1| Lily
Wszystko zaczęło się od ognia.
A dokładniej od tego, że firanka w salonie zaczęła się palić podczas, gdy ja i moja siostra byłyśmy poza domem. Był siódmy lipca i pierwszy raz od kiedy zaczęły się wakacje wyszłam na zewnątrz. Petunia jak zwykle włóczyła się gdzieś ze swoimi przyjaciółmi, a rodzice postanowili spędzić wieczór na oglądaniu filmu. Ja trafiłam na imprezę dziewczyny, która mieszkała na drugim końcu miasta i ostatnim razem gadałyśmy, gdy miałyśmy po 9 lat.
Nie powiem, że zabawa była zła, ale gdy wróciłam mój dom stał w płomieniach, a strażacy próbowali ratować to co jeszcze z niego zostało. Nie pamiętam zbyt wielu szczegółów z tego wieczoru, jedynie głośne krzyki Petunii, gdy wreszcie pojawiła się z powrotem i wycie syren. Byłam pół przytomna ze strachu i jakiś policjant przyniósł mi szklankę wody. Upuściłam ją na ziemię, bo w tamtym momencie moi rodzice zostali wywiezieni na noszach. Mieli rozległe i poważne poparzenia, ale żyli. Trafili do ośrodka specjalizującego się w tej dziedzinie, a doktor, którego nazwiska nie potrafiłam zapamiętać mówił, że będzie dobrze, jednak czeka ich długie leczenie, które może zająć nawet lata.
Dom był ruiną. Nasze pamiątki, osobiste rzeczy, sprzęty i przedmioty, których używaliśmy na codzień - Wszystko to spłonęło. Nawet stojąc po drugiej stronie ulicy i patrząc na coś co już nawet domu nie przypominało, nie mogłam w to uwierzyć.
I tak moje wakacje przed siódmym rokiem zmieniły wszystko.
Zamieszkałyśmy w domu ciotki Glorii, siostry mojego taty. Jej mąż, Jerry miał bardzo dobrze płatną pracę, dzięki czemu ciotka mogła zamienić każdy pokój w tym domu w małą szklarnię. Naprawdę kochała rośliny. Potrafiła siedzieć godzinami nad książkami ogrodniczymi, by później sprawdzać nowe metody w swoim ogrodzie. Gdyby chodziła do Hogwartu, z pewnością byłaby najlepsza z zielarstwa.
Już pierwszego dnia Petunia wystawiła wszystkie rośliny ze swojego pokoju na korytarz. Nie sprawdziło się to zbytnio, bo następnego wszystkie stały już z powrotem na swoich miejscach. Pierwsza zasada ciotki brzmiała: Rośliny mają zostać tam gdzie stoją. Taki jest warunek tego, że tu mieszkamy.
Ciotka Gloria miała dwie córki, bliźniaczki w wieku 15 lat. Sophia i Quinn nie różniły się zbytnio od normalnych nastolatek. Często zastanawiałam się nad tym, gdyby i one dostały list z Hogwartu. Z pewnością obie trafiłyby do Gryffindoru, tak jak ja.
Mój pokój był duży i przestronny, pełen roślin, które jednak nie przeszkadzały mi za bardzo. Miałam ogromne, wygodne łóżko, szafę, która mogła pomieścić więcej ubrań niż miałam nawet wtedy, gdy większość z nich się jeszcze nie spaliła, cały regał zapełniony książkami, których przeczytanie zajęłoby naprawdę długie tygodnie.
Ciotka Gloria zadbała, żeby wszystko wyglądało jak najlepiej.
Naprawdę czułam się winna, że muszę jej kłamać.
To co nurtowało ją najbardziej to moja szkoła. Nie rozumiała dlaczego nigdy o niej nie słyszała. Na wszystkie jej pytania odpowiadałam zdawkowo, bo ostatnie czego chciałam to, żeby wszystko to zaczęło wyglądać bardziej podejrzanie niż już wyglądało.
Wszystkie rzeczy związane z magią musiałam ukrywać jak najlepiej umiałam. Prawie dostałam zawału, gdy w pewną środę biała sowa zaczęła stukać w kuchenne okno. Na szczęście ciotka była wtedy w salonie i odkurzała, więc tego nie słyszała.
Byłam zła jeszcze bardziej, gdy okazało się, że to głupi list od Pottera, który jakimś cudem poznał mój nowy adres.
Potter od kilku lat nałogowo wysyłał mi listy w wakacje, ale ten był pierwszym, który przeczytałam. A następnie podarłam i wyrzuciłam.
Był pierwszy sierpnia, gdy siedziałam przy oknie w swoim pokoju patrząc jak krople deszczu spływają po szybie. Jak na lato, pogoda była okropna. Westchnęłam i podniosłam się powoli. Był późny wieczór, a w domu było już cicho, jakby wszyscy poszli spać. Wyszłam na korytarz, na którym panował pół mrok i szybko przeszłam w stronę schodów. Drzwi znajdujące się tuż obok otworzyły się i wyjrzała zza nich Quinn. Była niższa od swojej siostry, a jej włosy miały jaśniejszy odcień, co można było zobaczyć dopiero, gdy spędzało się z nimi więcej czasu.
- Co robisz, Lily? - spytała cicho rozglądając się po korytarzu.
- Idę do kuchni - mruknęłam - Co ty wyprawiasz, Quinn? - spytałam marszcząc brwi.
- Nie ma tu mojej mamy?
- Raczej nie jest niewidzialna.
- Ale nie słyszałaś jej tutaj?
- Nie, Quinn. Mogę wiedzieć o co chodzi?
Dziewczyna westchnęła i uchyliła szerzej drzwi.
W jej pokoju były dwie osoby. Chłopak siedział przy otwartym oknie i palił papierosa. Na mój widok uniósł brwi, ale nic nie powiedział. Dziewczynę kojarzyłam, bo dosyć często przychodziła do bliźniaczek. Miała chyba na imię Claire, ale mogłam się mylić. Ona tymczasem leżała na łóżku przeglądając jakiś magazyn, a na mój widok szeroko się uśmiechnęła. Najwyraźniej też mnie rozpoznała.
- Okej, twoja mama siedzi na dole, a ty zaprosiłaś znajomych, którzy weszli tu...
- Przez okno - powiedział chłopak.
- Pewnie - spojrzałam na niego niepewnie - Wspiąłeś się po rynnie czy masz jakieś umiejętności związane z lataniem? Trochę tu wysoko.
Weszłam w głąb pokoju i wychyliłam się przez okno.
- Ma się swoje sposoby - wzruszył ramionami chłopak i włożył papierosa z powrotem do ust.
Skrzywiłam się i stanowczo wyrwałam mu go z ręki.
- W tym domu nie można palić. Jedna z zasad ciotki. Skoro ja jej muszę przestrzegać, to ty też.
Wyrzuciłam papierosa przez okno, a chłopak spojrzał za nim z żalem.
- Mama nie pozwala zapraszać mi znajomych o tej porze. Dlatego, błagam nic jej nie mów - Quinn złapała mnie za nadgarstek.
- A co jeśli sama wpadnie na pomysł, żeby sprawdzić co u ciebie i tu przyjdzie? - spytałam.
- Ona nigdy tego nie robi. Przychodzi tu jedynie, żeby podlewać rośliny. Lily, mogę na ciebie liczyć?
Kiwnęłam głową bez przekonania, a Quinn uśmiechnęła się promiennie.
- Dzięki - dziewczyna cmoknęła mnie w policzek i usiadła obok Claire na łóżku.
- Jeśli chcesz możesz zostać z nami.
- Dzięki, ale właśnie szlam do kuchni. Jestem głodna.
- Mam w plecaku kawałek pizzy sprzed dwóch dni jeśli chcesz - zaoferował chłopak.
- Wiesz, dzięki, ale chyba zjem coś bardziej...świeżego - mruknęłam.
- Jak wolisz - chłopak wzruszył ramionami - Mark jestem.
- Ta, a ja Lily. Wiecie ja naprawdę już pójdę. I zamknij to okno, Mark. Nie widzisz, że pada?
Pokręciłam głową i wyszłam z pokoju, a Quinn zamknęła za mną drzwi. Cóż, gdybym tam nie weszła to nie pomyślałabym nawet, że może tam być więcej osób niż moja kuzynka. Byli naprawdę cicho jak na trójkę nastolatków.
- Znowu się bawią beze mnie, prawda?
Podniosłam wzrok i spojrzałam na Sophię, która stała w drzwiach swojego pokoju.
- Nie nazwałabym tego zabawą - powiedziałam.
Sophia pociągnęła nosem i spojrzała ponuro na drzwi.
- Świetnie. Quinn zawsze tylko myśli o sobie. Nie raczy mnie zaprosić chociaż mieszkam w pokoju obok - mruknęła pod nosem Sophia - Dobranoc Lily - dodała po czym zatrzasnęła za sobą drzwi.
Zeszłam na dół. Ciotka Gloria siedziała na kanapie przed telewizorem cicho pochrapując. To nie pierwszy raz, gdy zasnęła w taki sposób. Chyba częściej spała na tej kanapie niż we własnym łóżku. Ominęłam ją na palcach i po cichu weszłam do kuchni.
- Petunia - powiedziałam cicho.
Dziewczyna wzdrygnęła się i odwróciła w moją stronę ściskając w dłoniach kubek.
- Co tu robisz? - spytała opierając się o blat.
- Przyszłam coś zjeść - otworzyłam lodówkę i wyjęłam z niej jogurt - Ciotka Gloria naprawdę powinna kupić sobie telewizor do sypialni. Nie skarżyłaby się przynamniej, że boli ją szyja po nocy spania na tej niewygodnej kanapie.
Petunia kiwnęła głową, jednak myślami wydawała się nieobecna.
- W przyszłym tygodniu pójdę odwiedzić rodziców. Lekarz chciał porozmawiać ze mną na temat dalszej terapii, nie jestem do końca pewna o co chodzi. Lily?
- Tak?
- Ja... dużo nad tym myślałam i chciałabym znaleźć własne mieszkanie. Niedługo skończę 18 lat i pomyślałam, że lepiej by było gdybym się już wyprowadziła. Ty za miesiąc wyjedziesz do tej swojej szkoły dla... - ugryzła się w język, jednak doskonale wiedziałam co chciała powiedzieć - Do Hogwartu.
Kiwnęłam głową nie odrywając od niej wzroku.
- Rozumiesz, prawda? Chciałabym zacząć żyć na własną rękę. Doceniam, że ciocia pozwala nam tu mieszkać, ale to nie moja bajka. Ten dom jest za duży i zbyt wiele tu roślin. Mam już ich dosyć.
- Rozumiem - mruknęłam.
Spojrzałam ponad jej ramieniem i zobaczyłam sowę, która właśnie podleciała do okna.
- Tylko nie to - mruknęłam - Na Merlina, niech to nie będzie znowu on.
- O czym ty mówisz? - Petunia spojrzała na mnie zdziwiona.
Ominęłam ją i otworzyłam okno, a sowa wleciała do środka.
- Świetnie - odczepiłam list - Tego mi właśnie było trzeba.
- Co to jest? - spytała Petunia patrząc niepewnie na sowę.
- List od takiego jednego głąba z mojej szkoły. Nic ważnego.
Zaczęłam drzeć kopertę na coraz to mniejsza kawałki, a oczy Petunii coraz bardziej się rozszerzały.
- Nawet tego nie przeczytałaś, Lily!
- I nie zamierzam.
- To okrutne. Jakiś miły chłopak wysłał ci list, a ty masz to gdzieś.
- Gdybyś go poznała, to miły byłoby ostatnim określeniem, które przyszłoby ci do głowy.
Petunia przewróciła oczami i patrzyła jak wyrzucam kawałki listu do kosza na śmieci.
- Jak ma na imię?
- A to ważne?
Dojadłam resztki jogurtu i wyrzuciłam pudełko nie patrząc na Petunię.
- Nie powiesz mi?
- Raczej nie. I tak go nie poznasz.
- Skąd możesz to wiedzieć? A może jeszcze kiedyś wyjdziesz za niego za mąż i zostaniemy rodziną.
Parsknęłam śmiechem.
- Spokojnie, do tego nie dojdzie. Nigdy. Prędzej ciotka Gloria wyrzuci z domu wszystkie rośliny.
Petunia uśmiechnęła się lekko, a ja wyszłam z kuchni.
Będąc przy drzwiach spojrzałam się jeszcze przez ramię.
- Ma na imię James - powiedziałam - Ale nie sądzę, żeby to było takie ważne.
Oto 1 rozdział nowego opowiadania, które będzie inne niż poprzednie. Co do nich, to wiem, że nie ma długo rozdziałów, ale to wszystko zależy od weny. Nie chcę niczego pisać na siłę🙆🏼
Nie wiem jak opisać to ff Haha. Będzie ono pisane z punktu widzenia kilku bohaterów i zawsze będzie to oznaczone przy numerze rozdziału tak jak teraz. Mam nadzieję, że wyjdzie dobrze 😊 do zobaczenia!:)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro