Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 1 sierota


     - Jestem Thomas Lee, ale wszyscy mówią na mnie po prostu Tommy. – na mojej twarzy zawitał delikatny uśmiech, który to dla pozorów powagi czym prędzej ukryłem spontanicznym ruchem prawej ręki.

Lekko sennymi oczami spojrzałem na siedzącą po drugiej stronie ciężkiego, drewnianego biurka starszą parę kobiety i mężczyzny. Staruszek dopalał już drugiego papierosa, co sądząc po suchym i bardzo gwałtownym kaszlu chyba nie służyło mu na zdrowie, natomiast tęga siwowłosa nieprzerwanie notowała coś w brzydkim, bordowym dzienniku, co jakiś czas robiąc sobie krótką przerwę na poprawę wiecznie spadających z nosa okularów. Jeszcze mocniej ścisnąłem pluszowego misia Maxa, w tamtym momencie będącego jedyną znaną mi rzeczą, którą to zdążyłem przytargać z domu, tuż przed jego nagłym opuszczeniem.

- Jak rozumiem przybyłeś tu z bratem ? – kobieta spojrzała na mnie z góry, tym razem celowo nie odwracając wzroku od mamlanych przeze mnie warg.

- mhm – znacząco pokiwałem głową, - było też z nami dwóch panów w czarnych mundurach...wyglądali jak policjanci

Seniorka jedynie przewróciła oczami.

- przecież wiem, rozmawiałam z nimi.

Niewzruszony szorstkością z jaką to obchodziła się ze mną postać, czujnie przeskanowałem wzrokiem pomieszczenie w którym to przyszło mi się znaleźć.

Dość niewielki, beżowy pokój obwieszony historycznymi portretami prawdopodobnie ważnych osób, oraz kontrastujący z całokształtem stary czerwony dywan, wiekiem najpewniej dorównujący osobą z malowideł, przypominał mi coś na wzór poważnego gabinetu, do którego to codziennie pędzą dorośli.

- wyglądasz na bardzo ciekawskiego. Nie lubię takich dzieci – tym razem głos zabrał ochrypły mężczyzna, dotąd będący jedynie cieniem głównej prowadzącej wywiadu.

- ciekawość to coś złego ? słyszałem że to dobra cecha.

- ciekawi ludzie zazwyczaj są strasznie męczący a na koniec i tak nie znajdują odpowiedzi na zadane przez nich pytania.

- to nie prawda – delikatnie zmarszczyłem brwi – mama od zawsze mówiła mi że...

- twoja mama również jest tego doskonałym przykładem - mężczyzna chamsko wbił mi się w sam środek zdania, wypowiadając początkowo niezrozumiałe dla mnie stwierdzenie – wiesz w ogóle co się z nią stało ? wiesz co stało się z tobą ?

Lekko zdekoncentrowany zacząłem mamlać dolną wargę, równocześnie bawiąc się puchatą sierścią Maxa, wciąż dumnie zajmującego miejsce na moich niepotrafiących spokojnie spocząć nogach.

- moja mama jest w sklepie razem z tatą – oznajmiłem pewnie – ja i Lucas mieliśmy czekać na nich w domu, ale potem przyjechali policjanci i nas tu przywieźli. - Wzruszyłem ramionami

- czyli o niczym jeszcze nie wiesz ? – na twarzy kobiety wymalował się delikatny uśmiech, jakby to co miała mi za chwilę przekazać było dla niej co najmniej pozytywne.

Przecząco pokiwałem głową.

- bo wiesz... - staruszek odkaszlnął sucho - twoi rodzice...nie żyją

Przełykana ślina jakby zatrzymała mi się w gardle, a dotąd mocno zaciśnięte na maskotce ręce poluzowały się, upuszczając trzymany przedmiot na ziemię. Czułem jak moje oczy nasiąkają łzami, a obraz dookoła mnie powoli traci ostrość. Nie miałem czasu ani przede wszystkim ochoty trzymać emocji na wodzy przynajmniej do upewnienia się że wypowiedziane przez mężczyznę słowa aby na pewno są prawdą. Mój dziecięcy, nie przywykły jeszcze do życia organizm, nie potrafił odróżniać tak abstrakcyjnych pojęć, lecz jedynie jednoznacznie reagować na dobrze znane mi słowa i odczucia.

- nie...przecież obiecali że wrócą...- trzęsącymi się rękami starałem zatamować ciurkiem spływające po moich policzkach łzy. Na marne. – kazali nam czekać w domu do puki nie przyjadą.

- mieli wypadek samochodowy. Zginęli na miejscu.

Zginęli. To słowo od samego początku jego poznania budziło we mnie dziwną mieszankę dyskomfortu oraz nawet strachu przed dobrym zrozumieniem istoty rzeczy. Wiedziałem że jednoznacznie oznaczało ono śmierć, a co za tym idzie wieczny koniec najcenniejszej dla człowieka rzeczy jaką jest samo życie.

- czyli już ich nie zobaczę...nigdy...?

Pomimo że miałem już niegdyś okazję przeżyć wyjątkowo bolesną dla matki śmierć babci, na której to ostatecznie nauczyłem się terminu wiecznego odejścia, oraz co za tym idzie również żałoby, mój umysł po prostu nie był w stanie wyobrazić sobie tak bliskich mi osób nagle oddalających się tak daleko. Nie dochodziło do mnie że codziennie całująca mnie mama oraz pocieszny tata, z którymi to przychodziło mi spędzać całe dnie, tak po prostu zniknęli i już nigdy nie wrócą. Na samą myśl, resztki połamanego, dziecięcego serduszka coraz to mocniej wbijały się w pozostałe narządy, boleśnie kalecząc całe ciało.

- nigdy. – kobieta przecząco pokręciła głową.

Przerażała mnie jej obojętność a w szczególności ten okropny uśmieszek, jakby tragedia osieroconego pięciolatka dostarczała jej dotąd ponurej twarzy trochę upragnionej radości.

Chciałem przytulić do klatki piersiowej zaufanego pluszaka, ale uświadomiłem sobie że jego również przy mnie nie ma. Że zostałem sam.

- ale co się teraz ze mną stanie...przecież nie mogę żyć bez rodziców...gdzie ja w ogóle jestem !?

Kumulującą się we mnie złość postanowiłem wyładować nagłym wstaniem z miejsca, co ewidentnie nie spodobało się bacznie obserwującej mnie kobiecie.

- usiądź chłopcze. Nie pozwoliłam ci wstać.

Czułem jak moje małe pięści zaciskają się, a po policzkach spływa kolejna fala goryczy.

- no i czego beczysz ? usiądź grzecznie.

Nie miałem ochoty ani przede wszystkim siły się sprzeciwiać, więc usilnie hamując swoje emocje po prostu oklapłem na to twarde drewniane krzesło, wciąż jednak nerwowo stukając rękami o trzęsące się nóżki.

- uspokój się, bo uwierz że nie jesteś tu jedyną sierotą.

- sierotą...? – to słowo jakoś dziwnie zakuło moje niby przyzwyczajone do kolejnych bolesnych nowin ciało, skazując wszelakie próby wewnętrznego zebrania myśli na próżno. – nie jestem sierotą...!

- ależ oczywiście że jesteś - mężczyzna przyłożył papierosa do ust, by zabrać nieco większego bucha i następnie wypuścić go prosto w moją stronę – powiem ci nawet więcej mały...już zawsze będziesz.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro