33.
Jesteśmy już w szpitalu, stoimy przed salą, w której leży mama. Czuję ten sam lęk co zawsze. Boję się tego co zobaczę jak otworzę drzwi. To straszne wiedzieć swoją mamę leżąca, z zamkniętymi oczami, podłączoną do tysiąca różnych kabli.
Tata otwiera drzwi. Wchodzimy. Tak jak myślałam... Mama wygląda jeszcze gorzej niż wtedy, kiedy widziałam ją po raz ostatni. Jak ja bym chciała żeby ona do nas wróciła.
Stoję i trzymam mamę za rękę. Tata siedzi na krześle i patrzy w jej zamknięte oczy. W jego oczach widzę ogromne współczucie, jednak wydaje mi się, że on już nie kocha mamy. Patrzy obojętnie... Gdy jest przy Jennifer widzę w jego oczach miłość. Patrzy tak jak patrzał na mamę jakieś 5 lat temu.
- Czy ona do nas wróci? - pytam szeptem.
- Nie wiem córeczko. - odpowiada, wstaje i idzie w moją stronę. Zupełnie niespodziewanie przytula mnie.
- Pamiętaj, że choćby nie wiem co się wydarzyło to zawsze będę przy tobie. Wiem, że w ostatnim czasie cię zaniedbałem ale...
- Nie przejmuj się. Rozumiem. Tobie też nie jest łatwo. - przerywam mu.
- Jesteś bardzo mądrą dziewczynką. Jestem dumny z tego, że mam taką córkę. Przytula mnie jeszcze mocniej.
- Koniec wizyty - zakomunikowała pielęgniarka.
- Dobrze już idziemy. - tata całuje mamę w policzek na pożegnanie. Robię to samo i wychodzimy.
Postanowiliśmy pójść do szpitalnego bufetu po coś do picia. Wybrałam sok jabłkowy.
16:10
Wróciliśmy do domu. Ku naszemu zdziwieniu czeka na nas nie tylko Jen ale również ciocia Laura. Ciekawe po co przyszła.
- Cześć. Czekałam na was. - wita nas. Jest nawet miła. Dawno taka nie była.
- Czego chcesz? - tata nie jest zachwycony. Nadal ma do niej żal.
- Porozmawiać.
- Nie mamy o czym.
- Hazel chodźmy do pokoju. Niech porozmawiają sami. - mówi Jen i kieruje się w stronę mojego pokoju.
17:00
Tata i ciocia rozmawiają już od jakiś 50 minut. Nie słychać żadnych krzyków, a to dobrze wróży. Ja w tym czasie opowiedziałam Jen co działo się jak byłam z tatą w szpitalu.
- Mówiłam, że tata będzie taki jak dawnej. Potrzebował tylko trochę czasu. - podsumowała. Jak ona to robi, że zawsze ma racje?
Nie lubię cioci Laury... Ciekawe po co przyszła tym razem. Jej ostatnia wizyta nie zakończyła się dobrze. Ale jak tak myślę to widzę małą zmianę u niej. Zawsze patrzyła na mnie groźnym wzrokiem, dzisiaj tego nie zauważyłam. Miała mniej surowy głos niż dotychczas. Nawet jej wygląd zewnętrzny uległ zmianie. Zawsze lubiła mieć mocny makijaż, teraz ma nałożony podkład, pomalowane rzęsy i delikatną pomadkę na ustach. To do niej nie podobne.
- O czym ona mogła chcieć rozmawiać z tatą? - pytam.
- Zaraz się dowiemy. Zobacz, ciocia odjeżdża. - Jen wskazuje na okno, gdzie widać jak ciocia wchodzi do swojego samochodu i wyjeżdża.
- O czym rozmawialiście? - pytam będąc już obok taty.
- O niczym ważnym. Laura chciała nas jeszcze raz przeprosić.
- Wybaczyłeś jej?
- Zanim jej wybaczę to trochę potrwa, ale można powiedzieć, że nie jestem na nią zły aż tak jak wcześniej. Widzę, że ona naprawdę żałuje tego co zrobiła.
- Zmieniła się, prawda?
- Tak... Nie wiem na jak długo, ale zmieniła się.
- Nie chcę wam przerywać rozmowy, ale czas na kolacje. - mówi Jennifer.
- Masz rację. - potwierdza tata, i uśmiecha się.
Jak widać uśmiech na jego twarzy mogą wywołać tylko 3 osoby: Jennifer, ja i Hania. Bardzo się cieszę, że wszystko wraca do normy. Ciekawe na jak długo...
Po pysznej kolacji, którą zjedliśmy w milczeniu idę się wykąpać. Wcześniej niż zwykle. Jestem bardzo zmęczona. To był fajny, ale ciężki dzień.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro