36.
9:50
Siedzimy w kościele. Ja, Jen, tata, Laura i rodzice mamy w jednej ławce.
Odwracam się, jest bardzo dużo ludzi. Oni wszyscy naprawdę przyszli pożegnać moją mamę?
Rozglądam się i zauważam, że nie ma ciotki Laury. W sumie to cieszę się... Moja nienawiść do niej powróciła.
Drzwi kościoła się otwierają. No tak... Mogłam się tego spodziewać. Wchodzi Laura, ubrana w czarną sukienkę do kostek. Siada dwie ławki za nami, ponieważ ze swoimi rodzicami też jest skłócona.
Wszyscy wstają, wchodzi ksiądz, wnoszą trumnę. Zaczęło się...
11:30
Mam już dość, ale czuję wielką ulgę. Chciałabym iść spać, ale oczywiście nie mogę. Jedziemy teraz do dziadków na obiad.
11:50
Jesteśmy już na miejscu. Zdejmuję kurtkę i pierwsze co robię to idę do łazienki. Przemywam twarz zimną wodą. Patrzę w lustro i mówię sama do siebie.
- Dasz radę Hazel. Jeszcze tylko obiad.
Chciałabym już być w moim łóżku i w końcu porządnie się wypłakać. Myślę, że to mi pomoże.
- Hazel kochanie, chodź już. Obiad czeka. - woła babcia.
Z niechęcią idę i siadam na swoim miejscu. Stół jest pięknie zastawiony. Same pyszności, nawet mój ulubiony sernik na deser. Kocham jeść, ale teraz nie mogę nic włożyć do buzi. Babcia nalewa wszystkim rosołu. Mnie oczywiście też. Wszyscy zaczynają jeść, rozmawiają, udają że wszystko jest ok. Ale wiem, że to tylko po to abym ja się nie załamywała.
Siedzę cicho mając nadzieję, że nikt mnie nie widzi i uda mi się nic nie jeść i do nikogo się nie odzywać.
- Hazel jedz. Nie możesz przecież cały dzień głodować. - a jednak Jen zauważyła. Patrzała na talerz pełen rosołu, do póki nie zamoczyłam w nim łyżki i nie wzięłam jej do buzi.
Dałam radę zjeśc ten rosół, ale drugiego dania i sernika nie...
- To my już się będziemy zbierać. - ogłosił tata. Nie da się opisać tego jaka jestem szczęśliwa, że ten dzień się już skończył. Wiem... Nie skończył się, bo jest godzina 14:10, ale dla mnie tak. Mam zamiar iść spać i nigdy się już nie obudzić.
Hania: Jak się czujesz kochana?
Hazel: Przeżyłam. Jadę do domu. W KOŃCU!
Hania: Odwiedzę cię.
Hazel: Sory ale chciałabym być sama
Hania: No dobra... Ale widzimy się jutro! Nie dam ci się załamać! <3
Taa...
Wreszcie w domu. Tata bez słowa idzie do sypialni. Chyba ma zamiar zrobić to co ja. Natomiast Jennifer stoi obok mnie.
- Chcesz pogadać? - pyta.
- Nie, dzięki. Daj mi spokój, chcę być sama.
- Jeśli to ci pomoże to okej. Przyjdź o 18 na kolacje.
- Nie. - lecz Jen nie zareagowała... Może ma mnie już dość i nie chce prosić abym coś zrobiła, kiedy wie, że tego nie zrobię?
W sumie nie dziwię się jej. Ale to nawet lepiej...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro