Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 4: Złodziejaszek Terry

- To przegrana sprawa - narzekała Jena.

- Dali go - dołączył się Antoś.

Siedzieli na sianie w przypadkowej szopie. Musiała być opuszczona, ponieważ gdzieniegdzie biegały myszy, nie było tu żadnych zwierząt, a dach przeciekał.

Wally siedział przed nimi i nie zważając na ich narzekanie wiązał sieć z liny, którą znalazł. Nie szło mu za dobrze.

- Czy zamiast narzekać, mogłabyś mi pomóc? Mam ograniczony czas.

- Co zamierzasz zrobić? - zapytała.

- Sieć.

- Wygląda, jakby zaliczyła bliskie spotkanie z niedźwiedziem, który ją pożarł, przeżuł i wypluł - stwierdziła patrząc na plątaninę sieci, przypominającą wielki kłębek. Który zaliczył spotkanie z niedźwiedziem.

- Żeby złapać złodzieja potrzebny jest plan. Trzeba przesłuchać świadków. Dowiedzieć się czegoś o nim, rozmawiając z lokalną policją. I dowiedzieć się, gdzie poluje.

- Nikt z miejscowych nie chce z tobą rozmawiać - stwierdziła Jena. 

- To utrudnia sprawę. I dlatego potrzebuję sieci. Zastawimy pułapkę. Potrzebujemy jeszcze przynęty.

- A co może być przynętą? - zapytała. Wally zmarszczył brwi, próbując coś wymyślić. Położył się na sianie i wtedy błysnęło mu coś po oczach. Spojrzał na szyję dziewczynki i zobaczył czerwony, lśniący kryształ w formie naszyjnika, z którego wydobywał się ten oślepiający blask. Uśmiechnął się pod nosem odnajdując swoją wymarzoną przynętę. Dziewczynka widząc spojrzenie towarzysza i swój klejnot zasłoniła go dłonią. - To pamiątka po babci. A po za tym to z niego czerpię moją moc. Zapomnij!

- Przecież miałem złapać tego złodzieja, tak? Nie zatrzyma twojego naszyjnika. Chcesz, żebym żył? 

Westchnęła zrezygnowana, zdjęła swoją ozdobę z szyi i niechętnie podała ją przyjacielowi.

- Ale jak ją stracę, to mama zamieni cię w ropuchę i naśle na ciebie bociany.

==========================================================================

Wally i Jena schowali się za skrzyniami w jakimś ponurym zaułku wioski. Antoś z naszyjnikiem Jeny siedział grzecznie na jednej ze skrzyń. "Siatka" Wally'ego wisiała na dwóch lampionach nad Antosiem.

- To chyba nie działa - wyszeptała Jena.

- Zadziała, zobaczysz. A teraz ćśśśś - odpowiedział Wally.

Był widok na drogę, którą przechodziły elfice. Jednak tutaj nikt, nie zechciał wejść. Minęły już 3 godziny.

- Mówiłam, że nic z tego.

- Z czego? - usłyszeli obcy, męski głos za plecami. Nie był do końca męski, ale na pewno nie typowo chłopięcy. Dwójka odwróciła się zaskoczona. 

Za nimi stał nastoletni chłopak o drobnej, aczkolwiek delikatnie umięśnionej posturze. Miał krótko ścięte, czarne włosy dokładnie zaczesane do tyłu. Okrągłe uszy i nie co niski wzrost wskazywały na to, że nie może być elfem. Nosił czarne spodnie, granatową bluzkę i brązową, skórzaną kurtkę. Na biodrach widniał szary pas z kieszeniami. Na twarzy miał uśmiech typowego cwaniaczka.

- Gdzie moje maniery? - ukłonił im się nisko. - Terry McGinnis - przedstawił się. - Jesteście dość ciekawą parką. Co tutaj robicie?

- Polujemy na złodzieja - odpowiedziała Jena. - Ale on chyba nie przyjdzie. A może go widziałeś?

- Jena - próbował jej przerwać Wally.

- Złodziej? Myślałem, że elfy nie kradną.

- Bo nie kradną. Mówiłam, że to głupota i strata czasu. Zabieramy mój klejnot i idziemy do Grimworldu.

- Jena - dziewczynka tylko skarciła go wzrokiem.

- Klejnot? Taki magiczny?

- Tak, zostawiłam go z moją magiczną, latającą foką na skrzyni, bo Wally stwierdził, że złodziej nie wytrzyma pokusy i go ukradnie.

- To przecież głupie.

- Jena - rudy dalej był ignorowany przez dziewczynkę. 

- To samo mu mówiłam, ale on nie słuchał.

- No nic. Powodzenia w łapaniu złodzieja - powiedział i pomachał na pożegnanie nieznajomy. 

Wally popatrzył na Jenę z wyrzutem. Dziecko już chciało wychodzić, ale widząc rozczarowaną minę przyjaciela skrzywiła się i zapytała jak gdyby nigdy nic: 

- No co?

- To był ten złodziej!

- Daj spokój, był bardzo sympatyczny.

Wally westchnął z zażenowaniem przeskoczył skrzynię, ale było już za późno. Antoś i klejnot byli już w drodze na sprzedaż. Na mężczyznę spadła jego własna pułapka.

- Goń go! - krzyknął. 

Dziewczyna wystartowała jak z procy, ale była zbyt wolna. Chłopak z workiem przerzuconym przez ramię gnał przez wioskę. Po drodze rzucał jej pod nogi przypadkowe przedmioty. Mała elfica z trudem omijała przeszkody. Pewny siebie złodziej z rozbiegu wskoczył na płot i zgrabnie wylądował po drugiej stronie. Jena bezskutecznie próbowała wspiąć się na zbyt wysoki dla niej płot. Terry napawaał się swoim zwycięstwem i już miał odejść świętować swoje zwycięstwo, kiedy drogę zagrodził mu rudy mężczyzna.

- Wybierasz się gdzieś? - spytał ze zwycięskim uśmieszkiem.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro