Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Długo wyczekiwany rozdział 10


Wnętrze krypty wypełnione było trupim odorem. Zimną martwą, ciemność rozświetlało magiczne światło wyczarowane przez Erlinga. Czarodziej pewnie podążał przed siebie, jak gdyby zawczasu wiedział gdzie znajduje się denatka.

Geralt przeczuwał, że stanie się coś złego. To paskudne uczucie okropnej pewności drażniło jego wiedźmińskie zmysły.

Odgłos ich kroków wydawał się nienaturalnie głośny. Przyprawiał o gęsią skórkę.

Wiedźmin podczas jak mu się zdawało niekończącej podróży przez tunele krypty wiele rozmyślał o bieżących sprawach. O czekającym ich zadaniu, o fisstechu i o Vernonie.

Czy to mogło być coś poważnego? Nie... Na pewno nie. Roche to nie ten typ człowieka.

Niestety taka była brutalna prawda. Geralt raczej nie miał, na co liczyć w tej sprawie. Lepiej zająć się czymś poważniejszym.

Na przykład tym, że zaraz trzeba będzie ożywić na chwilę podgniłego trupa.

Czarodziej zaczął pogwizdywać jakąś wesołą melodię skręcając w jedną z odnóg korytarza.

Weszli do większego pomieszczenia z kilkoma sarkofagami. Na płycie jednego z nich leżało przygotowane ciało. Kobieta była już w stanie rozkładu. Larwy poruszały się pod siną skórą.

Erling stanął nad nią kręcąc głową.

- Taka piękna. Ciekawe czy sama wiedziała o swoim szczęściu.

- Co proszę?

Brązowe oczy przewiercały Geralta na wylot.

- Zastanawiam się czy wiedziała, jakim szczęściem było urodzić się kobietą. Pewnie nie. Nie tylko ludzie nie umieją dostrzec takich wspaniałych rzeczy. Za nim skomentujesz Geralt. Nie chcę o tym więcej rozmawiać. Zaczynamy?

- Zaczynamy.

Brunatny mag wzniósł ręce w górę skandując zaklęcia w nieznanym Wiedźminowi językowi.

Powietrze zgęstniało. Geralt skupił się na tej samej czynności. Różnica była taka, że czytał przygotowany w starszej mowie tekst.

Wtedy dobiegł do nich krzyk i wycie wilka. Ktoś na górze miał poważne kłopoty.

Białowłosy już wiedział. Roche.

Przerwał natychmiast i puścił się biegiem do wyjścia z krypty.

- Hej, wiedźminie! A co z naszą pracą?!- wydarł się za nim Erling.

Geralt nie odpowiedział. Miał teraz tylko jeden cel.

*~*~*~*~

Roche stał spokojnie patrząc na czubki swoich butów. Aaaah jakie to fascynujące.

Mogliby się ruszyć. Ile trwa ożywianie trupa? Pół godziny?

Pokręcił głową.

- W jakie ja wpadłem towarzystwo?- zapytał sam siebie.

- Nekromanta, wiedźmin i niewyżyty seksualnie poeta.

Westchnął cicho starając się już więcej nie myśleć. Czas się trochę uspokoić i pooddychać.

Wdech i wydech, wdech i wydech. Coś zacharczało tuż za jego plecami. Ktoś też robił terapię oddechową tylko, że nad jego karkiem. Śmierdzący rybą dech jakiegoś stwora owiał jego twarz. Kropla ciepłej paskudnej cieczy wpadła mu za koszulę. Patriota stał w całkowitym bezruchu, gdy paskuda wycharczała mu do ucha;

- Rzeczywiście pożałowania godne Roche. Tak samo zresztą jak twoje położenie. Już mi się nie wymkniesz.

Żołnierz potraktował to, jako wyzwanie i zachętę w jednym. W czasie pół obrotu wyszarpnął miecz z pochwy. Odskoczył kilka kroków do tyłu patrząc w obrzydliwe ślepia wilkołaka.

- Tylko ja mogę obrażać moich znajomych – powiedział z wyższością.

Stwór wyszczerzył kły i rzucił się na niego z pazurami. Roche wykonał przewrót w bok. Pazury wilkołaka zadrasnęły jego ramię pozostawiając na nim długą szramę. Tego to już nie odpuści. Kiedy potwór ponowił atak, Vernon ciął prosto w oczy.

Bestia zawyła łapiąc się łapami za pysk. Międląc przekleństwa wilkołak błyskawicznie odbiegł w bliżej nieokreślonym kierunku. Roche otarł miecz z krwi.

Co tu się przed chwilą stało? Co do jasnej Melitele i wszystkich bóstw świata?! Przecież wilkołaki nie atakują sobie od tak ludzi przy cmentarzach.

- Vernon! Co się stało?

Geralt przybiegł jak gdyby wiedziony jakąś magiczną mocą.

- Nic specjalnego- odrzekł Roche.

- Tylko wilkołak na mnie skoczył. Muszę być bardzo pociągający jeśli wszyscy tak na mnie lecą.

Wiedźmin parsknął kręcąc głową. Po chwili spoważniał.

- Ugryzł cię?

- Nie, ale obrażał moich znajomych i mnie podrapał- powiedział patriota z udawanym smutkiem.

- Geralt. Przyleźliśmy tutaj by pogadać z tym trupem, więc dlaczego do cholery jasnej tutaj przyleciałeś? Dałbym sobie radę.

- Martwiłem się.- mruknął tamten.

Roche uśmiechnął się do niego przyjaźnie.

- Ale co z Erlingiem?

*~*~*~*

Po gwałtownym wyjściu wiedźmina czarodziej westchnął. Młodzi ludzie byli tacy nadpobudliwi. A ci wyjątkowo.

Popatrzył smętnie na martwą kobietę. Taka piękna. Mógłby też mieć takie włosy i nosić piękną suknię...

Westchnął zrezygnowany. Jeśli nie ma tu już nic do roboty to może nawet dobrze.

Zerknął na martwe ciało z czymś w rodzaju żalu. Była taka piękna a jednak nie żywa. Smutno pogładził ją po włosach i westchnął ponownie. Pewnie była kochana, też chciał być kochany. Przez prawdziwego mężczyznę, czy to aż tak dużo? Nie mógł znieść tego jak Geralt patrzy na Vernona, bo też chciał żeby ktoś tak na niego patrzył. Przysiadł na skraju marmurowej płyty.

- Dlaczego każdy kogoś kocha tylko nie mnie?

On sam miał w swoim sercu miejsca dla wielu osób, ale zwyczajnie nikt nie chciał ich zająć.

Trwał tak pogrążony w ciszy i zadumie, gdy zza jego pleców, od strony jednego z korytarzy dobiegł go głos.

- Hej Erling, jak ci zwisa?

Czarodziej nie odpowiedział na zaczepkę przyjaznego i szczerego głosu. Kroki rozległy się po prawej. Przybysz stanął przed nim.

- Wróciłem, cieszysz się na mój widok?

Wysoki osobnik o pięknych oczach i zabójczo przystojnej twarzy przykucnął opierając się o kolana elfa i zrobił smutną minę.

- Zgadnij, kim jestem. No dawaj.

Nastąpiła chwila długiej ciszy.

- Jestem tobą smutna cipo! Hyhyhyhyhy... Co jest? Oh, naprawdę nie wyglądasz dobrze.

Erling pociągnął nosem.

- Jestem samotny...- wymamrotał.

Nowo przybyły mag pokręcił głową.

- A mnie sklonowano używając moich trzech palców. Jak ja mam się czuć?

Elf pokręcił tylko głową. W jego dużych brązowych oczach zaczęły zbierać się łzy.

- Oh, nie płacz tylko... Boże wiesz, że tego nie lubię i jest mi niedobrze, gdy to robisz.

Brunatny mag tylko zachlipał głośniej.

- Vi...- nie skończył, bo został zamknięty w mocnym uścisku. Zbyt mocnym.

Vilgefortz trzymał go delikatnie kiwając się na boki.

- Ciiii.... Cichutko... Nie będziesz samotny, jeśli zrobisz to na co się umówiliśmy... Ty i moi ludzie pozbędziecie się Wiedźmina, tego patrioty i Foltesta... Później obiecuję ci już zawsze będziesz miał kogoś obok siebie. Może nawet mnie.

Erling tylko mocniej się w niego wtulił.

- Albo użyjesz mnie, jako żywej tarczy, jak Lidię.

- Tak- Vilgefortz uśmiechnął się wilczo.

- Albo będziesz moją żywą tarczą.





////BĘDĘ PISAŁ REGULARNIE////

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro