🌹ROZDZIAŁ 32🌹
Perspektywa: Dylan
- Pocałowałem dziś Tommy'ego. - wyznałem Cody'emu - Wyglądał przez chwilę jakby dostał ataku paniki. - dodałem smętnie.
- Zaskoczyłeś go. - upomniał przyjaciel.
- No wiem. - westchnąłem - Ale kurczę, gdybym go wcześniej ostrzegł, to być może nie dałby mi się pocałować. - stwierdziłem - Wyślę mu kwiaty w ramach przeprosin. - zdecydowałem.
- Dylaaan. - zaśmiał się Cody - Nie przesadzaj z tym romantyzmem, bo go wystraszysz. - oznajmił z rozbawieniem, lecz zaraz potem spojrzał na mnie ze strachem.
W sumie ja też się przestraszyłem, bo nagle ktoś zaczął drzeć ostro japę na dole. Opuściłem pokój przyjaciela, po czym zbiegłem po schodach.
- Pomocy! - wykrzyczał jakiś chłopak, ciągnięty przez Joe'a po podłodze, a na dodatek to był człowiek, co poznałem od razu po zapachu.
- Miałeś się nie wydzierać. - wysyczał ze złością alfa, podnosząc chłopaka z posadzki siłą - Mam ci coś w mordę wsadzić, żebyś się uciszył? - ostrzegł.
- Co tu się dzieje? - w salonie pojawił się Nathan - Co robi tutaj człowiek? - spojrzał karcąco na Joe'a.
- Nooo tak jakoś wyszło, że przez przypadek się przed nim ujawniłem. Miał nikomu nie mówić, ale zjebał, to go wziąłem ze sobą. - wyjaśnił.
- Popierdoliło cię? - niedowierzałem.
- Ty wiesz, że teraz musisz go przemienić, bo żaden człowiek nie może wiedzieć o naszym istnieniu? - wygłosił poważnie Nathan.
- Co, kurwa?! - ludzki chłopak spojrzał ze strachem na przywódcę stada - POMOCY! NIECH KTOŚ WEZWIE POLICJĘ! - wydarł się w niebogłosy.
W tym momencie dołączył do nas Cody, który ustał niedaleko za mną.
- Przestań, kurwa, drzeć papę! - nakazał mu zirytowany Joe, lekko nim potrząsając, a następnie skupił uwagę na Nathanie - Mam go przemienić tak po prostu? - upewniał się.
- Gdyby ludzie się o nas dowiedzieli, chcieliby nas zabić, albo prowadzić eksperymenty. Nie mogę na to pozwolić. Postąpiłeś bardzo lekkomyślnie ujawniając się przed człowiekiem, nawet jeśli to był wypadek. Ale stało się i teraz trzeba to naprawić. - oznajmił spokojnie Nate.
- Ja nic nie powiem! Błagam! Nie chcę zostać psem! Pomocy! - wykrzyczał z przerażeniem chłopak, a Joe przybił sobie facepalma wolną dłonią, bo drugą trzymał go mocno za ramię.
- Chcecie przemienić człowieka, bo się o nas dowiedział? - upewniałem się - To trochę okrutne. - stwierdziłem.
- Nie mamy wyjścia. Jak go wypuścimy, to istnieje szansa, że nas ujawni, ale gdy stanie się jednym z nas, będzie musiał milczeć tak czy inaczej, bo wkopie sam siebie. - wywnioskował przywódca.
- No dobra, kumam, ale kto mu niby uwierzy, że my istniejemy? - zaśmiałem się.
- Zrobi fotkę, albo nagra film. To dwudziesty pierwszy wiek, Dyl. - upomniał mnie Joe.
- Chuja ci zrobię, a nie fotkę! Niech mnie spróbuje tylko ktoś dotknąć! Do budy się schowajcie, psy! Chodźcie no! Rzucę wam kijka w przepaść! - zagroził chłopak, szarpiąc się jak szalony.
- Pfff. A gadacie, że ja zachowuję się czasami jak pierdolnięty. - prychnąłem.
- Puść mnie, morderco! - wykrzyczał nagle, za co Joe istnie mordował go wzrokiem.
- To że jesteśmy wilczkami, nie znaczy, że mordujemy ludzi. - wtrącił nieśmiało Cody.
- Właśnie. Za dużo filmów się naoglądałeś, Scotty. - przytaknął alfa, nadal patrząc na chłopaka z nienawiścią.
- Cóż, zabierz go do swojego pokoju. Niech trochę ochłonie. Potem mu się wyjaśni na czym polega bycie wilkiem. - zdecydował Nathan.
- Chyba muszę uzupełnić cukier przez to wszystko. - pokręciłem głową i wyjąłem z kieszeni bluzy puszkę coli.
I dzień od razu staje się lepszy!
Perspektywa: Joe
Posadziłem tego wkurwiającego idiotę na krzesełko u siebie w pokoju, przywiązując go do niego liną, bo te jego szarpanie działało mi na nerwy.
- Prawie mnie, kurwa, wydałeś. Nikt nie wie, że jestem poszukiwany przez policję i tak ma zostać, czaisz? - wysyczałem wściekły.
- Przynieś smycz. Wyprowadzę cię na spacer. - burknął.
Boże, daj mi siłę, żebym go nie zajebał na śmierć.
- Wygadany się zrobiłeś. - zauważyłem - Widocznie zapomniałeś z kim masz do czynienia. - zawarczałem, zapalając swoje oczy, a chłopak od razu zadrżał ze strachu - Tak lepiej. - stwierdziłem z uśmiechem - A teraz słuchaj uważnie...Ugryzienie boli w cholerę, co mnie cieszy niezmiernie, bo zapewne będziesz wył z bólu. - zacząłem, a Scott zrobił wielkie oczy - Przemiana nastąpi po jakiejś godzince. Staniesz się albo alfą, albo betą, albo omegą. Alfa jest najsilniejsza i najlepsza. Wystarczy spojrzeć na mnie. - puściłem mu oczko - Beta ma średnią siłę, a omega...
- Na pewno zostanę alfą i pierwsze co zrobię, to odgryzę ci głowę. - przerwał mi.
- Wątpię. Jedyne na co się nadajesz to na betę. I to taką mizerną. - prychnąłem - No i istnieje też szansa, że twój organizm nie poradzi sobie z przemianą i umrzesz. - dodałem, starając się być poważny.
- CO?! - wybuchł, a potem wbił wzrok w podłogę, a nawet dodatkowo dygotał nieznacznie ze strachu.
Bardzo dobrze. Niech się boi.
Teraz sam nie wiem jak ja mogłem myśleć o gwałcie na nim. Wolałbym już zgwałcić trupa niż tego wkurzającego debila!
- Wyjaśniłeś mu wszystko? - do pomieszczenia wszedł Nathan.
- Nie bardzo chce słuchać. Jest przekonany, że zostanie alfą. - zaśmiałem się, bo to bez kitu żart tygodnia.
Zielonooki uklęknął przy Scotty'm, posyłając mu łagodny uśmiech.
- Słuchaj, przykro mi. Może nie chcesz takiego życia, ale nie mamy wyboru. Tajemnica naszego istnienia jest chroniona za wszelką cenę. Nie będzie tak źle, obiecuję. Zaopiekujemy się tobą i pomożemy poznać na czym polega bycie wilkiem. Najpierw jednak przejdziesz przemianę, aby wiedzieć kim się staniesz. - wytłumaczył spokojnie.
- Pierdol się, psie. - wysyczał chłopak, nawet na niego nie patrząc.
- Rozmawiasz z przywódcą. Trochę szacunku. - upomniałem.
- Chcę rozmawiać z tym szatynem. - zdecydował Scott - Tylko on wydaje się normalnie myśleć spośród was. - burknął.
- Nie będziemy spełniać twoich zachcianek, człowieczku. - prychnąłem.
- Dobrze, przyprowadzę Dylana. - zgodził się Nathan, a ja spojrzałem na niego z niedowierzaniem.
Czekaj, czekaj, kurwa! Ale jak to? Czemu Dylan ma z nim rozmawiać? Nie wystarczy mu moje towarzystwo?
Nathan wstał z klęczek, po czym złapał mnie za ramię i wyciągnął z pokoju.
- Bądź dla niego łagodniejszy. To tylko kruchy człowiek. Przez ciebie znalazł się w tej sytuacji. Miej to na uwadze. - skarcił mnie, po czym poszedł szukać Dylana.
A wal się, kurwa! Będę go traktował jak mi się podoba!
Perspektywa: Dylan
Bardzo mnie zdziwiło, że nowy chce ze mną rozmawiać. Wszedłem niepewnie do pokoju Joe'a. Chłopak siedział związany z wkurzoną miną na krzesełku.
- Hej. - ukucnąłem przed nim - Chciałeś ze mną gadać.
- Ty jedyny powiedziałeś, że pomysł przemienienia mnie jest okrutny. Dziękuję, że się wstawiłeś za mną. - wyznał.
- Och...nie ma za co. - odrzekłem z zaskoczeniem - Przykro mi, że akurat musiałeś znaleźć się w nieodpowiednim czasie oraz miejscu i dowiedzieć o naszym istnieniu. - dodałem współczująco.
- Wcale nie znalazłem się w niewłaściwym miejscu. Wchodziłem do domu, a ten świr mnie zaatakował! - oburzył się.
- Joe jest narwany, ale nie atakuje ludzi. - nie uwierzyłem mu.
- To morderca! - przekonywał.
Tsa, jak Joe jest mordercą, to ja odstawiam słodycze i colę.
- Posłuchaj, Scott...- zacząłem, przypominając sobie, że tak nazwał go przyjaciel podczas akcji w salonie - Znam każdego w tym stadzie. Owszem, Logan i Kendall cały czas się kłócą, Cody czasami denerwuje swoją niepewnością i nieśmiałością, Nathan jest zbyt wyrozumiały i łagodny na przywódcę, Joe za dużo pali i klnie, a ja na przykład jestem nadpobudliwy, ale tak jest, bo nie ma ludzi idealnych. Nie zmieni się ich wad, jakie by nie były, ale zapewniam cię, że żaden nie morduje ludzi. Jesteśmy walnięci wszyscy na swój sposób, ale bez przesady. - wyjaśniłem, po czym poczułem wibracje w kieszeni.
Wyjąłem telefon, jednocześnie słuchając marudzenia Scott'a, że nikt mu nie wierzy. Uśmiechnąłem się, widząc wiadomość od Tommy'ego.
- Sorka, muszę odpisać. To mój chłopak. - przeprosiłem.
Od Mój Mry Mry Tommyś😍
Lubisz mnie?
Do Mój Mry Mry Tommyś😍
Co to za głupie pytanie?
Oczywiście, że kocham!
Od Mój Mry Mry Tommyś😍
A przyjdziesz jutro rano? Bo obiecałem Theo, że powiem Mike'owi o ciąży Liama, a nie chcę być sam:(
No i w sumie boję się, że Mike może mnie zabić
Do Mój Mry Mry Tommyś😍
Oczywiście, że przyjdę, Tommy;*
Dla Ciebie wszystko❤
I nie pozwolę Cię zabić ani nikomu skrzywdzić;*
- Masz chłopaka? Jesteś gejem? No to nic dziwnego, że cię od razu polubiłem! Jesteś mój ziom! Gramy do tej samej bramki! - ucieszył się Scott.
Schowałem telefon do kieszeni, patrząc na niego ze zdziwieniem.
- U nas nie ma czegoś takiego jak homoseksualizm ani inne takie. Liczy się zapach, nie płeć. Podoba ci się zapach danej osoby i po prostu zaczynasz czuć w sobie, że jest ci przeznaczona. Nie ważne czy to chłopak czy dziewczyna. - oznajmiłem.
Patrzył na mnie jakbym był jakiś upośledzony. Wolę nie wiedzieć jak zareaguje na wieść o rujach, gorączkach albo ciążach męskich omeg.
- Pogadaliście sobie? - do pomieszczenia wszedł Joe - To świetnie. - posłał Scott'owi wymuszony uśmiech - Bo teraz czas na przemianę. - poinformował.
- Chcę żeby przemienił mnie Dylan, bo od ciebie to jeszcze się zarażę syfem. - powiedział z determinacją.
Co? Ja? Co?
Joe zacisnął dłonie w pięści. Ja natomiast nadal byłem w szoku. Nie wiem czy potrafię kogoś przemienić! Rzadko kiedy zdarza się wśród wilków zmienić człowieka i nigdy nie byłem świadkiem czegoś takiego. Zawsze wilczki rodzą się wilczkami i od małego wiedzą o swoim darze.
- Coś ty, kurwa, powiedział? - wysyczał Joe - A proszę bardzo! Niech to on cię przemieni! Mam to gdzieś! Nie będę musiał przynajmniej marnować czasu na ciebie! - wykrzyczał, po czym wkurzony trzasnął drzwiami, opuszczając pokój.
- No w końcu się go pozbyłem. - ucieszył się Scott.
Halo! A ja? Nie zostawiajcie mnie! Ja nie wiem jak się przemienia ludzi! Pomocy!
Perspektywa: Scott
Sam nie wiedziałem w jakie gówno się wpieprzyłem. Nadal nie mogłem uwierzyć, że wilkołaki istnieją naprawdę! Na dodatek ten świr, którego okropnie się bałem, jest mordercą i nikt mnie nie słucha, bo każdy tutaj uważa go za super osobę! No masakra! I jeszcze wciska im kity, że niby przyprowadził mnie tutaj, bo boi się ujawnienia ludziom! Gówno prawda! Boi się, że go podjebie policji!
Spojrzałem na szatyna. Chodził koło mnie zamyślony. Wcześniej stał po mojej stronie, więc chciałem go trochę podejść i poprosić, żeby mnie rozwiązał, ale z nim coś chyba jednak było nie tak.
- Ja nie umiem przemieniać ludzi! Nie wiem jak to się robi! Jestem prostym wilkiem, lubiącym słodycze, czemu oczekujecie ode mnie takich rzeczy? - lamętował.
- Może idź po tego waszego przywódcę. On mnie przemieni. - westchnąłem.
- O! Tak, to dobry pomysł! - ucieszył się, po czym wybiegł z pokoju.
W końcu zostałem sam!
Rozejrzałem się dookoła. Na szafce leżały nożyczki i to była moja jedyna szansa. Przesunąłem się jakoś razem z krzesłem pod mebel.
I co teraz?
Ręce miałem związane z tyłu, nogi przywiązane do przednich nóg krzesła, więc jak ja miałem wziąć te nożyczki?
Usłyszałem głosy z korytarza. Spanikowałem i złapałem nożyczki zębami. Niestety, przechyliłem się za bardzo, co spowodowało, że upadłem bokiem na podłogę. Nożyczki również wypadły mi z ust i leżały teraz przed moją twarzą. Zacząłem wiercić się i kręcić dopóki nie odwróciłem tak, że dosięgałem z tyłu ich dłońmi. Złapałem nożyczki, następnie szybko przecinając linę. Zraniłem sobie przy okazji nadgarstek, który trochę bolał, ale nie zwracałem na to uwagi, pochłonięty ucieczką. Gdy ręce miałem już wolne, nogi rozwiązałem błyskawicznie.
Wstałem z podłogi i spojrzałem na drzwi. Nie mogłem przez nie tak po prostu wyjść, więc podszedłem do okna i otworzyłem je.
Albo umrę przez przemienienie, albo ten psychol mnie zamorduje, albo umrę, próbując uciec.
Do wyboru, do koloru!
Przeszedłem przez ramę. Wystająca belka była ślizga, bo wcześniej padał deszcz, ale musiałem zaryzykować. Postawiłem na niej stopę. W tym samym momencie poczułem dym papierosowy. Spojrzałem w dół i tak się przeraziłem tym, że ten świr stoi sobie przed domem i pali papierosa, że noga sama jakoś mi się omcknęła. Spadłem mu prosto na głowę.
Ale przynajmniej lądowanie miałem miękkie.
Spojrzałem ze strachem w oczy mężczyźnie na którym leżałem. Był wkurzony i to bardzo. Złapał mnie w pasie i podniósł z ziemi z taką łatwością jakbym nic nie ważył. Jego tęczówki przybrały czerwoną barwę, a ja myślałem, że dostanę zaraz zawału. Chłopak jest przystojny i mi się podoba, nie powiem, że nie, szczególnie mi się spodobał, gdy widziałem go nago, ale to, że jest mordercą oraz to, gdy oczy świecą mu się na taki nienaturalny kolor, mnie przeraża i chcę uciekać jak najdalej od niego.
- Teraz to przegiąłeś. - wysyczał ze złością i nawet nie zdążyłem zareagować, gdy nagle wgryzł mi się w szyję.
Krzyknąłem głośno z bólu, a kiedy mnie puścił, odskoczyłem w tył, uciskając ranę dłonią. Poczułem pod palcami mnóstwo ciepłej cieczy. Zaczynałem wpadać w panikę.
Czy ja teraz umrę?
- Cholera. - usłyszałem jego przytłumiony głos, bo powoli opadałem z sił.
Zaraz potem poczułem ramiona wokół siebie i chyba byłem gdzieś niesiony, albo oderwałem się od ziemi, bo umarłem i idę do Nieba. Chociaż w sumie to powinienem iść raczej w dół, do Piekła.
- Coś ty zrobił?! Powinieneś ugryźć go w rękę, a nie tam gdzie się oznacza omegi! - następny głos doszedł do moich uszu i chyba to był ten cały przywódca.
- Oj tam. Przecież przeżyje. Mógł nie spadać mi, kurwa, na głowę jak pojeb.
Przeżyję? Czyli okłamał mnie, że mój organizm może nie znieść przemiany? No co za złamany chuj! Nienawidzę go!
- Same problemy z wami! Połóż go do łóżka, bo zaraz zacznie przemianę! - nakazał przywódca, a ja już powoli odpływałem do krainy snów.
Poczułem jak zostaję kładziony na czymś miękkim. Było mi wygodnie, idealnie na pójście spać. Ale niestety nie dane mi było odpocząć, gdy nagle w moim brzuchu rozpoczął się istny rozpierdziel. To tak jakby moje wnętrzności były wyrywane z ciała lub przestawiane w inne miejsce. Płakałem głośno, a po paru sekundach, to ja już właściwie wyłem z bólu. Pragnąłem tylko umrzeć i zakończyć cierpienie.
Niczego nie chciałem tak mocno w tej chwili jak tego. Moje ruchy były ograniczone. Chyba ktoś trzymał mnie w mocnym uścisku, ale mimo tego ja nadal szarpałem się i krzyczałem, bo nie mogłem znieść bólu.
Wszystko wydawało mi się trwać wiecznie, ale w końcu moje ciało się uspokoiło. Poczułem nawet rękę, która odgarnia mi włosy z czoła. Byłem okropnie zmęczony. W sumie to znajdowałem się już między jawą a snem. Lecz mimo tego niepokoiła mnie osoba, której dłonie czułem na twarzy, a zapach jaki nagle zaatakował mój nos, był przepiękny.
- Jak masz na imię? - zdobyłem się na wypowiedzenie tych słów z ledwością.
Byłem zbyt zmęczony, aby otworzyć oczy, ale też zbyt zdeterminowany, by dowiedzieć się kto koło mnie tak ślicznie pachnie.
Zacząłem odpływać, lecz jeszcze sekundę przed tym, zdołałem usłyszeć odpowiedź.
- Zane, ale mów mi Joe.
❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤
W załączniku: Dylan
NOTKA OD AUTORA
Rozdział jest złączony z dwóch, aby nie było cały czas o Scotty'm. W następnym planuję przenieść się na chwilę do domu Mike'a, ale czy jutro będzie rozdział, nie wiem, bo moja wena i humor padły:(
Ave, mordki!
😈🔨
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro