Dzień wolny
Długa wieczorna rozmowa dwojga osób płci przeciwnej. O wszystkim i o niczym. Najzwyklejsza w świecie rozmowa, a jednak miała swój urok. Czas leciał bardzo szybko. Druga trzydzieści cztery.
-No nic, chyba będę się zbierał.
-Jeśli chcesz to możesz zostać na noc.
-Nie trzeba, daleko do domu nie mam. -Powiedziałem z uśmieszkiem.
-Prawda. Jeśli chcesz to wpadaj do mnie, kiedy chcesz, o ile będę w domu.
-Dzięki za zaproszenie. Ty również wpadaj.
Marcelina odprowadziła mnie do drzwi.
-Narazie.
-Do zobaczenia.
Wszedłem do swojego mieszkania.
-Chyba ci się coś pomyliło, żeby ją tu zapraszać...
-A co w tym złego?
-Wszystko. -Obrażona poszła do kuchni.
Co ja z nią mam. Ciężkie życie, no ale cóż, jakoś żyć trzeba.
Trzecia pięć. Kładę się spać, wystarczy mi wrażeń. Dobrze, że mam wolne. Przyszła i położyła się że mną. Nie lubię gdy to robi, ale nie powiem jej tego. Nie potrafię.
Dziesiąta czterdzieści. Budzik. Ide do kuchni. Kawa. Ona śpi. Biorę kubek z kawą. Siadam przy stole. Podziwiam ponurą panoramę miasta. Dziś deszcz chyba prędko nie przejedzie. I dobrze. Nie muszę nigdzie iść. Śniadanie. Wstała. Bez słowa zjada śniadanie wraz ze mną.
-Obraziłaś się?
-Nie.
I po rozmowie. Nie mam pojęcia o co jej chodzi. O, sms. Marcelina napisała: -Wpadasz do mnie?
-Jasne. -Odpisałem.
No to plany na dziś już mam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro