Rozdział 17. Ranny pułkownik
Od kilku dni spodziewano się już przybycia gospodarza, pojawienie się druha Bohuna na dziedzińcu nie zdziwiło nikogo ze służby, ani samej Anastazji. Chłopak stajenny zdziwił się jednak, bo koń był cały w pianie i tak zajechany, iż zdało mu się, że coś musiało się stać, bo nie podobna by tak trudzono konia bez powodu, zdziwiło go też, że człowiek ten nie przybył razem z innymi. Jako że widać było, że jest strasznie strudzony, chłopak szybko podał mu bukłak z wodą, który przyjął chętnie, pijąc wodę z ogromną łapczywością. Mężczyzna szybko jednak przestał pić odetchnął strudzony i rzekł pospiesznie:
— Bierz szybko najszybszego konia i w te pędy leć po cyrulika. Pułkownik postrzelony.
Chłopakowi nie trzeba było powtarzać. Nie minęła dłuższa chwila, a ten już galopem pędził po starego Żyda mieszkającego w sąsiedniej wiosce, który od dawna trudził się profesją cyrulika i był szanowanym ze względu na swoje doświadczenie i umiejętności.
Kozakiem, który przybył do Rozłóg, aby poinformować o postrzeleniu swojego atamana, był Tarasow, niemłody już mężczyzna, lecz czerstwy i postawny. Zaraz, gdy tylko wysłał chłopaka stajennego po cyrulika zsiadł z konia i nie bacząc, kto zajmie się zwierzęciem szybkim krokiem ruszył do dworu, aby przekazać straszne wieści.
Gdy tylko dziewka służebna zobaczyła jeźdźca na podwórzu, ruszyła do swojej pani, aby powiedzieć jej, że ktoś przybył. Ta zajęta tkaniem w świetlicy szybko odeszła od krosen i ruszyła ku wejściu domostwa, aby zobaczyć kto przybył. Ledwo otworzyła drzwi wejściowe ujrzała Tarasowa na ganku domu. W innych okolicznościach ucieszyłaby się na jego widok, był on bowiem bardzo życzliwym wobec niej i zawsze cenił jej gospodarność i zwał ją dobrotliwie "naszą dobrodziejką" lecz teraz widząc zdrożenie i strach w jego oczach przerażona Anastazja czekała tylko co owy Kozak jej powie.
Ten ledwo tylko przekroczył próg domostwa, jął mówić żywo gestykulując:
— Ataman postrzelony, są kilka stajań od dworu, wysłałem chłopaka po cyrulika, trzeba wodę i bandaże przygotować, bo postrzał paskudny, ale żeśmy jako tako opatrzyli i teraz jedzie w kolasce ledwo co przytomny.
Twarz Anastazji przybrała wyraz jawnego przerażenia, lecz jako że nie należała do niewiast zanoszących się łzami i omdlewających z byle przyczyny, od razu ruszyła sztukować bandaże, biorąc do pomocy jedną z dziewek służebnych.
Tak oto, zanim sam pułkownik, czy też cyrulik przybyli do Rozłóg, już czekały nań bandaże, chleb z pajęczyną i inne domowe remedia na rany, w czeladnej zaś już grzano wodę w wielkim garze. Po pewnym czasie zjawił się stary cyrulik i wysłuchawszy relacji, gdzie znajduje się rana, jak mniej więcej wygląda i jak krwawiła, ustawił swoje narzędzia nad ogniem i z miną fachowca rzekł:
— O gorszych ranach słyszałem, dobrze, że jest z boku i kula wyleciała na wylot, bo nie będę musiał wyszarpywać jej z ciała, tedy tylko zszyje się, co zostało zerwane i zobaczy się jak będzie dalej.
Chwilę po tym, jak cyrulik skończył wyciągać i przygotowywać swoje narzędzia pracy, dało się posłuchać jakiś gwar na podwórzu. Oto bowiem przywieziono samego chorego. Gdy Anastazja wraz z resztą ludzi dotarła do drzwi, Bohun niesiony już był przez swych towarzyszy w stronę domu. Znać było, że jest nieprzytomny, jako że głowa latała mu bezwładnie w prowizorycznych, poczynionych na prędce, noszach. Widok ten przeraził ją okropnie dotąd bowiem nie bała si, aż tak bardzo o życie męża, wiedząc, że pomimo wielu urazów cieszy się dobrym zdrowiem.
Wniesiono go wtedy do domu do sypialni, gdzie położony na łożu, został pod opieką cyrulika, Antona, Anastazji oraz jednej z dziewek służebnych. Zdjęto mu buty oraz wierzchnie odzienie, oraz koszulę, która odsłoniła prowizoryczny bandaż, który przesiąkł już trochę krwią, ale że zdawało się, że nie jest jej aż tak dużo, bo twarz starego cyrulika rozjaśniła się trochę i rzekł do Antona:
— Kiedy to się stało?
— Z dwie godziny temu, sądząc po czasie naszej jazdy- odparł.
— Nie jest tak źle, jeśli chodzi o upływ krwi, obaczę ranę i przekonamy się jak naprawdę jest poważna.
Anastazja natomiast przyglądała się tedy jak wygląda klatka piersiowa jej męża, nigdy bowiem nie widziała go do tej pory bez koszuli. Przeraziła ją ta ogromna liczba starych ran na ramionach i piersi, lecz najbardziej zaskoczyła ją wielka szrama na brzuchu, która ukazała się wraz z odwiązaniem bandaży. Była tak długa i głęboka, iż Anastazję przeszły ciarki na jej widok. Co zaś się tyczy ran w boku. Były one dość małe, lecz straszliwie zaognione. Wraz z odjęciem z nich bandaża krew jęła sączyć się z nich lekkim strumieniem, jako że zostały naruszone. Cyrulik obejrzał je, dotknął też brzucha Jurka, obadał wszystko i rzekł:
— Rany, choć małe, są, niestety, paskudne. Najlepiej będzie, jeśli je przypalimy. Niech ktoś przyniesie wrzątek i rozpali ogień w kominie, będę potrzebował dobrego płomienia do ogrzania noża. Przyda się też zawołać kilku chłopa, bo ktoś będzie musiał przytrzymać atamana — komenderował starzec.
Podczas gdy dziewka służebna poszła po wodę i rozpalała w kominie, a Anton przyprowadził swoich towarzyszy, Anastazja z cyrulikiem przy mężu, przemywając ranę wodą, tak jak jej nakazał Żyd, sam zaś cyrulik wyciągnął ze swej torby butelkę i skurzany pasek. Przytknął do ust pułkownika butelkę z gorzałką, której zapach rozniósł się po całej izbie, po czym włożył mu pasek do ust i rzekł:
— Trochę go znieczuliłem, ale widać, że silny, to na pewno się będzie wiercił.
Polał też samą ranę alkoholem (mimo że nie był medykiem, wiedział, że to doskonały sposób na odkażanie ran), po czym zbliżył się do paleniska, które zostało przed chwilą rozpalone i jął ogrzewać w nim dwa płaskie noże. Kiedy jeden z nich zdał się mu dostatecznie nagrzany, przekazał ten, który miał użyć w drugiej kolejności, dziewce z poleceniem trzymania go przy płomieniu, sam zaś polecił mężczyznom przytrzymać pułkownika i rzekł:
— Może się chcieć poruszyć, ale trzymajcie go z całych sił, bo trzeba mi aby był prosto.
Jurko leżał na boku, przytrzymywany przez Antona, Tarasa i dwóch innych Kozaków, Anastazja przysiadła zaś trzymając w rękach jego głowę.
Cyrulik polał jeszcze raz ranę gorzałką, po czym przyłożył rozżarzony nóż do pleców Jurka. Wszyscy posłyszeli syk bólu atamana i skwierczenie przypalanego ciała. Tak jak przewidział starzec, chciał się on poruszyć, lecz nie mógł, trzymany w żelaznym uścisku towarzyszy. Chwile później przypalono ranę po stronie brzucha. Zdawało się Anastazji, że w tej chwili Jurko ocknął się z bólu, lecz szybko ponownie stracił przytomność. Choć w izbie czuć było smród przypalonego ciała, Anastazja ogromnie cieszyła się, że rany zostały zamknięte. Zaraz potem cyrulik nałożył czyste bandaże na nowo powstałe rany i przykazał aby pułkownik leżał tylko na zdrowym boku przez pierwsze kilka dni, aby rany mogły się dobrze zagoić. Dał też Anastazji korę brzozową, w razie, gdyby wystąpiła ogromna gorączka. Zdawał sobie sprawę, że febra może chwycić pułkownika, jak to zwykle bywa, lecz ufał, że nie będzie tak okropna. Pouczył jeszcze młodą żonę jak ma zmieniać bandaże i z czego robić okłady, po czym zebrał swoje narzędzia i udał się z powrotem do wioski.
Anastazja poleciła natomiast zmienić pościel w łożu i z pomocą Antona przebrała swego męża w czyste odzienie, po czym ułożono chorego w świeżej pościeli, opierając jego ciało bokiem o poduszki tak aby nie leżał na ranach. Sama Anastazja także zmieniła potem szybko przyodziewek, gdyż rękawy jej sukni były całe we krwi. Potem zaś przysunęła sobie stołek do łoża i poczęła czuwać przy mężu. Gdy wychodził cyrulik, była już pora wieczerzy, toteż służba i towarzysze Bohuna siedli do posiłku, Anastazja zaś posiliła się w sypialni, próbując też napoić czymkolwiek męża, który wciąż nie chciał odzyskać przytomności. Gdy wszyscy udawali się na spoczynek, nie chciała słyszeć o tym, aby ktoś zajął jej miejsce przy chorym zarzekając się, że wcale nie jest zmęczona i na pewno sobie poradzi,
Anton poprosił ją, tylko by przywołała go, jeśli będzie czegokolwiek potrzebować, i udał się na spoczynek z wyraźnym zmartwieniem rysującym się na twarzy. Anastazja zaś czuwała przy mężu szukając oznak pogorszenia się jego stanu i cicho modliła się o jego powrót do zdrowia.
Tuż po północy Jurko począł gorączkować, toteż kładła mu na głowę zimne kompresy i przygotowała napar z kory brzozowej, którego jednak nie chciał wypić, co bardzo ją martwiło. Wkrótce, targany gorączką, począł majaczyć, bełkotać dziwne, niemające ze sobą nic wspólnego zdania i przywoływać imiona nieznanych jej ludzi. Z tyłu głowy jawiła się jej myśl, że pocznie przywoływać w majakach pewne imię, którego nie chciałaby usłyszeć, jednak, o dziwo, nie doszło do tego. Osiągnąwszy pewien stopień, gorączka poczęła spadać, lecz po chwili zatrzymała się i mimo okładów i prób pojenia wywarem nadal trawiła ciało pułkownika. Nadal też majaczył, wzywając dawnych towarzyszy, tak że Anastazji zdawało się, iż musi wspominać dawne czasy powstania Chmielnickiego. Jednak po wielu godzinach owych majaków uspokoił się nieco, toteż postanowiła sprawdzić, czy gorączka nie spadła. Przyłożyła więc dłoń do jego czoła w nadziei, iż będzie znacznie chłodniejsze niż wtedy gdy ostatni raz sprawdzała. Zasmuciła się trochę, gdyż gorączka wcale nie spadła, lecz chwilę potem zamarła.
Oto bowiem posłyszała z powrotem majaki, lecz były one takim zaskoczeniem, iż zastanawiała się, czy sama nie ma gorączki i się przesłyszała. Słyszała bowiem wśród dziwnych nieskładnych zdań swoje imię.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro