7.
Obudził mnie dźwięk spadających kropel deszczu na dach. Patrzę na zegarek. Jest 14:00. Spałam 3 godziny. Spało mi się bardzo dobrze. Wypoczęłam jak nigdy. I pierwszy raz od wielu tygodni nie śnił mi się koszmar.
Wypoczęta wstaję na równe nogi i patrzę w okno. Nawet niebo płacze... Musi już padać długo, bo na podwórku są ogromne kałuże.
Idę do taty i Jenifer. Są w kuchni... Siedzą i rozmawiają...
- Cześć kochanie! - wita mnie uśmiechnięty tata.
- Jak się spało? - mówi swoim pięknym głosem Jenifer.
- Bardzo dobrze.
Usiadłam na przeciwko nich.
- Dowiedzieliśmy się, w którym szpitalu jest mama... Chciałabyś tam pojechać? - pyta tata.
- Tak. - mowię łamiącym się głosem. Bardzo chciałabym ją zobaczyć, ale jednocześnie się boję.
- Ale najpierw coś zjesz! - zażyczyła sobie Jenifer.
Zjadłam pyszne naleśniki z nutellą. Ubieram czyste ubrania i jedziemy we trójkę.
Droga bardzo się dłuży. Musimy przejechać 28 km. W końcu jesteśmy na miejscu.
Wchodzimy do szpitala. Tata idzie zapytać się gdzie leży mama.
- Pokój nr. 9, 1 piętro. - mówi.
Wchodzimy po schodach. Przed nami ukazuje się długo korytarz. To OIOM. Robi mi się niedobrze... Nie lubię szpitali. Na korytarzu nie ma nikogo... A jednak nie! Idzie jakiś mężczyzna pchający kobietę na wózku.
Znajdujemy pokój nr. 9 i wchodzę tam ja oraz tata. Jenifer zostaje.
Tata otwiera drzwi i gestem prosi abym weszła pierwsza. Dalej jest mi nie dobrze i czuję, że za chwilę zemdleję.
Widzę mamę! Wygląda strasznie... Jest blada, ma zamknięte oczy. Do niej są podłączone tysiące kabelków. Podchodzę bliżej. Dotykam jej ręki. Zimna!!
Z oczów płyną mi łzy. Nie chcę tu dłużej być!!! Spoglądam na tatę. Wychodzę.
Czuje, że jestem blada. Nie mam siły. Słabo mi i chce mi się wymiotować. Cała się trzęsę.
Siadam obok sali. Jenifer nie ma...
Mija 5 minut. Idzie Jenifer, w tym samym momencie tata wychodzi z sali. Też nie wygląda najlepiej. Jenifer patrzy na nas z współczuciem.
- Choćmy na świeże powietrze. Nie wyglądacie najlepiej. - mówi.
Tata idzie w stronę schodów. Ja próbuje zrobić to samo... Wstaję i... Robi mi się ciemno przed oczami...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro