Przechadzka
Otworzyłem oczy. Sufit. Nie ten sam. Czemu leżę na ziemi? Co tu się dzieje?!
-O boże, Artem. Nic ci nie jest?! -Zobaczyłem zapłakaną Marcelinę siedzącą obok na ziemi.
-Żyję, spokojnie kochanie. -Odparłem.
-Artem, kocham cię. -Mówiła ze łzami w oczach.
Pojechaliśmy więc do szpitala. Trochę badań, trochę niepotrzebnego gadania. Nie lubię szpitali, bardzo nie lubię. Wywołują u mnie niepokój. Na szczęście już po wszystkim. Nic poważnego mi się nie stało. Ale ten "sen", czy cokolwiek to było, przeraża mnie to. Jakby to stało się naprawdę.
Wróciliśmy do domu. Marcelina przygotowała przepyszną kolację, później oglądaliśmy telewizję (jakiś kryminał) i poszliśmy się położyć.
Trzecia czterdzieści dwa. Nie umiem zasnąć. Leżę tak sobie już od czterech godzin. Leżę i myślę. O życiu. O Marcelinie, o nas. O tym co się wydarzyło. Dlaczego wydaje mi się, że to kiedyś już miało miejsce. Strasznie zaprząta mi to głowę. Idę się przejść.
Wstaje. Spodnie. Koszula. Bluza. Skarpetki. Buty. Oczywiście wszystko czarne. Trochę pusto na tych ulicach. Przejdę się na stację. Dobry spacer. Dwadzieścia minut, pieszej powolnej przechadzki. Ulica Wyzwolenia. Jak dumnie. Zaraz obok bloku jest monopolowy. Pan Bronek znowu się nawalił. Smutne jego życie, choć na takiego nie wygląda. Zawsze widziałem go uśmiechniętego. Ciekawe. Kawałek dalej na Mazowieckiej, jest moja ulubiona burgerownia. Szkoda, że jest otwarta tylko do dwudziestej trzeciej. Jeszcze dziesięć minut i stacja. Jarania już raczej teraz sobie nie ogarnę. Fajki dopiero na stacji. Eh. Przedszkole na Małopolskiej (fajnie mieszkać w okolicy trzech osiedli). Szkoła podstawowa na Granicznej. Dobra widzę już stacje.
-Dobry wieczór. -Powiedziałem puszczając oczko do pani kasjerki.
-Dobry wieczór.
-Hot-dog duży z musztardą i dwa żubry w puszce.
-Dziesięć sześćdziesiąt dziewięć. Hot-dog za dwie minuty.
Kurde. Nie chciałoby mi się pracować na stacji. Tym bardziej na nocki. Chociaż moja pseduo bezsenność by się tu przydała.
-Poproszę Hot-dog.
-Dziękuje bardzo, dobranoc.
-Dobranoc.
Gdzie by tu teraz wypić browarka...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro