🌹ROZDZIAŁ 23🌹
Perspektywa: Thomas
- Ten wasz Mike ma jakieś napięcie seksualne czy coś? Jezu, jaki z niego nerwus! Powinien cieszyć się życiem, a nie zamartwiać głupotami. - zaczął paplać Dylan, trzymając mnie za rękę i prowadząc w stronę parku - Chcesz cukierka? - zapytał nagle.
- Brzmisz teraz jak jakiś pedofil. - skomentowałem.
- Nie to nie. - wzruszył ramionami, wyjmując z kieszeni cukierka w zielonym papierku, a następnie otwierając go zębami.
- Wiesz, że jedzenie tak dużej ilości słodyczy jest niezdrowe? - upomniałem.
- Ale za to jakie smaczne! - stwierdził wesoło - Cieszę się, że idziesz ze mną do domu. Cody strasznie chce cię poznać. Myślę, że się polubicie. - oznajmił.
- W sumie nie znam żadnej męskiej omegi poza Liamem i też nie mogę się doczekać, aż poznam Cody'ego. - wyznałem.
- Widzisz? Same plusy spotykania się ze mną. - puścił mi oczko.
Ja naprawdę nie wiem czemu polubiłem tego debila.
Może sam jestem debilem?
- To już tutaj. - poinformował, więc spojrzałem przed siebie.
Zaraz obok parku znajdował się wielki dom. Widziałem go nie raz, gdy tędy przechodziłem i nigdy bym nie pomyślał, że Dylan mieszka akurat tutaj. Zawsze wtedy podziwiałem przez płot piękny ogród, a teraz będę mógł zobaczyć go z bliska. Szatyn otworzył mi furtkę, więc wszedłem na teren posesji. Już na samym wejściu poczułem obcy zapach alfy. Jakiś chłopak pochylał się nad maską samochodu i wyrywał garściami kable, klnąc niemiłosiernie pod nosem.
- Kurka, Joe, co się stało z twoim autem? - zdziwił się mocno Dylan.
- Przechodzi transformację w Megatrona, a jak myślisz? - prychnął z sarkazmem, rzucając resztę kabli na ziemię i biorąc do ręki paczkę papierosów z dachu auta - Siema. - rzucił do mnie.
- Hej. - przywitałem się niepewnie.
- Chodźmy lepiej do domu. Joe ma zły humor. - wyszeptał mi do ucha szatyn, pociągając w stronę budynku.
- Jebany grat! - usłyszałem i musiałem przyznać alfie rację.
Tym bardziej, że jak się obejrzałem do tyłu, chłopak właśnie kopał oponę swojego samochodu.
Dylan otworzył mi drzwi od domu. Wszedłem nieśmiało do środka. Uderzyły we mnie przeróżne zapachy. Co najmniej przebywała tutaj jeszcze jedna, obca dla mnie alfa, omega oraz prawdopodobnie dwie, albo trzy bety. Pewny nie jestem.
A skoro o betach już mowa, właśnie jakaś z nich do nas podszedła.
- Hejka, Dyl. - przywitał się miedzianowłosy chłopak, po czym całą uwagę zwrócił na mnie - Miło mi cię poznać. Jestem Kendall. - wyciągnął rękę, którą uścisnąłem krótko.
- Thomas. - przedstawiłem się.
- Wiemy. Dyl dużo nam o tobie opowiadał i...- zaczął, lecz nagle podbiegł do niego wkurzony ciemnowłosy chłopak, również beta.
- JAK ŚMIAŁEŚ?! - wydarł się.
- Ale co? - Kendall nie rozumiał o co mu chodzi.
- PYTAM, JAK ŚMIAŁEŚ?! - powtórzył wściekle.
- Ale o co kaman, Logan! - uniósł się.
- NIE WIESZ?! OJ, TO ZARAZ CI POKAŻE! CHODŹ TUTAJ! - złapał chłopaka za koszulkę i pociągnął tak, że ten o mało co się nie wywalił - Przy okazji miło poznać. - Logan posłał mi uśmiech, dalej ciągnąc tego biednego betę za sobą.
- Cóż...nie nudzicie się tutaj. - zauważyłem.
Teraz już się nie dziwię, że Dylan ma ADHD, skoro przebywa w takim zwariowanym towarzystwie. Jeden znęca się nad autem, toci się kłócą i szarpią. Co tu się dzieje w ogóle?
- W sumie to teraz jest jeszcze w miarę spokojnie. - wyjaśnił mi szatyn, wyjmując z kieszeni batonika.
- NO PROSZĘ! SPÓJRZ SOBIE! NO? I CO? - usłyszałem znowu Logana.
- Aaaaaaa! O to ci chodzi! No wziąłem sobie bluzkę. - przyznał Kendall.
- Wszedłeś do MOJEGO pokoju, otworzyłeś MOJĄ szafę i wziąłeś sobie od tak MOJĄ bluzkę?! - wybuchł - JUŻ NIE ŻYJESZ! - zagroził.
- Pomocy! - miedzianowłosy wybiegł z pokoju - Dylan, pomóż! Odbiło mu! - krzyknął, omijając nas i wybiegając na dwór z goniącym go Loganem.
- A dajcie mi zjeść w spokoju. - machnął na nich ręką szatyn - To co, Tommyś? Idziemy do Cody'ego. - zdecydował, prowadząc mnie na górę po schodach, przy okazji dokańczając batonika.
Mam nadzieję, że przynajmniej ten Cody jest normalny.
Dylan zapukał do drzwi rytmicznie, po czym je otworzył i wprowadził do środka. Przy oknie stał niski chłopak, podlewając kwiatki, a gdy nas zobaczył, uśmiechnął lekko i odłożył konewkę.
- Hej. - powiedział cicho i nieśmiało.
- Hej. - odpowiedziałem, przyglądając się omedze.
Czuć było od niego alfę na kilometr. Od razu poznałem, że jest oznaczony. Chłopak miał bardzo uroczą buzię, a najfajniejsze były jego oczy. Miały dziwny, niespotykany kolor.
- Mam na imię Cody. - wyszeptał, bawiąc się swoimi palcami i patrząc na mnie niepewnie.
Jejku! Jaki on uroczy!
- Thomas. - posłałem mu uśmiech, po czym podszedłem do niego i przytuliłem krótko.
Ten chłopak wywoływał we mnie troskę i sprawiał, że miękkło mi serduszko. To taki mały, bezbronny dziubuś.
Zdziwiło mnie nagle, że panuje taki spokój. Gdzie paplanie Dylana? Odwróciłem się. Szatyn stał oparty o drzwi i patrzył na nas z ciepłym uśmiechem.
- Jesteście rozczulający. Dostanę przez was cukrzycy. - złapał się za serce.
- Raczej przez colę i słodycze. - skomentował Cody.
Już lubię tą małą omegę!
- Czysta prawda. - zgodziłem się z nim.
- Ej! Co to za stanie jeden za drugim? - oburzył się alfa, co nas rozśmieszyło.
- DYLAAAAAN! - usłyszałem ponownie krzyk Kendall'a z dołu.
- Nie no, idę im wpierdolić, bo tak się nie da żyć! - zirytował się szatyn - Poznajcie się, a ja zaraz wrócę. Cody, masz mi pilnować Tommy'ego. - nakazał, po czym wyszedł.
Omega spojrzał na mnie nieśmiało, po czym wskazał na stolik z krzesełkami na tarasie.
- Proszę, usiądź sobie. - oznajmił grzecznie.
- Dziękuję. - odrzekłem ciepło, następnie zajmując wskazane miejsce.
Chłopak usiadł obok i znów zaczął bawić palcami. Chyba nie wiedział co mówić.
- Ile masz lat? - zaciekawiłem się.
- Szesnaście. Za miesiąc siedemnaście. - odpowiedział.
- Naprawdę? - niedowierzałem - Wyglądasz na młodszego. - przyznałem.
- Ty wyglądasz na dwanaście. - zachichotał słodko.
- Dzięki. Mam prawie osiemnaście. - zaśmiałem się.
- Jejku, przepraszam. - zakrył sobie dłonią buzię, aby powstrzymać chichot.
- Nic się nie stało. - zapewniłem - Dylan dużo mi o tobie opowiadał w sms'ach. Bardzo się przyjaźnicie. - stwierdziłem.
- To prawda. Znamy się od małego. - przytaknął - Chociaż ostatnio już mniej czasu spędzamy ze sobą. Od niedawna mam alfę i to z nim najczęściej przebywam. - wyjaśnił.
- Nie byłeś zły na rodziców, że zmusili cię do połączenia z kimś zupełnie obcym? - spytałem, lekko bojąc się, że może to pytanie nie jest na miejscu.
- Na początku tak. Strasznie się bałem i płakałem prawie nieustannie. - wyznał - Ale Nathan jest bardzo miły dla mnie. I również uwielbia zakupy. - uśmiechnął się - Do niczego mnie nie zmusza ani nie krzyczy na mnie. Jest taki...łagodny. - dodał, rumieniąc się na buzi.
- W takim razie się cieszę, że jednak trafił ci się ktoś taki. - odrzekłem szczerze - Mnie rodzice chcieli wydać za jakiegoś starego dziada. Uciekłem od nich. - wyznałem, bo czułem, że mogę zaufać tej omedze.
Czułem, że już jest dla mnie jak przyjaciel.
- Och...jesteś bardzo odważny. - stwierdził z podziwem.
Chciałem zaprzeczyć i powiedzieć, że nie jestem. Boję się bardzo wielu rzeczy, a szczególnie żab, ale nagle do pokoju weszła alfa i to nie był Dylan. Mężczyzna podszedł do nas z łagodnym uśmiechem.
- Hej, kruszynko. - dał małego buziaka Cody'emu w policzek - Widzę, że masz gościa, więc w takim razie wam nie przeszkadzam. Rozumiem, plotki i tak dalej. - zaśmiał się i wziął plik kartek z półki - Tylko nie obgadujcie mnie za bardzo, bo uszy będą mnie piekły. - nakazał żartobliwie, po czym wyszedł, posyłając jeszcze na koniec Cody'emu czułe spojrzenie.
- To ten twój alfa? - upewniałem się.
- Ychym. - chłopak zarumienił się mocniej na twarzy.
- Rzeczywiście jest miły i wydaje się fajny. - przyznałem - Opowiesz mi coś o Dylanie? Tak ze swojej perspektywy? - spytałem.
- Ma dobre serce. Wiele razy mnie wspierał. Ma duszę rozrabiaki. Od dziecka było go wszędzie pełno i siał popłoch. Jego rodzice czasami mieli go naprawdę dość. - zachichotał.
- Nie dziwię im się. - skomentowałem z rozbawieniem.
- Jest wspaniałym przyjacielem. A z tego co wywnioskowałem, gdy mówi o tobie...nigdy go takiego nie widziałem. Bardzo zależy mu na tobie, Thomas. - stwierdził.
Nie wiem czemu, ale coś ścisnęło mnie w brzuchu na jego słowa. To motyle czy po prostu jestem głodny albo coś?
- A na pewno nie choruje na ADHD? - dopytałem.
Cody zachichotał głośno.
- Nie. Nie ma ADHD. On tak się zachowuje, gdy jest szczęśliwy. - wyjaśnił.
- Rozumiem. - również się zaśmiałem.
- Uffff. - akurat w tym momencie wrócił szatyn - Ta dwójka powinna iść na jakąś terapię czy coś. - powiedział, mając zapewne na myśli Kendall'a z Loganem.
Podszedł do nas, po czym wyciągnął dłoń w moją stronę.
- Pozwól, Codyś, że porwę ci Tommy'ego. Obiecuję, że potem oddam i będziecie mogli się nagadać. - poinformował.
- Dobrze. Nie krępuj się. - przytaknął wesoło jego przyjaciel.
Chwyciłem rękę Dylana i podniosłem z krzesełka, na odchodnym posyłając jeszcze ciepły uśmiech Cody'emu. Naprawdę go polubiłem. Myślę, że spokojnie dogadałby się również z Liamem.
Szatyn wprowadził mnie do pokoju. Był ładny. Ściany w odcieniu beżu, jasne meble oraz ten cudowny widok na park z balkonu. Od razu widząc papierki po cukierkach na szafce, zorientowałem się, że to pokój Dylana. Dużo wysiłku nie trzeba było, aby się domyślić.
- Jestem zagorzałym romantykiem, więc...- włączył wolną piosenkę na głośnikach i pociągnął mnie na otwarty balkon.
Nim się obejrzałem, trzymał mnie w ramionach. Położył sobie moje ręce za szyją, a swoimi objął mnie w pasie.
- Ja nie umiem tańczyć. - powiedziałem od razu.
- Oj tam. Ja zawodowym tancerzem też nie jestem. - uśmiechnął się, patrząc mi w oczy.
- Ale ja w ogóle nigdy nie tańczyłem z nikim. - wyznałem.
- Spokojnie. Wystarczy robić malutkie kroczki w bok. - pokazał mi, po czym przybliżył do mnie jeszcze bardziej.
Czułem ciepło bijące od jego ciała. Nie mogłem powiedzieć, że nie było mi przyjemnie w jego ramionach, bo wtedy bym okłamał sam siebie. Nawet nie wiem kiedy przymknąłem oczy, opierając policzek o ramię alfy. Kołysaliśmy się w rytm wolnej muzyki. Nigdy nie zaznałem czegoś takiego....takiego niesamowitego.
- Przepraszam. Nadepnąłem ci na nogę. - zachichotałem cicho.
- Uwierz, poczułem. - odparł, co tylko jeszcze bardziej mnie rozśmieszyło.
A jeszcze niedawno twierdziłem, że Dylan jest chorym na ADHD psycholem.
To dla mnie lekcja, że nie można osądzać kogoś, zanim się go nie pozna przynajmniej w pięciu procentach.
❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤
W załączniku: Dylan
NOTKA OD AUTORA
31 do 22 na Dylmasa, więc Briam będzie jutro;*
Ave!
😈🔨
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro