3
- Ale ja nie chcę! – jęknąłem cierpiętniczo.
- Mało nas to obchodzi – uciął po raz chyba już setny Dorian. Wyraźnie widziałem, że męczy go już ta cała sytuacja, tak jak z resztą i mnie... Jednak ani on, ani Krzysiek nie zamierzali odpuszczać. Nasza „dyskusja" trwała już całe popołudnie i wieczór...
- No, ale chłopacy... - podjąłem ponownie.
- Kurwa Aleks mam już tego dosyć – zirytowany Dori wstał i wyszedł z pokoju.
- Widzisz, co narobiłeś? – zaśmiał się Krzysiek.
- No, ale dlaczego nie możecie zrozumieć, że ja najzwyczajniej w świecie nie chcę jechać? – teatralne westchnięcie przyjaciela, tylko utwierdziło mnie w tym, że decyzja zapadła już dawno i to bez mojego udziału.
- Aleks ile Ci można tłumaczyć? – prychnąłem – Wszystko jest już ustalone i załatwione, powiedziałbym wręcz, że dopięte na ostatni guzik. No może po za Tobą.
- Pff... jakbyście mi powiedzieli wcześniej to może też bym był gotowy?
- Jasne, chyba raczej spierdoliłbyś jak najdalej – miał rację... - Po za tym, naprawdę nie domyśliłeś się, dlaczego akurat teraz miałeś wybrać zaległy urlop?
- Bo muszę go wykorzystać przed wrześniem?
- Eh... poniekąd tak, ale też dlatego, że czasem trzeba odpocząć od pracy, dać chwilę wytchnienia nie tylko ciału, ale też i umysłowi.
- Pff..., mam dosyć relaksu w pracy.
- Tak wiem, uwielbiasz swoją pracę. Ale zrozum Aleks, że praca to nie wszystko.
- No, ale dlaczego akurat nad morze?!
- A dlaczego nie? Nie marudź tyle zobaczysz będzie super.
- Ta... jak spalę się jak rak zwłaszcza...
- Nie przesadzaj, posmarujesz się i będzie dobrze.
- Doskonale wiesz, że to i tak nic nie da.
- Cokolwiek byś nie powiedział i tak jutro z nami pojedziesz, więc z łaski swojej zamknij się w końcu – warknął Dorian, wracając do pokoju. – Spakowałbyś się chociaż.
- Nie – mruknąłem niczym małe dziecko. – Jesteście tyranami.
- Jak chcesz, to zrobisz to rano, przed wyjazdem, no chyba że wolisz jechać bez ciuchów, albo bez ładowarki do telefonu? – Dori uśmiechnął się kpiąco, o nie co to, to nie... Jednak nie zamierzałem wymiękać tak łatwo i zdecydowałem się przetrzymać ich do samego końca.
- W ogóle gdzie my jedziemy?
- No nad morze idioto – warknął Dori.
- Tyle to wiem, ale powiedz mi coś więcej?
- Na kemping – ekscytacja Krzyśka zdecydowanie mi się nie podobała...
- No chyba sobie kurwa kpisz – popatrzyłem na oboje jak na jakiś kosmitów.
- Niee...
- Ja pierdolę, jebie was?
- Nie martw się będziesz miał i prąd i dostęp do neta, nałogowcu. Pozostaje tylko kwestia tego, że możesz nie mieć na to czasu...
- Chociaż tyle i co przepraszam masz na myśli?! Czyż nie mieliśmy jechać ODPOCZYWAĆ???
- Nikt Ci nie mówił, że aktywny wypoczynek jest najlepszy?
Zamarłem, autentycznie zamarłem... Co te diabły zaplanowały? Nienawidziłem lata, słońca i upału. Wyciąganie mnie nam morze to już były tortury, a do tego aktywny wypoczynek? W ich interpretacji to mogło się bardzo źle skończyć... W najlepszym wypadku zwyczajnie mnie wykończą fizycznie przez ciągłe bieganiny...
- Dajcie mi żyć, potwory!
- Oh ależ damy – mina Doriana mówiła coś wręcz odwrotnego.
- Będę miał, chociaż chwilę, na to żeby popływać? – rzuciłem mu mordercze spojrzenie.
- Oczywiście – Krzysiek jak zwykle łagodził sytuację między nami. – Po prostu żaden z nas nie lubi całodziennego leżenia na plaży i smażenia się w słońcu, więc spędzimy ten czas bardziej aktywnie.
- Już na znam to wasze aktywnie... znowu przetargacie mnie przez wszystko, co będzie możliwe.
- Przestań już jęczeć, bo mnie cholernie irytujesz – warknął najniższy z nas. – Cokolwiek byś nie powiedział i tak pojedziesz, nawet jeśli się nie spakujesz.
- No już chłopaki. Aleks sam zobaczysz, że finalnie będziesz zadowolony i wszyscy, podkreślam wszyscy będziemy się dobrze bawić.
- Jasne... - uciąłem wychodząc z pokoju i zamykając się w łazience. Rozebrałem się szybko chowając się w kabinie. – Kemping... - prychnąłem odkręcając wodę. – Co za durny pomysł... Oby ich komary zżarły...
***
Oczywiście nie byłbym sobą, gdybym spakował się wieczorem... Przetrzymałem to do rana, doprowadzając ich do skraju wytrzymałości. Z kpiącym uśmieszkiem powoli pakowałem swoje rzeczy, ignorując ich głupie komentarze. Skoro zmusili mnie do wyjazdu to niech cierpią...
Najgorszą katorgą miała być podróż... Prawie cały dzień w aucie, irytujące. Rozsiadłem się na tylnich siedzeniach z telefonem i książką w dłoniach. Zamierzałem ich jawnie zlewać, do czasu, aż nie dotrzemy na miejsce. Zatopiłem nos w lekturze. Jednak po pół godzinie, na skraju świadomości czułem jak książka wysuwa mi się z rąk, wkładając zakładkę w odpowiednie miejsce zamknąłem ją i pozwoliłem swoim powiekom swobodnie opaść. Wolałem przespać podróż niż biernie wpatrywać się w zmieniający się krajobraz... Przynajmniej będę wypoczęty po dotarciu na miejsce...
Obudziłem się pół godziny przed dotarciem na miejsce, przeciągając się i ziewając, oczywiście Dori musiał dorzucić swój komentarz...
- O zobacz Krzysiek nasza śpiąca królewna obudziła się bez magicznego pocałunku. Toż to cud...
- A co chciałeś się wcielić w rolę księcia? – odgryzłem się.
- Kto wie...
- To już wiesz, dlaczego się obudziłem, zanim zdążyłeś to zrobić.
- Oh nagle by Ci to zaczęło przeszkadzać? Przecież ponoć świetnie całuję.
- Pff niby kto tak powiedział?
- Ty?
- Musiałem być kompletnie pijany – warknąłem zakładając słuchawki na uszy i odcinając się od jego głupiego gadania. Najgorsze było to, że faktycznie miał rację, całował świetnie... Pokręciłem głową wyrzucając z niej nieproszone myśli, podniosłem wzrok i tak jak się spodziewałem w lusterku ze spuszczonej klapki przy przedniej szybie mogłem zobaczyć kocie ślepia wpatrujące się we mnie z satysfakcją. Prychnąłem wbijając mu kolano w siedzenie i złapałem książkę.
- Zaraz będziemy – odezwał się nagle Krzysiek, rozbawiony naszą wcześniejszą rozmową.
- Mhm – mruknęliśmy jednocześnie... wywołując tym parsknięcie śmiechem naszego przyjaciela. – Jesteście niemożliwi.
Dalszą część drogi pokonaliśmy w ciszy... absolutnej... nie no może radio grało w tle, ale ja wyłączyłem się na słuchawkach.
Po załatwieniu niezbędnych formalności zabraliśmy się od razu za rozkładanie naszego ogromnego namiotu. Nie pierwszy raz to robiliśmy się wszystko poszło szybko i sprawnie, łącznie z wkomponowaniem w środek dmuchanych materacy, co jak co ale masochistami nie byliśmy, żeby spać tak długo na twardej ziemi...
Wszystko byłoby by w miarę znośny gdyby nie pogoda... No co prawda chwilowo nie padało, ale co niektórym było zimno, oczywiście nie umiałem i nie chciałem ukrywać swojego rozbawienia tą sytuacją.
- Jesteście cieniasy. Najpierw wyciągacie mnie na ten cały durny kemping praktycznie siłą, a teraz siedzicie owinięci w koce jakby, co najmniej pizgało mrozem. Bez przesady.
- Nie każdy jest tak szurnięty jak Ty, żeby w takiej temperaturze chodzić w krótkich spodenkach. – Warknął Dorian ciaśniej opatulając się kocem. – Śpisz dziś ze mną – dodał tym swoim tyranicznym tonem.
- Pff..., może jeszcze mam Cię rozgrzać w inny sposób?
- Ej, hamujcie się – zaśmiał się Krzysiek – śpimy w jednym namiocie w końcu, nie uśmiecha mi się w nocy słuchać waszych jęków.
- Nie musisz się o to martwić, nie zamierzam go dotykać w ten sposób – zakpiłem.
- Przyjdziesz jeszcze – mruknął Dori, kontynuując zabawę.
- Oh to jest oczywiste, ale na pewno nie do Ciebie, koteczku – uśmiechnąłem się wrednie, widząc to jego mordercze spojrzenie.
- I dobrze, bo i tak nie pozwoliłbym Ci się dotknąć.
- Ta... pogadamy jak będziesz się chciał potulić – prychnąłem wychodząc z namiotu. – Idziecie nad morze? W końcu po to tu przyjechaliśmy.
- Jebie Cię? – warknął Dori.
- Chodź chociaż widoki pooglądamy, Aleks ma rację, w końcu po to tu przyjechaliśmy. Dalej wciągaj bluzę i idziemy.
- Chyba dwie... - mruknął niezadowolony Dorian. – A miało być tak ciepło...
- Jeszcze zatęsknisz za chłodnymi wieczorami – rzuciłem zostawiając ich w tyle. Może i faktycznie nie chciałem tu jechać, no ale skoro już musiałem to chciałem to wykorzystać w pełni. A nie nic tak cudownego jak zachód słońca nad morzem. Przyspieszyłem więc kroku, żeby móc porobić fajne zdjęcia. Kiedy już zadowoliłem swoje oczka widokami, bez większego zastanowienie pozbyłem się butów, zostawiając ja chłopakom i wlazłem do zimnej wody.
- Aleks do reszty rozum straciłeś! – krzyknął za mną Dorian.
- Przecież tylko nogi moczę...
- Zamarzam od samego patrzenia na Ciebie.
- To nie patrz – zaśmiałem się wchodząc tak głęboko jak tylko mogłem bez moczenia spodenek.
***
Tak jak się tego obawiałem, chłopacy mieli wszystko zaplanowane i w ogóle, ani odrobinę nie liczyli się z moim zdaniem... Nawet spać nie dali mi tak długo jakbym sobie tego życzył, bo jak to zgodnie stwierdzili po drastycznym obudzeniu mnie pierwszego dnia „Nie wyrobimy się z wszystkim"... No do cholery przecież mieliśmy przyjechać odpocząć...
W jednym nie zamierzałem im się podporządkować. Zaraz po zjedzeniu śniadania uparłem się, że nie interesują mnie ich plany i najpierw idziemy popływać. Nie było nic przyjemniejszego niż otaczająca się z każdej strony woda... Udało mi się wykłócić kompromis. Mieliśmy pójść popływać, tylko, że trochę później, jak to Dorian określił „jak się woda trochę ociepli". Naiwny...
Przed południem byliśmy już okoczowani na plaży, a ja oddawałem się upragnionemu zajęciu, czyli pływaniu. Co prawda nie było to takie proste, przez fale ale i tak zacieszałem jak małe dziecko...
Nawet te zmarzluchy w końcu wlazły do wody, co oczywiście skończyło się dziecinnymi wygłupami... Patrząc na nas z boku nikt by nam nie uwierzył, że jesteśmy zdrowi psychicznie i mamy tyle lat ile mieliśmy w rzeczywistości. Rzucaliśmy się jeden na drugiego co chwila podtapiając i śmiejąc się przy tym jak szaleni... Jeśli któremuś udało się wydostać na płytką wodę biegaliśmy za nim jak wariaci wciągając z powrotem w głębsze rejony. Spędziliśmy tak większość dnia, chłopacy świetnie się bawiąc zapomnieli o swoich tyranicznych planach...
No ale tylko pierwszego dnia to się udało... Następnego dnia pilnowali już swojego śmiesznego harmonogramu obejmującego wszelakie sporty wodne. Za nic mieli to, że przypominałem już dorodnego raka, a skóra piekła mnie niemiłosiernie... Oczywiście cały czas wydurnialiśmy się jak małe dzieci... Co skutecznie utrudniało Krzyśkowi wyrwanie jakiejś panny, ale jakoś nie wyglądał jakby mu było żal...
Najgorszym z ich pomysłów był cholernie długi spacer wzdłuż plaży. Zdrowo ich popierdoliło i w zasadzie przez większość dnia łaziliśmy jak tacy idioci smażąc się w słońcu, przez co czułem się jeszcze gorzej... Doskonale wiedziałem jak to się skończy... już niedługo będę się łuszczył jak wąż. No oczywiście nawet na spacerze nie mogliśmy zachowywać się normalnie, cokolwiek to znaczy... Całą trójką niezbyt zgrabnie wylądowaliśmy na piasku, tylko dlatego, że ja chciałem podbiec i pogłaskać uroczego psiaka(dop. aut. nie wcale nie miałam ochoty napisać „paskudnego pchlarza" XD), a oni mnie przed tym próbowali powstrzymać... Mieliśmy po tym incydencie piasek dosłownie wszędzie. No plusem było to, że dzięki temu wróciliśmy w rejony „naszej" plaży i od razu poszliśmy pływać. Zimna woda działa lepiej niż balsam na moją rozpaloną skórę... Z przyjemnością zanurzałem się aż po czubek głowy, to było takie kojące. Na szczęście wynurzyłem się w porę, żeby zobaczyć jakże spektakularne Krzyśkowe wypierdolenie się na morskiej fali... Aż żal, że nie miałem możliwości uwiecznić tego na aparacie...
W zasadzie cały wyjazd zleciał całej nasze trójce cholernie szybko... codziennie robiliśmy coś innego wykorzystując czas do maksimum. Co prawda byłem spieczony jak rak, ale i tak bawiłem się o wiele lepiej niż sądziłem. Oczywiście nie zamierzałem się chłopakom przyznawać do tego...
Ostatniego wieczora usiedliśmy na plaży wpatrując się w zachód słońca, tak to zdecydowanie jeden z najlepszych widoków...
- A co jakbyśmy tu zostali? – powiedział nagle cicho Krzysiek, obaj spojrzeliśmy na niego.
- Chyba Cię popierdoliło – mruknąłem, co jak co ale miałem zdecydowanie dosyć „uroków" kempingu...
- Oj no nie mam na myśli wiecznego kempingu – zaśmiał się widząc moją minę. – Tylko no wiecie jakbyśmy się tak przeprowadzili tutaj i zaczęli wszystko od nowa...
- Zdecydowanie za dużo słońca – zakpił Dorian, na co Krzysiek tylko przewrócił oczami i znów utkwił spojrzenie w zachodzie słońca.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro