Rozdział 29
- Stara Świątynia Strażników powinna być ich bazą - stwierdził Cyborg, obserwując obiekt przez swoje probiotyczne oczy.
- W porządku - odezwała się Starfire. - Podlecę do środka i was wpuszczę.
Jak powiedziała tak zrobiła. Kiedy była na miejscu, zgodnie z umową, zaświeciła dwa razy latarką, na znak, że droga wolna. Można było przystąpić do działania.
- Jena, zostaniesz tutaj na czatach - polecił jej Wally.
- Ale ja chcę z wami - jęknęła.
- Przykro mi, ale tylko tutaj będziesz bezpieczna. Poza tym to bardzo ważna funkcja. W razie kłopotów, dasz nam znać.
- Tak właściwie, to przydałoby się zostawić z nią kogoś, kto dopilnuje, żeby nie sprawiała kłopotów - stwierdził Cyborg i wymownie spojrzał na Bestię.
- Stary, mogę się przydać.
- Jasne, że tak. Do pilnowania małej. Szybki bardziej się przyda.
- To nie fair! - krzyknęli Bestia i Jena.
Cyborg i Wally zostawili niezadowoloną parę samą. Zakradli się od tyłu. Bramy pilnowali strażnicy. Dzięki hologramom zaprojektowanym przez pół robota, mogli bez problemu się przemknąć. Niestety nie mogli użyć medalionów Ruchu Oporu, ponieważ mogłyby ich zdemaskować.
- Weszliśmy, co teraz?
- Star, powinna dać nam znać, gdzie mamy iść - spojrzał na komputer w swojej ręce. - No dobrze, mamy skierować się w tamtym kierunku - skinął głową.
Przemierzali jeden ciemny korytarz po drugim, a każdy kolejny wydawał się jeszcze dłuższy od poprzedniego. W końcu doszli do wielkich, metalowych drzwi, zupełnie nie pasujących do neobarokowego stylu budynku. Przed nimi czekała ich towarzyszka.
- Ktoś cię zauważył? - zapytał czarnoskóry. W odpowiedzi kosmitki tylko pokręciła głową. Mężczyzna podszedł do drzwi i zaczął przy nich delikatnie wymontowywać zamek. Po cichu weszli do środka. To co tam zobaczyli, kompletnie ich wmurowało.
Były tam szeregi półek z atrybutami całej Ligi Sprawiedliwych zaczynając od maski Flasha, łuku Zielonej Strzały, idąc przez skórzaną kurtkę Black Canary, hełmy Hawkmena i Hawkgirl, fragmenty kombinezonu Atoma, a na pasie Batmana, lassie prawdy Wonder Woman i pelerynie Supermana kończąc.
- Co te potwory z nimi zrobiły - wyszeptała Starfire. Jej przyjaciel objął ją ramieniem w ramach wsparcia.
Mały Flash na dłużej zatrzymał się przy goglach. To były jego gogle. Z trudem przełknął ślinę. Zauważył też dwie pałki, które wyglądały dokładnie tak samo, jak te, których używał Wodnik, a obok był pas, ale Batmana, raczej... Nightwinga. Odszedł od tej półki cały blady.
Kaldur został w bazie i jest cały i zdrowy, a to znaczy, że tutaj ktoś inny jest Wodnikiem, tak jak Artemis tutaj dowodzi Ruchem Oporu, Agnes jest facetem (albo dzieckiem, nie był do końca pewny), także w postać Nightwinga wcale nie musiał wcielać się Dick. Może dla równowagi, tutaj jest kobietą, albo to ktoś kogo nie znał. Mimo to czuł dziwny niepokój. W pewnym momencie poczuł znajomy dotyk. W umyśle.
- Megan? - wyszeptał. - Bądźcie ostrożni - polecił towarzyszom. Odwrócił się, ale nikogo za nim nie było. Zauważył, jak znikają za kolejnymi drzwiami.
Szybko do nich podbiegł i pomachał im przed oczami, ale nie reagowali. Ich wzrok był nieobecny, pusty, jakby ktoś przejął nad nimi kontrolę.
Rozejrzał się po pomieszczeniu w poszukiwaniu czegoś, co mogłoby ich otrzeźwić. Niestety znajdowali się w pomieszczeniu z celami. Rozpoznawał masę twarzy. Była to cała Liga, cała masa bohaterów, w więzieniu.
- Skąd mam bez was wiedzieć kogo uwolnić, kto jest dobry, a kto zły, tutaj panują inne zasady, otrząśnijcie się, nie jestem z tego wymiaru!
Podeszli do jednej konkretnej celi, w którą Star wycelowała świecącą na zielono pięść.
- Nie rób tego - syknął. - Narobisz hałasu.
Nie posłuchała. Wystrzeliła promień, który rozwalił całe drzwi i narobił masę hałasu. Dopiero wtedy jego towarzysze oprzytomnieli. Potrząsnęli głowami i zamrugali nerwowo.
- Co tu się... - zaczął Cyborg, ale nie skończył, widząc, co narobili. - Będą kłopoty.
- Imponujące - rozległ się znajomy głos w głowie rudego. - Jeszcze nikt nigdy nie oparł się mojemu atakowi psyonicznemu.
- Dlaczego to zrobiłaś? Będziemy mieli kłopoty!
- Musiałam to zrobić, żeby w końcu być wolna! - po tych słowach z celi wyszła Marsjanka. Zupełnie inna niż ją zapamiętał. Ta tutaj mierzyła około dwóch metrów wzrostu, miała skórę białą jak śnieg, cała jej postura przypominała szkielet, czerwone oczy wbijały wzrok w trójkę. Głowa wyglądała, jakby jej mózg i zęby były na wierzchu. Gdzieniegdzie na ramionach, nogach i torsie widniało mięso. W zaistniałej sytuacji speedster nie do końca wiedział, jak reakcja byłaby właściwa. Szczęście z uwolnienia najlepszej przyjaciółki (przynajmniej, tak ją pamiętał), czy raczej szykować się do ataku. - Macie rację, szykują się kłopoty.
Tymczasem Bestia krążył zniecierpliwiony po dachu. Dziewczynka siedziała i przyglądała mu się uważnie.
- Jak myślisz, jak im idzie? - postanowiła przerwać milczenie.
- Dłużej tutaj nie wytrzymam - ogłosił. - Powinniśmy chyba sprawdzić, jak im idzie, co o tym myślisz. Wiesz, tak dla bezpieczeństwa.
- Hmmm... Tak dla bezpieczeństwa nie zaszkodzi.
Uśmiechnęli się do siebie porozumiewawczo. Po chwili zielonoskóry mężczyzna zmienił się w pterodaktyla, złapał małą w łapy i razem zlecieli na dół.
- Jak przejdziemy obok strażników? - wyszeptała elfka.
- Ja jestem zielony, ty jesteś elfem, wydaje mi się, że jakoś damy radę przejść obok magicznych strażników.
- Logiczne podejście do sprawy.
Szeroko uśmiechnięci przeszli obok strażników, jednak ci zagrodzili im drogę.
- Obcym wstęp wzbroniony - powiedział strażnik-minotaur.
- Jacy obcy! - odpowiedział mu Bestia. - Nie rozpoznajesz swoich? Przecież jestem zielony, a ona jest elfem. Mamy dostarczyć...
- Ważne dokumenty - dokończyła za niego Jena.
- Dokładnie. Właśnie dlatego ją ze sobą wziąłem. Wpuśćcie nas panowie.
- Gdzie są te dokumenty? - zapytał drugi-centaur.
- Nie możemy ci powiedzieć, bo to ściśle tajne - stwierdził.
- Jak ci powiemy, to cały świat magiczny wybuchnie!
- Aż tak bym przesadzał, ale będzie źle.
- Bardzo źle.
- Musimy przejść.
- Koniecznie.
Postanowili ruszyć przed siebie, ale ci ponownie zagrodzili im drogę.
- Jak myślisz, co powinniśmy zrobić? - zapytał minotaur.
- Chyba zawiadomić Radę Starszych.
Bestia i Jena wymienili przerażone spojrzenia.
W pewnym momencie rozległ się dźwięk wybuchu, później następna seria wystrzałów.
- Planowaliśmy dzisiaj jakąś egzekucję?
- Musimy zawiadomić Starszych.
Zielony zmienił się w goryla i powalił ich na ziemię.
- No i tyle, jeśli chodzi o załatwianie "po cichu".
- Chyba mają kłopoty - dziewczynka pobiegła w kierunku budynku, ale jej "pan niania" ją dogonił i zagrodził drogę.
- Ty tu zostajesz. To zbyt niebezpieczne dla dziecka.
Ściana się zawaliła i prawie przygniotła ich oboje, ale w ostatniej chwili Jena stworzyła wokół nich tarczę energetyczną, która ich ochroniła.
- Zmieniłem zdanie. Możesz iść, ale trzymaj się za mną, bądź cicho i uważaj.
Niezaszli daleko, a już zauważyli Starfire, niosącą rannych mężczyzn. Po chwili dołączył do niej Wally z jakąś blondynką na rękach. Za nimi biegł Cyborg, który strzelał do armii magicznych. W obronie towarzyszyła im setka ludzi. Część niosła rannych, inni osłaniali pozostałych.
- Musimy się wycofać. Szybko! - krzyknęła.
- Ale czy jest z wami... - chciał zapytać Bestia, ale nie dane mu było dokończyć, bo po chwili jeden z byłych więźniów przeniósł ich do świata rzeczywistego.
- Macie poważne kłopoty - oświadczyła Artemis, mordując ich wzrokiem.
Przepraszam za to, że w ostatnim czasie nic się nie pojawiało, ale miałam na głowie całą masę pracy. I wprowadzę pewne zmiany. Kończę z nadawaniem tytułów rozdziałom. Słabo mi to szło, więc nikt nie powinien płakać. Jeżeli komuś by to przeszkadzało, piszcie śmiało. Dziękuję z góry, każdemu, kto to przeczyta. Pozdrawiam, Iness531.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro