Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 5

Rozmowa poszła stosunkowo szybko. Okazało się, iż Ciri była w Wyzimie jedynie przejazdem i bezwzględnie zamierzała wyruszyć na szlak jutro o poranku. Nie wiedziała nawet, że Geralt był w mieście. Po wymianie ciepłych zdań rozeszli się. Ciri poszła w swoją stronę, a Wiedźmin i Erling w swoją.

- Niezła dziewczyna z tej Ciri.- Rzekł elf. Geralt spiorunował go wzrokiem.

- Co proszę?

- No wiesz taka...- Czarodziej wykonał dziwny ruch ręką w okolicach klatki piersiowej.

Geralt zdziwiony patrzył się na niego jak na szaleńca. Erling tylko pokręcił głową i spojrzał w ciemne niebo.

- Nie ważne. Geralt?

- Tak?

- Co chcesz teraz zrobić?

Wiedźmin studiował jego twarz w ciemnościach.

- Kiedy?

- Teraz.

- Chyba wrócę do „domu". Ewentualnie, że masz jakieś propozycje czarodzieju.

*~*~*~*~*

Już parę kwadransów później Geralt poważnie zastanawiał się jak Erlingowi udało się wyciągnąć do karczmy na popijawę. Czarodziej był ululany już po paru chwilach, a Wiedźmin towarzyszył mu z grzeczności. No i trochę martwił się czy aby coś mu się nie stanie...

Czarodziej porządnie już schlany kiwał się w tył i w przód na ławce. Mówił coś do siebie swoim basowym głosem, który tak mocno kontrastował z jego powierzchownością. Cichutko, szeptem, od czasu do czasu mówił tylko coś głośniej, ale to i tak nie miało sensu.

Znów podniósł głos. Dopiero po chwili Geralt zorientował się, że mówi do niego.

- Widzisz Wiedźminie, życie potrafi nieźle człowieka zgnoić. Pewnie wiesz o tym z własnego doświadczenia. – Zaśmiał się cicho.

- Też pewnie wpadłeś kiedyś w życiowe gówno. I w tym jesteśmy do siebie podobni.

Wiedźmin tylko się uśmiechnął popijając piwo.

- Nikt mnie nigdy nie lubił. Odkąd pamiętam nie miałem żadnych przyjaciół. Jestem samotny i zgorzkniały.

Geralt dalej się nie odzywał. Jedynie kiwnął głową, a Erling kontynuował.

- Może i jestem zdolniejszy od siedemdziesięciu procent czarodziei i czarodziejek przebywających obecnie w Temerii, Redanii i Kaedwen, ale i tak muszę starać się dwa razy bardziej by nie zostać zepchniętym z chwiejnej "drabiny władzy". A wiesz, co mnie spycha? Spychają mnie bezużyteczne śmieci czarodziejskiego świata. No i co na końcu? Gdy już spadnę to wpadam w cały stos życiowego łajna, które tam zostawili!

Kiwał się smutno jeszcze przez chwilę.

- Chciałbym mieć przyjaciela. Bądź moim przyjacielem Geralt.

Wiedźmin uniósł brwi w geście zdziwienia.

- Twoim przyjacielem? Ja? Po co? Żebyśmy razem mogli wpadać w życiowe gówno?

Erling popatrzył na niego nawet całkiem przytomnie, ale tylko przez chwilkę. Trwało to nie więcej niż ułamek sekundy i jego oczy znów straciły wyraz i stały się na powrót mętne.

- Tak. Właśnie po to. To jak będzie?

- Skąd przyszedł ci do głowy taki pomysł elfie?

Czarodziej wychylił po raz kolejny kubek wina.

- Zwyczajnie. Tak myślę.

W tym momencie elf jak gdyby całkowicie wytrzeźwiał.

- Geralt nie było mnie na zamku dokładnie dwadzieścia cztery godziny. Miał dziś zjawić się tam pewien znakomity rycerz z Nazairu. Sądzę, że powinno cię to zainteresować. Niedługo odbędzie się turniej rycerski jak już pewnie wiesz. Zjechało się tu mnóstwo fircyków w szmelcowanych zbrojach pragnących zdobyć sławę.

Geralt przetwarzał chwilę usłyszane informacje.

-, Po co mi to mówisz?

.

- Bo zaraz zjawi się tutaj mój informator i będziemy o tym rozmawiać. Po za tym... Chcę wam pomóc z tym fisstechem.

- Och Erlingu... Ty przypadkiem za dużo nie wypiłeś?

Czarodziej skrzywił się paskudnie.

- Geralt mówię poważnie. Podczas tego turnieju coś może się stać.

Wiedźmin machnął ręką.

- A kiedy ma odbyć się ta impreza?

- Za równo dwa tygodnie.

- Za dwa tygodnie...- zaczął, ale niedane mu było dokończyć myśli. Przerwał mu donośny i piskliwy głos.

- Za dwa tygodnie nie będzie, co zbierać i diabeł o tym wie!- Krzyknął najniższy krasnolud, jakiego Geralt widział. Krasnal na swych krótkich i kołkowatych nogach, mocno kołysząc się na boki podszedł do nich i wdrapał się na ławę obok Erlinga.

- Wiedźminie poznaj proszę moją lewą rękę i prawą nerkę, szanownego pana Emroda! Miał zdać mi raport z dzisiejszego dnia.

Emrod beknął jak w potwierdzeniu słów czarodzieja.

- Dobra, dobra Erlingu. Posłucham, jeśli postawisz kolejny kufelek piwa.

Krasnolud zaśmiał się głośno.

- Widzę siwy, że wiesz jak podejść Diabła! Czarodzieju stawiasz prawda? No to ruszaj się, żwawo!

Erling zrobił smutną minę.

- Chcecie wydoić mnie z orenów do końca!

Emrod warknął coś z cicha.

- Ty to nawet końskie łajno w złoto zamienisz...- zapiszczał..

Geralt uśmiechnął się pod wąsem. Bawił go ten duet. Emrod w jego uznaniu był nieszkodliwy, a czarodziej nie wzbudzał żadnych podejrzeń. Wiedźmin chyba nawet go polubił.

Już po chwili karczmarka przyniosła dwa kufle piwa i gąsiorek wina dla elfa.

Krasnolud machając nogami rozpoczął składać nieskładny raport. Mówił o bardzo błahych sprawach.

- Około południa przyjechał taki jeden ze Skellige... To chyba baba, ale nie jestem pewien. Burak straszny! A właśnie nasz król miłościwy wyprawia dziś 'małą' ucztę dla rycerzy, buraków i rycerzyków.

Erling uśmiechnął się drwiąco.

- Ty się tak nie ciesz Diable. Foltest właśnie ciebie postanowił wrąbać w to łajno!

- C-co?

- Jajo smoka. Lepiej biegnij, bo jak długo będą bez jakiejkolwiek niańki to zamek rozwalą.

- A ty nie idziesz?

- Nie. Jestem tylko brzydką maskotką Addy. A tak nawiasem mówiąc nasza księżniczka ma niezłą dupcię.

- Język Emrodzie! Kto z osób bardziej drażliwych będzie na uczcie?

- Babsztyl ze Skellige i Rycerz Smętnego Ryjca.

- Helga i Kuno z Asengardu... Dam sobie jakoś radę.

Elf zatarł dłonie.

- No to lecę.

- Na czym? – Z niewinną miną zapytał Geralt.

- Na miotle? Oj Erlingu wiem że w ogóle lubisz mieć coś między nogami, nie wspominając o tym że chciałbyś coś mieć, ale nie musisz tyle o tym gadać!- dokończył Emrod.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro