Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~8~


Zdający się nie mieć końca, tydzień później...

Venus

Siedziałam w barze, w którym pracował Josh. Noc dopiero się zaczynała, a z każda minutą do lokalu ściągało coraz więcej ludzi. Głównie kryminalistów.

Od czasu zajścia z Avengers i tym aroganckim magikiem, minął trochę ponad tydzień. Przystałam na warunki bohaterów i opuściłam celę, mogąc znów zacząć swoje dziwne życie. Nie interesuje mnie co się stało z Lokim, czy tymi dziwakami w kostiumach. Grunt, że nareszcie mogłam się od nich uwolnić.

-Chciałbym dożyć dnia, gdy zamówisz u mnie coś innego, niż wodę z cytryną.- zwrócił się do mnie Josh. Barman był wysokim, czerwonowłosym mężczyzną, który pomagał mi zdobywać klientów, a w wolnych chwilach grywał na perkusji w swoim małym mieszkanku. Zawsze się dziwiłam, jak ktoś w jego wieku, znalazł się w takim miejscu. Nie miał jeszcze skończonych dwudziestu pięciu lat.

-Kiedyś napewno zamówię coś innego.- powiedziałam wymijająco i spojrzałam delikatnie w stronę mężczyzn, których podsłuchiwałam. Jednym z nich był napewno Rick, szef jednego z miejskich gangów. Drugiego widziałam pierwszy raz na oczy, ale na kilometr było widać, że śliski z niego typ. Garniak i ciemna aktówka, z reguły nie zwiastują nic dobrego, jeśli chodzi o "tę" część NY. Podniosłam delikatnie rękaw, w którym miałam szpiegowskie urządzenie do wychwycania dźwięku. Jak dobrze, że Bóg obdarzył kobietę długimi włosami, które z reguły zakrywają rzeczy, które wkładam sobie do uszu. Tak było i tym razem. Słuchawki zostały niezauważone.

-...on nie chce, żeby ktoś o tym wiedział. To ma się obyć po cichu, rozumiesz?

-Dyskrecja to moje drugie imię. Kiedy dokładnie przyjedzie?- spytał Rick.

-Za dwa tygodnie. O trzeciej w starej hali w dokach. Wiesz gdzie to jest, prawda?- odezwał się ponownie ten pierwszy.

-Jasna sprawa, szefie. Ja i moi ludzie będziemy czekać.

-Jeśli przesyłka dojedzie bezpiecznie, Hydra was wynagrodzi.- gościu, poklepał tego drugiego po ramieniu i wyjął jakieś papiery z teczki. Dał mu je, Rick natychmiast schował je za pazuchę, i wyszedł z baru. Hydra...brzmi znajomo.

-Coś ciekawego?- zagadnął Josh.

-Żona tego tutaj - wskazałam delikatnie na Ricka- chce się dowiedzieć, czy jej ukochany nie robi jakiś interesów za jej plecami.

-I co?

-Okazuje się, że robi.- powiedziałam i wyjęłam dyskretnie z ucha słuchawkę.

-Coś czuję, że w gangu Moon'a dojdzie do kłótni małżeńskiej.- dorzucił czerwonowłosy i wrócił do obsługiwania klientów. Odwróciłam się na krześle i omiotłam bar spojrzeniem. Kolor schodzący ze ścian i zniszczone czerwone kanapy, były pełne pijanych już mężczyzn. Tylko gdzie, nie gdzie widać było skąpo ubraną kobietę. Wyszukałam Ricka, który siedział samotnie w kącie pomieszczenia i postanowiłam wkroczyć do akcji.

Rozpięłam skórzaną kurtkę i pociągnęłam czarny top trochę w dół, by uwidocznić dekolt. Wstałam i postukując delikatnie butami na słupku po brudnej posadzce, podeszłam pewnym krokiem do stolika kryminalisty i usiadłam blisko niego.

-Słyszałam, że poszukujecie dziewczyn do umilania towarzystwa.- powiedziałam uśmiechając się zalotnie.

-Myślisz, że spodobałabyś się moim chłopcom?- spytał, a w jego oczach widać było ten głupkowaty błysk, kiedy rozłożył się na kanapie jeszcze bardziej. Połknął haczyk.

-Jeszcze nie spotkałam takiego, który by mi odmówił...- wymruczałam i położyłam mu rękę na torsie, by zacząć powoli rozpinać guziki jego czarnej koszuli.

-Zanim bym cię przedstawił, musiałbym sprawdzić, czy się nadajesz...- powiedział kładąc mi rękę na udzie. Te spodnie idą potem do śmieci.

-Nie ma sprawy, mieszkam niedaleko.- po tych słowach pocałował mnie agresywnie, a jego język zdecydowanie się zagalopował. Jednak na razie nie mogłam go uderzyć,  na co miałam wielką ochotę, żeby mój plan zadziałał. Na razie. Chwyciłam go za rękę, zmuszając go tym samym, żeby wstał i wyszedł ze mną z baru.

Pociągnęłam go kilka metrów ciemną ulicą i gwałtownie wepchnęłam w mroczny zaułek. Przycisnęłam do ściany i ponownie złączyłam nasze usta. Wplątałam dłonie w siwe włosy mężczyzny i kilka sekund później, zacisnęłam mocno na nich pięści, po czym uderzyłam jego głową w mur.

-Będę musiała po tym wypić cały płyn do płukania...- mruknęłam i wyciągnęłam z kieszeni kurtki nieprzytomnego mężczyzny papiery, które dał mu ten laluś. Na pierwszej stronie widniał obrazek czaszki z jakimiś mackami. Porobiłam szybko zdjęcia wszystkich stron telefonem i odłożyłam dokumenty na miejsce. Zabrałam mu za to pieniądze, które miał przy sobie. Jak się obudzi, to pomyśli, że po prostu go okradłam i nawet do głowy mu nie przyjdzie, że widziałam, zapewne ważne dla niego, dokumenty.

Zapięłam kurtkę i ruszyłam ciemna ulicą, do jedynego znanego mi miejsca, w którym dostanę odpowiedź, co do tej całej organizacji.

~~*~~

Ta, tak bardzo znienawidzona przeze mnie winda, wydawała się jakby inna. Chyba zmienili kolor przycisków. Zdaje mi się, że ostatnio były złote. Teraz są jakby lekko srebrne.

Urządzenie zatrzymało się i mogłam wejść do salonu. Ten jeden pokój, był większy niż moje mieszkanie. Nowoczesność i styl tego pokoju, zrobiły na mnie wrażenie. Po mimo tego, że wcześniej wysłałam do Clinta wiadomość, że przyjdę, nikt na mnie nie czekał. Nie żebym spodziewała się czerwonego dywanu, albo pochodu powitalnego. Sądziłam jednak, że ktoś tu będzie. Weszłam więc ostrożnie do środka, nie wiedząc czego mam się spodziewać po siedzibie bohaterów. Rozejrzałam się po pokoju wypatrując jakiś laserów, kamer, zapadni, czy czegokolwiek co mogłoby zrobić mi krzywdę.

-Zaraz któreś z nich powinno wrócić.- odezwał się bardzo znajomy głos, a ja momentalnie odwróciłam się gotowa do walki.

-To są chyba jakieś jaja...-wyszeptałam sama do siebie, spoglądając na Lokiego, który stał w drzwiach (jak wydedukowałam prowadzących do kuchni) w czarnych dresach i zielonym fartuszku, mieszając jakąś substancję w misce.

-Chcesz coś do picia?- spytał uśmiechając się niby niewinnie. Coś czułam, że pod tym uśmiechem kryła się żądza mordu.

-Żebyś mógł tam wlać jakiejś asgardzkiej trucizny i mnie zabić? Nie, dzięki.- opowiedziałam i cofnęłam się kilka kroków.

-W takim razie, rozgość się, Clint uprzedzał, że wpadniesz.- odparł i wszedł z powrotem do pomieszczenia. Co tu się właśnie stało...? Stałam tam kilka minut, dopóki przez jeszcze inne drzwi wszedł umięśniony blondyn.

-Co słychać, mrożonko?

-Jakoś leci. Podobno to ważne, o co chodzi?- odparł Steve, chcąc najwyraźniej pozbyć się mnie stąd jak najszybciej.

-Po pierwsze: Co ten psychopata robi poza swoją celą? Po drugie: Nie jestem pewna, co on tam gotuje, ale ja na waszym miejscu, napewno bym tego nie jadła.

-Kwestię Lokiego, omówimy później. Mów o co chodzi.

-Mam strzępy informacji i liczyłam, że Stark udostępni mi swoją bazę danych. Chyba, że wiesz coś o jakiejś Hydrze, to wyjaw mi kilka szczegółów i już mnie tu nie ma.- lekko się uśmiechnęłam, lecz szybko zdałam sobie sprawę, że Rogers nie był zachwycony moją wypowiedzią. Jego twarz była mieszanką zdziwienia, zaskoczenia i strachu oraz gniewu.

-Zostaw to w spokoju.- powiedział w końcu tonem nieznoszącym sprzeciwu.

-Chyba sobie żartujesz, nie odpuszczę tak łatwo.- powiedziałam twardo.

-Nie wiesz w co się pakujesz. To niebezpieczne.

-No i co z tego? Nie będziesz mi mówił co mam robić! Dowiem się o co konkretnie w tym chodzi, z waszą pomocą czy bez niej!- krzyknęłam i zamierzałam wejść do windy, gdy Kapitan zagrodził mi drogę. Kierowana instynktem, zamachnęłam się, by go uderzyć. Ten jednak bez problemu zablokował mój cios i oberwałam z pięści w brzuch. Zachwiałam się i zgięłam w pół, próbując złapać oddech. Ponownie w niego natarłam, jednak po kilku ciosach, ponownie oberwałam.

-Hej! Spokój!- do salonu wparował Tony i stanął pomiędzy nami.

-Stark, ona wie coś o Hydrze. Musi nam to przekazać i wracać do domu, póki jeszcze się nią nie zainteresowali. Jeśli za bardzo się wychyli, będą chcieli ją zabić.- odezwał się wkurzony Steve.

-Poradzę sobie!- zaprotestowałam.

-Możemy ci w tym pomóc. Tym się w końcu zajmujemy.- powiedział Iron Man.

-Nie mam zamiaru chować się jak jakiś tchórz! Długo pracowałam nad tą sprawą i tak łatwo nie dam jej sobie zabrać!

-Uspokój się, nikt tu nie będzie niczego zabierał, tak? Będziemy pracować razem.- odrzekł Tony i spojrzał, najpierw na mnie, a potem na Kapitana.

-Nie ma odpowiedniego wyszkolenia.- rzucił Rogers.

-A ty nie umiesz posługiwać się komputerem.- odgryzłam się, za nim pomyślałam co w ogóle mówię.

-Ej! Zatrzymajcie tę szaloną karuzelę, za nim zdemolujecie mi budynek!- Stark ponownie się włączył.- A ty co się tak gapisz?- wszyscy zwróciliśmy oczy na Lokiego, który stał uśmiechnięty w drzwiach.

-Zastanawiam się tylko, czy Kapitan byłby taki mocny, gdyby wyszli na zewnątrz. Myślę, że byłby z niego ładny ogródek, prawda?- zwrócił się do mnie, a ja odpowiedziałam mu uśmiechem.

-Pierwszy raz się z tobą zgadzam, magik.

-Dobra, dość! Idziemy na górę! Niech inni zdecydują, bo ja nie mam już do was siły.- westchnął Stark.- Dlatego właśnie wolę pracować z maszynami, one tyle nie gadają.

Do zaczytania ;)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro