Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 10: Wyzwolenie

A oto obrazek, który zainspirował mnie do stworzenia tej historii. Zwyczajnie przeglądasz sobie internet, oglądasz jakieś obrazki, a tu nagle buch! Znajdujesz coś, co cię urzeka swoją epickością. Jak tylko go zobaczyłam, od razu w mojej głowie narodziła się masa pomysłów na historię, którą mógłby ilustrować. I tak powstał twór, który czytacie. Tak dla ciekawych.

Wally (już przebrany w jeansy i skórzaną kurtkę oraz swoje ukochane, czerwone gogle)  i Jade stali na dachu różowego budynku w pobliżu długiego, ciemnego gmachu. Był wieczór. Sąsiedni budynek był otoczony drucianym płotem z kolcami na szczycie.

- Mają dwóch strażników, porządne zabezpieczenia i masę dobrze wyszkolonych żołnierzy - podsumował chłopak obserwując obiekt przez lornetkę. - Wdarcie się do środka niepostrzeżenie będzie na prawdę trudne. Przydałoby się wsparcie.

- Nikt nie zamierza się tam włamywać. Pójdę tam i spróbuję się z nimi dogadać. Jeśli mi się nie uda, odbijemy dziewczynkę siłą, a wtedy wezwę posiłki.

- Nie wiem, czy jest sens w próbach rozmów. Oni porwali ją w biały dzień, na ulicy!

- Łowcy, mimo wszystko, są honorowi. Jeżeli są tam ci rodowici, na stówę się dogadamy - widząc brak przekonania na twarzy rudzielca, położyła mu dłoń na ramieniu i dodała: - Nie martw się. Odbijemy twoją, małą przyjaciółkę.

Posłał jej półuśmiech. Czuł się niezręcznie, współpracując z Cheshire. Kobietą, która nie raz próbowała go zabić i to nie tylko zawodowo.

Tymczasem Jade zeszła na dół po drabinie przeciwpożarowej i skierowała się w kierunku sąsiedniego budynku. Kiedy pokazała policyjną odznakę, strażnicy natychmiast wpuścili ją do środka. Dalej szła długim, ciemnym korytarzem. Mężczyźni, których mijała, patrzyli na nią z wyraźnym zaskoczeniem. W końcu Łowcy nie akceptują kobiet w swoim gronie. Chyba, że ma ona posprzątać, albo coś ugotować. Brunetka natomiast, przeszła obok kuchni obojętnie, pewnym siebie krokiem zmierzała w kierunku dziupli. Każdy, kto ją zatrzymał spotykał się z spojrzeniem tak pełnym wyrzutu, że natychmiast zapominał o swoich pretensjach i spanikowany, uciekał do swoich codziennych zajęć.

Bezceremonialnie wparowała do dziupli, gdzie przywódca tutejszych żołnierzy zajmował się świeżo złapaną elficą i jej ukochanym zwierzątkiem. Wzdrygnęła się z niesmakiem na widok maski z wizerunkiem nieboszczyka. Biedne dziecko było związane i zakneblowane. Dziewczynka miała łzy w oczach, a foka leżała na ziemi z nienaturalnie wygiętą płetwą. W Jade aż się zagotowało ze złości. Wojna wojną, ale nie można znęcać się nad zwierzętami i dziećmi! Są jakieś granice!

- Kto ją tu wpuścił?! - zapytał rozwścieczony mężczyzna. Miał na sobie ciemnoszary kostium z piorunem na piersi. Takim samym jak u Wally'ego, tylko na odwrót.

- Nie dało się jej zatrzymać, panie - odparł jeden z jego sługusów.

- Panie? Więc to ty jesteś tu przywódcą, tak?

- Zgadza się. Jakiś problem?

- Owszem. Zgodnie z umową, gothamska policja nie będzie ingerować w waszą działalność, pod warunkiem, że wy zostawicie Gotham City i jego mieszkańców w spokoju.

- Jeżeli się nie mylę, dziewczynka nie jest mieszkańcem Gotham.

- Ale była pod moją opieką! A to oznacza, że naruszyliście umowę.

- Pani komisarz, proszę się uspokoić. Może zechce pani na spokojnie usiąść i napić się herbaty? Chłopcy, mamy gościa. Bądźcie uprzejmi.

"Chłopcy" uśmiechnęli się drwiąco i wypchnęli przed szereg Terry'ego. Chłopak nie był tym zachwycony. Koledzy ciągle się z niego nabijali (na przykład wysłali go do Celerii i zamknęli przejście) i dawali mu najgorszą robotę. Na przykład teraz, to on musiał ją wyprosić, choć wcale nie miał na to ochoty. Dlaczego mu to robią?

Szesnastolatek uśmiechnął się serdecznie i podchodząc do kobiety, powiedział:

- Proszę za mną.

Jade przypuszczała, że to jakiś podstęp, jednak udała zaufanie i ruszyła za nastolatkiem. Miała oczy i uszy szeroko otwarte. Dała znak Wally'emu, żeby zainterweniował.

Speedster pokręcił głową. Od początku wiedział, że to nic nie da. Złapał leżącą obok torbę z potrzebnym sprzętem i pobiegł w stronę ich siedziby. Bez większych problemów przewibrował przez siatkę i wykorzystując smartfon zablokował kamery i czujniki ruchu. Wprawdzie pozostali jeszcze strażnicy, którzy go zaatakowali jak go tylko zobaczyli, jednak mężczyzna z superszybkością uniknął ich wystrzałów i znokautował, uderzając nimi o mur. Wbiegł do środka, co jakiś czas przyciskając się do ściany, albo chowając się do przypadkowych pomieszczeń.

Kiedy trafił do kuchni i poczuł zapach świeżej potrawki z kurczaka... nie mógł sobie odmówić skosztowania. Po pożarciu kolacji wroga (naturalnie był to strategiczny ruch, mający na celu osłabienie wroga i dobudowaniu swojej siły, na dalszy bieg), ruszył dalej i wbiegł tam, gdzie usłyszał stłumiony krzyk.

Zobaczył poturbowanego Antosia i zapłakaną Jenę. Oboje krwawili. W mężczyznę wstąpiła gwałtowna wściekłość, która go zamurowała. To był jego błąd.

- Czekałem na ciebie - usłyszał zimny głos za plecami. Odwrócił się i zobaczył swojego największego wroga. Przynajmniej w jego wymiarze, choć sądząc po jego nastawieniu, w tym miejscu i czasie, również nie są przyjaciółmi.

- Zoom - wycedził przez zaciśnięte zęby.

Zsunął gogle z czoła na oczy i zajął pozycję do walki. Jego przeciwnik kiwnął głową zadowolony i ruszył na niego z nadludzką prędkością, pozostawiając za sobą jedynie błękitne błyskawice. Wally odczekał chwilę, a kiedy był o włos zrobił szybki unik i uderzył go w brzuch, później kopnął w szczękę. Zoom nie dawał za wygraną i również zadał mu serię szybkich ciosów w klatkę piersiową. Oboje zaczęli biegać po całej bazie, co jakiś czas się zderzając i okładając pięściami.

Jade za ten czas zdążyła obezwładnić kilku żołnierzy i uwolnić Jenę. Dziewczynka w pierwszym odruchu rzuciła się w stronę Antosia. Dopiero później podziękowała grzecznym dygnięciem. Wzięła biedne zwierzątko na ręce i ufnie poszła za swoim dobroczyńcom. Jej zaskoczenie było nie do opisania, kiedy zorientowała się, że Terry jest po ich stronie.

Brunet siłował się z jednym z jej katów. Zmęczony Terry puścił broń, którą próbował mu wyrwać, przez co przeciwnik stracił uwagę i upadł. Spryciarz wykorzystał sytuację do znokautowania wroga.

Jena postanowiła odwdzięczyć się Łowcom za to okropne powitanie w ludzkim wymiarze. Stanęła i podniosła ręce wypowiadając pod nosem tylko sobie zrozumiałe słowa. Tym sposobem wywołała ogromną burzę w całej bazie Łowców. Nie jednego trafił piorun. Trójka wybiegła na zewnątrz. Jade podniosła krótkofalówkę do ust i zakomunikowała:

- West, mamy ją. Jest cała i zdrowa. No, prawie. Zbieramy się.

Chwilę później przed nimi pojawiła się sterta czerwono-żółtych błyskawic, z której po chwili wyłonił się...

- Wally! - krzyknęła szczęśliwa Jena. Rzuciła się na niego z uśmiechem. - Wiedziałam, że mnie nie zostawisz.

- No pewnie, że nie - odparł i schylił się obejmując dziewczynkę.

- Nie chciałbym przerywać tej uroczej chwili, ale Antoś wymaga opieki medycznej - wtrącił Terry. Wally nie zamierzał ukrywać zaskoczenia:

- Terry? Co ty tu...

- Do lekarza. Albo weterynarza. Teraz! - wydała serię krótkich poleceń Jade. Nie sposób było jej nie posłuchać.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro