Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 2


  Otyły jegomość o przyjaznym wyrazie twarzy, patrzył na nich z czymś w rodzaju uprzejmego zainteresowania.

-Ho, ho, ho! Witam, witam! Kogóż mają przyjemność oglądać moje oczy?- Ottis podszedł bliżej nich wytężając oczy. Był krótko wzroczną osobą, przez co przypominał Geraltowi kreta.

- Nataszo!- Zawołał jegomość- przynieś nowemu gościowi coś na ząb!

Uśmiechnął się do nic dobrotliwie.

- Panie Geralcie, może przedstawiłby mi pan swego przyjaciela?

-Ależ oczywiście. Panie Ottis to jest Roche. Mojego przyjaciela spotkało nieszczęście i nie ma gdzie się podziać...

- Ah! Więc to tak? W takim razie oczywiście użyczę mu dachu nad głową... W ramach... - Ottis zamyślił się na chwilę.

- W ramach zapłaty za moje usługi.- Dokończył kwaśno Wiedźmin.

- Ho, ho, ho! Właśnie tak! Teraz muszę niestety zająć się pracą panowie wybaczą.

Ottis machnął im ręką i wyszedł. Roche chwilę jeszcze patrzył za nim, po czym odwrócił się do Geralta.

- To gdzie ta Natasza? I kiedy powiesz mi wreszcie, po co ja jestem ci potrzebny?

- Mogę ci powiedzieć nawet teraz. Chodźmy tylko do mojego pokoju.

*~*~*~*

Geralt przekręcił klucz w zamku.

- Umm.. To konieczne?- Zapytał Roche.

Pokój urządzony był bardzo surowo, ale Wiedźminowi to wystarczało. Geralt jak gdyby pozbawiony już sił padł na łóżko.

- Tak na razie. Nie chcę by ktoś nam przerwał.

Vernon skrzywił się teatralnie

-, W czym, przerywał? Ty chyba nie...- Wiedźmin spiorunował go wzrokiem.

- Chyba sobie jaja robisz. Chcę z tobą poważnie porozmawiać, na temat zlecenia przy którym miałeś mi pomóc.

- Ach tak?- Roche z kpiną uniósł brwi do góry.

- Tak. – Odpowiedział Geralt.

- Więc jak ma się sprawa?

- Sprawa ma się tak.- Zaczął Wiedźmin.

- Dom od jakiegoś czasu nawiedza istota, która pod pewnymi względami przypomina ducha.

Vernon prychnął głośno.

- I z tym nie dasz sobie rady? Serio?

- Tak, sam nie dam sobie z tym rady, a ty nie dasz sobie rady z tym fisstechem...- ostatnie słowa jadowicie wysyczał. Następnie już całkiem spokojny zaczął

- Aby odesłać tę zjawę potrzebuję odnaleźć trzy symbole, wtedy zobaczę jej formę. Rozumiesz, Roche?

Vernon pokiwał głową ze zrozumieniem.

- Nic nie rozumiem- Powiedział z szerokim uśmiechem.

Geralt wiedział już, że będzie to trudna współpraca.

- Chodzi mi o symbole, złości, żalu i prawdy. Dopiero wtedy będę mógł zobaczyć jej formę...

Roche popatrzył na niego pytająco.

- A później, co?

Wiedźmin ciężko westchnął. Później następowała zawsze część, którą ostatnimi czasy lubił coraz mniej.

- Później w zależności od indywidualnej decyzji, po prostu likwiduję zjawę. Ale teraz może zajmiemy się sprawą fisstechu. Rozpocząłem już małe śledztwo w tej sprawie.

Vernon zaskoczony spojrzał na, Geralta, który jedynie delikatnie się uśmiechnął.

- Jak to?! Tak po prostu rozpocząłeś śledztwo? – Roche nie mógł tego pojąć.

- Tak. Mam już listę podejrzanych. Moi znajomi dalej jeszcze zbierają poszlaki.

- Mówisz serio?- Roche był widocznie podniecony.- Dziś wieczorem w „Chętnych Udach" Geralt!

- W zamtuzie? No ja nie mogę... Kolejny Jaskier...

-Tak! Spotkamy się tam z Ves. Ona ma przynieść to, co udało się zebrać moim ludziom.

- Dobra, dobra Roche. Ale idź się lepiej wykąp, bo panienki uciekną.

*~*~*~*

Kiedy Vernon Roche zażywał kąpieli, Geralt siedział pogrążony w czarnych myślach.

Podobno król Foltest gościł na swym dworze czarodziejkę. Kasztanowłosą Triss Merigold.

Wiedźmin lubił ją, ale nie chciał się z nią spotkać. Problem był jednak jeden i to dość duży.

Triss na pewno będzie chciała doprowadzić do tego spotkania. Gdy sobie to uświadomił był zdolny jedynie do cichego „kur".

Mdliło go na tę myśl. Położył się a jego myśli odleciały w przeszłość. Myślał o Yennefer, Ciri i o grupie przyjaciół, która zginęła, jak zawsze sądził z jego winy.

A wieczór tym czasem nadszedł fantastycznie szybko. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro