było to, że doskonale go znał. Nie słyszał go raz czy dwa. Miał pewność, że na pewno ten dźwięk był mu w miarę bliski.

Zmarszczył brwi, czując wibrację w kieszeni i spojrzał na otrzymaną wiadomość. Jej treść sprawiła, że Jimin zaczął zadawać sobie milion kolejnych pytań, które jedynie wisiały w powietrzu.

"Naprawdę jesteś naiwny"

I wtedy Park spojrzał przed siebie z nieco szerzej otwartymi oczami.

Czy to możliwe, że cieniem był ktoś mu bliski? 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro