Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

🌹ROZDZIAŁ 44🌹

Perspektywa: Thomas

Miałem napisać Dylanowi, że przyjdę do niego. Chciałem zobaczyć się z nim, bo niedługo mam gorączkę i raczej nie będę wychodził z domu. Trochę było mi smutno z tego powodu. Przyzwyczaiłem się już, że widzę szatyna codziennie.
Ale od rana tyle się działo. Zadzwonili państwo Parker i zaprosili nas na obiad do siebie. Mike i Liam jako synowie musieli jechać, a Brett i Theo jako ich drugie połówki tym bardziej. Ja natomiast wykręciłem się tym, że boli mnie trochę głowa, a poza tym chciałbym iść do Dylana.
Tak więc w domu panował chaos spowodowany przygotowywaniem do wyjazdu.

- Na pewno nie chcesz jechać? - upewniał się Mike.

- Zostaw go. On musi lecieć na skrzydełkach miłości do swojego Dylusia. - skomentował wesoło Liam.

- Wcale nie. Niedługo mam gorączkę, więc chciałbym go jeszcze zobaczyć, bo potem będę musiał siedzieć w pokoju i czekać na to dziadostwo! - burknąłem, wkurzony tokiem rozumowania przyjaciela.

- Ja na twoim miejscu spędziłbym tę gorączkę z nim. - stwierdził.

- I dlatego jesteś w ciąży, a Thomas nie. On jest odpowiedzialny. - skarcił go Mike, po czym spojrzał na Carlosa jedzącego śniadanie - A ty? Jedziesz z nami? - zapytał.

- Do moich ziomków dołącza taki jeden nowy i musimy pouczyć go trików na deskorolce, także ja odpadam. - poinformował - Ale nie obrażę się jak przywieziecie coś do jedzenia. - dodał z pełną buzią.

- Typowe. - czarnowłosy pokręcił głową.

- Kochanie, spakowałeś tabletki? - z góry zbiegł Brett.

- Jedziemy tam tylko na jeden dzień! - upomniał przyjaciel swojego alfę.

- Co z tego. Bierz tabletki ze sobą. - nakazał.

- Twój idiota ma rację. Jak ci się zrobi niedobrze, to lepiej żebyś miał leki pod ręką. - poparł go Mike.

- Od kiedy wy tak się zgadzacie we wszystkim? - prychnął, ale posłusznie zapakował tabletki w torbę.

- Nie złość się. To szkodzi dzieciom. - wtrąciłem, ale gdy Liam spiorunował mnie wzrokiem, zdecydowałem już się nie odzywać.

Maruda się zrobiła z niego okropna przez tę ciążę.

- To jedziemy. Bądźcie grzeczni. - rzucił Mike do mnie i Carlosa.

- Dobrze, tato. - beta przewrócił oczami, dokańczając śniadanie.

Zaśmiałem się cicho z tego jak chłopak nazwał Mike'a. No tak, w sumie alfa był naprawdę opiekuńczy w stosunku do wszystkich. Jak prawdziwy rodzic. Szkoda, że nigdy nim nie będzie, bo byłby wspaniałym ojcem.

Wstałem z kanapy i postanowiłem zacząć szykować się na wyjście do Dylana.

- Idziesz gdzieś? - zatrzymał mnie Carlos.

- Do Dylana. A co tam? - zdziwiłem się.

- Nic. Tak pytam. W sumie ja też wychodzę. - wziął swój kask i deskorolkę.

- Mi jeszcze trochę zjedzie, więc ja zamknę drzwi. Masz klucz, prawda? - upewniałem się, chociaż wątpiłem, że wróci wcześniej ode mnie do domu.

Beta wyjął kluczyk z kieszeni i pomachał nim krótko w powietrzu, po czym wyszedł.

Udałem się na górę. W domu panowała kompletna cisza, co było dziwne dla mnie teraz. Brak marudzenia Liama, brak upominania Mike'a. Nie mógłbym chyba żyć bez nich. Pokochałem to stado. Nigdy nie wrócę do swojej rodzinnej watahy.

Ubrałem na siebie czarne rurki, jasny podkoszulek, a na to założyłem biały, wciągany przez głowę biały sweter. Na dworze z dnia na dzień robiło się coraz zimniej.

Nagle usłyszałem pukanie do drzwi. Zdziwiłem się mocno, bo kto to mógłby być?

O kurczę! Zapomniałem napisać Dylanowi, że do niego idę! Pewnie sam przyszedł!

Zbiegłem na dół i nie wiedząc czemu, poprawiłem włosy i wygładziłem sweter z niewidocznych fałd. Uśmiechnąłem się szeroko, po czym otworzyłem drzwi. Mina szybko mi zrzędła.

Przede mną stali moi rodzice.

A co gorsza, stał też alfa, którego miałem poślubić.

- Myślałeś, że cię nie znajdę? - spytał ochrypłym głosem, a mi zrobiło się słabo na widok jego obrzydliwej gęby.

- Thomasie, bardzo się zawiodłam twoim zachowaniem. W tej chwili wracasz do domu i łączysz z panem Olivierem. - nakazała mi matka.

- Nie! Nie wrócę! - cofnąłem się w tył, ale nagle ten ochydny typ złapał mnie boleśnie za ramię i wyciągnął na ganek.

- Jesteś strasznie nieposłuszny. Już ja cię nauczę bycia dobrą omegą. - wysyczał.

- Nie, proszę. Mamo, ja nie chcę. Jestem tu szczęśliwy. Dlaczego chcesz mi to odebrać? - zapłakałem, próbując się wyrwać alfie.

- Jesteś omegą! Myślisz, że możesz mieć tak bezczelne marzenie jak bycie szczęśliwym?! - oznajmiła.

- Synu, z tego związku będziemy mieć same korzyści. Powinieneś być dumny z tego, że ktoś tak bardzo ceniony jak pan Olivier cię chce. - powiedział ojciec srogim tonem.

- Zrobię z tobą porządek. - wyszeptał mi do ucha ten obrzydliwy spaślak - Hmm, czuję gorączkę od ciebie. Trafiłem w czas. - dodał, na co zacząłem krzyczeć i płakać.

Jedynie pozostało mi się teraz zabić. Nie widzę innego wyjścia.

Perspektywa: Dylan

Szedłem do Tommy'ego. Musiałem mu powiedzieć, że przez kilka dni nie będziemy się widzieć ze względu na moją ruję. Smutno mi się robiło. Chciałbym móc spędzać każdą minutę z blondynem. Zakochałem się w nim do szaleństwa. Będziemy w przyszłości razem. Kupimy sobie kotka. Nazwiemy go "Ciastek". Zamieszkamy w małym domku z ogrodem. I narobimy sobie przynajmniej z trójkę dzieci.
Uśmiechnąłem się lekko do swoich marzeń.

Chciałbym spędzić z Tommyś'iem całe swoje życie.

Zatrzymałem się przed cukiernią. Postanowiłem kupić coś słodkiego blondynowi w ramach przeprosin. Nie pamiętałem za bardzo co ja wyprawiałem po tych ciastkach z narkotykami, ale znając mnie, to pewnie coś głupiego.

Zanim zdążyłem wejść do lokalu, zatrzymał mnie Carlos.

- Słuchaj, musisz iść za mną! Rodzice znaleźli Thomasa i ten alfa chce go zabrać! - powiedział ze strachem, a mi serce stanęło na chwilę.

Od razu ruszyłem z betą w stronę posesji Parkerów.

- Dobrze, że cię znalazłem. Nie dałbym rady im sam, a nikogo więcej nie ma w domu. Słuchaj, musisz oznaczyć Thomasa. - oznajmił, a ja spojrzałem na niego w szoku.

- Zwariowałeś? Nie zrobię tego Tommy'emu. On ma sam zdecydować o tym czy mnie chce czy nie. - upomniałem.

- W przeciwnym razie nigdy się od niego nie odczepią. Nawet jeśli ich teraz przegnamy, oni wrócą. Thomas zapewne ucieknie gdzieś i więcej go już nie zobaczysz. - stwierdził i musiałem przyznać mu rację.

Jak go oznaczę, rodzice i tamten alfa dadzą mu spokój, a jeśli nie, Thomas teraz będzie miał przejebane, a na to nie pozwolę! On jest Mój! Żaden stary dziad nie będzie mi go dotykał!

Podjudzony przez Carlosa, wszedłem na teren posesji i gdy zobaczyłem jak ten stary zboczeniec szarpie Moją omegę, to zawrzał we mnie gniew. Podszedłem do niego, wyrwałem mu blondyna z uścisku, a następnie wbiłem kły w delikatną skórę na szyi chłopaka.

Perspektywa: Thomas

Płakałem coraz głośniej, co w ogóle nic nie dawało. Alfa ciągnął mnie w stronę auta. Szarpałem się na wszystkie strony, lecz na próżno. On był silniejszy. Gdybym mógł się na chwilę uwolnić, pobiegłbym do kuchni, złapał za nóż i wbił go sobie w brzuch.

Moi rodzice nagle spojrzeli na coś za moimi plecami. Nawet alfa przestał ciągnąć mnie w stronę samochodu. Poczułem intensywny zapach Dylana i od razu poczułem się bezpieczny.

Tak, Dylan tu jest! Proszę, zabierz mnie stąd! Zabierz mnie od nich!

Zostałem wyszarpany z ramion tej obrzydliwej alfy. Miałem już odwrócić się przodem do szatyna i przytulić go mocno za to, że tutaj jest i mnie ratuje. Lecz nagle poczułem okropny ból, który sparaliżował całe moje ciało. Znów zacząłem płakać głośno. To było nie do zniesienia. Kły zatopione w mojej skórze sprawiały mi bardzo dużo bólu. Byłem przerażony.
Po chwili tej udręki, ból zaczął znikać, a mnie chyba już nic nie gryzło w ramię.

- Państwo wybaczą, że się tak wtrąciłem, ale Tommy jest Mój. - powiedział Dylan, na co matka tupnęła ze złością nogą.

- Cholera! - wybuchł Olivier, ruszając wkurzony w stronę auta, przy okazji odpychając Carlosa, aby zszedł mu z drogi.

- Jesteś wydziedziczony, Thomasie! - wykrzyczał ojciec.

Rodzice, patrząc na mnie z obrzydzeniem, odeszli od nas. Zdezorientowany złapałem się za ranę na szyi. Spojrzałem niedowierzająco na szatyna.

- Jak mogłeś? - wyjąkałem z płaczem.

Jak on mógł mnie oznaczyć bez mojej zgody? Przecież dobrze wie, że nienawidzę być do niczego zmuszany!

- Nie chcę cię widzieć! - wybuchnąłem.

- Tommy...- zaczął łagodnie.

- Idź stąd! Nawet nie wiesz jak mnie zraniłeś! - wykrzyczałem, cofając tyłem w stronę drzwi od domu.

- On cię uratował! Teraz tamta alfa ci nie zagraża! - wtrącił Carlos.

- A ty się nie odzywaj! - nakrzyczałem również na niego.

- Przepraszam, Tommyś. Proszę, porozmawiajmy. - błagał Dylan.

- Nie mamy o czym rozmawiać! Nienawidzę cię...ci..och! - złapałem się za brzuch, czując w nim intensywne ciepło.

Jezu, nie teraz!

Spojrzałem na Dylana. Alfa stał w miejscu, wpatrzony we mnie jak w obrazek, a jego oczy świeciły czerwienią. Nagle poczułem jego zapach, ale nie był taki jak zawsze. Stał się nagle bardzo...zmysłowy, pociągający. Od tego zapachu potraciłem zmysły, a nawilżenie wypłynęło ze mnie obficie.

O matko święta! On dostał rui, a ja gorączki! Przecież to niemożliwe!

❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤

W załączniku: Dylan

NOTKA OD AUTORA
Tak hejtujecie Carlosa, a dzięki niemu Dylmas stał się real 😂 omińmy to, że on po prostu chciał złączyć stada, aby złapać Zane'go i cieszmy, że udało mu się zeswatać Dylana z Thomasem xD

Ave!

😈🔨

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro