Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział III ''Smoki wymarły''

— No chodź, Selario! — zgodnie z zapiskiem w liście, Visenya udała się do podziemi zamkowych, korzystając z tego, że większość ludzi jeszcze ucztowała na górze.

— Nie powinnyśmy tutaj być, pani! — jej służąca zdecydowanie nie podzielała jej entuzjazmu. — A co jak to pułapka? Jakiś chory sposób na sprawdzenie lojalności?

— Oj nie przesadzaj. — Vis przewróciła oczami i zeszła jeszcze dalej po schodach.

Prawda była taka, że ona sama dość mocno się bała. Ale co miała do stracenia? Podobno czekał tu na nią jakiś specjalny prezent, a więc chciała się dowiedzieć o co chodzi. Najwyżej zamknął ją w jej komnacie i będzie później żałować, ale przynajmniej spróbuje...

— Zamknięte. — stwierdziła Selaria od razu, jak tylko zobaczyła łańcuch na bramie. — Możemy wrac...?

— Ćśś! — Vis położyła sobie palec wskazujący na ustach, mówiąc to. Usłyszała kroki, więc jak tylko przerwała swojej służącej, złapała ją też za nadgarstek i zaciągnęła za ustawione niedaleko rzeźby.

Wkrótce kroki stały się coraz głośniejsze, a na ścianie widoczny był słaby cień dwóch postaci, które szły w stronę zamkniętego obszaru zamkowych podziemi. Siedziały cicho za rzeźbą, wyraźnie słysząc otwierany zamek i dalsze kroki - już coraz dalej - wraz z niewyraźną rozmową. Poczekały jeszcze chwilę, aż Vis nie zdecydowała się wyjść z ukrycia.

— Pójdę tam, poczekaj tu na mnie. — stwierdziła, pamiętając co było zapisane w liście: Musi znaleźć czaszkę Baleriona, największą z nich i tam coś będzie na nią czekać. To nie powinno być takie trudne zadanie, nawet patrząc na to, jak wielkie są podziemia.

— Pani, nie powinnaś tam...

— Nie przesadzaj. Wrócę zanim się obejrzysz. — uśmiechnęła się do niej i zaraz potem zaczęła iść - chcąc nie chcąc - za dźwiękiem kroków.

Nie słuchała już sprzeciwów swojej służącej, szła przed siebie, niedługo znikając za zakrętem. Cały czas uważnie się rozglądała, wypatrując przede wszystkim jeszcze jakichś innych osób, które mogłyby ją tutaj znaleźć.

Na dłużej zatrzymała się przy poszarpanych flagach z symbolem rodowym Targaryenów. Całe zakurzone, wyrzucone tam lata temu... Przykro było jej na to patrzeć, to idealnie wyrażało to, jaki inni mieli stosunek do rodziny, przez co czuła się tylko bardziej osamotniona. W ostatnim momencie cofnęła rękę przed dotknięciem materiału i jednak zdecydowała się iść dalej, a nie poświęcać kolejne cenne minuty na rozmyślanie o rodzinie.

Znalezienie ogromnej czaszki nie zajęło dużo czasu. Kiedy rozglądając się wokół do niej podeszła, zorientowała się, że czaszka jest niemal dwa razy tak duża jak ona. Jednak nie poświęcała jej zbyt dużo czasu, musiała skupić się na tym co miała znaleźć. Szybko znalazła skrzynkę, która schowana była z tyłu.
Wiedziała, że musi się sprężać, bo ci ludzie którzy poszli gdzieś dalej zapewne zaraz zawrócą, więc kucnęła przed skrzynką i szybko ją otworzyła.

Obiecałem, że będę mieć na ciebie oko.

Przez chwilę wręcz nie mogła się ruszyć, ale w końcu wyciągnęła ręce, by wziąć do nich duże, ciemne jajo.

Co to wszystko miało znaczyć? To o to chodziło z tym "specjalnym prezentem"? To są jakieś żarty z niej?

Nieważne jaka była odpowiedź, bo Visenya natychmiast oprzytomniała, kiedy usłyszała wcale nie tak daleko kroki. Szybko schowała jajo pod swoim cienkim płaszczem i zamykając w pośpiechu skrzynkę najciszej jak mogła zaczęła wracać do wyjścia.
Gdy zobaczyła bramę przyspieszyła, by jak najszybciej znaleźć się jak najdalej od tego miejsca.

— Idziemy. — rzuciła tylko w stronę Selarii, nie patrząc nawet w jej stronę, a zamiast tego wbiegając po schodach, by ponownie znaleźć się w "bezpiecznych", pałacowych korytarzach. Co prawda niezbyt komfortowa się czuła, cały czas musząc nieść to jajo, ale nie miała zbyt dużego wyboru. — Zostaw mnie proszę samą. — powiedziała, oddychając z ulgą tuż po tym, jak znalazła się w swojej komnacie i usiadła na łóżku.

— Pani, co się tam...?

— Zostaw mnie samą. — powtórzyła, odwracając się tylko trochę do służącej. Selaria już nic nie dodała, tylko wyszła z komnaty zamykając za sobą drzwi. — Co to ma być...? — westchnęła, kładąc jajo na łóżku. I co ona miała z tym zrobić?

W tym momencie kompletnie nie wiedziała co powinna zrobić. To na pewno był ten prezent? Jakieś jajo?
Nawet nie wiedziała czy może z tym zaufać Selarii, bo co zrobi ta kobieta kiedy się o wszystkim dowie?

Miała tyle pytań, a żadnej odpowiedzi...

Siedziała tak na łóżku z głową podpartą na zgiętych w łokciach rękach, wpatrując się w jajo. Kiedy usłyszała pukanie do drzwi, nawet nie wiedziała ile czasu tak siedziała. Podniosła się i zarzuciła kołdrę na jajo, by je ukryć. Zaraz potem podeszła do drzwi, otwierając je lekko.

— Co tutaj robisz, ser? — zapytała, widząc znowu tą nieznośną, blond czuprynę. Nie miała w tamtym momencie ochoty na żadne rozmowy, a tym bardziej z taką osobą.

— Chciałem... Chciałem tylko zapytać jak się czujesz. — zmarszczyła brwi. Serio, o to chodziło? — Mój siostrzeniec Joffrey jest...

— Trudny? — dokończyła za niego, mając ochotę zamknąć Jaimemu drzwi tuż przed nosem. Skinął głową na jej słowa. Czyżby się o nią... Martwił? Nie była tego do końca pewna, ciężko jej było odczytać tak po prostu emocje z jego twarzy, więc mogła się tylko domyślać. — Tak, zauważyłam. Ale... — odetchnęła. — Nie ma problemu, nie wzięłam tego do siebie.

Kłamstwo.

— W porządku, po prostu Joffrey często mówi wiele rzeczy, których tak naprawdę nie myśli. — tym razem to on skłamał, co od razu wyczuła. Nie była głupia, poza tym słyszała mnóstwo plotek o nowym królu. A teraz, jak jeszcze go poznała...? Absolutnie nie podobała jej się taka osoba na tronie.

Ale jaki miała na to wszystko wpływ?

— Naprawdę nie ma problemu ser, nie przejmuję się takimi... głupotami. — czuła to, jak bardzo ta rozmowa była wymuszona i chciała ją jak najszybciej zakończyć. Niestety, nie wydawało się to być takie proste. — Coś jeszcze...?

— Nie, nie. Chciałem się tylko upewnić, że wszystko w porządku.

— Jest w porządku, dziękuję. — skinął głową, a ona w końcu mogła zamknąć z ulgą drzwi.

Natomiast Jaime, który został po drugiej stronie drzwi był sobą trochę rozczarowany. Serio, taki temat do rozmowy znalazł? Śmiechu warte, nic dziwnego że chciała jak najszybciej ją skończyć. Nawet nie o tym chciał tak naprawdę porozmawiać, ale jak zwykle wszystko poszło nie po jego myśli...

Zmiętolił trochę list od ojca, który miał w ręku. To on był praktycznie najważniejszym powodem, dla którego w ogóle przyszedł do niej by porozmawiać, ale... Cóż, wyszło jak wyszło.

Co było w liście? Trochę spraw związanych z wojną, ale najistotniejsze było właściwie to, że Tywin pisał do Jaimego ponownie w sprawie dziedzictwa, którego absolutnie nie chciał zostawić Tyrionowi. A dodatkową sprawą było jeszcze to, że wraz z odejściem z Gwardii Królewskiej, Tywin wymagał jeszcze jego małżeństwa z Maegelle, w razie jakby jej ciotka zza morza zechciała kiedyś zaatakować Westeros.

Nie chodziło już o sam fakt małżeństwa, bo Maegelle była naprawdę piękną kobietą i wiele osób o tym mówiło, kiedy pojawiła się w stolicy, ale o to, że ojciec znowu chce kierować jego życiem, zmieniać ścieżkę, którą już obrał.

Stał przez chwilę pod jej drzwiami rozmyślając nad tym wszystkim, a potem odwrócił się na pięcie i odszedł.

W tym samym czasie, po drugiej stronie drzwi Visenya leżała na łóżku i przysypiając przyglądała się jaju. Nie zorientowała się nawet kiedy przy tym zasnęła i że śni.

Nie wiedziała czy to była ona czy ktoś inny, ale widziała zamgloną postać, idącą przez ulice Królewskiej Przystani, a potem po zamkowych korytarzach. Zmierzała prosto do sali tronowej, nie zważając na zniszczone domy wokół, na przerażonych ludzi, martwych żołnierzy. Szła przed siebie ku swojemu celowi. Obcasy wybijały rytm, kiedy uderzały o kamienne ulice, a potem posadzki w zamku. Gdzieś w tle był słaby płacz ludzi, jakieś pokrzykiwania żołnierzy i nieludzkie ryki.

Ale dla postaci liczył się tron, przed którym w końcu stanęła. Wyciągnęła rękę ku podłokietnikowi. Dokładnie w momencie, kiedy go dotknęła sceneria się zmieniła. Teraz były to płomienie i tylko ich dźwięk. Dźwięk tego, jak trawiły drewno. Nie było już żadnego płaczu, chociaż atmosfera nie wydawała się zbytnio szczęśliwsza niż ta w stolicy.

W końcu między płomieniami zaczęła migotać kolejna sylwetka, tym razem nie była ona zamglona. Wyraźnie widoczne były srebrne włosy, pokryte popiołem oraz nagie - tak samo pobrudzone - plecy. Twarz co prawda wciąż pozostawała w cieniu, ale nie to było istotne.

Za dziewczyną na ziemi leżało jajo, które zdawało się płonąć w ogniu, jednak po chwili, gdy skorupa zaczęła pękać, z jaja wyszedł malutki smok, który od razu zaczął wspinać się po plecach dziewczyny. W chwili, kiedy ta uniosła rękę, by dotknąć smoczka, wszystko się urwało.

Ciemność.

Cisza.

I w tym też momencie Visenya otworzyła oczy, wciąż będąc samej w komnacie i leżąc obok jaja.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro