Nr 24
Ubrałem buty. Otworzyłem drzwi.
-No hej. -Powiedziałem do Marceliny, przeglądając fejsbuka pod moimi drzwiami.
-Siemka. -Odpowiedziała z uśmiechem.
Ruszyliśmy razem ku wyjściowym drzwiom naszego bloku. Po wyjściu, rozmawialiśmy co moglibyśmy zjeść. Decyzja zapadła. Wybraliśmy pizzę. Cóż za oryginalny pomysł. Pizzeria, w której postanowiliśmy zjeść nie znajdowała się zbyt daleko. Może pięć minut drogi. Smacznie, niedrogo i klimatycznie.
-Nie chciało się nic robić w domu samemu, co? -Zapytała Marcelina w trakcie przechadzki.
-No trochę tak. Szczerze nawet nie miał z czego zrobić sobie czegoś do żarcia. Wypadało by iść na zakupy. -Odparłem.
-To może później się przejdziemy? Sama mam parę rzeczy do kupienia.
-No jasne, jeśli tylko chcesz.
I w ten oto sposób znaleźliśmy się pod drzwiami. Otwieram drzwi. Przepuszczam w nich Marcelinę. Wchodzę zaraz za nią. Po prawej lada, ładna pani za kasą. Po lewej pod oknem wysokie krzesła wraz ze stołem. Na przeciwko drzwi stoją zwyczajne stoły i krzesła. Cała pizzeria utrzymana w ciemnej tonacji kolorystycznej. Podobają mi się również długie lampy zwisające z wysokiego sufitu pokrytego czarną blachą. Ma swój urok. Chyba będę tu częściej wpadał. Postanowiliśmy usiąść na wysokich krzesłach po lewej. Menu. Margarita. Capriciosa. Vegetariana. I wiele innych.
-To jaką bierzemy? -Zapytała Marcelina z uśmieszkiem czteroletniej dziewczynki.
-Co powiesz na Specjal? Sos pomidorowy, ser, szynka, pieczarki, salami?
-Tak! Weźmy tą! -Krzyczała jak małe dziecko.
Zamówienie złożone, pizza w drodze. Rozmowa jako tako się klei. Wolę siedzieć i po prostu na nią patrzeć. Nie chciałbym powiedzieć czegoś co bym ją zasmuciło lub uraziło, bo wygląda dziś na wyjątkowo szczęśliwą. Piękna jak zawsze. Słońce pada przez to gigantyczne okno na lewą część jej cudownej twarzy.
-Zamówienie nr 24!
-O! To nasze! -Powiedziała Marcelina.
I poszedłem po pizze.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro