Todoroki Miku: Rozdział 1
✔
Byłam pomiatana na każdym kroku, czy to przez to, że źle wykonałam zadanie dane mi przez ojca, czy też przez to że coś nieumyślnie rozwaliłam. Wszystko było moją winą...
Nie dostanie daru, było moją, nikogo innego winą. Czy byłam smutna? Oj tak, chciałabym zasnąć i obudzić się w lepszym pełnym szczęścia, i miłości świecie. Lecz to nie było mi dane.
Jako czterolatek, często byłam wykorzystywana przez mojego ojca do różnych rzeczy. Czy to posprzątać po braciach, czy pomoc siostrze i mamie. Nie znałam słowa ,,nie'', było tylko, głupie i nie znoszące sprzeciwu, tak. Mimo, że powstałam z tych samych genów co mój brat, niestety byłam przez pewien czas, quirkless. Do czasu...
Byłam jak zwykle w salonie wraz z moim starszym rodzeństwem, i obserwowałam jak bawią się razem, radośni... Nie czułam tego nawet gdy próbowali mnie zabawić, byłam zawsze jakoś dziwnie smutna i niepewna. Nie ufałam ludziom, czułam po części co mój bliźniak, nie mogłam się bawić gdy on cierpi. Ale dzisiaj także było coś nie tak.... Moje ciało co jakiś czas przechodziła nagła fala ciepła, wtedy także czułam dziwne uczucie w oczach, nie było to jakoś bolesne, było nawet fajne, ale nadal dziwne i inne. Po raz setny tego dnia przecierałam oczy mój starszy brat Natsuo zapytał,
- Oi Miku-chan, wszystko w porządku?- zapytał i podbiegł do mnie.
- nie wiem...- powiedziałam i poczułam jak to ciepło coraz częściej mnie zalewa, wraz z dziwnym uczuciem w oczach, nie mogłam już przestać przecierać moimi porcelanowymi rączkami oczu.
- Mi...Ku?- słyszałam coraz niewyraźnie rodzinę, podeszła do nas nasza matka, i krzyczała po mojego ojca, najstarszy z nas Toya. Zaraz usłyszałam obojętny a zarazem podekscytowany, i z odrobiną wściekła głos ojca.
- Mik... co...znowu...dzieje?- zapytał i podszedł do mnie. Złapał mnie swoją dużą dłonią, ale jego ciepło było mało przyjemne, nie chciałam czuć tej ręki, która znęca się nad braciszkiem.
- NIE DOTYKAJ MNIE!- krzyknęłam i zaraz poczułam, okropne ciepło w dłoniach, tym razem nie przyjemne jak wcześniejsze, teraz było przez moje przerażenie okropne i mało komfortowe. Krzyczałam próbując ,,strzepać'', z siebie to okropne uczucie, z trzepania całą sobą zmieniłam pozycję, do tarzania się po ziemi.- Mamo! Shouto! Pomocy! To boli!!!- w prawdzie nie bolało mnie aż tak, lecz tak był to ból.
- Miku?!- krzyknął Shouto wchodząc do salonu.
- Shouto, idź stąd!- powiedział mężczyzna i wygonił chłopaka, którego tak bardzo teraz potrzebowałam.
- Mamo!!!- krzyczałam i czułam jakby otoczył mnie ogień i dostał się do moich oczu, zmieniając ich barwę.- Tato!!!- krzyknęłam nieświadomie, czułam jak w moich rękach pojawia się coś, dopiero po tym jak otworzyłam oczy zobaczyłam...- co to?- zapytałam dziwnie spokojnie, patrząc nad głowę Toya-sana, był tam piękne ametysty lecz ich barwa, była... Ciemniejsza niż innych.
- Toya, to jest Toya Miku.- powiedziała moja matka zalana łzami, nie odpowiadając jej niczym podeszłam do brata i chciałam to coś złapać, lecz moja dłoń przez to przenikała.
- piękne.- powiedziałam i popatrzyłam na wszystkich w pokoju.- jest fioletowe.- powiedziałam z ekscytacją, lecz moje oczy, które zaczęły zauważać o wiele więcej, zaczęło pojawiać się jeszcze coś, ale nie było to takie widoczne. Zacisnęłam mocniej rękę na tym, lecz ledwo to czułam.
- Miku, masz dar...- powiedziała zdziwiona moja matka.
- co czujesz, co widzisz?- zaczął zadawać mi pytania ojciec.
- ciepło, i diamenciki.- powiedziałam i wskazałam nad jego głowę, wkurzony odwrócił się i poszedł trenować dalej braciszka. Niestety nie zauważyłam w tamtym momencie, że jest dumny i przez jego ciało przeszła ulga.
- chodźmy Miku, musisz iść zaraz spać, jest późno.- powiedziała miło kobieta, z strachem patrząc jak jej małżonek odchodzi.
Spałam już w swoim i braciszka pokoju, tam tylko mogę się z nim spotykać, o dziwo mama to wywalczyła, byśmy razem mieli pokój. Wstałam gdy usłyszałam otwieranie drzwi i do środka wszedł Shouto.
- braciszku! Co dzisiaj robiłeś?- zapytałam go wstając z swojego łóżka, i podchodząc do niego by go przytulić.
- nic...- powiedział i patrzył w inną stronę, niż byłam ja.
- Shouto? Mi możesz powiedzieć wszystko, przecież wiesz...- powiedziałam i złapałam za jego ramię, on odepchnął mnie z całej siły przez co upadłam na ziemię.- Braciszku...
- zamknij się! Wiecznie tylko o to pytasz, nigdy się za mną nie wstawiłaś, zawsze tylko ,,tak tatusiu'', nie wiesz co przechodzę!- krzyczał.
- dobrze...- zaczęłam a ten się uspokoił, i patrzył na mnie zdziwiony.- Krzycz, bij, pokaż mi jak cierpisz. Pamiętaj, że i ja czuje twój ból, obronię cię... Przed każdym, przed wszystkim...- powiedziałam i złapałam za jego twarz.- kocham cię braciszku, zawsze będę... Tutaj.- wskazałam na jego serce.- A teraz chodźmy spać.- powiedziałam i położyłam się z nim do jego łóżka.
Wstałam czując dziwny brak czegoś, rozejrzałam się widząc, że nie ma braciszka zeszłam schodami na dół, gdyż nigdzie na piętrze go nie było. Zauważyłam jak stał w wejściu do kuchni i o coś się spytał, zareagowałam automatycznie, ukrywając jego prawą stronę twarzy własną ręką, przez co powstała na niej blizna.
Po tych wydarzeniach mama została wysłana do szpitala psychiatrycznego, stałam na baczność wraz z Shouto przed ojcem, który krzyczał na nas, i wyzywał mamę. Patrzyłam na niego z obojętnością, a Shouto z naturalną nienawiścią.
- A może dzisiaj dla odmiany Miku?- powiedział i pociągnął moje ramię.
- nie dotykaj jej!- krzyknął Shouto, wyrywając się do walki z własnym ojcem. Mężczyzna popchnął mnie i upadłam na ziemię, wtedy podszedł do Shouto i zaczął go bić, mówiąc jaki on jest beznadziejny.
- mam dość...- powiedziałam wstając pewnie, a oni mnie nie słyszeli.- Słyszysz, mam dość! Pozbędę się problemu...- powiedziałam i z mroczną aurą roztaczającą się wokół mnie załapałam, za wcześniej niewidzialny przedmiot w ręce, i rzuciłam przez co ramię ojca rozcięła- do tamtej pory niewidzialna strzała, którą okazał się miecz, poczułam jak przez jego krew dostaje się do mnie dziwna siła... Przez to niewidzialny przedmiot stał się widzialnym, pięknym europejskim mieczem z zdobieniami i o czarnym ostrzu, i srebrnej rączce.
- twój dar, nie jest beznadziejny Miku.- powiedział i zakrył ręką zranienie, jego płomienie otoczyły mnie przez to parząc moją skórę, w niektórych miejscach. Zemdlałam.
Obudziłam się w biurze ojca, moje ruchy krępował bandaż okrywający moją prawą całą rękę, lewą nogę i kawałek brzucha. Moje ruchy były wolne i pełne bólu, ale wydostałam się z domu... Przysięgłam sobie jedno...
Wrócę, i uratuje wszystkich domowników, wraz z ojcem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro