Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 27. Uczta


Następnego dnia przy śniadaniu, pułkownik poinformował już swoją małżonkę o zaproszeniu na ucztę do Drozdowicza, na co bardzo się ucieszyła, wyrzucając mu żartobliwie, że nigdzie się z nią nie pokazuje, jakby się jej wstydził co najmniej, ten zaśmiał się i wymówił brakiem jakiejkolwiek dobrej okazji, by się nią pochwalić. Nie mając zbyt wiele czasu do wyjazdu, albowiem mieli wyjechać do włości Drozdowicza już za dwa dni, uczta miała bowiem odbyć się w sobotę, Anastazja rozplanowała czynności do wykonania dla służby i ruszyła do kufrów, by wybrać sobie godny przyodziewek na ucztę.

 Długo się zastanawiała, aż w końcu wybrała odpowiednią dla okazji suknię i odłożyła ją na bok, aby ją przymierzyć i sprawdzić czy nie ma jakowych rozdarć. Wcześniej zapytała męża, czy sam wybierze sobie strój, czy też ma mu go wybrać. Jurko przystał na propozycję wybrania mu stroju, nie chciał się bowiem zastanawiać nad swoją toaletą, a już na tyle ufał swojej połowicy, czy to w sprawach obejścia, czy też innej natury, że według niego nie musiała nawet pytać, czy sam chce wybierać, ale podjąć decyzję za niego. Gdy przyodziewek został już sprawdzony pod kątem jakichkolwiek plam i rozdarć, pani pułkownikowa postanowiła wypróbować swoją toaletę, stanąwszy przed lustrem w sypialni, prędko zmieniła przyodziewek. Wszystko wyglądało bardzo dobrze, lecz zdziwiło ją, że czuję, iż suknia opina ją trochę za mocno u góry, nie przejęła się tym zbytnio, myśląc, że zapewne trochę źle wymierzyła materię przy jej szyciu. 

Wszystkie bowiem swe stroje szyła teraz sama i szło jej to całkiem dobrze, za młodu nauczyła się bowiem tej sztuki, począwszy od szycia koszulek dla swych najmłodszych kuzynów, gdy szybko z nich wyrastali w niemowlęctwie, skończywszy na szyciu pełnych przyodziewków w wieku lat szesnastu, czy to dla siebie, czy dla kogoś z rodziny. Teraz wieczorami, gdy jeszcze długo było jasno, a praca w gospodarstwie nie była tak czasochłonna, jak przy żniwach na przykład, siadała w świetlicy na ławie przy oknie i, korzystając z chwili wolnego czasu, zajmowała się szyciem. Od początku wiosny uszyła tak dwie nowe suknie dla siebie, dwa giezła dla młodszej kuzynki, które były o wiele za duże i szyte z myślą o jej wejściu w okres dorastania, któremu towarzyszy szybki wzrost, jedną koszulę dla Antona, którą podarowała mu na Wielkanoc, na co ten bardzo się ucieszył, i dwie ozdobne koszule dla męża, przy których musiała jeszcze poprawić ozdobne hafty. Teraz zaś kończyła powoli robotę nad szatką chrzcielną dla nienarodzonego dziecka swojego kuzyna, jako że już wkrótce miała się udać do chutoru swego wuja, gdyż zbliżał się termin rozwiązania, a przy tym zawsze przydaje się dużo kobiecych rąk. Mąż jej wyraził aprobatę, co do tego wyjazdu, pokrywał się on bowiem z jego własnym dłuższym pobytem poza domostwem, toteż cieszył się, że żona spędzi ten czas w dobrym towarzystwie, nie zaś samotnie.

Sobotniego poranka wydano ostatnie polecenia służbie i pułkownik wraz z małżonką, bez żadnej zbędnej obstawy, jechali bowiem do swego najbliższego sąsiada, ruszyli w drogę ku majątkowi Drozdowicza. Droga minęła im w miłej atmosferze, rozmawiali bowiem na różne, często niepowiązane tematy, więc Anastazja, czując się lepiej niż w ostatnim czasie, dopytała trochę męża o więcej szczegółów pobytu w Czechryniu. Ten wywiódł się na temat polowań i tym podobnych rozrywek, trochę bardziej opisał "straszliwą tęsknotę" pani Drohojowskiej do jej osoby, na co bardzo się ucieszyła, mimo że nie znała się z nią zbyt dobrze, starsza kobieta wywarła na niej bardzo dobre wrażenie, nie traktując jej od początku jako niższą stanem od siebie, jak to mogłaby zrobić zwykła szlachcianka, lecz jawnie ciesząc się z tego, że jest. Co zaś się tyczy posła i jego siostrzenicy, rzekł jej jedynie, lepiej by było, aby ich unikała.

Gdy dojechali na miejsce, powitał ich gospodarz z synami Kosmą i Szczepanem, barczystymi młodzieńcami o kasztanowych czuprynach, którzy zdawali się być istną kopią swego ojca. Potem zaś szybko dołączy do nich Kazimierz Czartoryski, którego Anastazja obdarzyła, oprócz zwykłych przywitań, ciepłym uśmiechem zrozumienia. Nie zdążyła dobrze wysiąść z powozu, a już dopadła ją pani Drohojowska, szalenie ciesząc się z jej widoku, witała ją serdecznie, jak to tylko podstarzałe szlachcianki potrafią najlepiej, po czym zmierzyła ją od stóp do głów i była zadowolona z tego, co widzi, czytała bowiem z ludzi niczym z otwartych ksiąg (współczesne nam szczury wyczuwające hormon gonadotropiny kosmówkowej by zbankrutowały przy tej pani) poczuła się w obowiązku przedstawić ją reszcie nieznanych jej osób. Szczęśliwie, w tym wszystkim towarzyszył jej także mąż, toteż nie czuła się całkiem sama. W końcu doprowadzono ją do posła i jego siostrzenicy. 

Od razu poznała, czemu mąż ostrzegał ją przed ową młodą wdową. Wydawała się jej bowiem straszliwie napuszona i wyniosła, nie podobał się jej sposób w jaki się na nią patrzyła. Tuż po ich przybyciu do dworu zawitał pan Wolcicki z wnuczką. Panna Marianna wywarła na Anastazji wyraźne zaskoczenie, nie sądziła bowiem iż osóbka chcąca się oddać Bogu przyodzieje tak gustowną i zarazem bardzo dziewczęcą szatę. Jej mąż był również zaskoczony ową nagłą zmianą, sądził bowiem iż bez względu na okoliczności, młodziutka szlachcianka przywdzieje szaty kojarzące się z klasztornym ascetyzmem. Jak się później okazało, pani Drohojowska podarowała jej te suknie na osiemnaste urodziny, a jako że sama ją uszyła, młode dziewczę było winne ją założyć.

Mówią podobno, że nie szata zdobi człowieka, lecz Anastazja widziała reakcję wszystkich dookoła, stwierdziła, iż szata istotnie może zmienić to, jak ktoś jest postrzegany.

W końcu zasięgnięto do uczty. Anastazja u swego boku miała męża po swojej prawej i panią Drohojowską po lewej stronie. W niedalekiej odległości miała doskonały widok na scenkę rodzajową w postaci młodego Czartoryskiego i panny Marianny, obok nich zaś siedziała pani Izabela Łęcicka w towarzystwie dwóch synów gospodarza. Jedzono więc i gawędzono przez dłuższą chwilę, po czym grajkowie wynajęci przez gospodarza poczęli grać, więc na środku świetlicy zaczęły się zbierać pojedyncze pary. Jurko poprowadził więc żonę do tańca i zostali tam na dłużą chwilę, aż Anastazja stwierdziła, że straszliwie się zmachała, więc odprowadził ją z powrotem i zostawił na chwilę samą, przywołany przez któregoś z gości, lecz Anastazji nie brakło towarzystwa, bowiem czas umilała jej rozmowa z panią Drohojowską. Opowiadała jej ona różne anegdoty ze swojego życia, mówiąc o sobie, czy też o swoich dzieciach, raz po raz zatroskane spojrzenie starej szlachcianki kierowało się naprzeciw im, jakby kontrolując co się dzieje. Widać zaś było tam tylko niezręczną ciszę, przerywaną zapytaniami Czartoryskiego, czy aby czegoś panienka nie potrzebuje, na co ona zwykle reagowała grzecznym podziękowaniem za troskę.

Choć Anastazja widziała w jej zachowaniu jawne zakłopotanie, pani Drohojowska dostrzegła subtelne zmiany zachowania, takie jak rozluźnienie postawy czy niewymuszony uśmiech, gdy była o coś pytana. Albowiem wyrzuty sumienia w duszy tej drobnej osóbki zastąpiła dziwna, niespotykana dotąd ciekawość. Impulsem do takowego stanu rzeczy było przejrzenie się w starym domowym lustrze, należącym niegdyś do prababki panny Marianny, przy okazji włożenia nowej sukni, oto bowiem nieznana postać w lustrze, którą dostrzegła, zdawała się zadawać jej pytanie, jak wyglądałoby jej życie, gdyby zrezygnowała z projektu wstąpienia w klasztorne mury. Pytanie to było przedmiotem jej rozważań przez całą drogę na ucztę, potem zaś wzmogło się wraz z jawnymi komplementami ze wszystkich stron. Wszyscy szczerze chwalili jej toaletę, lecz z ust osoby, o której myślała, że również padną, jak zwykle, delikatne słowa podziwu, padło jedynie pozdrowienie, któremu towarzyszył smutny uśmiech. Ów, zdawać się było, grymas zaledwie przyprawił pannę Mariannę o dziwne ukłucie w sercu. Nigdy nie odczuła czegoś podobnego, lecz wkrótce rozszyfrowała swoje odczucia. Było to bowiem zdradliwe ukłucie zawodu. Tak więc trwała w swoim cichym rozczarowaniu, że oto nie spodobała się wcale temu, co do którego spodziewała się, że wywrze nań jakiekolwiek wrażenie.

W środku uczty, gdy już pułkownik wrócił do swej małżonki i rozmawiał z panią Drohojowską, wspominając dawne czasy, oto bowiem zdarzyło się, iż ranion był pod jej opieką, z przeciwległego boku stołu było słychać pijackie pochrapywania Kosmy i Szczepana, jako że nie mieli oni mocnych głów, a lubowali się w trunkach, co pozostawiło panią Łęcicką samą sobie. Grajkowie powrócili do grania melodii ku uciesze gości. Młody Czartoryski pod ogniem spojrzenia pewnej starzej już szlachcianki, zrozumiał jej aluzję, wyczuwał jednak, iż grzeczna jego prośba o taniec ze znajdującą się po jego prawicy panienką spełznie na niczym, lecz złudnie postanowił poprosić ją do tańca. A oto niebo się rozstąpiło i chóry anielskie poczęły śpiewać w duszy młodzieńca, albowiem panna z uśmiechem zakłopotania zgodziła się na jego propozycję. Nie tracąc ani chwili, gestem zaprosił ją do tańca. (wy wiecie jak, kolanko rączka i tany tany, po skrzetuskowemu czy cholera wi jak to nazwać, jak znajdę zdjęcie to wstawię)

Wszyscy zdziwieni patrzyli na to, co właśnie się stało, pułkownik dla żartu przeżegnał się nawet, za co dostał dyskretnego kuksańca w bok od swej małżonki. Nie mieli może oni dobrego widoku na tańczącą parę, lecz razem z panią Drohojowską mieli doskonały wejrzenie na szalenie skwaszoną minę pewnej młodej wdowy, a to było znacznie cenniejsze. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro