Prolog
Stukał nerwowo opuszkami palców w swoje kolano, siedząc w miejscu, które spokojnie mógł nazwać poczekalnią. Stresował się jak nigdy, przez co do jego oczu napłynęły łzy, które chwilę później zaczęły zaciskać niewidzialny sznur na jego szyi. Starał się o pracę w jednej z ważniejszych firm w kraju. Od kiedy podjął stałą pracę, marzył, by tu siedzieć, by spojrzeć w twarz osobie, która była jego autorytetem. Człowiek wręcz idealny. Dziedzic tego wysokiego stanowiska, które pasowało do niego, niczym cień do człowieka. Wiecznie uśmiechnięty, uprzejmy. Jakby nie potrafił się denerwować, smucić. Jedynie cieszyć, sprawiając, że i ludziom wokół chciało się uśmiechać, a wszystkie dotychczasowe troski i smutki znikały, nie zostawiając po sobie śladu.
Słysząc swoje imię miał wrażenie, jakby jego serce na chwilę przestało bić. Oddech na sekundę się zatrzymał, a doskonale ułożone zdania w głowie zostały rozdmuchane, pozostawiając po sobie kilka wyrazów, które połączone nie tworzyły sensownych zdań. Westchnął, chcąc przywrócić wszystko do normy i powoli wstał, czując jak jego kolana uginały się pod ciężarem jego ciała. Mógł stwierdzić, że żył, jednak przemowa zapisana w głowie nadal nie wróciła, tworząc niepokojącą lukę.
Powoli, jakby niepewnie przekroczył próg gabinetu dyrektora i usiadł na wygodnym krześle, uprzednio podając swojemu przyszłemu, a przynajmniej miał taką nadzieję, pracodawcy dłoń na przywitanie. Czuł, jak ta część przyjemnie mrowiła, na co delikatnie się uśmiechnął. Wiedział, że czuł się tak, ponieważ właśnie wpatrywał się w idealnie ciemne tęczówki, które od tak dawna chciał zobaczyć z bliska.
— Może pan zaczynać — usłyszał melodyjny głos, który zaczął echem rozchodzić się po jego głowie, jak po dużym, pustym pomieszczeniu.
— Więc... — wziął głęboki wdech i uśmiechnął się delikatnie, mając cichą nadzieję, że mężczyzna, siedzący po drugiej stronie biurka, nie zauważy jego zdenerwowania, które powoli paraliżowało jego ciało. — Nazywam się Park Jimin, mam dwadzieścia osiem lat. Mówiąc szczerze, uważam, że nadaję się idealnie na stanowisko, o które się staram. Nienawidzę plotkować, więc wszystkie sekrety firmy nie wypłyną poza ten budynek. Jestem również bardzo zorganizowany i punktualny, przez co spóźnienia nie wchodzą w grę. Ani z projektem, ani z dotarciem do pracy. Potrafię również zachować powagę, co jest potrzebne, tak myślę.
— A jednak stresuje się pan przed oficjalnymi spotkaniami, mam rację?
— Niestety, na początku mogę mieć z tym problem. Jednak wierzę, że dzięki ciężkiej pracy będę potrafił przyzwyczaić się do wypowiedzi przed większym gronem odbiorców.
Jungkook, osoba, do której należała ostateczna decyzja, przyglądał się Parkowi z zaciekawieniem. Pochylił się nieco w jego stronę, będąc otwartym na swojego gościa, a może nawet przyszłego pracownika. Pierwszy raz spotkał się z osobą, która otwarcie przyznała się do swoich słabych stron, do tego mówiła wszystko, co miała w swoim CV. Nie mógł zaprzeczyć, był zszokowany.
— Panie Park, proszę mi powiedzieć, czy mógłby pan zostawać po godzinach?
— Jeżeli byłaby taka konieczność — oznajmił bez grama zawahania w głosie, jednak w środku drżał, obawiając się, że gdzieś się potknie. Że nie będzie potrafił wytłumaczyć swojej myśli i powie coś, co od razu wykluczy go z listy kandydatów.
— Ile godzin?
— Ile będzie trzeba.
— Małżonka nie będzie zła, że wraca pan tak późno albo nie ma czasu dla niej? — zapytał Jeon, chcąc się jedynie dowiedzieć, czy Jimin jest w związku. Zapytanie wprost byłoby niezbyt kulturalne.
— Jestem singlem, mieszkam sam, więc nie dochodziłoby do takich sytuacji.
Jungkook uśmiechnął się i wstał, poprawiając krawat. Spojrzał na swojego rozmówcę i chwycił jego CV, drąc kartkę na małe kawałeczki. Zawsze tak robił, gdy był pewny swojej decyzji. Nie potrzebował tego, ponieważ rozmyślanie nad daną osobą nic by nie zmieniło. Nienawidził zmieniać decyzji odnośnie pracobiorców.
— Nie będzie to już panu potrzebne.
— Jak to? — zapytał zdziwiony Park, patrząc na lądujące w koszu kawałki papieru.
— Witam w firmie. — Jeon uśmiechnął się szeroko i ponownie tego dnia podał dłoń Parkowi, patrząc z satysfakcją na kłaniającego się Jimina, który jakby nadal był w szoku, ale z grzeczności wypowiadał kulturalne słowa. — Może pan zacząć od przyszłego tygodnia. Musi pan przygotować się psychicznie, prawda? — zaśmiał się i nie czekając na odpowiedź, kontynuował. — Proszę wypocząć i przyjść z chęciami do pracy.
— Oczywiście. Nie zawiedzie się pan, panie Jeon. Będę wzorowym pracownikiem.
— Mam nadzieję — szepnął jakby do siebie, odbierając te słowa inaczej, niż chciałby tego ich nadawca.
Po kilku minutach Park opuścił pomieszczenia, a Jungkook ponownie zajął miejsce za biurkiem, biorąc do ręki zdjęcie Jimina, które wyciął z kopii jego CV. Uśmiechnął się pod nosem i oblizał usta.
— Będziesz chodził jak w zegarku, Park.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro