🌹ROZDZIAŁ 18🌹
Perspektywa: Mike
Wszedłem do pokoju Liama, gdzie chłopak siedział z Thomasem i rozmawiali o czymś, ale gdy tylko się tam pojawiłem, umilkli.
- Może macie ochotę iść gdzieś? Wybierzemy się na lody, albo do kręgielni? - zaproponowałem.
Chciałem spędzić czas ze swoim bratem. Ostatnio go zaniedbałem, tak mi się wydaje. Ma jakieś problemy i nie chce mi o nich nic mówić.
- W sumie to będziemy oglądać film. Może innym razem. - odpowiedział Liam.
- Okej. - westchnąłem.
Zawsze spędzaliśmy razem większość czasu. Liam chodził za mną wszędzie, co czasami mnie wkurzało, ale przywykłem i teraz strasznie mi dziwnie bez niego.
Może jednak ta przeprowadzka nie była dobrym pomysłem.
A co jak tęskni za naszymi rodzicami?
- Liam, porozmawiaj ze mną, proszę. - wszedłem w głąb pokoju i nagle w powietrzu wyczułem zapach, który przyniósł mi dużo wspomnień.
Między innymi to, jak Liam był malutki i cały czas mu dokuczałem. Wkurzał się i tupał nóżką ze złości, a potem szedł na skargę do rodziców i dostawałem szlaban na wyjścia z kumplami.
Mały, wredny skarżypyta.
- Przestałeś brać tabletki. - spojrzałem na niego zaskoczony.
- Pomyślałem, że to już ten czas, aby przestać się bać. - wyjaśnił.
- Bardzo dobrze, że nabrałeś odwagi, ale musisz mieć świadomość tego, że alfy zaczną do ciebie lgnąć, a ja nie zawsze będę obok, żeby cię obronić. Jesteś pewien swojej decyzji? - upomniałem.
Nagle usłyszałem pukanie do drzwi wejściowych na dole.
- Tak, tak, jestem pewien. Idź otwórz! Może to ktoś ważny! - nakazał, prawie wypychając mnie z pokoju.
Myślałem, że zaraz wybuchnę. Liam ewidentnie coś ukrywa, a Thomas zapewne jest we wszystko wtajemniczony, ale też milczy. Chyba nie nadaje się na ich opiekuna. Powinienem oddać Liama do rodziców. Tak będzie najlepiej.
Przygnębiony, zbiegłem ze schodów i otworzyłem drzwi.
- Nie masz się gdzie podziać, zgadłem? - powiedziałem do Theo.
Cieszyłem się, że go widzę. Teraz bardzo potrzebna mi była obecność kogoś takiego jak on.
- W sumie to pomyślałem, że może poszlibyśmy razem na spacer? - zaproponował.
Czemu nagle wszyscy wokół zachowują się dziwnie?
- Skąd ta zmiana? - niedowierzałem.
Oczywiście byłem szczęśliwy, że beta w końcu chce ze mną spędzić czas, ale ta nagła zmiana była podejrzana.
- Nie chcesz, to nie. - wzruszył ramionami i zaczął odchodzić.
- POCZEKAJ! - zatrzymałem go szybko - Już idę! - założyłem buty i zabrałem bluzę z wieszaka.
Podbiegłem do niego, a ten uśmiechnął się lekko i kontynuował marsz.
- To gdzie idziemy? - zaciekawiłem się.
- Przed siebie. - odparł, na co przewróciłem oczami.
- Czemu chciałeś ze mną wyjść? - zadałem kolejne pytanie.
- Nudziło mi się. - wyjaśnił bez entuzjazmu.
Zaczynałem się zastanawiać czy to nie sen. Mój brat oszalał, Thomas go kryje, a Theo, który odpychał mnie od siebie za każdym razem, gdy próbowałem go poderwać, nagle chce się ze mną spotkać, bo mu się najzwyczajniej w świecie nudzi. To jest aż za bardzo dziwne.
- Jesteś zamyślony. - zauważył chłopak.
Westchnąłem pierdolenie głęboko i usiadłem na murku obok czyjegoś domu. Theo przystanął, patrząc na mnie pytająco.
Czy ja naprawdę jestem aż taką beznadziejną alfą? Czemu nikt mi nie ufa, chociaż ja pragnę tylko pomóc?
- Co się dzieje? - usiadł koło mnie.
- Liam oddalił się ode mnie. Ma jakieś problemy, przecież nie jestem ślepy, ale nie chce mi nic powiedzieć. Nie wiem jak do niego dotrzeć. Nie wiem co robić. - wyznałem - Przepraszam, że ci zawracam głowę takimi pierdołami. Masz poważniejsze problemy. - stwierdziłem.
- Opieka nad bratem to też poważny problem. Może nie aż taki jak brak domu i w ogóle, ale jednak. - oznajmił.
- Chyba zadzwonię do rodziców i powiem, żeby przyjechali po niego. Ja nie daje sobie z nim rady. - poddałem się.
- Liam jest prawie dorosły. Musisz zrozumieć, że zaczyna mieć swoje własne sprawy, którymi nie chce się z nikim dzielić. - wywnioskował Theo.
- On przestał brać tabletki. - poinformowałem - Wiem, że panicznie boi się alf odkąd dostał pierwszej gorączki, a tu nagle od tak zapomina o przeszłości i tłumaczy to tym, że to czas, aby przestać się bać? - nierozumiałem.
- Może chce sobie znaleźć kogoś. Czuje się samotny i pragnie miłości. - wytłumaczył, a mi nagle wszystko poukładało się w głowie w całość.
- Ten wasz alfa. - wyszeptałem.
- Co? - zmieszał się.
- Widziałem jak na niego patrzy. Może on się w nim zauroczył? Jezu, oby nie. Nie wygląda na kogoś łagodnego i spokojnego, prawda? Jaki jest ten wasz Brett? Mówił coś o Liamie? - zasypałem chłopaka pytaniami.
- Mike, oni się nie znają. - powiedział, patrząc przed siebie.
- Na pewno? To nie chodzi o niego? Więc o kogo do cholery? - wkurzyłem się.
- Nie wiem! Skąd mam wiedzieć?! - wybuchł.
- Przepraszam, po prostu...martwię się. - ukryłem twarz w dłoniach.
- Za dużo myślisz o innych. Pomyśl też czasami o sobie. - wytknął.
- Nie potrafię. Nigdy nie myślałem o sobie. Zawsze na pierwszym miejscu stawiam bliskich. Może rzeczywiście popełniam tym błąd, ale nie umiem inaczej. - zamyśliłem się - Gdyby nie mój zjebany charakter, może Lydia by nie odeszła. - westchnąłem.
- Lydia? - zdziwił się.
- Moja była. - wyjaśniłem - Byłem nadopiekuńczy w stosunku do niej. Wściekła się na to i odeszła. - wzruszyłem ramionami.
- Przykro mi. Była omegą? - był ciekaw.
- Betą. - odpowiedziałem, spoglądając mu w oczy.
- Opowiesz coś więcej o swojej rodzinie? - spytał, usadawiając się na murku po turecku, aby było mu wygodniej.
- Co to za dzień zadawania mi pytań? - zaśmiałem się cicho, po czym zdjąłem z siebie bluzę i narzuciłem ją na ramiona bety, bo zauważyłem, że drży trochę z zimna.
- Dziękuję. - zarumienił się nieznacznie na policzkach, przez co mój uśmiech się powiększył.
Nawet Lydia nie wywoływała we mnie tego, co ten uroczy chłopak.
- Jesteśmy szczęśliwą rodziną. Bardzo się kochamy, chociaż wiadomo, nie raz były kłótnie między nami. Szczególnie to ja najczęściej darłem koty z rodzicami. O kumpli, o nocne wracanie do domu i różne takie. - wyjaśniłem - Postanowiłem w końcu zacząć żyć na własną rękę. Znaleźć sobie kogoś, ustatkować się. Ale Liam gdy tylko się dowiedział, że zamierzam się wyprowadzić, uparł się, że jedzie ze mną. Zawsze trzymał się mnie jak rzep psiego ogona. Jesteśmy nierozłączni. Dlatego tak boli mnie to, że ma problemy, a ja nawet nie mogę mu pomóc. - załamałem się.
- Na pewno z czasem powie ci wszystko. Może najpierw sam musi sobie poukładać to w głowie. - pocieszył Theo.
Uśmiechnąłem się ciepło do bety, jednocześnie zagubiając się w jego oczach. Miałem ochotę przytulić tego chłopaka. Przytulić, pocałować i oddać mu serce.
Pochyliłem się ku twarzy Mojej słodkiej laleczki, ale on nagle zerwał się z murku.
- Wiesz co? Ja już muszę iść. Dzięki za spacer i rozmowę. Narazie! - powiedział szybko i zanim zdążyłem zareagować, po prostu uciekł.
Cóż...wygląda na to, że będę musiał się mocno napracować, aby zdobyć tego łobuza...
Nikt nie mówił, że będzie łatwo.
Ale przynajmniej będzie mu ciepło, bo ukradł mi moją bluzę.
Cholera! Miałem tam telefon i kluczyki do auta!
❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤
W załączniku: Mike
NOTKA OD AUTORA
Następny rozdział będzie z cyklu "Tymczasem w domu Parkerów" xd
Ave!
😈🔨
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro