Dodatek #5
Kolejny dodatek, tym razem z okazji 150 tysięcy wyświetleń! Dziękuję!
...czyli bajka dla bardziej wybrednych.
"Venus i sześciu bohaterów"
Dawno, dawno temu, za górami, za lasami i za Nowym Jorkiem, było sobie piękne królestwo. Może nie tak piękne, jak jego księżniczka. Dziewczyna była niezwykle zgrabna. Lubowała się w kolorze zielonym, który niesamowicie dobrze komponował się z jej brązowymi oczami i ciemnymi włosami. Wszyscy uważali ją za urodziwą i łagodną kobietę. Jednak tylko ci, którzy mieli z nią bliższy kontakt wiedzieli, że jest bardzo uparta, sprytna, a często bywa też pyskata.
Dziewczyna wychowywała się praktycznie całe życie sama. Nie znała swoich rodziców, a jej macocha, która rządziła tymczasowo królestwem, nie była do niej przychylnie nastawiona. Nie dość, że dziewczyna była od niej ładniejsza, to jeszcze mądrzejsza i miała niesamowity dar zjednywania sobie ludzi. Nawet po mimo swojego specyficznego charakteru.
Gdy zbliżał się czas, kiedy to księżniczka Venus miała przejąć należną jej władze, jej macocha, której imię brzmiało Nickolle Furia, postanowiła pozbyć się konkurentki. Nickolle była zdecydowanie kobietą elegancką, nawet pomimo czarnej przepaski na jednym oku, które straciła w tajemniczym wypadku. Kobieta miała ciemną karnacje i czarne włosy. Często przechadzała się korytarzami zamku, zatapiając się we własnych myślach. To właśnie podczas tych spacerów, miał się wypełnić jej złowieszczy plan.
Kazała zawołać swoją podopieczną. Venus niechętnie dołączyła do niej, wiedząc, że szykuje się coś nieprzyjemnego. Ale spokojnie dzieci, nikt nie umrze. Na razie.
-Z wielką mocą, wiąże się wielka odpowiedzialność, moja droga...- zaczęła Furia- Niedługo przejmiesz władzę, dlatego chciałabym, żebyś lepiej znała pobliskie lasy. Dobra królowa powinna znać swoje królestwo.
Venus spojrzała na nią podejrzliwie. Lasy, śmasy starucho, pomyślała. Kobieta jednak jakby nigdy nic szła dalej, wyprostowana jak strzała z rękami założonymi z tyłu. Wygląda jakby miała kij w tyłku.
-Czyli twierdzisz, że przejażdżka po lesie sprawi, że będę najlepszą władczynią ever?- spytała obojętnie. No, może było w tym trochę sarkazmu. Nasza księżniczka nie mogła się całkowicie powstrzymać.
-Tak- odpowiedziała bez zbędnych ceregieli Nickolle- Jedziesz za godzinę. Phil będzie cię pilnował.
Chyba ja będę pilnować jego.
-Nie potrzebuje niańki. Zresztą Coulson jest do du...do niczego- musicie wiedzieć, że bycie księżniczką wcale nie jest takie proste. Nawet nie wolno mówić takich rzeczy jak dupa.
-To wszystko. Możesz odejść- oznajmiła czarnoskóra, jakby wcale nie usłyszała wypowiedzi swojej młodszej towarzyszki. Venus pospiesznie odeszła mamrocząc nieprzystające damie rzeczy pod nosem. Tymczasem Nickolle zeszła do podziemnej komnaty, w której rodziły się wszystkie jej intrygi. Phil już na nią czekał.
-Może tylko ją tam zostawię? Przecież nie wróci sama, zgubi się, a wtedy...
-Dość. Masz ją zabić. Tylko tym razem wypełnił zadanie, bo obetnę ci wypłatę- zagroziła kobieta. Zrezygnowany Phil wyszedł z komnat. W końcu czekała go brudna robota do wykonania.
~*~
Venus nie podobała się ta wycieczka. Siedzenie ją polało od siodła, gryzły ją robaki, a w dodatku gęba Phila Coulsona nie zamknęła się nawet na minutę. Czuła, że mężczyzna się czymś denerwuje i cały czas gładzi delikatnie rękojeść swojego miecza. To jej się wcale nie podobało. Typ był sługusem jej wrednej macochy, więc fakt że jest z nim na wycieczce krajoznawczej, był nadzwyczaj podejrzany. Nie ze mną te numery, szlaufy jedne.
-Słuchaj, nie chciałam tego mówić, bo to dość niezręczna sytuacja, ale masz coś na twarzy. Chyba błoto czy coś...
-Błoto?- spytał zdziwiony Phil.
-Nie wiem czy to błoto, nie jestem ekspertem- odparła dziewczyna i starała się stłumić uśmiech- Jeśli chcesz, możemy się zatrzymać koło tego strumienia, to się trochę odświeżysz.
-Ale tylko na chwilę- odpowiedział po chwili ciszy. Naiwniak.
Po mimo tego, że twarz Phila Coulsona była czystsza niż naczynia wyciągnięte ze zmywarki, zsiadł z konia, uwiązał go do drzewa i podszedł do brzegu strumienia. Gdy się pochylił i nabrał wody w dłonie, Venus powoli odwróciła swoją klacz. Phil zatracił się na chwilę w szorowaniu swoich polików. Księżniczka mocniej ścisnęła boki konia, a ten zaskoczony nagłym odruchem jeźdźca, wymierzył kopniaka prosto w łysiejący łeb mężczyzny. Sługus królowej padł nieprzytomny na ziemię, z głową niecałe dwadzieścia centymetrów od rzeki. Venus odwróciła zwierzę i spojrzała na swoje dzieło. Była całkiem zadowolona. Napotkała wzrok wierzchowca, na którym przyjechał Phil. Najwyraźniej nie podobało mu się w jakim stanie jest jego właściciel.
-Oj nie patrz tak na mnie- obruszyła się dziewczyna, patrząc wyzywająco na czarnego ogiera- Jestem pewna, że nic mu nie będzie.
Zwierzę zarżało w odpowiedzi.
-Mogę się założyć, że miał na tej wycieczce poobcinać mi małe palce u stóp, czy coś w tym stylu- dodała brunetka, zostawiając swojego nieprzytomnego towarzysza- Zasłużył sobie.
Dziewczyna jechała aż do wieczora. Nie mogła wrócić do zamku, zwłaszcza bez Phila. Kłusowała więc przez las, aż zrobiło się już niepokojąco ciemno. Zjechała w jedną z bocznych ścieżek, zakładając, że tam znajdzie bezpieczniejsze miejsce na noc. W krzakach. Co za idiotyzm. Zeszła z konia i zaczęła go prowadzić wąską ścieżką. Gałęzie drzew kaleczyły jej twarz i targały włosy. Pozytywną stroną tej sytuacji było to, że przynajmniej nie musiała kontrolować potoku brzydkich słów wypływających z jej ust. W końcu kto w tej dziczy przejmie się poziomem jej wypowiedzi?
-Damie nie przystoi taki brzydki język- upomniał ją głos w ciemności. Z początku nic nie zauważyła. Jednak po chwili, dostrzegła małego człowieczka, który siedział pod brzozą. Venus pomyślała, że sięgałby jej może do pasa, gdyby był w pozycji stojącej. Miał długie blond włosy i brodę, a obok niego stał młot, prawie tej samej wielkości, co jego właściciel.
-Daj spokój, przecież ona nie wygląda na damę- powiedział inny krasnal, który siedział na gałęzi, kilka metrów nad tym z młotkiem. Ten miał krótko przycięte włosy, dziwne fioletowe okulary i drewniany łuk. Co jest? Zlot minionków czy jak?
-Myślę, że nie tobie oceniać, mini gadająca figurko Robin Hooda- odpyskowała księżniczka.
-Możemy ją przygarnąć?- kobieta usłyszała za sobą śmiech- Podoba mi się jej charakterek.
Na drzewie obok spoczął inny krasnolud. Miał kilkudniowy zarost i dziwny, czerwony kombinezon.
-Nie wiem czy to bezpieczne- rzucił inny malutki mężczyzna, który do tej pory krył się w zaroślach, niedaleko miejsca w którym siedział typek z młotkiem. Venus uznała, że ma słodką, ciemną czuprynę.
-Bezpieczne?- brwi księżniczki powędrowały do góry niczym dwa disco robaczki- To w końcu ja jestem ofiarą w tym wszystkim! Banda krasnoludów zaczepia mnie w środku lasu! I w dodatku jest ciemno jak w du...
-Język, młoda damo!- kolejny członek gromady dołączył do dyskusji i postanowił wyłonić się z gęstwiny. Jakiś napakowany blondynek.
-Nawet tutaj nie ma czegoś takiego jak wolność słowa- mruknęła pod nosem Venus. To już robiło się męczące.
-Miła pani, myślę, że moi koledzy i ja będziemy zaszczyceni jeśli zgodzisz się przyjąć naszą pomoc. Wygląda na to, że przydałby Ci się nocleg i ciepła strawa- rzekł ten z młotkiem. Brunetka zamyśliła się na chwilę. W końcu nie jestem taka głupia.
-Podejrzewam, że pewnie będziecie chcieli coś w zamian- odparła. Krasnoludki popatrzyli po sobie.
-W sumie to możesz nam trochę pomóc- odpowiedział po chwili czerwony kombinezon.
-No wiesz, posprzątasz od czasu do czasu. Może coś ugotujesz...- dodał ten z łukiem.
-Uwierz mi, wolisz żebym nie gotowała- przerwała mu Venus.
-A więc hej ho, hej ho!- zawołał radośnie ten blondynek od cenzury i wszyscy ruszyli ścieżką w głąb lasu.
~*~
Okazało się, że to nie koniec ich wesołej gromadki. W domku czekała na nią jeszcze mała, ruda kobietka, która wolała grzać się przy kominku, niż szwędać się po nocach, jak jej koledzy.
Księżniczka wchodząc do domu prawie zaryła czołem w sufit, taki był malutki. Jednak im głębiej chatki, tym było lepiej. Wszystko tutaj było jednak strasznie malutkie, więc Venus czuła się trochę jak w przerośniętym domku dla lalek.
Okazało się, że krasnoludki mają dość zabawne imiona, więc brunetka z pewnością je szybko zapamięta. Zawsze miała dobrą pamięć do takich rzeczy. Kapcio, Zielonek, Łucznik, Młotek, Wynalazca i Ruda okazali się przyjemniejszą gromadką, niż się na początku spodziewała. Zaproponowali jej miejsce do spania, posiłek i kilka ciekawych historii. Księżniczka nawet się nie spodziewała, że te stworki mogą mieć takie interesujące życie.
Brunetka dość szybko zadomowiła się w leśnej chatce. Pomagała krasnoludkom w robotach domowych, podczas gdy oni zajmowali się łapaniem pobliskich rozbójników. Venus nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, ile typów spod ciemnej gwiazdy zamieszkuje ten las. Chyba jednak ta wycieczka po buszu czegoś mnie nauczy. Chociaż pierwotnie miała na celu co innego...
Tymczasem, podczas gdy nasza bohaterka żyła sobie szczęśliwa wśród krasnoludków, Nickolle zastanawiała się, jak się jej pozbyć. Phil okazał się równie bezużyteczny jak deszcz w lany poniedziałek, więc kobieta była zmuszona wziąć sprawy w swoje ręce. Za pomocą kilku zaklęć i pomocy swoich najbardziej utalentowanych naukowców, stworzyła zabójczą broń, która miała posłużyć do zamordowania księżniczki. Trujące misie haribo. O tak, to będzie zbrodnia idealna.
Trzymajcie się mocno dzieciaczki, bo teraz będzie ostra jazda.
Nickolle przebrała się za staruche. Nie to żeby teraz była specjalnie młoda. Kamuflaż, zatrute żelki i była gotowa do drogi. Szła dość długo zanim w końcu dostrzegła chatkę krasnoludków. Czarnoskóra wiedziała, że księżniczka będzie teraz sama, co było idealnym momentem żeby zakończyć to raz na zawsze.
-A Ty to kto?- gdy tylko Venus zobaczyła staruche pod oknem, wyszła na zewnątrz z kijem od miotły jako bronią. Tak na wszelki wypadek.
-Wybacz mi, dziecko, jeśli Cię przestraszyłam- głos kobiety brzmiał jakby jechała po dziurawej drodze na rowerze- Zabłądziłam, a szukam drogi w stronę zamku. Może pomogłabyś biednej staruszce?
Venus doświadczyła dziwnego deja vu. Jakbym to już gdzieś słyszała...
-To w tamtą stronę- oświadczyła brunetka wskazując odpowiedni kierunek.
-Och! Dziękuję ci, dobre dziecko! Proszę, przyjmij to w dowód mojej wdzięczności!- starsza pani wyjęła spod pazuchy paczkę żelków. Oczy księżniczki zaświeciły się jak małe żaróweczki. Kocham misie haribo.
Przyjęła prezent od nieznajomej, nie zwracając uwagi na cichy głosik, który mówił jej, że to zły pomysł. Zamknij się, Kapcio.
Zanim się zorientowała, tajemnicza starucha zniknęła.
~*~
Gdy sześć krasnali, wróciło do domu, zastał ich przerażający widok. Venus leżała nieprzytomna na podłodze. Wokół niej walały się kolorowe, żelkowe niedźwiedzie.
-Czy...ona, nie żyje?- spytał ze strachem Zielonek, gdy tylko Łucznik podszedł bliżej do dziewczyny.
-Nie mam pojęcia- odparł mu kolega.
-To mi wygląda na jakieś czary- stwierdził stanowczo Młotek.
-I co teraz? Przecież nie możemy jej tak zostawić!- Wynalazca próbował wszystkiego, żeby obudzić swoją nową przyjaciółkę. Dał jej nawet powąchać skarpety Kapcia. Niestety, nic nie działo.
Krasnoludki popadły w niesamowity smutek. Wynalazca z pomocą Zielonka zbudował jej nowoczesną, szklaną trumnę, gdyż jeszcze nie byli gotowi by się z nią pożegnać na dobre. Ruda i Łucznik postanowili zebrać trochę kwiatów. Kapcio tylko siedział i płakał, powtarzając coś cały czas, jak to nie lubi tracić towarzyszy broni. Młotek gdzieś zniknął, lecz nikt się tym zbytnio nie przejął. Często to robił.
Całą gromadą, siedzieli przy trumnie Venus, wspominając jej wesołą i sarkastyczną naturę. Uronili nawet kilka łez. Przerwał im jednak głośny huk.
-Nie smućcie się, przyjaciele!- krzyknął Młotek, który wylądował kilka metrów od nich.
-To pogrzeb. Tu z reguły panuje smutna atmosfera- odpowiedziała mu Ruda, która przytulała ryczącego Łucznika.
-Przyprowadziłem pomoc!- oznajmił radośnie blondyn, po czym z krzaków wylazł wysoki mężczyzna. Miał długie do ramion, czarne włosy, zielone oczy i długi, królewski płaszcz.
-I co niby nam tu pomoże jakieś książątko?- spytał sceptycznie Wynalazca. Przybysz trochę się zmieszał.
-To jest Loki, który odczaruje naszą drogą przyjaciółkę!
Mężczyzna podszedł do szklanej trumny. Kobieta w środku wydała mu się niezwykle urodziwa. Pod wpływem impulsu, otworzył wieko i pocałował śpiącą dziewczynę. Kilka sekund po tym, jak jego usta zetknęły się z wargami księżniczki, kobieta otworzyła oczy i oddała pocałunek.
-Zdajesz sobie sprawę przystojniaku, że całowanie martwej dziewczyny to już jakieś zboczenie, nie?- spytała księżniczka.
Myślę, że chyba wszyscy wiemy, co było dalej. Nie przesadzę, jeśli powiem, że wszyscy żyli długo i szczęśliwie.
Koniec
Wakacje się kończą, a mnie wzięło na dodatki.
Do zaczytania ;)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro