Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 8


  Winicjusz de Lörche siedział jeszcze dłuższą chwilę po wyjściu dwójki przyjaciół.

W dłoniach trzymał dalej otwartą księgę, lecz jego wzrok od dawna nie śledził już tekstu.

Wdychał ulatniający się powoli zapach swoich gości. Skupił swoją uwagę i wytężył swój najczulszy zmysł. Swoją najskuteczniejszą broń. Musiał zapamiętać woń Wiedźmina, by ten nigdy nie mógł go zaskoczyć. Ten mutant w końcu nie był taki głupi. De Lörche zauważył, czemu przyglądał się Geralt. Najpierw jego książki. Musiał potrafić czytać, bo po jego kocich oczach widać było zrozumienie. Później ta rycina, a na końcu jego własne ramię. Zabawne, ale „artyście" zdawało się, że wiedźmin zaczął łapać, o co chodzi w tym przedstawieniu i kto odgrywa, jaką rolę. Winicjusz poważnie się zastanawiał czy na pewno wymyślił dobry scenariusz. A nawet, jeśli nie jest taki genialny? Cóż z tego? Dla takiej zabawy warto poświęcić wszystko. Dopiero parę minut później wicehrabia zorientował się, że wciąż jest całkiem nagi. Wstał, więc i zawołał swojego ulubionego, jak mu się zdawało sługę.

- Jarosławie! Przynieś mi zaraz czarny zestaw. Chcę prezentować się jak najdostojniej.

- Ależ panie... Pan się zawsze prezentuje dostojnie!

- Dobra, dobra. Ale teraz chodź tutaj. Wiesz, co robić. No już klękaj.

~*~*~*~*~

Roche zagryzał wargę sfrustrowany niedawną wizytą. Nie pozwolił Geraltowi by ten opowiedział o tym, co zauważył. Musiał sam najpierw pomyśleć. Czół, że de Lörche perfidnie się z nich naigrywał. Przecież powietrze w bibliotece było aż gęste od sarkazmu! Brrrr... Paskudny typek... I chyba de Lörche był podniecony... Fuj. To, dlatego tak trzymał łapska na kroczu. Najchętniej to by mu je połamał. I kiedyś to zrobi po ten facet zdecydowanie był jednym z winnych.

Geralt położył mu dłoń na ramieniu.

- Roche... Ej. Roche. Vernon kurwa!

- Nie mów na mnie, Vernon bo wreszcie wyprostuję ci ten nochal!

Wiedźmin zatrzymał się. Patriota stanął z nim twarzą w twarzą w twarz.

- Bądź poważny chłopie. Mam pomysł.

- Niby, jaki?

- Jaskier może nam pomóc.

Vernon patrzył na niego jak gdyby Wiedźmin zaproponował mu seks na wypchanym jednorożcu.

- Chyba nie mówisz serio. Bo nie mówisz, co nie?

Geralt posłał mu tylko załamane spojrzenie.

- Nie. Wiesz ilu ona ma znajomych? I nawet talent do takich spraw... Może powiększyć siatkę twoich szpiegów.

Biało włosy dał mu powód do rozmyślania.

- Dobra. Idziemy do tego kurwiarza.

- Ej.

~*~*~*~

Było późne popołudnie, gdy Jaskier wygramolił się z łóżka. A wpadł tam przez przypadek.

- A matka powtarzała „Nie pij tyle, bo kiedyś wylądujesz w łóżku z pasztetem albo z facetem". No i co? Dobrze by było gdyby to był pasztet.- biadolił poeta. Do pokoju wdzierały się pojedyncze promienie ciepłego światła. Cieszyłby się z takiej atmosfery gdyby nie ból tyłka i świadomość, że było dobrze. Aż za dobrze. Czarnowłosy dalej słodko wtulał się w poduszkę świecąc gołą pupą. Jaskier podrapał się po głowie. Jak to się stało? To chyba po tej rycerskiej balandze... Cholera, czy pociągają go faceci? Tacy jak ten? Wczoraj tak i dzisiaj... Też. Czół się, co najmniej dziwnie. Krótka rozmowa z osobnikiem podającym się za Rycerza Smętnego Oblicza i lądują w jego sypialni.

- Kurwa... Coś ze mną nie w porządku – mruknął do siebie z powrotem siadając na łóżku. Automatycznie silne ramię przyciągnęło go do siebie zamykając w mocnym uścisku.

„Nie jest tak źle..."- pomyślał poeta. „ Jest całkiem dobrze. Może by tak to zostawić? Może się ustatkuję?"

I wtedy rozległo się głośne pukanie do drzwi. Jaskier wyskoczył z łóżka przestraszony.

Drzwi otworzyły się z hukiem. Pukająca osoba nie czekała na „proszę". Po prostu wbiła do środka. Geralt.

- Jaskier, mam do ciebie s... Co proszę?

- O kurwa.- dodał idealny komentarz Roche.

- Zmieniłeś orientację i upodobania poeto?- zapytał dowódca Niebieskich Pasów.

Jaskier tylko nerwowo zasłonił się kołdrą. Niby rycerz w tym momencie też się zreflektował i zakrył swą nagość.

Vernon miał dość. Ilu nagich facetów jeszcze zobaczy tego dnia? Miał nadzieje, że już nie wielu. Geralt udawał, że nic się nie stało i zwyczajnie zwrócił się do Jaskra.

- Mamy sprawę. Mógłbyś wyprosić... Um, kolegę?

Jaskier popatrzył błagalnie w stronę Dettlaffa. Tamten tylko kiwnął głową i szybko zaczął się ubierać. Po chwili już go nie było. Usiedli. Jaskier opatulił się porządnie kołdrą.

- Więc jaka to sprawa?- trubadur dalej był zakłopotany jak nigdy w życiu.

Roche nie wiedział, dlaczego zgodził się na pomysł. Nie uważał żeby Jaskier był odpowiedzialną osobą. To chyba nie to, czego potrzebują. Ale dalej lepszy wróbel w garści niż gołąb na dachu. Chociaż te latające skurwiele dalej mogą narobić człowiekowi na głowę.

- Potrzebujemy powiększyć naszą siatkę szpiegowską. Rozumiesz?

Poeta kiwnął głową.

- I jak mam wam niby w tym pomóc?

- Myślisz że nikt nie wie o twoich znajomościach?- parsknął Roche.

Muzyk jedynie ukrył twarz w dłoniach. A było mu dzisiaj tak miło.

- Więc mam znowu bawić się w szpiega?

- Tak- odpowiedzieli chórkiem.

- Tylko ustalimy kilka spraw...- zaczął Vernon.

*~*~*~*~*

Głowa bolała go jak nigdy wcześniej. A jeszcze trzeba przepytać tego całego de Lörche. To na pewno nie on zżarł tą nerkę i zamordował prostytutki, ale nic nie wiadomo. Musi to sprawdzić tylko w takim stanie to może być nie zaciekawie. A gdzie to jasnej ciasnej podział się Dettlaff? Nie było go w nocy i przez cały dzień. Regis odgarnął włosy z twarzy. Nie lubił, gdy wpadały mu do oczu. W ogóle powinien je ściąć. Związał je szybko by móc zacząć szukać przyjaciela.

- Na razie nie ruszaj się stąd. – powiedział wchodząc drugi wampir.

- Co się stało? :/

- Twój kolega jest tutaj...

Regis uniósł brwi do góry.

- A ty gdzie byłeś?

- U twojego innego kolegi... No bo...

- Nie, nie kończ. Nie chcę wiedzieć.- machnął ręką spokojnie.

- Mamy pracę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro