Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~28~

-Twoja praca jest strasznie nudna.- rzekł Loki z cheeseburgerem w ustach. Zajechaliśmy po coś do jedzenia i obecnie czekamy w samochodzie, aż córka klientki skończy zajęcia i wyjdzie ze szkoły.

-Tylko jeśli życie śledzonych jest nudne.- odpowiedziałam i popiłam mojego nuggetsa gazowanym napojem.

-To wydaje się wyjątkowo zwyczajne.- zauważył.

-Siedzimy tu dopiero od pół godziny, a ty już się nudzisz i narzekasz. W każdej chwili mogę cię odwieść do wieży, jak chcesz.- powiedziałam wciąż obserwując budynek szkoły, w którym właśnie zadzwonił dzwonek.   

-Kiedy będą jakieś pojedynki, czy tortury?- odezwał się ponownie, lecz tym razem go zignorowałam, gdyż nasz cel właśnie wyszedł ze szkoły. Wysoka, szczupła dziewczyna o złocistych włosach, ubrana drogo i schludnie. Całkiem zwyczajnie.- Czy ty mnie w ogóle słuchasz?- spytał mnie zdenerwowany Loki.

-Jeśli się nie przymkniesz, przyrzekam, że twoje upragnione tortury, w moim wykonaniu, wcale ci się nie spodobają.- odpowiedziałam mu, na co najwyraźniej się obraził. Nareszcie. Może teraz będzie cicho.

Dziewczyna stała chwilę pod szkołą, jakby na kogoś czekała. Po kilkunastu minutach, zajechał pod nią czarny mercedes. Wsiadła do środka. Samochód pojechał w przeciwną stronę, od domu nastolatki. Włączyłam silnik.

-Nie zgub ich.- nakazałam Lokiemu.- Cały czas obserwuj.

Jechaliśmy. Byłam zawsze kilka aut za nimi, więc raczej nie powinni mnie zauważyć. Przypomniało mi się pierwsze spotkanie z bożkiem, gdy tak nieudolnie próbował mnie śledzić.

-Tak sobie teraz pomyślałam, że to może być dla ciebie bardzo pouczające przeżycie. Może w końcu nauczysz się być skutecznym ogonem.- powiedziałam. Czarnowłosy się zdziwił.

-Ogonem?- najwyraźniej nie rozumiał o co mi chodziło.

-Tak się mówi na osoby, które śledzą innych. Że niby są ogonami innych.- wyjaśniłam. Pokiwał tylko ze zrozumieniem głową.

Nagle samochód się zatrzymał. Mercedes zajechał pod wielką galerię handlową. Zaparkowaliśmy kawałek dalej. Z auta wysiadła blondynka, a za nią jakiś chłopak w skórzanej kurtce i podartych spodniach. Na nogach miał stare trampki. Objął dziewczynę w pasie i razem weszli do galerii.

-Ten samochód wygląda na dość drogi.- zauważył Loki. Wiedziałam, co bożek ma na myśli, gdyż pomyślałam o tym samym. Ten koleś nie wyglądał na bogatego. Skąd więc ma taki samochód?

-Idziemy.- zarządziłam i oboje wypadliśmy na parking. Przebiegliśmy truchtem przez asfalt i wpadliśmy do sklepu. Widziałam naszą parkę wchodzącą do drogiego sklepu z sukienkami. Powoli poszliśmy za nimi. Nagle poczułam jak Loki łapie mnie za rękę.

-Co ty, do cholery, robisz?- spytałam zdziwiona.

-Jeśli będziemy zachowywać się jak para, wyjdzie bardziej naturalnie.- odpowiedział z uśmiechem. Bogowie i ich asgardzkie wdzięki. Nienawidzę ich.

-Niech ci będzie.- mruknęłam czując, że może coś w tym jest. Jednak Loki nie był wcale takim marnym detektywem.

Sklep aż ociekał złotem. Pozłacane żyrandole zwisały z sufitu, błyszczące kafelki pod naszymi stopami, oraz świecący strój ekspedientek aż raził. Kolejna rzecz, którą gardzę- przepych. Na podestach stały piękne sukienki, jedne długie, aż do ziemi, inne króciutkie, zaledwie do połowy ud. Pod manekinami, na których dominowały zapewne najpiękniejsze kreacje, jakie sklep miał do zaoferowania, stały pary misternie zdobionych bucików na obcasach. Musze przyznać, że te rzeczy naprawdę mi się podobały. Zauważyłam naszą parkę przy przymierzalniach.

-Ta mi się podoba.- powiedział Loki, czym zwrócił moją uwagę. Wskazywał na zieloną sukienkę bez rękawów, która sięgałby mi może do kolan. Po szyją miała piękny, czarny, koronkowy kołnierzyk, a z tyłu odkryte plecy. Była całkiem ładna.

-Nie przyszliśmy tu oglądać sukienek.- przypomniałam mu i znowu zwróciłam swój wzrok w stronę pary. Dziewczyna właśnie wychodziła z przymierzalni z czarną sukienką w ręku.

-A tobie się podoba?- spytał, wciąż wpatrując się w sukienkę. Spojrzałam na niego po raz kolejny.

-Jest całkiem ładna, ale to chyba nie mój kolor.- odpowiedziałam i pociągnęłam go za rękę, gdyż cel właśnie wyszedł z butiku. Podążyliśmy za nimi, aż wróciliśmy na parking. Wygląda na to, że to były całkiem szybkie zakupy.

-Co teraz?- spytał mnie Loki, gdy staliśmy i patrzyliśmy jak idą w stronę mercedesa.

-Zajmij ich czymś. Nie mogą wejść do auta.- powiedziałam i szybko pobiegłam za samochodami, wzdłuż parkingu. Miałam nagły przebłysk geniuszu.

Loki zdezorientowany poleciał za parą i zaczął z nimi energicznie rozmawiać. Podleciałam do samochodu i szybko przyczepiłam urządzenie niedaleko zderzaka. Jednak geniusz Tony'ego nie zna granic. I do tego czasem się przydaje. Po przymocowaniu sprzętu namierzającego, wyszłam normalnie na drogę i podążyłam do swojego samochodu. Przeszłam za plecami blondynki i jej chłopaka, po czym machnęłam na czarnowłosego, który mógł przestać robić z siebie kretyna i zagadywać obcych ludzi. Jednak dobrze mieć pomocnika, który błaźni się za ciebie.

Kilka minut później byliśmy z powrotem w aucie Starka.

-Nigdy więcej tak nie rób.- rzekł Loki przez zaciśnięte zęby.

-Spisałeś się doskonale, magik, nie pękaj.- uśmiechnęłam się do niego szeroko.

-Koniec na dzisiaj?- spytał.

-Myślę, że tak.- powiedziałam i włączyłam silnik. Informacje z dzisiaj, powinny na razie wystarczyć. I tak analiza tego, co zebrałam zajmie całą nockę.  Tak więc, pojechaliśmy do wieży.

~~*~~

Wieczorem siedziałam u siebie. Sprawdzałam wszystkie dane, jakie ściągnęłam z laptopa dziewczyny i doszukałam się na razie mało ciekawych rzeczy. Zadzwonił telefon.

-Co jest?- odebrałam. Dzwonił Josh. 

-Dostałem wiadomość od tego kolesia, wiesz, co jego babci ginęły skarpety.- powiedział, a ja westchnęłam ciężko. Miałam nadzieję, że ta absurdalna sprawa już za mną.

-I?

-Babulka dostała paczkę.- wyjaśnił, choć dalej nic nie czaiłam. Josh zawsze miał problem z mówieniem prosto i bez owijania w bawełnę.

-I dlaczego sądzisz, że to mój problem?- spytałam  już trochę zirytowana. Byłam zmęczona, a ten mi wyjeżdża z jakąś paczką. W dupie mam tą cholerną przesyłkę.

-Bo pakunek jest do ciebie.- zmarszczyłam brwi. Jak to, do mnie?

-Wiesz, która jest godzina? To bardzo zła pora na robienie sobie ze mnie jaj, stary.- rzekłam i zamknęłam laptopa.

-Venus, mówię całkiem serio. Lepiej tam jedź, bo ta sprawa, zaczyna być coraz dziwniejsza.

-Dobra.- rozłączyłam się i szybko wciągnęłam na siebie potrzebne ubrania. Pożyczyłam samochód i pojechałam.

Kilkanaście minut później byłam na miejscu. O dziwo babcia tego typka była jeszcze na nogach i wcale nie wyglądała na zmęczoną. Powitała mnie serdecznie i poczęstowała ciastem. Grzecznie odmówiłam.

-Mogę zobaczyć tą paczkę?- spytałam. Szybko mi ją przyniosła.- Gdzie pani wnuczek?

-Poszedł do sklepu po trochę mleka.- uśmiechnęła się. Spojrzałam na pakunek. Był prostokątny, płaski i dość mały. Raczej nie bomba. Raczej.

Zaczęłam powoli i delikatnie rozrywać papier. Gdy skończyłam, moim oczom ukazała się książka. A dokładniej mówiąc, stare wydanie "Małego Księcia", jakie kiedyś miałam w zwyczaju czytać. No tego to się nie spodziewałam.

-Mówi ci to coś kochana?- spytała mnie kobieta, gdy po dziesięciu minutach wpatrywania się w okładkę, nie poruszyłam się nawet o milimetr.

-Nie bardzo.- mruknęłam jakby sama do siebie. Co to wszystko ma znaczyć? Ktoś tu najwyraźniej sobie ze mną pogrywa, czego nie znoszę. Nie umiałam powiedzieć, co ma znaczyć ta przesyłka. Dlaczego ktoś wysłał to tutaj, a nie do mnie do mieszkania, czy do wieży?

-Może coś jest w środku.- zaproponowała starowinka. Słuszna uwaga. Czemu sama na to nie wpadłam?

Otworzyłam książkę. Pierwsza strona była biała, z ręcznie napisaną dedykacją. Chociaż w sumie, ciężko to nazwać dedykacją. Było to tylko jedno słowo:

"Pamiętasz?"






Tu du du du.
Akcja się rozkręca.

Do zaczytania ;)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro