~26~
Siedziałam sobie spokojnie w barze. Oczywiście w tym co zwykle. I piłam to co zwykle. A za barem stał ten sam gość co zwykle. Z tym samymi, czerwonymi włosami.
Ach, uwielbiam rutynę. Niespodzianki są takie głośne, coś zupełnie nie dla mnie.
-Jesteś jedyną klientką, która wchodząc do tego baru, nie zamawia nic z alkoholem.- zaśmiał się Josh. Po wyjaśnieniu sprawy z tymi liścikami, zawiadomiłam go, że może spokojnie wracać do Nowego Yorku.
-Ktoś musi tu wszystko na trzeźwo nadzorować.- uśmiechnęłam się i znowu pociągnęłam łyk soku.- Masz coś dla mnie?
-Właściwie to tak. Przyszedł dziś do mnie chłopak i powiedział, że z mieszkania jego babci znikają skarpetki. Przydałaby mu się pomoc.- podniosłam zdziwiona brew. Skarpety? Błagam, ile ja mam lat.
-Jesteś pewien, że nie robił sobie z ciebie jaj?- zaśmiałam się. Josh jednak tylko wzruszył ramionami.
-Ten chłoptaś jest drobnym złodziejem z metra. Czasem pracuje gdzieś dorywczo, ale nigdzie nie może zatrzymać się na stałe. On serio kocha swoją babcię, martwi go to, że ktoś ją okrada.- wyjaśnił.
-Już zdążyłeś go prześwietlić? Czyżby uczeń przerósł mistrza?- ponownie się zaśmiałam. Na początku naszej znajomości, Josh nie potrafił nawet zrobić nowego folderu na pulpicie.
-Powiedzmy, że jego propozycja wydała mi się dość dziwna, więc postanowiłem sprawdzić, czy nie zwiał z psychiatryka. - uśmiechnął się.- W każdym razie, myślę, że to przyzwoity chłop i zasługuje na pomoc profesjonalisty.
-Schlebiasz mi, naprawdę.- machnęłam ręką. Czerwonowłosy wie, że pochlebstwa na mnie działają.- Daj mi numer do tego gościa, wykonam to zlecenie jeszcze dziś. I to całkiem za darmo.
-Normalnie nie wierzę! Mówią, że ludzie zakochani stają się lepszą wersją siebie. Nie ma w tej wieży jakiegoś amancika?- zaśmiał się, za co dostał kuksańca. Znalazł się, dowcipniś.
-Lepiej się zamknij i podaj ten cholerny numer.- mruknęłam. Dostałam upragniony numer, zapłaciłam za sok i wyszłam na zewnątrz zadzwonić.
Nazwę tę sprawę: skarpetki znikajki u babci złodzieja.
Będzie ciekawie.
~~*~~
Gdy skończyłam rozmawiać z tym facetem, udałam się do domu jego babci. Mężczyzna wydawał się w siódmym niebie, że robię to za darmo. Na prawdę mu zależało, żeby jego jedyna krewniaczka odzyskała spokój, gdyż od chwili gdy uświadomiła sobie, że jest okradana, bardzo się denerwowała. Rozumiałam jego obawy. Stres w tak dojrzałym wieku, może być bardzo szkodliwy, a on najwyraźniej chciał zachować babuleńkę na tym świecie jak najdłużej.
Tak więc wzięłam taksówkę i pojechałam pod wskazany adres. Okolica nie wyglądała przyjemnie, ale jakoś mnie to nie dziwiło. Zadzwoniłam domofonem.
-Halo?- odezwał się zmęczony, roztrzęsiony głos. Aż ścisnęło mi się serce.
-Dzień dobry. Przychodzę z polecenia pani wnuczka, w sprawie kradzieży.- powiedziałam uprzejmie.
-Ach, prawie zapomniałam! Todd dzwonił, że przyjedziesz, proszę, wchodź kochana!- z entuzjazmem otworzyła mi drzwi. Weszłam na klatkę schodową i wbiegłam na ostatnie piętro. Drzwi od mieszkania nie wyglądały na solidne. Zapukałam. Co dziwne, otworzyła mi zanim zdążyłam całkowicie zabrać rękę.
-Proszę, wchodź.- zaprosiła mnie do środka. Mieszkanie było małe, ale bardzo schludne i do tego całkiem przyzwoicie urządzone. W staromodnym stylu.- Napijesz się czegoś?
-Z chęcią wypiłabym filiżankę herbaty, jeśli to nie problem.- odpowiedziałam, staruszka tylko z radością odeszła do kuchni. Podejrzewam, że nie miewa wielu gości. Choć chyba właśnie tak jest z gośćmi, że na starość cieszymy się z każdych, nawet najmniejszych odwiedzin.
Poszłam za nią. Staruszka była szczupła i lekko przygrabiona, jej siwe, krótkie włosy były postawione do góry. Zapewne używa wałków. Miała na sobie rozkoszną, niebieską sukienkę i biały, wełniany sweter. Na nosie spoczywały jej okulary, które lekko przyduże, wciąż spadały jej z nosa.
Pomogłam jej zanieść herbatę i ciasteczka do pokoju obok. Usiadłyśmy na starej, czerwonej kanapie.
-Tak się cieszę, że przyszłaś. Odchodziłam od zmysłów!- próbowała nalać herbaty do filiżanek, lecz jej słabe ręce nie za bardzo sobie z tym radziły. Wyręczyłam ją.- Dziękuję.
-Drobiazg.- uśmiechnęłam się.- Nie będzie pani miała nic przeciwko, jeśli zadam teraz kilka pytań?
-Oczywiście, że nie. Pytaj śmiało.- odpowiedziała i jakby usiadła wygodniej na kanapie. Wyciągnęłam notatnik z kieszeni skórzanej kurtki.
-Od jak dawna jest pani okradana?
-Cóż nie wiem, dokładnie, ale zorientowałam się, że znikają jakiś tydzień temu.- zapisałam.
-A co dokładnie znika? Jakiś konkretny kolor, wzór?- staruszka zamyśliła się na moment. Po raz kolejny naciągnęła na nos okulary.
-Jakby się nad tym zastanowić...to brakuje mi ciemnych i wełnianych. Te znikają.- ciemne i wełniane. Zapisane. Następne pytanie, mogło ją urazić, więc musiałam je zadać bardzo delikatnie.
-Czy jest pani pewna, na sto procent, że tych skarpet nie ma nigdzie w tym mieszkaniu?- szczerze mówiąc, gdy jechałam do tego miejsca, miałam teorię, że może staruszka ma demencję i zapomina, że wkłada swoje rzeczy do innych szuflad, czy coś takiego. Ale teraz widzę, że jej umysłem jest wszystko w porządku. Jednak musiałam zadać to pytanie. Na szczęście, kobieta nie wyglądała na urażoną.
-Też na początku o tym pomyślałam. I przysięgam, szukałam już wszędzie. Nigdzie ich nie ma!- odpowiedziała.
-Rozumiem, mogłabym zobaczyć to miejsce, gdzie pani trzyma swoje rzeczy?- dopiłam herbatę. Była naprawę dobra.
-Naturalnie.- podniosła się i powoli zaprowadziła mnie do swojej malutkiej sypialni. W pokoju było łóżko ustawione pod oknem, komoda i szafa. Oprócz tego szafka nocna z kilkoma starymi książkami. Starowinka podeszła do komody i otworzyła pierwszą szufladę. Było w niej tylko kilak par, cieniutkich skarpet.
-Tylko tyle zostało.- westchnęła. Podeszłam do okna i je otworzyłam. Spojrzałam w stronę dachu. Z góry można było zejść po rynnie. Parapet z kolei był dość szeroki, więc bez trudu można był przejść po nim do okna. Mówię, to teraz jako doświadczony włamywacz.
Złodziej mógł bez trudu wejść właśnie tędy. Jednak postanowiłam nie mówić tego starszej pani. Niepotrzebnie tylko bym ją zdenerwowała. Później zadzwonię do jej wnuczka.
-Ładny widok.- powiedział zamiast tego.- Myślę, że mam sposób na tego złodzieja.
-Naprawdę?- ucieszyła się.
-Tak. Przede wszystkim proszę schować skarpety gdzie indziej. Wnuczek kupi pani pudełko otwierane specjalnym szyfrem. Następnie zamontuję małą kamerkę w szufladzie, gdy następnym razem złodziej ją otworzy, uchwycimy jego twarz. Potem zdejmę odciski palców i spróbuje przeszukać policyjną bazę danych.- wyjaśniłam.
-Masz do niej dostęp?- zdziwiła się.
-Powiedzmy.- mrugnęłam. Stark napewno się nie obrazi, jeśli pożyczę jego komputer na kilka minutek.
Na pożegnanie, zapewniłam kobietę, że teraz może spać spokojnie. Podziękowała mi i zapakowała kilka ciasteczek na drogę. Powiedziała również, że mogę wpadać kiedy zechcę. Bardzo miło z jej strony.
Przed blokiem spotkałam się z wnuczkiem kobiety. Napisałam do mężczyzny, żeby przyjechał jak najszybciej, więc się pojawił.
-I co?- spytał poddenerwowany?
-Ktoś wchodzi do niej przez okno. Daj mi znać, gdy nie będzie jej w mieszkaniu, to zamontuje system antywłamaniowy. Nie będzie mógł otworzyć okna od zewnątrz. Ponad to wyśle ci nowoczesny sejf, upewnij się, że chowa w nim wszystkie swoje oszczędności. I skarpetki.- dodałam. Facet tylko energicznie kiwał głową.- Załatwię też kamerę. Twoja babcie będzie bezpieczna.
-Dziękuję.- odpowiedział.- Nawet nie wiesz jak się cieszę, że nam pomogłaś.
-Nie ma sprawy. Twoja babcia jest dobrym człowiekiem, nie zasługuje na coś takiego.- uścisnęliśmy sobie dłonie.- A tu masz kilka groszy, kup babci nowe okulary.- wcisnęłam mu w rękę plik banknotów i zanim zdążył mi choćby podziękować, zniknęłam za rogiem.
Pozdrowienia dla waszych skarpetek :3
Do zaczytania ;)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro