Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~39~


Wyjeżdżając z miasta i stojąc w wielkim korku na moście, wrzuciłam mój telefon do rzeki. Po usłyszeniu głośnego plum, pożegnałam się z opcją namierzenia mnie przez komórkę. Jeden problem z głowy.

Następnie zawróciłam i pojechałam na drugą stronę Nowego Jorku, skąd zamierzałam wyjechać. Ostatnie logowanie mojego telefonu najpewniej naprowadzi ich na drugą stronę, więc będę mądrzejsza i pojadę gdzie indziej.

Po tym jak wyjechałam z Nowego Jorku, pędziłam autostradą bardziej na południe. Musiałam zajechać do większego miasta, by utrudnić ewentualnym prześladowcom przeszukiwanie kamer. Stolica USA wydawała się wystarczająco duża. Zresztą w dużym tłumie łatwiej się schować. I ewentualnie coś ukraść.

Zaczęło świtać, gdy zajechałam na stację benzynową by uzupełnić zawartość baku. Zdałam sobie sprawę, że na parkingu było o tej porze dość sporo samochodów. Turyści, bądź Amerykanie, wracający z wakacji. Dużo zamieszania. Zrezygnowałam z tankowania i również zjechałam na parking, w miarę daleko od kamer bezpieczeństwa. Zaraza XXI wieku- kamery. Nie ściągając kasku, poszłam w stronę budynku z toaletami. Na moje szczęście, nie było sporej kolejki, więc bez problemu weszłam do kabiny. Zaczęłam się przebierać. Spodnie zmieniłam na czarną, prostą sukienkę, a trampki na baletki. Chciałam zabrać szpilki, ale po prostu nie zmieściły mi się do plecaka.


Założyłam rudą perukę i okulary przeciwsłoneczne. Kask zostawiłam w kabinie, za muszlą, a moje poprzednie ubrania spakowałam. Przeczekałam chwilę, by większość kobiet, które mogły ewentualnie widzieć moją wcześniejszą wersję wchodzącą do toalety, zrobiły swoje i wyszły. Następnie wzięłam swoje rzeczy, założyłam kurtkę i wyszłam. Zaczęłam przechadzać się po parkingu, z myślą, co mam dalej robić. Chyba będę musiała zagrać bardziej otwarcie niż sądziłam. Przeleciałam wzrokiem po samochodach.

-Dobra, raz się żyję.- powiedziałam do siebie pod nosem i zaczęłam iść w kierunku samotnej dziewczyny, która właśnie wsiadła do samochodu z zamiarem odjechania z parkingu. Wszystko wskazywało na to, że podróżowała sama, więc to była dla mnie idealna okazja. Otworzyłam drzwi od strony pasażera i wsiadłam do pojazdu. Auto było dość drogie i zadbane. Pewnie nowe.

-Co pani...- zaczęła dziewczyna, lecz wyciągnęłam pistolet z plecaka i kładąc go na kolanach, żeby nie był widoczny dla innych ludzi z poza pojazdu, zasłoniłam broń rękami i torbą. Skierowałam lufę w jej stronę.

-Nie krzycz. Nie panikuj. Musze dostać się do Waszyngtonu.- powiedziałam. Starałam się być twarda, jednak widok roztrzęsionej blondynki, której oczy zaczęły się szklić, trochę mi to utrudnił. Cholera, co się ze mną stało? Kiedyś nie maiłabym z tym problemu, ale teraz?

-Proszę, nie zabijaj mnie.- zaczęła płakać. Przewróciłam oczami.- Jadę właśnie do chorej mamy i...

-Dobra, dobra, każdy ma jakąś rodzinę, a teraz jedź już, bo troszkę mi się spieszy.- dziewczyna odpaliła silnik i zaczęła wjeżdżać z powrotem na autostradę. Jechałyśmy w ciszy, a do Waszyngtonu, miałyśmy około stu kilometrów.

-Co zamierzasz ze mną zrobić?- spytała, gdy po kilku minutach jady trochę się uspokoiła.

-Nic. Potrzebuje dojechać do celu. Potem rozstaniemy się jakby nigdy nic.- wzruszyłam ramionami. Dziewczyna jechała dalej, nie zadając już zbędnych pytań.

~~*~~

Tymczasem w Avengers Tower...

Bohaterowie w końcu się wybudzili. Pierwszy ocknął się Loki, który za pomocą czarów, przyspieszył proces budzenia innych. Wszyscy od razu stwierdzili, że coś tu nie gra. Zaczęli dyskutować, aż w końcu doszli do wniosku, że ich przyjaciółka Venus, zniknęła.

-Zabrała część rzeczy, ale nie wszystko.- powiedział Clint, po tym jak przeszukał pokój dziewczyny. Siedzący w salonie Avengersi, szukali jakiegoś sensownego wytłumaczenia.

-Podanie nam środków nasennych w soku, było dość sprytne.- stwierdził Bruce Banner.

-Tylko po co, miałaby uciekać?- spytał Thor.

-Może chciała załatwić tego gościa sama. No wiecie, tego co powstał z martwych.- podsunęła Natasha.

-Nie wydaje mi się. Podczas akcji, zauważyłem, że Venus była przerażona, gdy go zobaczyła. Choć pewnie by się do tego nie przyznała.- zaprzeczył Steve. Nikt nie kłócił się z Kapitanem.- Nie wierzę, że pchałaby się w paszczę lwa.

-Czyli zwiała.- podsumował Tony. Wszyscy spojrzeli ukradkiem na Lokiego, który siedział zamyślony i nie brał udziału w dyskusji. Bohaterowie mieli nadzieję, że jego bliski kontakt z dziewczyną, jakoś pomoże ustalić miejsce jej pobytu lub cel jej ucieczki.

-Co o ty sądzisz bracie?- zagadnął go w końcu Thor. Loki nie miał ochoty o tym rozmawiać. Poczuł się urażony, że Venus tak po prostu go zostawiła. Myślał, że łączy ich jakaś specjalna więź, a ona porzuciła go, nawet się nie żegnając.

-Nie wiem, gdzie może być, jeśli o to pytasz.- powiedział beznamiętnie bożek.- Ale wiem jedno. Trzeba ją znaleźć.

-I tu się zgadzamy.- rzekł ochoczo Stark i wstał.- Idę przeszukać kamery i internet. Może pozostawia po sobie jakieś ślady.

-Natasha, Clint- użyjcie środków T.A.R.C.Z.Y,

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro