Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XXXI ''Rozkaz''

Udało się przedłużyć sprawę o dwa dni, zawsze coś. Jednak Panowie nie chcieli spotkać się z Visenyą w Meereen, zaproponowali miejsce poza miastem. W tym czasie udało jej się wysłać gońca z listem, by jej armia nie oszczędzała koni, z odrobiną szczęścia uda im się zgrać w czasie.

Jeszcze tego samego wieczoru, którego udało jej się w końcu wykąpać zeszła do katakumb, całkiem sama. Chciała zobaczyć się z Rhaegalem i Viserionem, nawet jeśli Tyrion już dawno ich uwolnił. Ale po otwarciu wejścia okazało się, że już dawno zniszczyły zewnętrzną ścianę i uciekły - o czym Tyrion nie raczył jej powiedzieć, albo być może bał się to zrobić.
Zasłużyła sobie na to, ale miała nadzieję, że nie uciekły na dobre i - tak jak Drogon i Maelia - w końcu wrócą.

A tymczasem musiała udać się na spotkanie z Panami i liczyć, że wszystko ostatecznie pójdzie po jej myśli.

— Dawno temu oferowałem ci pokój. — jako pierwszy odezwał się Razdal, z którym niegdyś miała przyjemność rozmawiać, przed tym, jak zdobyła Yunkai. — Gdybyś nie była taka arogancka, byłabyś teraz w swojej ojczyźnie, bogata, z całą flotą swoich statków. Zamiast tego opuścisz Zatokę Niewolniczą pieszo, jedynie z tym co masz na sobie, jak żebracza królowa, którą jesteś.

Nie kryła nawet swojego zirytowania, tylko przewróciła oczami, otwarcie pokazując, co myśli o tym, co powiedział. To ona jest arogancka? Powiedziałaby raczej, że jest naiwna aniżeli arogancka. 
I na pewno nie opuści tego miejsca na pieszo, mogą o tym zapomnieć. Jak już, to opuści zatokę na statku, prowadząc swoją armię do Westeros, najpewniej na Smoczą Skałę, bo chyba nie znajdą lepszego miejsca na swoją bazę.

— Jesteśmy tu, by omówić warunki poddania się, a nie przerzucać się obelgami. — zauważył Tyrion, stojący po jej prawej stronie.

Mogą ją obrażać do woli, nie bierze do siebie ani jednej z ich obelg.

— Warunki są proste. — zaczął mężczyzna, stojący na prawo od Razdala. Nie znała go, ale podobno był to jakiś Yezzan zo Qaggaz. Był jeszcze drugi, na lewo od Razdala, powiedziano jej, że to niejaki Belicho Paenymion. Cóż, obecnie to już mało ważne jak się nazywają. — Ty i twoi przyjaciele zza morza wyprowadzicie się z Wielkiej Piramidy i opuścicie Meereen, i całą Zatokę Niewolniczą. Nieskalani, których ukradłaś Kraznysowi mo Naklozowi pozostaną, i zostaną sprzedani temu, kto da najwięcej. To samo tyczy się tłumaczki, którą również ukradłaś Kraznysowi. A smoki, które masz, zostaną ubite. — uniosła brew. Jak zamierzają ubić smoki, które są w stanie pożreć ich w całości.

— Coś jeszcze? — zapytała.

— Okazujemy ci łaskę. Jeśli twoja stopa kiedykolwiek znowu stanie w Zatoce Niewolniczek, zostaniesz ukrzyżowana.

Coś jeszcze? — tym razem w jej głosie pobrzmiało zniecierpliwienie. Nie wyglądała na osobę pokonaną, martwiącą się o swoje życie. W oczach Panów musiała być szalona, w końcu to oni dyktowali warunki, na ich łasce było miasto.

A przynajmniej tak im się zdawało.

— Nie.

— Świetnie. — odetchnęła, patrząc po całej trójce, która wyszła jej na spotkanie. — Odrzucam wasze warunki, a oto moje: Możecie wybrać rodzaj śmierci. — po tych słowach zapadła cisza. Teraz już uważali ją za całkowitą wariatkę i nie brali na poważnie jej słów, chociaż zasiały w nich odrobinę strachu... — Dałam wam szansę, możliwość naprawienia swoich błędów, ale wzgardziliście nią. To jest ostatni akt łaski, jaki mogę wam dać, i to tylko dlatego, że razem z wami przypłynęły tu statki. Akurat bardzo ich potrzebuję. Załoga jak się podda będzie mogła odejść wolno.

Panowie popatrzyli się po sobie. Szybko minęła wszelka oznaka strachu i zastąpiło ją rozbawienie.

— Rozumiem, musi ci być ciężko. — powiedział Razdal. — Przyzwyczajenie się do nowej rzeczywistości nigdy nie jest łatwe. Więc powiem ci to wprost... Twoje rządy się skończyły.

Zanim odpowiedziała, znowu przez chwilę panowała cisza. Spojrzała gdzieś za nich, na rozciągający się widok na morze. Dostrzegła tam coś, na co czekała.

Wasze rządy się skończyły. — mocno podkreśliła pierwsze słowo. — Moje dopiero się zaczynają. 

Widziała, że chciał zaprzeczyć, ale zamilkł, słysząc nieludzki skrzek w oddali.
Pierwszy odwrócił się Yezzan, za nim zrobili to pozostali dwaj panowie, a na końcu żołnierze. Kilka niemiłosiernych chwil ciszy minęło, zanim zrozumieli, co po nich idzie - albo raczej leci.

Zza skały wyłonił się Drogon, a jego ryk bardzo szybko rozszedł się w powietrzu. Już w tej chwili żaden z Panów nie był przekonany o swojej dominacji nad nią, a kiedy do Drogona - który wylądował na szczycie skalnej budowli - dołączyła Maelia, lądując tuż obok Vis, strach całkowicie przejął ich serca.

Spodziewali się słabego miasta na czele z kobietą ze zbyt słabą armią, by ich powstrzymać, pozbawioną statków, ze smokami, nad którymi nie umie zapanować. Byli pewni swojego szybkiego zwycięstwa i przywrócenia Meereen "dawnej chwały", a właśnie stanęli twarzą w twarz z dwoma bestiami.

Nie na długo co prawda, bo jak tylko Visenya weszła na grzbiet białej smoczycy, oba stworzenia wzbiły się z powrotem w powietrze, kierując się w stronę atakujących statków, ale to wcale nie polepszało sytuacji Panów.

Vis wiedziała, że z nimi sytuacja jest już załatwiona, wydała odpowiednie polecenia Tyrionowi i Szaremu Robakowi, wiedzą, co robić. Teraz kolej na nią. Z góry widziała całe miasto oraz całą flotę, która je atakowała. Widziała też nadlatujące z lewej strony, zza miasta dwa kolejne smoki. W jej sercu od razu pojawiło się ciepło na myśl, że Viserion i Rhaegal jej nie opuścili. Byli wyraźnie mniejsi od Maeli i Drogona, zapewne przez to, że tyle czasu pozostawiła ich w zamknięciu. Ale to nic, teraz są wolni, mają całe życie na dorównanie swojemu rodzeństwu.

Nie mogła spalić wszystkich statków, jeśli chciała przejąć flotę. Musiała jedynie pokazać, kto ma prawdziwą władzę i była pewna, że zwykli żołnierze się poddadzą, mają domy, do których z pewnością chcą wrócić.

Smoki zatrzymały się nad jednym ze statków, który był dobrze widoczny dla pozostałych atakujących. Czekały na jej sygnał, nie śmiały zaatakować pierwsze, bez pozwolenia. Zanim cokolwiek zrobiła, mocno trzymając się kolców na grzbiecie wyjrzała w stronę bram miasta, do których zbliżali się dothrakowie.

Czyli jednak nam się udało...

Uśmiechnęła się do siebie i wróciła wzrokiem do statku pod nimi. Okrucieństwo niezbędne, by reszta się poddała.

Dracarys. — powiedziała to ze swoim valyriańskim akcentem, w którym tak przyjemnie dla ucha wymawiane jest "r". Sekundy później patrzyła, jaką siłą tak naprawdę dysponuje.

Cztery smoki ziejące ogniem jednocześnie, w jeden statek, zatopiły - Nie... Zniszczyły go doszczętnie w przeciągu sekund.
Była to siła, z którą każdy musiał się liczyć, nawet ona sama. Ludzie będą się ich bać bardziej niż jej samej - chyba że wziąć pod uwagę to, jak może je wykorzystać.

Wcześniej nie zdawała sobie sprawy z tego, jaki ogrom zniszczeń mogą spowodować smoki. Dlatego też ciężko było jej sobie wyobrazić jak straszna była wojna między Rhaenyrą a Aegonem, jak przerażająca była bitwa, w której Aegon Zdobywca i jego siostry użyli wszystkich trzech smoków, jak szybko Aegon i Visenya byli w stanie spalić Dorne po śmierci Rhaenys...

Z jednej strony płomienie dawały jej swego rodzaju siłę, pewność siebie i poczucie kontroli nad wszystkimi, ale z drugiej ją przerażały.
Przerażało ją, że może zdobyć Siedem Królestw równie szybko, co je spalić.

Ogień i krew.

***

Minęło kilka dni od kiedy w mieście w końcu zapanował pokój. Tyrion miał rację, mieszkańcy ją kochają, mimo iż długo jej nie było i nie mogła ich bronić. Teraz wszystko wracało do normy, szczególnie, że nie było już zagrożenia z zewnątrz.

Przejęła sto dziewięćdziesiąt sześć statków z floty, która zaatakowała Meereen i dodatkowe sto trzydzieści, które były zadokowane w portach Yunkai i Astapor. Zleciła budowę kolejnych statków, ale nie miała złudzeń, że zbudowanie całej reszta, której jej brakuje, zajmie długo. Bardzo długo.
Ale być może wcale nie będzie musiała ich tyle budować.

— Wasza Miłość. — na dźwięk głosu ser Arthura od razu odwróciła się od mapy rozłożonej na stole. — Theon i Yara Greyjoyowie czekają na audiencję.

Będąc znowu w piramidzie porzuciła ubrania dothraków i jej ciało znowu otulał delikatny jedwab, jednak już nie w kolorze bieli, a czerni i czerwieni Targaryenów, poza tym, zawsze gdzieś w jej nowym ubiorze obecna była ta sławna zapona, która należała do ślicznego, niebieskookiego chłopaka.

Po tej zmianie kolorów w swoim stylu ubierania się zauważyła również to, że mieszkańcy miasta starają się podążać za nią także w kwestiach mody, bo coraz chętniej ubierali "jej" kolory, a biel nosili już nieliczni - Królowa nim wzgardziła, więc nie był już w modzie.

To samo zaobserwowała niegdyś w Królewskiej Przystani. Kobiety starały czesać i ubierać się jak Cersei, a kiedy Tyrellowie przybyli do miasta po pokonaniu Stannisa nad Czarnych Nurtem, to Margaery zaczęła wyznaczać trendy.
Nigdy nie miała okazji z nią porozmawiać, chyba nie chciano, by miała z Tyrellami jakiekolwiek kontakty, jako iż była kartą przetargową Tywina.

— Greyjoy? — zmarszczyła brwi, przypominając sobie to, co wie o tym rodzie. Gwałciciele, złodzieje, porywacze... Zła opinia, ale skoro przebyli taki kawał świata by się z nią spotkać, to warto ich wysłuchać.

— Mają ze sobą statki. — wzruszył ramionami, ale widać było po jego uśmiechu, że powiedział to tylko po to, by się z nią trochę podroczyć.

— Nie drażnij mnie już sprawą statków. — przewróciła oczami i odeszła od stołu, wciąż trzymając w ręku kielich z winem. — Dobrze ci zrobi. — wcisnęła mu kielich do ręki mimo iż wiele razy jej już mówił, że nie pije.

Ale czy można odmówić Królowej?
Tak samo jak nie można było odmówić księciu...

— Są jakieś wieści od Varysa? — zapytała, wymijając go i kierując się do drzwi. Poszedł za nią jak tylko wypił to, co zostało w kielichu.

— Nic. Ale szczerze wątpię, by cię zdradził.

— Podobno popłynął do Westeros szukać dla mnie sojuszników, ale póki co nie ma ani ich, ani jego. Ani żadnego listu, nic. — westchnęła cicho.

Też nie chciała wierzyć w to, by już ją zdradził, to byłoby głupie. Nie ryzykowałby życiem przyjeżdżając tu do niej z Tyrionem tylko po to, by potem wyjechać i nigdy nie wrócić, to nie w jego stylu. Chociaż preferowałaby dostać od niego jakiekolwiek wieści, żeby wiedzieć, co dzieje się w jej własnych szeregach.

— Ale myślę tak samo jak ty. — dodała szybko. — Zawsze taki był? Oficjalnie służy coraz to kolejnym władcom, ale tak naprawdę robi co mu się podoba. Oboje chcemy pomóc ludziom. Nie dam rady zmienić ich życia, jeśli mi nie zaufa i nie przestanie robić rzeczy za moimi plecami.

— Ty też mu nie ufasz. — zauważył.

— Ufam tobie, Szaremu Robakowi, Missandei, Daario... To mi wystarcza. — uśmiechnęła się. Nigdy nie sądziła, że będzie miała tylu przyjaciół w życiu. A tu proszę, karta się odwróciła. — Nad Tyrionem muszę się zastanowić. A przed Varysem jeszcze długa droga, by sobie na to zasłużyć.

— Zabawne, mam wrażenie, że w tej kwestii myślicie tak samo.

Przewróciła oczami. Nic nie odpowiedziała, w ciszy zeszli po schodach, kierując się w stronę sali audiencyjnej. Przez jej myśli przebijały się ostatnie wydarzenia i zaczęła myśleć o samej sobie, czy gdyby zrobiła coś inaczej, nie uniknęłaby pewnych nieprzyjemności...?

— Czy jestem naiwna? — zapytała niespodziewanie. — Bądź szczery.

— Jesteś młoda-

— Czyli tak. — przerwała mu. Nie chciała słuchać wymijającej odpowiedzi, której się spodziewała. Mimo iż Arthur miał na myśli coś innego.

— Nie o to chodzi. — zaczął. — Jesteś idealistką, chcesz zmienić świat, to bardzo szlachetne z twojej strony i myślę, że tobie się to uda. Ale... Masz tendencję do postrzegania świata lepszym, niż jest.

I boję się, że w końcu zrani cię tak, że nie dasz rady się pozbierać - tego już jej nie powiedział.

W jego oczach, pomimo kilku odstępstw, była istotą zbyt dobrą na ten świat. Wciąż pamiętał, jak przytuliła do siebie mężczyznę, który stracił dziecko i płakał u jej stóp, i to wspomnienie pozostanie z nim do końca życia. Jaki władca potraktowałby w ten sposób pierwszego z brzegu poddanego?

Na jej uśmiech nie dało się nie odpowiedzieć tym samym, szczególnie, że śmiały się również jej oczy. Oczy, które tak dobrze znał, a jednak było w nich coś nowego, czego nie miał jej ojciec.

Nieważne co to było, cała jej osoba sprawiała, że chciał ją chronić za wszelką cenę. Najchętniej oszczędziłby jej wszystkich smutków tego świata, żeby pozostała tą radosną, dobrą dziew- kobietą. Niestety to nie jest możliwe, ale dołoży wszelkich starań, by pomóc jej utrzymać się na ścieżce, którą obrała. 

— Jestem realistką. — nie zgodziła się z nim.

— Chciałaś szczerości.

— I doceniam ją.

Uśmiechnęła się delikatnie, akurat wchodzili do sali audiencyjnej. Byli już tam Tyrion oraz dwójka ludzi, których nie kojarzyła jeszcze z twarzy, ale byli to pewnie wspomniani przez ser Arthura Yara i Theon Greyjoy.
Weszła po schodach i usiadła na swoim miejscu już odruchowo trzymając proste plecy. Jak widać całe godziny praktyk przyniosły efekt, nawet nie musiała myśleć o tym, by się prostować i trzymać wyżej głowę.

— Ostatni raz widzieliśmy się w Winterfell, czyż nie? — spojrzała kątem oka na Tyriona, który zadał to pytanie, patrząc na chłopaka. Czyli oni się już znają... — Żartowałeś sobie z mojego wzrostu. A przynajmniej tak to pamiętam. — w tym zdaniu wybrzmiała ironia, doskonale pamiętał, jak to wtedy było. — Każdy kto robi żart z karłów myśli, że jest jedynym, kto to zrobił. "Wielki Lord", "Chłop jak dąb", "Człowiek wysokiego rodu". Robicie te same pięć-sześć kawałów.

— To było dawno temu. — odpowiedział krótko Theon, ale nie wyglądał na tak pewnego siebie, jak jego siostra. Raczej na kogoś... Złamanego.

Miała im przerwać, powiedzieć, że nie przyszła tutaj by słuchać, jak wypominają sobie dawne spory, ale pomyślała, że może dowiedzieć się czegoś ciekawego z tej wymiany zdań.

— Tak. I jak ci się wiodło życie od tego czasu? Zakładam, że niezbyt dobrze, inaczej nie zamordowałbyś chłopców Starków. — słysząc to oskarżenie szybko przeniosła swój wzrok na Theona.

— Nie zrobiłem tego. Ale dopuściłem się rzeczy równie złych albo i gorszych. 

— I zapłacił za nie. — odezwała się w końcu jego siostra.

— Czyżby? Wciąż żyje. — odpowiedział jej Tyrion, zanim znowu przeniósł wzrok na Theona. — To musiało być dla ciebie trudne, dorastać w Winterfell, nigdy tak naprawdę nie wiedzieć, kim się jest. 

Mimowolnie pomyślała o sobie. Nie znała tego chłopaka, nie wiedziała co zrobił i czego doświadczył, czy powinna wymierzyć mu jakąś karę, czy los już sam odebrał zapłatę. Ale wiedziała co innego: w pewnym sensie go rozumiała. Dorastać i nie wiedzieć, kim się jest, nie czuć przynależności nigdzie
Teraz już wiedziała ile jest warta i kim jest, ale kiedyś nie było tak łatwo.

— Ale kto z nas ma łatwe życie? — kontynuował Tyrion.

— To nie czas ani miejsce na takie rozmowy. — Visenya zabrała głos. — Przypłynęliście do Meereen i poprosiliście o spotkanie, więc pewnie macie mi coś do zaoferowania? — zapytała, mimo iż już dawno domyśliła się, że chodzi o statki, a takowymi na pewno nie pogardzi.

— Sto statków z Żelaznej Floty, wraz z załogą. — powiedziała Yara.

— Czego chcecie w zamian?

— Żebyś poparła moje prawa do tronu Żelaznych Wysp.

— Twoje? — uniosła brew. — Nie jego? — wskazała głową na Theona. — Bez urazy, po prostu... Wiem, że ludzie raczej uważają, że mężczyzna ma większe prawa do tronu niż kobieta.

— Nie nadaję się do rządzenia. — odparł chłopak. Sama kiedyś myślała tak samo o sobie i miała to powiedzieć, ale znowu dostrzegła to, w jakim stanie on jest.

— Przynajmniej co do tego się zgadzamy. — wtrącił się Tyrion, na co rzuciła mu spojrzenie mówiące tyle, by był nieco milszy, by odstawił ich waśnie na później, bo ona nie chce ich słuchać.

— Więc Żelazne Wyspy będą miały Królową. Czy to się już kiedyś zdarzyło?

— A Westeros? — Vis uśmiechnęła się na tę odpowiedź.

W tej kwestii można by się było spierać, jako iż Rhaenyra była nazywana pół roczną królową, chociaż w historycznych księgach zapisywano ją jako księżniczkę. Postanowiła więc przemilczeć tę kwestię i przejść dalej w rozmowie.

— Czemu zdecydowaliście zwrócić się do mnie?

— Nasz stryj, Euron, wrócił do domu po wieloletniej nieobecności. Zamordował naszego ojca i odebrał Yarze tron. Zabiłby nas, gdybyśmy nie uciekli. — wyjaśnił Theon.

 — Przykro mi. — powiedziała, odnosząc się do tego, że stracili ojca. — Ale słyszałam wiele o tym, że wasz ojciec był okropnym władcą.

— Był. — przyznała jej rację Yara. — Tak samo jak Szalony Król, jak Robert, jak Joffrey i jak Tommen. Zdaje się że ty i ja próbujemy przełamać tę tragiczną passę.

Znowu uśmiech na chwilę zagościł na jej ustach. Yara miała rację, w najbliższej do ich czasów historii niełatwo było znaleźć jakiegoś władcę, który zasługiwałby na szacunek i podziw. Nadchodzą zmiany, i to bardzo szybko.

— Czterysta dwadzieścia sześć statków to wciąż nie dość, by przewieźć całą moją armię.

— Jeśli wyprawa naszego przyjaciela się uda, to w dwóch kursach uda ci się przewieźć wszystkich przez Wąskie Morze. — odpowiedział jej Tyrion, na co trochę się skrzywiła, gdy usłyszała, jak nazywa Varysa "ich przyjacielem". Ale prawda była taka, że lepiej mieć sto statków, niż ich nie mieć. — Zdaje mi się, że w Żelaznej Flocie było więcej, niż sto statków.

— Jest, a Euron buduje ich jeszcze więcej. Zamierza ci je zaoferować. — Theon odpowiedział na ten "zarzut" Tyriona.

Po tym, czego dowiedziała się o Euronie ani przez moment nie pomyślała o tym, że mogłaby poczekać na jego ofertę, nawet jeśli byłaby dla niej korzystniejsza.

— A czego on będzie chciał w zamian? 

— Chce... — zaczął chłopak, ale nie skończył. Spuścił wzrok i widocznie nie wiedział jak ująć to, co chce przekazać. 

— Myślę, że powiedział, że chce ci dać swojego dużego kutasa. — wyraziła to wprost Yara. Czyli już wie, że ten cały Euron nie bierze jej na poważnie, cóż, lepiej dla niej. Zawsze łatwiej pokonać kogoś, kto nie widzi w tobie zagrożenia. — Bo widzisz, oferta Eurona jest jednocześnie ofertą małżeństwa.

— Ty nie żądasz żadnego małżeństwa, by umocnić nasz ewentualny sojusz?

— Nigdy nie żądam, ale jestem otwarta na wszystko. — Visenya nigdy nie czuła pociągu do kobiet, ale nie mogła nie uśmiechnąć się na tę odpowiedź. Czuła, że dogada się z Yarą bez większych problemów i już była bardziej przychylna zgodzić się na ten sojusz.

— Zamordował naszego ojca i zamordowałby też nas. Ciebie też by zabił, jak tylko dostałby czego chce: Siedem Królestw.

Pokiwała głową na te dodatkowe słowa Theona. Ale coś jej się jeszcze nie do końca kleiło. Poprosili ją o to, by poparła prawa Yary do tronu Żelaznych Wysp. Czyli to znaczy, że nie chcą całego Westeros?

— Wy nie chcecie Siedmiu Królestw? — zapytała z nutą podejrzliwości w głosie. Rzadko spotyka się ludzi, którzy nie chcą tyle władzy ile tylko są w stanie zdobyć.

— Twoi przodkowie pokonali naszych i zabrali im Żelazne Wyspy. Prosimy cię o ich zwrot. — poprosił ją Theon. Nie zażądał, poprosił. Zazwyczaj jedynie prości ludzie prosili ją o różne rzeczy, a ci wyżej urodzeni żądali, by im coś dała, jakby to było ich prawo, którego nikt nie może podważać.

A on ją prosił. Pokornie, bez pychy.
Chciałaby móc kierować się sercem, lecz musiała tu oddać głos rozsądkowi.

— Nie mam ich jeszcze, nie jestem w stanie dać wam czegoś, czego nie posiadam. — wyjaśniła wymijająco.

— Ale będziesz mieć, patrząc nawet nie na armię, a na smoki. — zauważyła Yara, widocznie nie kupując jej krótkiej odpowiedzi, która w sumie nie mówiła nic o tym, czy byłaby skłonna odstąpić te ziemie.

— Jeśli każdy zacznie żądać niezależności, w końcu nie zostanie ci ani kawałek ziemi do rządzenia, Wasza Miłość. — ponownie głos zabrał Tyrion, zwracając uwagę na ważną sprawę. 

Jeśli pozwoli jednemu Królestwu na niezależność, inne też wystąpią z takimi żądaniami i nie będzie mogła im odmówić, w końcu w czym Żelazne Wyspy są lepsze od - powiedzmy - Północy, by tylko one zasługiwały na niepodległość? 
Visenya byłaby skłonna oddać te wyspy Yarze całkowicie we władanie, ale było to niemożliwe z politycznego punktu widzenia.

— Nie żądają, tylko proszą. — westchnęła, mówiąc to. Uniosła dłoń, by pobawić się zaponą, spinającą dwie części materiału między jej piersiami. Szukała rozwiązania, które zatrzymałoby ich przy niej, ale jednocześnie nie zmuszało jej do rezygnacji z ziem. — Nie mogę spełnić waszej prośby. Przynajmniej nie teraz. — wstała ze swojego miejsca i zaczęła powoli podchodzić do Yary. — Poprzecie moje roszczenia do Żelaznego Tronu i zaakceptujecie integralność Siedmiu Królestw. Żadnych więcej grabieży, napaści, rabunków i gwałtów.

— To nasz sposób na życie.

— Już nie, jeśli chcecie w przeciągu dwóch-trzech lat dostać niepodległość. — zatrzymała się przed nią. — Ze złych nawyków nie zbudujemy lepszego świata, a taki jest mój cel. Jeśli pokażecie, że również dążycie do zmiany świata na lepsze, pozwolę wam odłączyć się od Korony. — kiedy skończyła mówić, wyciągnęła przed siebie rękę, czekając, czy Yara przyjmie jej ofertę. 

Przez chwilę panowała cisza. Była już pewna, że jej propozycja zostanie odrzucona i wrócą do punktu wyjścia, lecz wtedy poczuła uścisk na swojej ręce.

— Już nie.

I tak zyskała kolejne sto statków do swojej floty i pierwszy ród, który poprze jej prawa do tronu.

***

— Mądrze, dałaś im coś nie dając nic.

Wieczorem siedziała z Tyrionem przy winie w jej komnacie. Wszystko zostało już naprawione i nie było śladu po pocisku, który wpadł przez balkon.
Z tej wysokości dobrze było widać port, w którym zadokowane były wszystkie jej statki. Cieszyła się ilekroć stawała na balkonie i patrzyła na całe miasto, w którym w końcu nie było problemów. Po tylu trudnościach Meereen wychodziło na prostą, podobnie jak Yunkai i Astapor, z tego co usłyszała.

Będzie musiała pomyśleć nad zmianą nazwy zatoki, w końcu nie można jej już nazywać Zatoką Niewolniczą.

— Jaki tak naprawdę mieli wybór? Pozwoliłabym im odejść, ale co by zrobili? Wystąpili przeciwko mnie? — przyjęła od niego kielich, ale jeszcze nic nie upijała. — Jeśli nie będą nic próbować, to za jakiś czas dam im tę upragnioną wolność.

— "Za jakiś czas" to bardzo ogólne określenie. — spostrzegł, upijając połowę swojego wina na raz, ale już nie zwróciła mu uwagi. Zamiast tego postanowiła zmienić temat, bo czuła, że gdyby była z nim całkowicie szczera, to szybko zaczęliby się sprzeczać, a nie miała ochoty psuć sobie wieczora.

— Pomyślałbyś, lata temu... — zaczęła, w końcu samej zanurzając usta w alkoholu. — Że pewnego dnia będziemy wylądujemy w takim miejscu? Z takim stosunkiem do siebie?

— Spodziewałem się, że skończę w jakimś dziwnym miejscu, ale ty... Nie. Jak udało ci się uciec? Nie miałem okazji zapytać.

Nie lubiła do tego wracać, ale nie chciała zbyć tego pytania. Największym problemem dla niej było to, że wiedziała, jaką bracia Lannisterowie mieli relację, a ona perfidnie wykorzystała Jaimego. Nie żałowała tego i zrobiłaby to ponownie, jeśli znowu miałaby tamten wybór. Zrobiła to dla siebie i dla swojej przyszłości, nie będzie przepraszać za coś, co uważa za - w pewnym sensie - słuszne.

Zastanawiała się, jak to powiedzieć jednocześnie omijając niewygodny dla niej fragment, ale wtem wybawienie przyszło do niej samo. Missandei weszła do komnaty i podała jej zwinięty kawałek papieru mówiąc, że przyszedł do niej anonimowy list.

Miała wrażenie, że wie, od kogo to.

Od razu rozwinęła niewielki list i zaczęła czytać, po chwili zagryzając lekko dolną wargę, a potem nawet nieznacznie uśmiechając się do siebie.

— Więc? Co to? — mogła się spodziewać ciekawości po Tyrionie, w końcu zawsze lubił wiedzieć co się dzieje.

— Przekaż ser Arthurowi i Szaremu Robakowi, że rozpoczynamy przygotowania do wypłynięcia do Westeros. — zwróciła się do Missandei, zanim wyjawiła cokolwiek. — Zdaje się, że twój przyjaciel w końcu zaczyna u mnie plusować.

List zawierał informacje od Varysa, głównie o tym, że Dorne i Tyrellowie opowie się po jej stronie, i wysyłają statki do Essos. I to na tyle dużo, by w jednym kursie udało jej się przetransportować większość armii, a drugi będzie liczył jedynie około trzystu statków.

Ponadto dowiedziała się najważniejszych wiadomości z kraju: W stolicy trwają zamieszki z powodu wysadzenia Septu Baelora - i tym samym ataku na wiarę większości Westeros - oraz że Starkowie odzyskali Winterfell i ogłosili niezależność Północy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro