Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2

Tym razem w multi Dorian, uroczy kociak xD

Kam pamiętaj, że Cię uwielbiam 💓
Mam nadzieję, że uda mi Cię zaskoczyć ^^

Miłego czytania. Mili 💕

***

Dzień miał się zapowiadać jak każdy inny. No może nie do końca, wracałem dziś do pracy, po krótkim urlopie. Nie, to nie było tak, że nie lubiłem swojej pracy, czy coś. Wręcz przeciwnie uwielbiałem ją. Byłem uzależniony od kofeiny, więc praca w kawiarni była dla mnie spełnieniem marzeń. Zapach boskiego napoju, czyli kawy otulał mnie za każdym razem jak tylko przekraczałem próg przytulnej kawiarenki z ciepłym klimatem.

Ale wróćmy do poranka, który zdecydowanie był mniej przyjemny... Wiedziony jakimś chorym instynktem wieczorem położyłem się na kanapie, co oczywiście od razu wykorzystał Dorian. Dorian, wieczna przylepa...

- Nee Aleks – zaczął, a ja już wiedziałem, o co mu chodzi, westchnąłem zrezygnowany No i po cholerę się kładłem, skoro wiedziałem, że jest w domu?! Przecież doskonale wiedziałem jak to się skończy...

- No co chciałeś mały? – wiedziałem, że się wkurwi jak go tak nazwę, nie myliłem się.

- Ty gnoju! – warknął rzucają mi wściekłe spojrzenie, zlałem go zawieszając wzrok na ekranie telewizora. – Patrz jak do Ciebie mówię, Ty idioto!

- Daruj sobie, czego znowu chcesz?

- Już nic – mruknął wielce obrażony odwracając się na pięcie. Westchnąłem cierpiętniczo łapiąc go za nadgarstek.

- No już nie dąsaj się, chcesz czekoladę? – rzuciłem szybkie spojrzenie, ha! Jego kocie ślepska rozbłysły z radości. Przewróciłem oczami sięgając ręką do stolika i podając Dorianowi tabliczkę czekolady. Złapał ją od razu chciwie w łapska i otwierając usiadł na moich biodrach. Rzuciłem mu wymowne spojrzenie, ale olał mnie zajęty pożeraniem słodyczy. – Dori?

- Czego? – wymamrotał między kolejnymi kostkami czekolady. Zrezygnowany złapałem go za ramiona przyciągając i pozwalając się częściowo na mnie położyć. Nawet odłożył w połowie zjedzoną przekąskę i wtulił się niczym małe dziecko. Pogłaskałem go po włosach. Naprawdę chwile, kiedy ten kurdupel stawał się taki miły, były tak cholernie rzadkie, że aż musiałem to wykorzystać... Oczywiście jak tylko wyczuł, że za bardzo sobie poczynam, zirytował się i przyjął swoją jak zwykle roszczącą postawę.

- To ja tu się tulę – warknął, zmieniając nieco pozycję i robiąc sobie z moich włosów poduszkę. Czułem na szyi ciepłe powietrze z jego ust. Westchnąłem po raz kolejny tego wieczora i pozwoliłem się tulić. Zignorowałem to, że było mi cholernie niewygodnie i wróciłem do oglądania telewizji. Przylepa była tak zadowolona i wniebowzięta, że usnęła po mniej więcej półgodziny. Oczywiście wgniatając mnie w kanapę... Mimo, że spał każdy mój ruch kwitował warknięciem. Pieprzony despota... Odwróciłem głowę, bo jego włosy muskały mnie po nosie. Wziąłem kolejny głęboki oddech, poddałem się i podjąłem próbę zaśnięcia. Zapobiegawczo objąłem go ramieniem, żeby nie spadł, wystarczyło, że mnie gniótł nie potrzebowałem jeszcze opierdolu za to, że wylądował na podłodze...

Może i to mogło wyglądać nieco dwuznacznie, ale często spaliśmy tak przytuleni do siebie, a wszystko przez Doriana i jego manię tulenia się. Naprawdę czasem tego nie ogarniałem, jak można się tak często i nachalnie do kogoś tulić? Zwłaszcza jak na co dzień było się wrednym despotą. Czasem naprawdę miałem wrażenie, że traktował mnie jak prywatną przytulankę...

Wracając jednak do poranka... Tak w końcu wykończony odpłynąłem ukojony zapachem i ciepłem przyjaciela. Co poskutkowało tym, że spędziliśmy tak razem całą noc. Spanie samemu na tej kanapie było mega niewygodne, a co dopiero we dwóch... Najgorzej miałem oczywiście ja, przygnieciony przez kurdupla, jak to żałośnie brzmi... Poderwałem głowę, bo tylko tym mogłem ruszać i spojrzałem na zegarek i westchnąłem zrezygnowany, bo zaraz miał zadzwonić budzik. Dorian oplatał mnie swoimi kończynami niczym bluszcz... Przymknąłem oczy i czekałem aż zadzwoni mój telefon i obudzi tego małego despotę. Drgnął i mocniej wtulił głowę w zagięcie mojej szyi, jakby próbował uciec przed natrętnym dźwiękiem.

- Dori?

- Mmm... jeszcze chwila.

- Już ja znam tą Twoją chwilę. Rusz się.

- Daj mi spokój i śpij – warknął przejeżdżając nosem po mojej szyi.

- Dori daj spokój nie mam na to czasu, niedługo zmianę zaczynam.

- To nie pójdziesz. Mi tak dobrze – mruknął sennie. No nie jeśli znowu uśnie to naprawdę nie pójdę dziś do pracy, bo mnie nie puści. Oswobodziłem jedną rękę i zdecydowanym ruchem odciągnąłem go od siebie. Ugh trzymał się jak rzep.

- No weź Dori, daj spokój! Krzysiek!!! Weź go!!! – krzyknąłem

- Nie drzyj mi się do ucha – warknął wbijając w mnie wściekłe spojrzenie kocich oczu, które było aż nadto wymowne...

Krzysiek wbił do pokoju zaalarmowany naszymi krzykami, krytycznie zmierzył sytuację. Podniosłem na niego błagające spojrzenie.

- Aleks możesz się tak nie drzeć? Czego znowu chcesz?!

- Krzysiek no weź pomóż.

- Mówiłem już, że nie chcę się mieszać w to co jest między wami – mruknął poirytowany.

- Ale kiedy między nami nic nie ma! – próbowałem się bronić, a żmija wciąż leżąca na mnie zassała się na mojej szyi. – Dori! – krzyknąłem na małego despotę wplątując mu palce we włosy i próbując odciągnąć.

- Właśnie widzę – mruknął Krzysiek – A ty nie masz czasem dzisiaj pracy?

- No mam, ale... weź go – Dorian wydawał się kompletnie ignorować naszą rozmowę znęcając się nad moją bladą szyją.

- Zapomnij. Bawcie się dobrze – dodał na odchodnym.

- Krzysiek! – krzyknąłem za nim.

- Co?

- A Ty nie masz czasem wolnego dzisiaj?

- No mam, a co? Ooo co to, to nie. Nawet o tym nie myśl! – zaperzył się widząc moje błagalne spojrzenie. – Nie ma takiej kurwa opcji, żebym Cię zastąpił tylko po to żebyście mogli się spokojnie pieprzyć.

- Krzysiek to nie tak! – krzyknąłem za nim, ale olał mnie i wyszedł. – Dori no!

- No co? – mruknął uwodzicielsko do mojego ucha, przygryzając je jednocześnie. Tego mi jeszcze brakowało... jak tak dalej będzie sobie poczynał to skruszy mój opór. – No Aleks nie opieraj się przecież masz jeszcze dużo czasu do zmiany, doskonale wiem, że zawsze nastawiasz budzić tak beznadziejnie wcześnie.

- Być może, ale na pewno nie po to żeby się z Tobą pieprzyć – warknąłem próbując go odepchnąć, ten jednak niczym rzep uczepił się mojej szyi zaplatając na niej ramiona i łaskocząc mnie włosami po twarzy. Skrzywiłem się podirytowany. Zdecydowanie byłem na przegranej pozycji, w końcu to on leżał na mnie, a to mogło się skończyć w tylko jeden sposób, na jaki nie mogłem sobie pozwolić przez pracę. Dyskomfort fizyczny jak cholera przeszkadzałby mi w uśmiechaniu się i obsługiwaniu klientów, przez większość dnia. – Dori, no weź daj mi spokój Ty cholerna przylepo. Miażdżyłeś mnie całą noc jeszcze Ci mało?

- Nie o to mi w tej chwili chodzi – wymruczał mi do ucha gorąco. A więc jednak, ta mała cholera chciała zdecydowanie więcej niż tulenie i mój tyłek na tym zapewne ucierpi. Westchnąłem zrezygnowany...

- Dori przecież do pracy idę niedługo, a po ostatnim razie ledwo co chodzić mogłem. Zapomnij, znajdź sobie w końcu kogoś i daj mi spokój.

- Nie chcę. Po co? Przecież mam Ciebie – mruknął znów znęcając się nad moją szyją.

- Ale przecież my nie... - urwał mi w pół zdania.

- No i co z tego, że nie jesteśmy razem? Przyjacielski seks mi wystarcza w pełni – uciął wpijając się w moje usta. Po raz kolejny tego poranka westchnąłem cierpiętniczo, co mała żmija wykorzystała, wsadzając mi w usta swój język. Jedno mu musiałem przyznać całował zajebiście, dlatego poddałem się chwilowej pieszczocie, wplątując palce w jego przydługie włosy, a drugą rękę kierując na jego zgrabny tyłek. Zamruczał w moje usta jak kociak i przylgnął jeszcze bardziej do mojego ciała, krusząc tym samym kolejną moją linię oporu.

- Dori – mruknąłem wsuwając mu dłoń pod koszulkę i miziając plecy, uwielbiałem jego skórę w dotyku, niby miękka i delikatna, a jednak typowo męska ukrywająca zgrabnie rozbudowane mięśnie. Nie, nie był jakimś tam tępym kulturystą, ale też nie był lichym chuchrem.

- No już nie opieraj się tak, przecież wiem, że to lubisz.

- Może i tak, ale idę do pracy, a dobrze wiesz, że nie potrafisz być delikatny.

- Phi, tak jakbyś Ty potrafił – zakpił ze mnie.

- A udowodnić Ci?

- Hmm – mruknął wbijając we mnie przenikliwe spojrzenie swoich kocich oczu. Dosłownie widziałem jak wacha się przez chwilę, po czym wpił się ponownie w moje usta.

Miałem to uznać za przyzwolenie? Taka okazja zdarzała się niezwykle rzadko, dlatego nie czekając aż się rozmyśli złapałem brzeg jego koszulki, zrozumiał aluzję i uniósł się umożliwiając mi pozbawienie go zbędnej odzieży, po czym wrócił do pochłaniania moich ust.

Poddałem się całkiem, drań miał rację zawsze ustawiałem budzić zdecydowanie za wcześniej, dlatego mogłem sobie pozwolić na małe co nie co z rana. Napięcie zaczynało między nami gwałtownie narastać, tym bardziej, że Dori zaczął się o mnie sugestywnie ocierać. Nie było opcji, żebyśmy pozostali na to obojętni, a może raczej nie my, tylko nasze członki... Wypukłości w naszych dresach rosły gwałtownie, niemal tak samo gwałtownie jak nasze pocałunki.

Przejechałem dłońmi po bokach przyjaciela próbując go od siebie oderwać i jednocześnie zmienić pozycję, jednak ku mojemu zdziwieniu przylgnął do mnie jeszcze bardziej, powodując przyjemne tarcie, przez co jęknąłem w jego usta. W głowie obudziła mi się niepokojąca myśl, czyżby jednak nie... Dorian przerwał moje nieco ponure myśli.

- Oki ten jeden raz mogę się zgodzić, ale to ja jestem na górze – wymruczał mi niemalże w usta, a mnie dosłownie wbiło w kanapę, ze zdziwienia, aż szeroko otworzyłem swoje stalowe oczy. – No weź nie rób takiego wytrzeszcza, bo śmiesznie wyglądasz. – zakpił ze mnie, a ja zastygłem z dłońmi na jego talii, z głębokiego szoku wyrwał mnie jego nieco złośliwy śmiech. – Będziesz się tak na mnie lampił, czy zabierzesz się w końcu do roboty, bo się do pracy jeszcze spóźnisz.

Nie musiał mi dwa razy powtarzać, wykorzystując jego chwilę nie uwagi poderwałem się siadając i przewracając go na plecy, jednym ruchem łapiąc jego dresy i dosłownie zrywając je z niego.

- No to, to rozumiem – zakpił. Przyciągając mnie ponownie do pocałunku, jednocześnie wsuwając dłonie pod moją koszulkę podciągając ją do góry, oderwałem się od niego na chwilę umożliwiając mu zdjęcie ubrania. Usiadł na moich biodrach, minimalizując dystans między naszymi kroczami, westchnąłem z przyjemności, zaciskając palce na jego zgrabnym tyłeczku i wróciłem do pochłaniania jego ust.

Mimo, że byliśmy przyjaciółmi, podkreślając TYLKO przyjaciółmi, to nie była pierwsza taka sytuacja między nami. Obojgu nam pasował ten układ, nie bawiliśmy się w jakieś tam wielkie miłości, czy uczucia, po prostu lubiliśmy dobry seks, a było nam ze sobą pod tym względem wręcz zajebiście, no może mój tyłek miał o tym inne zdanie... Początkowo Krzysiek dąsał się na nas, ale z czasem przeszedł do tego na porządku dziennym i tylko nad upominał jak byliśmy zbyt głośno... Najczęściej ostentacyjnie wychodził, głośno zamykając za sobą drzwi i tak też zrobił tym razem, zapewne domyślił się dalszego rozwoju sytuacji, skoro zbyt długo nie wyłanialiśmy się z pokoju...

Dorian złapał gumkę moich dresów więc uniosłem biodra, tak żeby mógł mnie ich pozbawić, po czym znów wróciliśmy do namiętnych pocałunków. Oderwaliśmy się na chwilę, żeby złapać oddech.

- Dori – mruknąłem masując jego pośladki.

- Hmmm? – mruknął wpatrując się we mnie intensywnie.

- Lubrykant – westchnął się, ale wstał i potruptał do szafki i wrócił w trybie błyskawicy, eksponując mi w drodze powrotnej naprężonego członka, odruchowo się oblizałem, co wywołało jego nieco ironiczny uśmieszek. Kiedy znalazł się w zasięgu moich rąk przyciągnąłem go za tyłek, biorąc jego męskość do ust, wyciągając mu z dłoni tubkę lubrykantu i prezerwatywę, kładąc ją w zasięgu mojej ręki. Jęknął z przyjemności wplątując palce w moje włosy i ciągnąc je delikatnie, uwielbiałem to. Doskonale wiedziałem jak lubił, zacisnąłem usta na jego penisie oplatając go jednocześnie językiem, znów jęknął z rozkoszy.

- A-Aleks – wyjąkał odciągając mnie od siebie, podniosłem na niego wzrok uśmiechając się lubieżnie, niemal jak szaleniec. Nie przerywając kontaktu wzrokowego oparłem się o kanapę przyciągając go tak, że przyklęknął po obu stronach moich bioder. Wycisnąłem odrobinę lubrykantu na palec od razu kierując go do jego odbytu, jęknął ni to z bólu, ni to z przyjemności i wypiął swojego członka w moją stronę, co wykorzystałem, ponownie biorąc go do ust. Chciał mi nadać swoje tempo obciągania, ale unieruchomiłem go sprawnie jedną ręką, przy okazji dokładając drugi palec. Odrzucił głowę do tyłu całkowicie oddając się przyjemności.

Czułem, że jest na skraju wytrzymałości, więc odsunąłem się, co skwitował jękiem dezaprobaty i rzucił mi poirytowane spojrzenie, zamglonymi z pożądania oczami.

- Co się tak niecierpliwisz? – wymruczałem składając mokre pocałunki na jego podbrzuszu i doprowadzając go do szaleństwa. Uwielbiałem jak oddawał się w moje ręce i ten na co dzień bezduszny despota stawał się potulny i uległy.

- Przecież spieszy Ci się do pracy – fuknął, po czym głośno jęknął czując w sobie kolejny palec. – J-już Aleks, nie dręcz mnie – wymruczał przytulając się do mojej głowy.

- No dobrze, już dobrze – wyciągnąłem z niego palce. – Ale Ty zakładasz.

Rzucił mi wściekłe spojrzenie, jednak nic nie mówiąc sięgnął po prezerwatywę kucając na piętach, żeby mieć dostęp do mojego penisa. Mogłem to zrobić sam, ale... ale uwielbiałem jego dotyk, męski dotyk na moim członku. Dla wygody oparłem głowę o brzeg kanapy i spoglądałem na jego poczynania spod przymkniętych powiek. Założenie gumki to żadna filozofia, jednak Dorian robił to w taki sposób, że nie można było oderwać wzroku.

- Przestań się tak na mnie gapić – warknął, zignorowałem jego wściekłe spojrzenie i przyciągnąłem go do namiętnego pocałunku, poddał się jednocześnie się przybliżając i nabił się na mojego naprężonego penisa. Nasze głośne jęki przyjemności zostały stłumione pocałunkiem.

Dorian oderwał się ode mnie i wspierając się na moich barkach zaczął się rytmicznie poruszać w górę i w dół. To był cholernie rzadki widok, że napawałem się nim chłonąc ten obraz, bez mrugnięcia powieką. Moje dłonie sunęły po jego talii, muskając i wywołując dodatkowe dreszcze i jęki przyjemności. Wiedziałem, że był na skraju, więc zacisnąłem palce na jego tyłku i uniosłem go tak, żeby mieć idealne pole manewru. Rzucił mi rozpalone spojrzenie i wpił się w moje usta. Starając się nadążyć za jego namiętnymi pocałunkami wbijałem się w jego ciepłe wnętrze, trafiając w czuły punkt. Nie musiałem długo czekać, aż oderwał się ode mnie i odrzucając głowę do tyłu, wykrzyczał moje imię kończąc na nasze podbrzusza.

- Aleks Ty cholero – burknął.

- A co źle Ci było?

- Nie, ale miałeś siedzieć grzecznie – skwitował zmysłowo poruszając biodrami.

- Wybacz już się nie ruszam – zaśmiałem się, przyciągając do siebie jego nagi tors i zostawiając na nim czerwone ślady, wiedziałem, że będzie wściekły jak już emocje opadną, ale nie mogłem się powstrzymać. Nie wytrzymałem długo, ponownie oparłem głowę o kanapę oddając się przyjemności. Ta mała cholera dokładnie wiedziała jak się poruszać, żeby było mi dobrze, aż za dobrze...

- Dori, szybciej – jęknąłem czując zbliżające się spełnienie.

- Tsk – prychnął unosząc się i dając mi tym do zrozumienia, że sam mam narzucić tempo. Spełniłem jego niemą prośbę, wbijając się w niego szybko i mocno, zdecydowanie za mocno i za szybko, wiedziałem, że mi się za to oberwie... Zdusił mój krzyk przyjemności kolejnym pocałunkiem.

Oparł czoło na moim barku i wysapał:

- Kurwa, miałeś być delikatny.

- A nie byłem? – odparłem na wydechu, wciąż próbując unormować oddech.

Kiedy się już odrobinę uspokoiliśmy wstał ze mnie prychając i rzucając mi wściekłe spojrzenie swoich kocich oczu:

- Już ja Ci następnym razem pokażę, co to znaczy delikatność! – wyszedł kompletnie nago na korytarz ostentacyjnie trzaskając drzwiami. Zaśmiałem się cicho pod nosem i wyłączyłem kolejny budzik w telefonie. Trudno przyjdzie mi znieść niedługo jego słowa, a raczej mój tyłek będzie musiał je znieść... Wstałem i nie przejmując się tym, że znów będzie burczał, wbiłem mu do łazienki.

- Kurwa Aleks no spierdalaj mi stąd! – warknął.

- Sorka, ale spieszy mi się do pracy, więc spadaj – zaśmiałem się, chowając się pod prysznicem, mała cholera wbiła za mną, od razu się do mnie dobierając.

- Może od razu pokażę Ci jaki ja potrafię być delikatny? – zakpił do mojego ucha.

- Nie teraz Dori, nie teraz, nie mamy na to czasu – ignorując jego zaczepki umyłem się i zakręciłem wodę. Jęknął nieco rozczarowany, ale wypuścił mnie z kabiny.

- Wieczorem się doigrasz – krzyknął za mną, a ja jedynie głośno przełknąłem ślinę i nieco sztywno zacząłem się ubierać, w pierwszej chwili sądziłem, że sobie ze mnie żartował, jednak teraz zaczynałem mieć pewne wątpliwości... Co jeśli mówił prawdę i wieczorem się odegra???

Próbując zignorować natrętne myśli i jego przeszywające spojrzenie zjadłem w pośpiechu śniadanie i opuściłem mieszkanie, obym mógł zostać w pracy do jutra... A miał to być dzień jak każdy inny...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro