🌹ROZDZIAŁ 3🌹
Perspektywa: Theo
Siedziałem w kącie, opatulony kocem. Było mi strasznie zimno, a jak na złość noce stawały się coraz chłodniejsze.
Mieszkałem z Brett'em oraz Carlosem w opuszczonym budynku. Nie było tu światła ani ogrzewania. Wody także nie było. Radziliśmy sobie jak tylko mogliśmy, ale to nie wystarczało czasami. Na domiar złego, Brett był uzależniony od kokainy i nie wiedziałem jak mu pomóc. Załamał się, gdy wylądował na ulicy i zaczął ćpać. Ja też ledwo co sobie radziłem psychicznie z myślą, że nie mam domu, ale musiałem się jakoś trzymać.
Spojrzałem na alfę. Leżał na materacu w kącie pomieszczenia. Wcześniej wciągnął kreskę, więc chyba teraz delektował się stanem otumanienia przez używkę.
- Ej, chłopaki! Mam super, ekstra newsa! - do meliny, a raczej naszego tymczasowego "domu", wpadł Carlos.
Zdjął kask z głowy i spojrzał na mnie z uśmiechem.
- Co jest? - zaciekawiłem się.
- Do miasta wprowadził się jakiś bogaty gościu! - poinformował - Chatę ma wyjebaną w kosmos! To alfa z tego co wyczułem. Jest tam jeszcze męska omega oraz beta. - dodał.
Na wzmiankę o męskiej omedze lekko zadrżałem, ale nie chciałem po sobie znać, że ta informacja mnie ruszyła.
- No i co z tego? - prychnąłem, bardziej zawijając się w koc.
- Zróbmy mu dziesionę na chacie! Damy radę przecież! - zaproponował.
Przemyślałem to co powiedział i w sumie miał rację. Ostatnio było bardzo marnie z kasą, a taki bogacz ma na pewno pełno forsy i cennych przedmiotów w domu.
- Wchodzę w to. - zdecydowałem.
- Jesteście idiotami. - wymamrotał Brett, po czym przetarł oczy i podniósł się do siadu, opierając plecami o zniszczoną ścianę - Jego chata pewnie ma z pięć alarmów. Dodatkowo jest alfą, na pewno dobrze zbudowanym, a ja nie mam siły walczyć z kimkolwiek. Pewnie nawet ta beta by mnie pokonała w sekundę, a wy mi tu pierdolicie o włamaniu. - burknął.
- Dlatego pójdziemy nocą, gdy będą spali. A alarmami się nie przejmuj. Theo zna się na tym. - przyjaciel wskazał na mnie.
- Sam nie wiem. Nic mi się nie chce. - Brett położył się z powrotem na materacu.
Spojrzałem znacząco na Carlosa.
Pójdę tam i okradnę tego alfę czy Brett z nami pójdzie czy nie! Potrzebna nam kasa do cholery!
Perspektywa: Mike
Pozamykałem dom i włączyłem alarm. Z niezadowoleniem spojrzałem na jeszcze nie rozpakowane kartony.
Wszedłem na górę, zaglądając przy okazji do pokoju Liama. Spał grzecznie, przytulając do siebie kołdrę. Miałem nadzieję, że teraz z dala od przykrych wspomnień, odżyje trochę. Przez moją upośledzoną opiekuńczość, zajrzałem jeszcze do Thomasa. Chłopak nie spał, tylko leżał w łóżku i grał w grę na telefonie.
- Wszystko okej? - upewniałem się.
- Tak. - odpowiedział, po czym odłożył telefon i pokręcił głową - Znaczy, nie do końca. Boję się, że rodzice mnie znajdą i połączą na siłę z tamtym alfą. - posmutniał.
Wszedłem w głąb pokoju.
- Nie znajdą. A nawet jeśli, nie oddam im cię bez walki. Liam zapewne też. - obiecałem, na co blondyn uśmiechnął się lekko - No już, śpimy i się nie martwimy. - nakazałem, zgasiłem lampkę na stoliku i opuściłem po cichu pokój.
Ruszyłem do drzwi swojej sypialni, kiedy nagle usłyszałem jakiś hałas na dole. Nie był głośny. Przypominał szmer i modliłem o to, aby nie okazało się, że w tym domu są jakieś szczury w piwnicy czy coś. Od razu zgłosiłbym skargę do biura sprzedaży nieruchomości.
Zszedłem po cichu po schodach, w połowie zamierając, gdy poczułem zapach dwóch bet.
Czy to poprzedni właściciele? Ale przecież zmieniłem kod do alarmu...
Pokonałem resztę stopni i ustałem przy ścianie.
- Znalazłeś coś cennego? - usłyszałem szept jednego z nich.
Cholerni złodzieje! Zdążyłem co dopiero się wprowadzić!
Wkurzyłem się i nie myśląc nad tym, czy bety są uzbrojone, wyskoczyłem zza ściany i złapałem jednego z nich od tyłu w mocnym uścisku. Ten drugi krzyknął ze strachu, po czym po prostu uciekł tylnymi drzwiami, które zapewne otworzyli włamywacze.
- Dzwonię na policję, a ty masz przejebane, wiesz? - powiedziałem ze złością.
Beta uderzyła mnie z łokcia w żebra, czego nawet nie odczułem. Naprawdę słaby cios jak na betę.
- PUŚĆ MNIE! - wydarł się, wciąż szarpiąc.
- Zamknij się, bo obudzisz mi brata, a nie chcesz spotkać jego furii, gdy się nie wyśpi. - ostrzegłem, po czym zaciągnąłem włamywacza do kuchni i tam posadziłem na krześle.
Nie wiedziałem czym go związać, więc na ślepo chwyciłem kabel od tostera. Unieruchomiłem mu nim ręce i kiedy byłem pewny, że nie ucieknie, podszedłem do włącznika i zapaliłem światło.
Spojrzałem na związanego chłopaka i serce zabiło mi szybciej.
Słodki Jezu!
Patrzył na mnie ze złością swoimi pięknymi oczami, a ja prawie nie byłem w stanie oddychać. Co on ze mną zrobił?
- Masz mnie natychmiast uwolnić! Co ty sobie myślisz?! - wybuchł i musiałem przyznać, że zezłoszczony wygląda naprawdę uroczo.
- Skarbie, spokojnie. Nie gorączkuj się tak. - uśmiechnąłem się, sam nie wiedząc czemu go nazwałem "skarbem", ale za to dobrze zdawałem sobie sprawę, że chcę go specjalnie wkurzyć jeszcze bardziej - Włamałeś się do mojego domu. Rozwaliłeś alarm. Próbowałeś okraść. Więc nie dziw się, że jesteś przywiązany do krzesła. - oznajmiłem z zadowoleniem.
- Pierdol się! - wykrzyczał, chcąc wyszarpać nadgarstki z kabla, ale nic mu to nie dawało.
- Jaki niewyżyty. - cmoknąłem - Poczekaj może aż zaproszę cię najpierw na randkę, co? - posłałem mu cwany uśmieszek.
Spojrzał na mnie z niedowierzaniem, ale po chwili wręcz mordował mnie wzrokiem, co było gorące, nie powiem.
Nie odezwał się już. Odwrócił głowę w bok, ignorując mnie.
Ahhh jaki niegrzeczny chłopaczek.
- Nie zadzwonię na policję, ale powiesz mi dlaczego chciałeś mnie okraść. Potrzebujesz pomocy? - spytałem.
Tak naprawdę w ogóle nie zamierzałem dzwonić na policję. Chciałem poznać tę betę. Dlaczego kradnie? Jest biedny czy ktoś mu każe to robić? Jak ma na imię? Co lubi robić? Gdzie mieszka? Czy lubi kwiaty? Jakie? Czy pójdzie ze mną na randkę? A nie...o to nie muszę pytać...i tak pójdzie. Czy ma jakąś rodzine? Czy należy do któregoś stada w tym mieście? Miałem masę pytań i chciałem znać odpowiedzi już teraz.
- Postanowiłeś milczeć, tak? - podszedłem do niego.
Z bliska był jeszcze piękniejszy.
- Swojego imienia też mi nie powiesz? - spytałem, ale on nadal patrzył w ścianę, ignorując mnie totalnie - Ja jestem Mike Parker. PARKER. Zapamiętaj dobrze to nazwisko, bo będziesz je nosił w przyszłości. - uśmiechnąłem się, gdy po moich słowach zacisnął dłonie w pięści, a jego policzki lekko zaróżowiły się ze złości - I skoro nie chcesz powiedzieć mi swojego imienia, będę nazywał cię "laleczką". - dodałem, na co już w ogóle zaczął rzucać we mnie gromy.
- Weź ty się odwal w końcu! - wydarł się, nie wytrzymując.
Aww! Mały, słodki złośnik!
On będzie Mój.
❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤
W załączniku: Mike
NOTKA OD AUTORA
Jednak rozdziały narazie będą codziennie, bo miałam wielki wybuch weny i napisałam cztery w jeden wieczór łącznie z tym xddd
Ave!
😈🔨😎
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro