Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~24~

Biegłam przez miasto. Przy takich korkach, szybciej będzie piezo, niż taksówką. Do wieży został mi może kilometr. Jak się pospieszę, zajmie mi to może z trzy minutki. Złapałam mocniej zrywkę z zakupami i przebiegłam przez ulice popychając barkiem jakiegoś mężczyznę. Niestety nie miałam czasu, żeby się zatrzymać i go przeprosić.

Nie pamiętam, kiedy tak się spieszyłam. Wleciałam do korytarza Avengers Tower i nacisnęłam guzik, przywołując windę.

-Szybciej, szybciej, szybciej, szybciej...-mruczałam po nosem, tupiąc niespokojnie. Zanim metalowe drzwi rozsunęły się całkowicie, ja już byłam w środku. Wybrałam odpowiednie piętro. Nagle zadzwonił mój telefon.

-Już jestem w windzie.- wyspałam do słuchawki.

-Szybciej!- ponaglił mnie głos w słuchawce.

-Nie mogę przyspieszyć windy!- zirytowałam się.- Ciesz się, że masz tę głupią bransoletkę i nie możesz wychodzić na zewnątrz, bo inaczej nie ma mowy, żebym ja latała za każdym razem do miasta.

-Zaczyna się!- krzyknął.

-Idę, już idę!- odpowiedziałam i się rozłączyłam. Cholera, czy ta winda nie może wjeżdżać na samą górę szybciej?!

Pół minuty później, wjechałam na odpowiednie piętro, drzwi ledwo się otworzyły, a ja już biegłam przez salon. W zabójczym tempie przeskoczyłam przez kanapę, lądując na niej nieco niezdarnie.

-Zdążyłaś.- pochwalił mnie Loki, gdy tylko wylądowałam obok niego na kanapie, a logo "Gry o tron" pojawiło się na ekranie wielkiego telewizora.

-Powinnam za ten bieg dostać medal.- wydyszałam i zaczęłam ściągać botki na słupku. Nie mam pojęcia jak w tych butach przebiegłam taki dystans w tak krótkim czasie.

-Mam nadzieję, że Joffrey niedługo zginie. Ten młody działa mi na nerwy.- powiedział czarnowłosy i wyjął paczkę chipsów z reklamówki, którą przyniosłam.

-Będę skakać, gdy w końcu ktoś poderżnie mu gardło.- ściągnęłam kurtkę i rzuciłam ją na fotel obok. Od kilku tygodni, regularnie oglądamy z Lokim "Grę o tron". Zakochaliśmy się w tym serialu. 

Historia mojego biegu po jedzenie, ulicami Nowego Jorku, rozpoczęła się dokładnie piętnaście minut temu, gdy po otworzeniu szafki w kuchni, okazało się, że ktoś zjadł nasze bardzo niezdrowe przekąski na dzisiejszy odcinek. A wiecie, oglądanie bez jedzenia to już nie to samo.

-Musisz pójść do sklepu.- powiedział wtedy Loki. Był śmiertelnie poważny, patrzył mi w oczy i złapał moją dłoń między swoje.- Ukradłam już nawet pieniądze Starkowi.

Gdy wyciągnął z kieszeni pieniądze, nieźle się uśmiałam.

-Ty mały złodzieju.- zaśmiałam się i wzięłam pieniądze. 

-Hej, nie zapominaj, że ty pierwsza go okradłaś.- delikatnie się uśmiechnął. Zauważyłam, że od pewnego czasu, częściej to robi, zwłaszcza gdy rozmawiamy.

Ubrałam się szybko i weszłam do windy. Loki stał i patrzył jak drzwi się zamykają.

-Kup też coś do picia!- krzyknął zanim zniknęłam za metalowymi drzwiami windy. I to by było na tyle, jeśli chodzi o historię mojego maratonu na wysokim obcasie.

Siedzieliśmy z zielonookim przed telewizorem już od ponad czterdziestu minut. Nasze stopy, które spoczywały na stoliku, stykały się ze sobą. Podobnie nasze ramiona. Powiem tylko tyle, że im mniejsza odległość, tym łatwiej sięgać po jedzenie.

-Wybaczcie, że muszę przerwać, tę waszą małą uroczą randeczkę, ale Venus ma gościa.- Tony stanął nam centralnie przed ekranem, zasłaniając akcje.

-Nie widzisz, że oglądamy?- zdenerwował się Loki.

-Właśnie, odcinek kończy się za dziesięć minut, jestem pewna, że ten ktoś może poczekać.- dopowiedziałam.

-Spokojnie gołąbeczki, dokończycie później.- uparł się Tony i złapał mnie za ramię. Zaczął ciągnąć mnie w stronę windy.- Oddam ci twoją ukochaną za niecałe pół godziny.

W tym momencie oberwał ode mnie w ramię, a Loki cisnął w niego pustą butelką. Lubię Starka, ale te jego komentarze na temat mnie i bożka, już dawno mi się znudziły.

-Proszę, jacy zgodni.- powiedział gdy oberwał od nas dwojga naraz. Weszliśmy do windy, Tony wcisnął numer z piętrem swojego laboratorium.

-Zastanawia mnie, kto mógł mnie odwiedzić. Przecież oprócz Josha, nie mam żadnych znajomych.- zauważyłam. Domyślałam się kto mógł zawitać do Avengers Tower, skoro nawet Tony się tym zainteresował. Tylko dlaczego chciał się ze mną zobaczyć? Przecież nic ostatnio nie przeskrobałam. Chyba.

-Nie denerwuj się, z tego co wiem, to Fury nie gryzie.- obdarzył mnie uśmiechem. Dojechaliśmy do celu. Stark wpuścił mnie do środka, gdzie czekał na mnie agent. Pracownia Tony'ego była tak samo zagracona jak zawsze. Czarnoskóry siedział na krześle przy jednym ze stanowisk. Bacznie mnie obserwował, odkąd tylko przekroczyłam próg pomieszczenia. Usiadłam na krześle obok.

-Okazałaś się bardzo przydatna przy ostatniej sprawie dotyczącej Hydry.- odezwał się dopiero po kilku minutach. Sprawdza mnie.

-Komplement z twoich ust, jest podobno rzadkością. Czuję się o wiele bardziej dowartościowana.- uśmiechnęłam się cwaniakowato. Przy takich szychach jak Fury, trzeba zgrywać większego cwaniaka, niż się jest. Albo większego cwaniaka, niż cwaniak naprzeciwko.

-Posiadasz wiele przydatnych umiejętności.- dodał.

-Moje serce rośnie z każdym twoim słowem.- powiedziałam i nie spuszczałam z oczu agenta.

-Chciałbym ci zaproponować pracę.- nareszcie wyjawił cel swojej wizyty.- Ludzie z twoimi umiejętnościami, są dla mnie bardzo cenni. T.A.R.C.Z.A. zyskałaby wyśmienitego, nowego agenta.

Szczerze? Ta propozycja nie wydała mi się ani trochę kusząca. Lubię być swoim własnym szefem, a ten strach przed tym, że w każdej chwili mogą mnie wylać, nie jest szczytem moich marzeń. Poza tym, kiepski ze mnie gracz zespołowy.

-Przykro mi, ale muszę odmówić. Nie mam czasu na taką robotę.- powiedziałam z lekkim uśmiechem. Wiedziałam, że nie muszę tego tłumaczyć, mężczyzna doskonale mnie rozumiał. Sposób w jaki na mnie patrzył, wyraźnie o tym świadczył.

-Musiałem chociaż spróbować.- westchnął i wstał z miejsca. Zrobiłam to samo.

-Ma pan u mnie punkty za dobre chęci.- uścisnęliśmy sobie dłonie. Jednooki lekko się zaśmiał.

-Jak byś zmieniła zdanie, wiesz gdzie mnie znaleźć.- powiedział na pożegnanie i wyszedł. Odprowadzałam go wzrokiem, gdy wchodził do windy. Ten koleś wygląda lepiej w czarnym płaszczu, niż ja. Trochę do żenujące. Oczywiście dla mnie.

"Jakbyś zmieniła zdanie..." jego wypowiedź wciąż chodziła mi po głowie. W końcu oboje wiemy, że zdania już nie zmienię.

~~*~~

-I jak?- spytał Clint, gdy tylko wróciłam do salonu. Wygląda na to, że nastąpiło tu jakieś magiczne rozmnożenie, bo zamiast jednego Lokiego, mam teraz wszystkich Avengers. Czy oni nie mieli być przypadkiem dzisiaj zajęci?

-Cóż, nie zostaniemy kolegami z pracy.- odparłam i usiadłam na kanapie.

-Wiedziałem, że odmówi! Zuch dziewczyna!- pochwalił mnie Tony i już chciał mnie poczochrać po włosach, kiedy złapałam jego rękę.

-Nigdy więcej nawet nie próbuj.- ostrzegłam i puściłam dłoń miliardera.

-Nie powiem, żeby ta praca była lekka, ale poddawać się na samym początku, to raczej nie w twoim stylu.- zauważyła Natasha.

-Wcale się nie poddałam. Odrzuciłam gorszą propozycję. W sumie to robię identyczne rzeczy, tylko ze zwiększonym ryzykiem i większym zarobkiem. Widzisz? Dla mnie to brzmi bardziej jak wyzwanie, niż poddanie się.- uśmiechnęłam się do rudowłosej i popatrzyłam na Lokiego. Nie wyglądał na zadowolonego. Pewnie chciał dokończyć odcinek. Doskonale go rozumiałam, akcja zaczęła się nieźle rozwijać.- A czy teraz, moglibyśmy z Lokim w spokoju dokończyć seans? Obawiam się, że jeśli magik się wkurzy, bo nie pozwoliliście mu dokończyć, skończycie jak Eddard Stark.

Tylko Lokiego rozbawił ten żart. Wiedziałam, że go zrozumie.


Do zaczytania ;)


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro