14.
Minęło pół godziny. Odkładam słuchawki i siadam na parapet. Jest ładna pogoda. Kilka dni pod rząd padało, a teraz lekko świeci słońce...
Siedzę w ciszy i patrzę na promienie słoneczne. Do pokoju wchodzi tata.
- Cześć kochanie, jak się masz?
- Cześć. Dobrze...
Tata podchodzi do mnie i mnie przytula. Dawno tego nie robił... Jestem szczęśliwa, że mnie kocha i o mnie pamięta...
- Kocham cię! - mówi. Ma łzy w oczach... Myślę o najgorszym... Może mamie się pogorszyło... Nie! Nawet nie mogę o ty myśleć!
- Stało się coś? - pytam niepewnie. - Coś z mamą?
- Nie! Po prostu chciałem cię przytulić. Oddaliliśmy się od siebie. Z mamą wszystko w normie. Operacja skończyła się w nocy. Niedawno dzwonił do mnie lekarz. Mówił, że nie jest z nią dobrze.
- Aha. To dobrze. A kiedy do niej pojedziemy? - pytam. Chciałabym ją zobaczyć.
- Możemy dzisiaj jeśli chcesz.
- Chcę. - mówię.
Ubieram się w czyste ubrania. Nosiłam je kilka godzin, ale czuję, że są przepocone... Nie chcę nosić zarazków... W ogóle ostatnio nie dbam o swój wygląd. Nie mam na to czasu i ochoty. Nie pamiętam, kiedy ostatnio myłam włosy... Niedawno popsikałam je suchym szamponem i pomogło... Ale teraz znowu są przetłuszczone. Zajmę się tym po powrocie od mamy...
Jesteśmy już w samochodzie. Jenifer jak zwykle prowadzi... Zastanawiam się czemu już dawno nie widziałam taty za kierownicą... Wiem dlaczego... Mama cały czas brała samochód i tata nie miał do niego dostępu...
Jesteśmy już w szpitalu. Mama nadal leży na OIOM-ie. Stoimy obok sali. Tata łapie za klamkę i wchodzimy do sali. Jenifer jak zwykle jest na zewnątrz. Chciałabym jej zapytać czy nie chciałaby też wejść, ale nie robię tego... Nie chcę robić zamieszania.
Mama leży z zamkniętymi oczami. Ma obowiązaną głowę bandażem.
Nie chcę na to patrzeć... Odwracam się i wychodzę. Tata zostaje. Usiadł na krześle obok mamy i patrzy na nią ze łzami w oczach... Współczuję mu i podziwiam. Wyrządziła mu tyle krzywd, a on nadal ją kocha... Z resztą tak jak ja...
Jestem już na korytarzu. Jenifer nie ma lecz gdy pomyślałam o niej od razu się zjawiła.
- O! Już wyszłaś? - pyta. - Proszę to dla ciebie! Smacznego! - mówi i się uśmiecha. Podaje mi gorącą czekoladę w kubku plastikowym.
- Tak... Zostawiłam ich samych... - tłumaczę. - Dzięki. - mówię i uśmiecham się. Jest taka miła, że nie potrafię się do niej nie uśmiechnąć... Mimo mojego nastroju.
Wypijam czekoladę. Tata jeszcze nie wrócił. Niepokoimy się z Jenifer, więc idziemy do niego.
Otwieramy drzwi.
- O boże!! Tato! - krzyczę z rozpaczy. Nie mogę patrzeć jak tak cierpi...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro