Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

14.

Minęło pół godziny. Odkładam słuchawki i siadam na parapet. Jest ładna pogoda. Kilka dni pod rząd padało, a teraz lekko świeci słońce...

Siedzę w ciszy i patrzę na promienie słoneczne. Do pokoju wchodzi tata.

- Cześć kochanie, jak się masz?

- Cześć. Dobrze...

Tata podchodzi do mnie i mnie przytula. Dawno tego nie robił... Jestem szczęśliwa, że mnie kocha i o mnie pamięta...

- Kocham cię! - mówi. Ma łzy w oczach... Myślę o najgorszym... Może mamie się pogorszyło... Nie! Nawet nie mogę o ty myśleć!

- Stało się coś? - pytam niepewnie. -  Coś z mamą?

- Nie! Po prostu chciałem cię przytulić. Oddaliliśmy się od siebie. Z mamą wszystko w normie. Operacja skończyła się w nocy. Niedawno dzwonił do mnie lekarz. Mówił, że nie jest z nią dobrze.

- Aha. To dobrze. A kiedy do niej pojedziemy? - pytam. Chciałabym ją zobaczyć.

- Możemy dzisiaj jeśli chcesz.

- Chcę. - mówię.

Ubieram się w czyste ubrania. Nosiłam je kilka godzin, ale czuję, że są przepocone... Nie chcę nosić zarazków... W ogóle ostatnio nie dbam o swój wygląd. Nie mam na to czasu i ochoty. Nie pamiętam, kiedy ostatnio myłam włosy... Niedawno popsikałam je suchym szamponem i pomogło... Ale teraz znowu są przetłuszczone. Zajmę się tym po powrocie od mamy...

Jesteśmy już w samochodzie. Jenifer jak zwykle prowadzi... Zastanawiam się czemu już dawno nie widziałam taty za kierownicą... Wiem dlaczego... Mama cały czas brała samochód i tata nie miał do niego dostępu...

Jesteśmy już w szpitalu. Mama nadal leży na OIOM-ie. Stoimy obok sali. Tata łapie za klamkę i wchodzimy do sali. Jenifer jak zwykle jest na zewnątrz. Chciałabym jej zapytać czy nie chciałaby też wejść, ale nie robię tego... Nie chcę robić zamieszania.

Mama leży z zamkniętymi oczami. Ma obowiązaną głowę bandażem.

Nie chcę na to patrzeć... Odwracam się i wychodzę. Tata zostaje. Usiadł na krześle obok mamy i patrzy na nią ze łzami w oczach... Współczuję mu i podziwiam. Wyrządziła mu tyle krzywd, a on nadal ją kocha... Z resztą tak jak ja...

Jestem już na korytarzu. Jenifer nie ma lecz gdy pomyślałam o niej od razu się zjawiła.

- O! Już wyszłaś? - pyta. - Proszę to dla ciebie! Smacznego! - mówi i się uśmiecha. Podaje mi gorącą czekoladę w kubku plastikowym.

- Tak... Zostawiłam ich samych... - tłumaczę. - Dzięki. - mówię i uśmiecham się. Jest taka miła, że nie potrafię się do niej nie uśmiechnąć... Mimo mojego nastroju.

Wypijam czekoladę. Tata jeszcze nie wrócił. Niepokoimy się z Jenifer, więc idziemy do niego.

Otwieramy drzwi.

- O boże!! Tato! - krzyczę z rozpaczy. Nie mogę patrzeć jak tak cierpi...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro