Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~7~

Poszłam w śladu mojego, jakże nielubianego, towarzysza niedoli i położyłam się na tej głupiej pryczy. Zaczęłam się zastanawiać nad moim marnym żywotem. Coś czuję, że właśnie załatwiłam sobie ładnych parę lat w kiciu. I to nie byle jakim kiciu. I dla jasności- koty nie mają z tym nic wspólnego. (słaby suchar autorki, pozdrawiam)

-Gdybyś mnie nie zaatakowała, nie byłoby nas tutaj.- odezwał się bożek, nawet na mnie nie patrząc. Nie miałam ochoty wdawać się z nim w dyskusję, więc po prostu zignorowałam jego uwagę.

-Zawsze jesteś taka irytująca?- spytał już tym razem podnosząc się i podchodząc do szyby.

-Zawsze jesteś takim dupkiem?- i cały mój plan o olewaniu go szlag trafił. To chyba silniejsze ode mnie. Lecz mimo tego, że właśnie zaczęliśmy się wyzywać, wyglądał na zadowolonego. Dziwny facet.

-O proszę, jednak mamusia nauczyła cię mówić.

-Nie trafiona riposta.- usiadłam patrząc na niego. Zaskoczyłam go tym.- Mamusia niczego mnie nie nauczyła. Całe życie liczyłam tylko na siebie.

Ucichł na chwilę, jakby przetwarzał, co przed chwila powiedziałam i próbował wyciągnąć z tego jakieś wnioski.

-Ojej, czyli biedna z ciebie sierotka...

-Wiesz, w sumie jak już zacząłeś ten temat, to zastanawia mnie jedna rzecz. Czy wszyscy w Asgardzie są takimi debilami? Nie pojmuję, jak można nie zauważyć, że jesteś adoptowany? Przecież różnicie się z Thorem wszystkim...

-Thor nie ma tu nic do rzeczy.- syknął waląc pięścią w szybę. Uśmiechnęłam się.

-Uuuuu, ktoś tu ma kompleks starszego braciszka...- powiedziałam z satysfakcją. Znalazłam jego czuły punkt.

-Pożałujesz swoich słów.- z jego miny wywnioskowałam, że się wkurzył. Ale fajnie!

-Pewnie. Szczególnie, że prawdopodobnie nigdy stąd nie wyjdziesz.

-Jeszcze zobaczymy, które z nas opuści cele pierwsze.- uśmiechnął się podstępnie, a część mojej pewności siebie nagle wyparowała. Powiedział to z taką pewnością jakby mieli go zaraz wypuścić. Nie spodobało mi się to.

Po raz kolejny to denerwujące urządzenie na początku korytarza pipnęło i na spotkanie przybył bohater dnia, który zdemaskował mnie w parku. Super. Jeszcze on przyszedł grać mi na nerwach. W tym pomieszczeniu jest zdecydowanie o dwóch facetów za dużo.

-Chciałbym zamienić z tobą słówko.- powiedział podchodząc do mojej części sali.

-Nie będę się z tobą niczym zamieniać przy nim.- wskazałam głową na bożka w celi naprzeciwko.

-Dlatego właśnie zamontowano w tych celach tryb przesłuchania.- wzruszył ramionami i podszedł do panelu. Poklikał coś na nim i w następnej chwili od zewnątrz wysunęła się warstwa grubej, ciemnej (i jak zakładam) dźwiękoszczelnej szyby. Nim pokryła powierzchnie tej starej, przezroczystej warstwy, Clint wszedł do środka. 

-Poprzednim razem, było ich trzech.- zauważyłam.- Więc musi chodzić o coś innego.

-Po prostu mam kilka spraw, które chciałbym omówić.

-Nie boisz się, że znowu zwieje, a ty będziesz siedział ze Starkiem na kanapie przykładając sobie worek z lodem do głowy?- spytałam, gdy ten zajął miejsce na pryczy obok mnie.

-Jakoś nie specjalnie.- uśmiechnął się do mnie łagodnie. W co on pogrywa? Liczy na coś więcej niż powiedziałam wcześniej?

-Mógłbyś się streszczać? Mam jeszcze kilka planów na dzisiaj.- odsunęłam się kilka centymetrów od niego wyczuwając podstęp. Barton jakby tego nie zauważył, podjął temat.

-Zastanawiam się, czy nie byłabyś zainteresowana...no nie wiem...dołączeniem do zespołu, albo chociaż mogłabyś nam pomagać w niektórych sprawach.- powiedział jakby od niechcenia. Wybuchnęłam śmiechem.

-Że co proszę?

-To tylko taka luźna propozycja.- wzruszył ramionami.- Przydałby nam się ktoś w dobrze rozeznany w terenie. 

-Czekaj, czekaj...czyli teraz, z więźnia, zostałam przeklasyfikowana na kandydata do jednostki ratującej świat?- wciąż nie mogłam uspokoić śmiechu. To niedorzeczne co on gada. Ja? W Avengersach? Chyba ma nierówno pod sufitem.

-Tak tylko pomyślałem. Wszyscy byśmy na tym skorzystali.- wstał i podszedł do prowizorycznych drzwi.

-Rozumiem, że skoro jesteś tu sam, to reszta drużyny nie ma pojęcia o twoim doskonałym pomyśle.- stwierdziłam.

-Na razie chciałem obgadać to z tobą.- znów delikatnie się uśmiechnął.- J.A.R.V.I.S., otwórz mi proszę.- zwrócił się do komputera i chwilę później wrota mojej celi ponownie tego dnia stanęły otworem.- Przemyśl to. Może pomaganie innym wcale nie okaże się takie złe.- ponownie się do mnie uśmiechnął i wyszedł. Tryb przesłuchania zniknął tak szybko jak się pojawił, a ja znów zostałam sama w celi.

~~*~~

Muszę przyznać, że im dłużej o tym myślałam, tym bardziej ta propozycja, wydawała mi się korzystna. Mieć znajomych superbohaterów? Pomagać ludziom? Może nawet dostałabym nowy sprzęt...Poza tym, czułam w głębi serca, że to byłby dobry wybór. Jeden z niewielu w moim marnym życiu.

-Rozumiem, że nie masz zamiaru podzielić się ze mną szczegółami ploteczek z Hawkeye'm?- zagadnął Loki, który do tej pory siedział dziwnie cicho.

-Mądry z ciebie chłopczyk.

-Wcale nie musimy odzywać się do siebie w taki sposób.- powiedział, a ja zauważyłam jaką trudność sprawiło mu wypowiedzenie tych słów. Uśmiechnęłam się pod nosem. Cokolwiek kombinuje, nie uda mu się.

-Nie ze mną te numery magik, nie zostaniemy psiapsiółkami.- wkurzyłam go tym tekstem, gdyż położył się na pryczy i odwrócił się do mnie tyłem. Strzela focha? O nie! Co ja teraz zrobię?

No nic, przynajmniej da mi w spokoju pomyśleć przez jakiś czas.

Clint

-Mam pewne wątpliwości...- zaczął Kapitan. Zebrałem ekipę w salonie i powiedziałem im o moim pomyśle z Venus.

-Fakt, mogłaby się przydać, ale musiałaby nam zaufać. A my musielibyśmy zaufać jej.- zauważył Bruce.

-Nie mówię, że od razu mamy zostać przyjaciółmi, że ma tu zamieszkać i zostać jedną z nas. Proponuję tylko, że moglibyśmy ją wypuścić i z nią współpracować.- powiedziałem.

-Możemy jej płacić za informacje, tak jak to robią inni.- podsunął Stark.

-Uważam, że to może nie być najlepszy pomysł, zwłaszcza, biorąc pod uwagę to, jak mało o niej wiemy, ale decyzję pozostawiam wam. Bierzecie to na swoją i tylko swoją odpowiedzialność. A teraz wybaczcie, ale mam inne sprawy na głowie.- włączył  się dyrektor Fury, z którym połączyliśmy się telefonicznie. Po chwili odłożył słuchawkę.

-Głosujemy?- podsunęła Natasha.

-Kto jest za tym, żeby dać jej szansę?- odezwał się do tej pory cichy Thor. Kilka rąk powędrowało w górę.


Rozdziały narazie nie będą pojawiać się często, gdyż doprowadzam do końca inne ff, przy którym jest sporo pracy. Poza tym- szkoła. Chyba najczęstsza wymówka xD

Do zaczytania ;)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro