Rozdział 9
Siedziałam na łóżku, przykryta kocem. Wlepiłam wzrok w ścianę, a łzy spływały mi swobodnie po twarzy. Nie zwracałam na to zbyt dużej uwagi, skupiłam się raczej na tym co działo się parę godzin temu. Od tamtego momentu Harry nie dawał znaku życia. Uznałam więc, że skoro zaprzeczył, to znaczyło, że się mnie wstydzi. Zabolało mnie to, zwłaszcza, że nie usłyszałam tego z jego ust, tylko Louisa. Widocznie Tomlinson miał więcej odwagi od niego. Mimo wszystko, dziękowałam mu za to, że utwierdził mnie w tym, że miłości nie ma. Nagle drzwi od mojego pokoju otworzyły się i zobaczyłam mamę opartą o futrynę.
-Sky, kochanie... Co się stało?-usiadła obok mnie i mocno mnie objęła.
-Nic-wychlipiałam.
-To Styles, prawda?-popatrzyła na mnie, a ja jedynie kiwnęłam głową-Niech ja tylko go dorwę w swoje ręce.
Posiedziałyśmy tak trochę czasu. Opowiedziałam jej całą sytuację z przed kilku godzin. Grzecznie wysłuchała jej do końca, po czym stwierdziła, żebym nie płakała, bo on nie jest tego wart.
Łatwo powiedzieć, trudno zrobić
Kiedy mama wyszła z pokoju, ja wzięłam szybki prysznic i położyłam się spać.
A najgorsze jest to, że śniły mi się silne ramiona, oplatające mnie podczas snu.
Następnego dnia siedziałam z Emily na stołówce i rozmawiałyśmy o sukience, którą wczoraj widziała w galerii. Mimo tego, że nie okazywałam zbyt dużego zainteresowania tematem, jej to nie zrażało.
-I wtedy powiedziała mi, że mam puścić tą sukienkę. A przecież ja ją pierwsza złapałam-zachichotała i odrzuciła włosy z ramienia. Przyjrzała mi się bacznie, widząc brak mojej reakcji-A tobie jak minął wczorajszy dzień?
Nagle przed oczami pojawił sie Harry. Wszedł do stołówki i rozejrzał się, wyraźnie kogoś szukając. Jego wzrok zatrzymał się na mnie, a ja oniemiałam. Jego włosy poskręcane były we wszystkie strony, a oczy miał podkrążone, jakby płakał całą noc. Na sobie miał pogniecioną, białą bluzkę, przez którą było widać tatuaże i czarne rurki z dziurami na kolanach. Patrzyliśmy się na siebie, dopóki przyjaciółka szturchnęła mnie łokciem.
-No idź do niego. Widzę jak na siebie patrzycie-kiwnęła na niego głową.
-Nie chcę.
Podniosła zdezorientowana brew.
-Pokłóciliście się? Znowu?
-Nie chcę o tym rozmawiać-wzruszyłam ramionami i podniosłam się z krzesła. Emily zrobiła to samo i razem podążyłyśmy do wyjścia. Jednak zanim opuściłyśmy progi stołówki odwróciłam się, by ostatni raz utonąć w szmaragdowych oczach.
Przez następne dni sytuacja się nie zmieniała. Jedynie stan Harry'ego się pogarszał. Wyglądał jak zjawa, chowająca się pod tłustymi włosami. Oczy z dnia na dzień stawały się coraz bardziej czerwone i podkrążone, lecz wzrok pozostawał ten sam-pusty. Kąciki jego malinowych ust zaczęły się zsuwać do dołu. Nie widziałam go uśmiechniętego. Pojawiały się plotki, że popada w depresję. Coraz rzadziej bywał w szkole. Kiedy jednak już się pojawiał, siedział sam w kącie, podczas gdy jego znajomi świetnie się bawili. W niektórych momentach miałam ochotę usiąść obok niego i mocno przytulić. Nie pozwolić więcej cierpieć. Po chwili jednak wracała rzeczywistość i karciłam się w myślach.
On się ciebie wstydzi, Skylar. Nie możesz się z nim zadawać.
Moi przyjaciele też zauważyli zmianę Harry'ego. Wiedzieli jednak, że nie chce o tym rozmawiać. Nie naciskali. Riley od czasu, do czasu rzucał jakieś obraźliwe komentarze na nasz temat. Sam za każdym razem próbował go uspokajać. Niestety bezskutecznie.
Pod koniec tygodnia chłopcy mieli iść z Em obejrzeć walkę. Ona się jednak rozchorowała, więc zaczęli namawiać mnie.
-No chodź Skylar. Wyluzujesz się.
- Nie, dzięki. Po ostatniej walce jeszcze nie doszłam do siebie.
Jak się potem okazało, mieli moje zdanie w głębokim poważaniu. I tak wylądowałam tu z nimi, ściśnięta pomiędzy krzyczącymi ludźmi. Za chwilę Harry miał mieć walkę z Ryanem Rocksem, mistrzem Europy wagi ciężkiej. Siedzieliśmy w pierwszym rzędzie, prawie pod ringiem. Chłopcy wymieniali zdania o walce i o tym kto może wygrać. Ja siedziałam z głową opartą na dłoni i czekałam na pojawienie się zawodników. Zastanawiałam się co zrobię kiedy zobaczę Stylesa. Alb jak on zareaguje, kiedy zobaczy mnie.
-Ej Sky!-wykrzyczał Sam-mamy wejściówki za kulisty, dlatego po walce zostaniemy, żeby pogadać z Harrym.
Oczy otworzyły mi się szeroko.
-O nie, nie ma mowy-pokręciłam głową.
-Może w końcu się dogadacie-mruknął.
Nic nie odpowiedziałam, tylko utkwiłam wzrok w ringu. Nagle światła zgasły, a ja ujrzałam dwóch umięśnionych mężczyzn. Spojrzałam na wyższego. Wyglądał odrobinę lepiej, gdy widziałam go po raz ostatni. Włosy, świeżo już umyte, związane były w koka i przygładzone przepaską. Ubrany był jedynie w krótkie, sportowe spodenki. Na ręce założone miał rękawice bokserskie. Jego twarz nie wyrażała żadnych uczuć. Był zły? Smutny? Zawiedziony?
Pierwsza runda strasznie się ciągnęła, Styles jedynie unikał ciosów, zamiast je zadawać. Podczas przerwy niespodziewanie nasze oczy się spotkały. Zobaczyłam, że oddycha z ulgą, a w oczach pojawiła się determinacja. Zaczął okładać Ryana pięściami, aż upadł na ziemię i nie miał siły wstać. Wszyscy zaczęli klaskać i wiwatować. Brunet oddychał ciężko, a po ciele spływały strugi potu. Podczas przyznawania nagrody, jego wzrok skierowany był na mnie.
Gdy już kazali wszystkim zejść z ringu, on odwrócił się do mnie, spojrzał głęboko w oczy, a z ruchu warg zdołałam wyczytać nieme kocham cię.
xxx
beznadziejny jest ten rozdział, serio. postaram się, żeby następny był lepszy.
buzi
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro