~42~
UWAGA! Maraton czas zacząć!
1/3
Damska toaleta była straszniej jasna, a zarazem niesamowicie ciemna. Podłoga, umywalki oraz drzwi do kabin, były czarne, ale ilość lamp w tym pomieszczeniu była dziwnie przytłaczająca. Mogłam zobaczyć na swojej twarzy każdą niedoskonałość.
-Boże, ale ja jestem jednak brzydka.- mruknęłam sama do siebie, gdy uważniej przejrzałam się w lustrze.
Stałam przy umywalce i czekałam na swoją ofiarę. Niemal jak lwica przy afrykańskim wodopoju, chociaż to dziwne porównanie. Nawet jak na mnie. Ale w końcu się doczekałam. Do środka weszła dziewczyna. Dzięki Bogu- brunetka. Miała na sobie cekinową, fioletową sukienkę na ramiączkach. Była może nieco wyższa ode mnie. Spojrzała na mnie przelotnie z odrazą i szybko weszła do kabiny. Nie pomyślałam o tym, że dziewczyna ubrana w zwykłe jeansy i brudną bluzę, z potarganymi włosami i bez makijażu, może być dziwnym widokiem w eleganckim kasynie. Mój błąd.
Gdy dziewczyna załatwiała swoje sprawy, ja wyjmowałam potrzebny sprzęt z plecaka. Gdy w końcu brunetka opuściła kabinę, umyła ręce i poprawiła nienaganną fryzurę, chciała wyjść z toalety. Gdy tylko się odwróciła, doskoczyłam do niej i przytkałam jej do twarzy chustkę z chloroformem. Ta wiotka paniusia nie miała szans z moją nadludzką siłą. Już po kilku sekundach odpłynęła. Zaciągnęłam ją z powrotem do kabiny. Zamknęłam drzwi.
-Nie wymyślaj sobie za wiele, to nic osobistego.- powiedziałam do nieprzytomnej i zaczęłam ściągać z niej sukienkę. Jasnym było dla mnie, że nie mogę tak po prostu, wejść jako ja do kasyna. Za duże ryzyko. Dlatego musiałam się przebrać za kogoś, kto już tam wszedł.
Kilka minut później miałam na sobie sukienkę dziewczyny. Okazało się, że leży na mnie idealnie, czego nie mogłam powiedzieć o butach. Jej wysokie, czarne szpilki, były na mnie za duże, więc czubki wypchałam papierem toaletowym. Powinnam wytrzymać kilkanaście minut.
Następnie wykorzystałam urządzenie, które ukradłam Natashy. Po wielu nieudanych próbach i masie przekleństw, w końcu udało mi się nastawić przedmiot, żeby na siatce wyświetlała się twarz mojej nieprzytomnej towarzyszki. Nie pytajcie jak to zrobiłam, bo sama nie wiem.
Zostały mi więc do zrobienia dwie rzeczy. Po pierwsze- włosy. Dziewczyna miała je trochę dłuższe, więc musiałam je upiąć, żeby nie było widać, za dużej różnicy. Mój drugi problem, to moje nagie, pobliźnione ramiona. Jak na złość nie miałam nic, czym mogłabym je zakryć.
Ale okazało się, że jednak głupi ma zawsze szczęście. W tej chwili, do pomieszczenia weszła jeszcze inna kobieta, trochę starsza. W żakiecie.
Co było dalej, możecie się domyślić.
~~*~~
W końcu wyszłam z toalety, zostawiając dwie nieprzytomne kobiety i mój plecak w jednej z kabin. Musiałam działać szybko, jeśli chciałam ukraść cokolwiek i się stąd zmyć. Usiadłam więc przy stoliku i obserwowałam. Zamówiłam kieliszek wina. Jednak naczynie zamarło w połowie drogi do moich ust. Kilkanaście metrów dalej, przy małym barku siedział nie kto inny, jak sam Tony Stark. Niech to szlag.
Szybko przeanalizowałam sytuacje. Reszta też tutaj jest, namierzyli mnie. Cholera. Chciałam gwałtownie wstać i uciec, ale przypomniałam sobie, że nie wyglądam też jak ja, więc mogę wymknąć się niepostrzeżenie. Wstałam więc i ruszyłam przez kasyno. Powoli. Na luzie. Z uśmiechem. Trąciłam jakiegoś mężczyznę. Przeprosiłam go, po czym poszłam dalej. Mocniej zacisnęłam w dłoni zabrane mu kluczyki od auta. Wiedziałam, że jeśli wejdę do toalety, będę w pułapce. Do auta miałam za daleko. Nie uciekę przed nimi na bosaka. Ze zbroją Tony'ego i szybkością Kapitana, nie miałam żądnych szans. Nie mówiąc już o latającym bożku, najlepszym łuczniku na świecie i tajnym szpiegu. To musiał być prosty i szybki plan. Do auta i w nogi. Potem auto gdzieś nielegalnie sprzedać i za te pieniądze uciec z kraju. Łatwizna.
Miałam szczęście, że ten mężczyzna nie oddał samochodu przy wejściu, tylko postanowił zaparkować samodzielnie na podziemnym parkingu kasyna. Zeszłam po schodach i w mgnieniu oka znalazłam wybrane auto. Moja dłoń zacisnęła się już na klamce drzwiczek, gdy poczułam czyjeś ręce na moich skroniach. Kolana się pode mną ugięły i wylądowałam w czyichś silnych ramionach. Ogarnęło mnie znajome, silne poczucie zmęczenia. Napastnik odwrócił mnie twarzą do siebie, choć i bez tego wiedziałam, kto za tym stoi.
-Nienawidzę jak tak robisz.- wyszeptałam do Lokiego, który trzymał mnie w ramionach. Z każdą sekundą moje powieki stawały się coraz cięższe.
-Wiem.- odpowiedział mi i delikatnie się uśmiechnął. Była to ostatnia rzecz, jaką zobaczyłam przed uśnięciem.
~~*~~
Zanim w pełni się rozbudziłam, wiedziałam, że nie jestem w wieży. Łóżko, na którym leżałam było mi zupełnie obce. Gdy już w pełni otworzyłam oczy, dostrzegłam, że jestem w wielkiej sypialni małżeńskiej. Znajdowałam się na dużym, dwuosobowym łóżku, na miękkiej pościeli. Ściany były w kolorze czerwonym. Kilka szafek, duża szafa. Okno. Widok za nim-inny. Jedyne co widziałam to drzewa i przebłyski błękitnego nieba. Chciałam się podnieść, ale zauważyłam, że jestem przypięta łańcuchem do ramy łóżka.
-Świetnie.- mruknęłam sama do siebie. Nie ukrywam, że czułam pewien dyskomfort z powodu sytuacji, w jakiej się znajdowałam. Przywiązana do łóżka, ubrana w krótką sukieneczkę.
Zastanowiłam się, co dalej. Nie mogę tak tutaj siedzieć, a mojego porywacza, nigdzie nie było widać. Nie miałam pojęcia gdzie jest, ani gdzie podziewa się reszta ekipy, ale nie miałam czasu na takie filozofowanie. Zaczęłam się szarpać. Mocowałam się z tym cholerstwem tak długo, aż w końcu nie wyłamałam kawałka drewnianej ramy, do którego byłam przykuta. Wstałam z łóżka i zaczęłam szukać moich butów.
-W dupie. Idę na bosaka.- powiedziałam, gdy okazało się, że nigdzie na wierzchu nie ma ukradzionych przeze mnie czarnych szpilek. Musiałam zapewne wyglądać komicznie. Rozczochrana, w świecącej sukience, zupełnie bosa i do tego z drewnianym prętem zwisającym z żelaznego łańcucha, przywiązanym do mojej lewej ręki. Komedia.
Nagle przed oczami buchnęło mi zielonkawe światło i zostałam przyparta do ściany. Moja ręka została boleśnie wykręcona za plecami, tak, że nie mogłam się ruszać.
-Loki, ty kretynie, puść mnie!- wrzasnęłam bożkowi prosto w twarz, gdy ten zacisnął mocniej rękę na moim przegubie.
-Nic z tego.- syknął.- Drugi raz mi nie uciekniesz.
-Muszę cię zostawić Loki.- powiedziałam do niego spokojnie. wyraz jego twarzy wyraźnie złagodniał, a uścisk się poluźnił. Jednak nie na tyle, żeby uciec.
-Ale dlaczego? Wcale nie chce, żebyś mnie porzucała.- wyznał.
-Muszę to zrobić, ponieważ to jedyny sposób, byś był bezpieczny.- powiedziałam.- Jedyne czego pragnę, to to, żebyś żył.- rzekłam po czym dodałam.- No i cała reszta też.
-Nie chce takiego życia.- powiedział spoglądając w dół. Teraz mnie puścił, ale nie chciałam mu uciec. Nie tym razem. Dopiero teraz, tak naprawdę zdałam sobie sprawę, jak cholernie mi go brakowało. Nie miałam do kogo gęby otworzyć, a Loki rozumiał mnie jak nikt inny. Przy nim, mogłam być sobą. Tak w stu procentach. Nie musiałam być twarda i arogancka. A to wszystko dzięki niemu. Jego zachowanie sprawiło, że zaczęłam dostrzegać w sobie tą kobiecą delikatność i wrażliwość. Tyle mu zawdzięczam.
-Jakiego życia? O czym ty mówisz?- spytałam łapiąc jego twarz w dłonie i zmuszając go by na mnie spojrzał.
-Nie chce życia, w którym cię nie ma.- powiedział lekko drżącym głosem. Jeszcze nigdy go takim nie widziałam. Przysunął się trochę bliżej, po czym również złapał moją twarz w dłonie. Powoli jego usta zaczęły się przybliżać, aż po niekończącej się chwili, zatrzymał się kilka milimetrów od mojej twarzy. Najwyraźniej nie był pewny, co do moich uczuć.
-Pocałujesz mnie wreszcie, czy wysłać ci specjalne zaproszenie?- wyszeptałam w jego usta. Loki się uśmiechnął, a chwilę później jego usta spotkały się z moimi. Nasz pocałunek był piękny i delikatny. Nigdy jeszcze nie czułam się tak wspaniale. To coś podobnego do tych wszystkich filmów romantycznych, gdy całe dwie godziny czeka się na to, aż główni bohaterowie nareszcie się do siebie zbliżą. Pomyślałam wtedy, że mogłabym tak całe życie.
I wtedy stało się to, czego się obawiałam.
Loki
Nagle jej ciało zwiotczało. Całe. Jej oczy ponownie się zaświeciły. Zrozumiałem, że to kolejna wizja. W takim momencie...
Chwyciłem dziewczynę w ramiona i ułożyłem ją na łóżku. Tylko prawdziwy pech mógł zepsuć tak piękną chwilę. To była z pewnością jedna z najlepszych w moim życiu. Venus leżała spokojnie, jednak wiedziałem, że w jej głowie rozgrywają się tylko jej znane sceny. Już nie raz miałem z tym styczność i wiem, jak trudna bywa ta sztuka.
Złapałem ja za rękę i usiadłem obok.
Nagle znalazłam się na balkonie. Złoto- różowe niebo, które zaczęło wypełniać się gwiazdami, górowało nad złocistym miastem. W oddali zauważyłam mieniący się w różnych kolorach most. Bazując na historiach Lokiego, domyślam się, że to Asgard. O matulo, jak tu pięknie.
Od razu wiedziałam, że ta wizja jest inna. Zawsze stałam gdzieś z boku, bądź widziałam wszystko z góry. Byłam tylko duchem, obserwatorem. Ale nie teraz. Teraz, czułam powiew wiatru na twarzy. Czułam zimno metalu barierki na balkonie. To wszystko było niesamowicie realistyczne.
Usłyszałam stukot obcasów. Na balkon weszła kobieta. To byłam ja. Ale zupełnie inna ja. We włosach miałam piękną spinkę, na sobie długą, śliczną suknię z dużym dekoltem i odkrytymi ramionami. Moje przedramiona były idealnie gładkie. Nie mogłam uwierzyć, że to ja.
Zaraz za mną, na balkon wszedł Loki. Podszedł do tej innej wersji mnie i objął ją w talii. Następnie pocałował. Gdy zarzuciłam mu palce na szyję, na jednym z nich zauważyłam pierścionek zaręczynowy ze złotym kamieniem. No proszę.
-Może byśmy wyjechali na trochę? Tylko my, Midgard i piękny ocean.- mruknął Loki w usta mojej sobowtórki.
-Wszystko pięknie, ale nie zapomniałeś o czymś?- zapytałam z uśmiechem.
Jak na zawołanie, na balkon wbiegła dwójka dzieciaków. Pierwsza wbiegła dziewczynka, o długich, kręconych, czarnych włosach, z zielonymi oczkami. Była boso, a jej niebieska sukieneczka, powiewała za nią uroczo. Drugi przybiegł chłopiec, trochę starszy od czarnowłosej. Bujna, brąz czupryna układała się w lśniące loki, a jego również zielone oczy błyszczały łobuzersko.
-Tato! Thorian znowu zamienił moje lalki w kamienie!- krzyknęła zła dziewczynka. Loki z cierpliwym uśmiechem wziął ją na rączki. Od razu można było stwierdzić, że to mała księżniczka tatusia.
-To tylko iluzja, skarbie. Za kilka minut wszystko będzie w porządku.- wytłumaczył jej spokojnie ojciec.
-A twój brat, w ramach przeprosin, wyplewi jutro grządkę pod altanką.- powiedziałam do małego. Ten jęknął z niezadowolenia. Najwyraźniej duża musiała być ta grządka.
-Czemy ty nie możesz? Wystarczy, że pstrykniesz palcami i już!- młody najwyraźniej się obruszył.
-Wiem, ale to ma być kara.- powiedziałam do niego.- Zresztą, za kilka lat, ty również będziesz tak samo zdolny co mamusia.- poczochrałam małego.
Patrzyłam na ten rodzinny obrazek, jeszcze przez kilka sekund. Potem wszystko zaczęło się rozmazywać. Wracałam do siebie.
Gdy się obudziłam, zobaczyłam zielone oczy Lokiego, które wpatrywały się we mnie ze zmartwieniem. Oboje zauważyliśmy, że na moim przedramieniu, nie pojawił się żaden krwawy napis.
-Co widziałaś?- spytał mnie bożek. Uśmiechnęłam się do niego.
-Same piękne rzeczy.- odpowiedziałam.
Następny o 20:10
Szykować się.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro