~27~
Typowy wtorek- Venus siedząca przed telewizorem objadająca się resztkami z wczorajszej kolacji, żelkami i coca- colą. Kiedy zbliżają się te znienawidzone krwawe dni, mam zachcianki niczym kobieta w ciąży. Szkoda, że faceci nie maja takich problemów, przyjemnie by się patrzyło jak oni znoszą to cierpienie.
-Na twoim miejscu nie napychałbym się tak. Nie wiesz, że od tego grubnie?- Tony stanął przed ekranem zasłaniając mi widok na najnowszy odcinek "Lucyfera".
-Nawet jeśli zgrubne, to i tak będę bardziej atrakcyjna od ciebie.- odgryzłam się Starkowi.
-Chciałabyś.- prychnął.- Mam dla ciebie robotę. Zainteresowana?
-To się okaże.- zachęciłam go do mówienia.
-Koleżanka Pepper, bardzo martwi się o swoją córkę. Twierdzi, że ostatnio bardzo się zmieniła i wpadła w dość niecodzienne towarzystwo...
-I mam ustalić jakie to towarzystwo.- domyśliłam się.
-Tak, Pepper poprosiła mnie, żeby przekonał cię do pomocy. Jej koleżanka naprawdę bardzo się troszczy o swoje dziecko i nie chcę, żeby stała jej się krzywda.- wyjaśnił.
-A ty, jako przykładny pantofel, postanowiłeś wykorzystać mnie, żeby uszczęśliwić swoją dziewczynę.- powiedziałam z lekkim uśmiechem, wkładając kolejnego żelka do buzi.
-Coś w tym rodzaju.- powiedział. Moja uwaga nawet go nie tknęła.
-Jak długo mam ją śledzić?- spytałam.
-Aż nie ustalisz czegoś konkretnego.- rzekł, wyjmując z kieszeni kluczyki od samochodu.- Będą płacić ci pół tysiąca od dnia.
-Po co mi te kluczyki?- spytałam gdy wręczył mi przedmiot.
-Ponieważ zaczynasz od teraz.- uśmiechnął się i skierował kroki w stronę windy.
-Jestem jedynym detektywem, jakiego znasz?- krzyknęłam za nim domyślając się, że nie miał nikogo innego, kto zgodziłby się mu pomóc po znajomości.
-Nie. Jesteś najlepszym detektywem jakiego znam.- uśmiechnął się i zjechał na dół. Ta, akurat.
Wstałam z kanapy i poszłam na górę, po swoje rzeczy. Ubierając króciutkie glany, dostałam sms od Tony'ego, w którym przysłał mi szczegóły potrzebne do śledztwa. Zabrałam trochę swojego sprzętu (połowę tego "pożyczyłam sobie" z pracowni Starka) i włożywszy wszystko do torby, założyłam katanę. Usłyszałam pukanie do drzwi.
-Czego tam znowu...- mruknęłam sama do siebie. Podeszłam do drzwi i otworzyłam je. Stał w nich Loki, który ubrany w czarne dżinsy i tego samego koloru koszulkę, wyglądał na dość znudzonego.
-Porobimy coś?- spytał, a ja przewróciłam oczami.
-Wybacz, ale dostałam zlecenie. Muszę iść.- minęłam go, po czym zamknęłam drzwi od pokoju na klucz.
-To świetnie, mogę ci pomóc.- zauważyłam, że rozkazy, zaczęły zmieniać się czasem w propozycje, co dobrze o nim świadczyło.
Spojrzałam na niego sceptycznie. Teoretycznie, dalej ma zakaz opuszczania wieży, a coś czuje, że będzie mi bardziej przeszkadzał, niż pomagał.
-No nie wiem.- powiedziałam drapiąc się po karku.
-Całymi dniami siedzę w tej przeklętej szklanej pułapce! Zwariuje, jeśli spędzę choć jeszcze kilka godzin w tym zamknięciu.- zmrużył niebezpiecznie oczy, po czym popatrzył na mnie niczym mały kotek. Wiedziałam, że bierze mnie na litość i może gdyby nie fakt, że nie lubię kotów, jego słodkie oczka by na mnie podziałały. Choć z drugiej strony, rozumiałam, że nuda go zabija.
-Po kilkoma warunkami.- ostrzegłam, a ten od razu się ucieszył, że stąd wyjdzie.- Po pierwsze, słuchasz co mówię, bo nie mam zamiaru stracić przez ciebie roboty.
-Da się zrobić.-odpowiedział.
-Po drugie, bez żadnych kombinacji, bo przysięgam, że przywiążę cię łańcuchem do siedzenia.
-Jasne.
-Po trzecie, skupiamy się na robocie, nie na twoich zachciankach, zrozumiano?- spytałam. Zamyślił się.
-A jak nagle zgłodnieje?- zapytał w końcu. W sumie, to też bym coś zjadła...
-Zobaczymy. Ubieraj się, widzimy się przy windzie.- powiedziałam i pobiegłam na dół, wybierając numer do Rogersa. Jak chce się coś załatwić, to dzwoni się do samej góry.
-Halo?- odebrał.
-Oho, ktoś tu w końcu ogarnął, że trzeba nacisnąć zieloną słuchawkę.- zaśmiałam się.
-Dawno nie słyszałem twoich docinek. To były wspaniałe dwie godziny.- wiedziałam, że na jego twarzy widnieje uśmiech. Mam teorie, że nawet mnie trochę polubił.
-Mam sprawę, Steve. Biorę Lokiego na spacer.- powiedziałam bez ogródek, na co odpowiedziała mi cisza w słuchawce.
-Nie idziecie na randkę, prawda?- spytał w końcu.
-Mój Boże, oczywiście, że nie! Po prostu nudzi mu się w domu i chce mi pomóc w śledztwie.- wyjaśniłam, na co Rogers odsapnął z wyraźną ulgą.
-Dobrze, tylko uważaj.- powiedział.- Macie wrócić przed dziesiątą.
-Jasne, jasne. Do zobaczenia wieczorem.- rozłączyłam się. Spojrzałam w stronę schodów, skąd właśnie szedł Loki. Miał na sobie czarny garniak. Prychnęłam pod nosem. Elegancik się znalazł.
-Dostałaś pozwolenie, żeby mnie zabrać?- spytał, gdy jechaliśmy windą do poziomu z garażem.
-Tak. Wygląda na to, że już zdążyli choć trochę cię polubić.- wzruszyłam ramionami i podałam mu okulary przeciwsłoneczne. Sama również założyłam podobne na nos.
-A ty mnie lubisz?- spytał nagle. Zrobiło się dziwnie.
-Nie wierzę, że to powiem i pewnie później si do tego nie przyznam, ale wygląda na to, że tak magik. Lubię cię.- spojrzałam na niego. Uśmiechał się. I to dość przyjaźnie.
-Też cię lubię.- właśnie dojechaliśmy do upragnionego poziomu, więc nie musiałam dalej trwać w tej niezręcznej sytuacji.
Nie wiedziałam, które auto pożyczył mi Stark, więc zaczęłam klikać ten durny przycisk na pilocie, aż w końcu znalazłam samochód, który został mi podarowany. Wsiedliśmy do niego. Spojrzałam na adres, przysłany przez bruneta i ruszyłam. Muszę się przyznać, że nie lubię jeździć samochodem, ale jak trzeba to trzeba. Jechaliśmy całą drogę w ciszy. Tylko Loki co chwilę bawił się przyciskami od radia. Niecałą godzinę później dojechaliśmy do celu.
-Co mam robić?- spytał mnie Loki, gdy wysiadałam z auta, przed jednym z wielu takich samych domów. Ta ulica wydawała się jakaś taka niesamowicie nudna. Wszystko wyglądało tak samo.
-Najlepiej się nie odzywaj. Po prostu patrz i się ucz.- odpowiedziałam łagodnie, by nie zranić jego męskiego ego.
Weszłam na ganek i zadzwoniłam. Po chwili otworzyła mi elegancko ubrana kobieta, z włosami upiętymi w wysokiego koka. Przedstawiłam się i Lokiego. Choć oczywiście użyłam jakiegoś wieśniackiego imienia, które jako pierwsze przyszło mi do głowy. Kobieta imieniem Jane Hill zaprosiła nas od środka. Usiedliśmy na kanapie, po czym ona zaczęłam opowiadać, jaka to jej córeczka była kiedyś cudowna, a teraz to sama jej nie poznaje. Klasyk. Następnie zapytałam czy mogę zobaczyć pokój dziewczyny. Jane zaprowadziła nas na górę i zostawiła samych, gdyż zadzwoniła jej służbowa komórka. Jak dla mnie bomba.
-Umiesz robić zdjęcia telefonem?- spytałam Lokiego. Z jego miny wywnioskowałam, że umie, więc podałam mu swoja komórkę.- Grzeb po szafkach i szufladach i cykaj fotki wszystkiego co może się nam przydać.
-Czyli co dokładnie?- spytał otwierając pierwszą szufladę.
-No nie wiem, jakieś karteczki, opakowania po tabletkach, wszystko co nie jest ubraniem, a może się przydać.- podpowiedziałam, choć w sumie nie wiedziałam co Loki może znaleźć z rzeczach tej nastolatki.
Sama zaś włączyłam jej komputer. Jak się spodziewałam, miała hasło, więc użyłam wirusa, którego zwinęłam na pendrivie i odblokowałam laptopa dziewczyny. Potem zgrałam całą jego zawartość, przejrzę to jak będę w wieży. Poszperałam trochę w koszu na śmieci, gdzie jedyną ciekawą rzeczą był pozłacany naszyjnik z inicjałami M.K i wygrawerowanym napisem "Kocham cię" na spodzie. Wzięłam go, podejrzewam, że niedawno się z kimś rozstała.
-Skończyłem.- powiedział zadowolony Loki i oddał mi telefon. Następnie zamontowałam z pokoju nastolatki podsłuch i kamerkę. Wątpię, żeby jej rodzice się na to zgodzili, więc na razie nic im nie będę mówić.
-Co teraz?- spytał Loki gdy wyszliśmy z domu i ponownie znaleźliśmy się w drogim samochodzie Starka.
-Teraz moja ulubiona część.- włączyłam silnik.- Będziemy ją śledzić.
Powodzenia w nowym tygodniu szkoły, wiem, że pewnie niektórym się przyda 😇
Do zaczytania ;)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro