Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 47. Pogorszenie stanu zdrowia.

/Gabriela/

Minęło dość dużo czasu od wieści, że moja mama zaczęła poważną walkę z rakiem o swoje życie. Od tamtej pory zaczęła ona brać chemię. Wiedziałam jakie mogą być skutki. Mdłości, wypadanie włosów, spadek energiczności, zmęczenie i wiele innych. Codziennie przy niej siedziałam razem z Edwardem. Wiedziałam, że zawalam szkołę ale będąc na wykładach bym była myślami przy mamie. Zawsze gdy jestem przy niej to mój tata starał się zająć złe myśli pracą. Czasem się mu to udawało, a czasem nie. Moje babcie, ciocie, kuzyn, przyjaciele jak i przyjaciele moich rodziców wiedzą już o chorobie mojej mamy. Wszyscy starają się jakoś nas wspierać w trudnej dla nas sytuacji. Jednak wiem, że dla nich to też jest trudne. Właśnie szłam z Edwardem do pokoju nauczycielskiego. Chciałam powiedzieć wychowawcy czemu nie ma mnie w szkole tak długo. Spojrzałam na chłopaka gdy stanęliśmy przed drzwiami. Wzięłam głęboki wdech po czym zapukałam. Weszłam po chwili do pomieszczenia.

-Dzień dobry. O Gabriela. Właśnie myślałem o tobie. Siadaj.- Powiedział wychowawca. Podeszłam i usiadłam do stołu. Edward usiadł koło mnie. Wychowawca chciał się do tego przyczepić ale przemilczał to.- Możesz wyjaśnić czemu rodzice nie odbierają telefonów, a ty i Edward opuściliście się w nauce?- Zapytał się nauczyciel.

-Panie profesorze. Przepraszamy. Po prostu...- Nie dałam rady mówiąc szczerze dokończyć. Rozmowa na temat choroby śmiertelnej, a w tym przypadku raka nie jest taka prosta. Szczególnie jeśli w grę chodzi życie bliskiej osoby która poświęciła się w wielu sprawach. W obecnej sytuacji w grę chodziło o życie i zdrowie mojej matki. Spojrzałam na Edwarda mając nadzieję, że on za mnie dokończy.

-Gabriela. Czy ty i Edward spodziewacie się dziecka?- Pytanie nauczycielki od biologii zadziałało na mnie jak i na Edwarda jak kubeł zimnej, a w ręcz lodowatej wody.

-Co?!- Krzyknął mój wujek co skutkowało pęknięcie donicy z kwiatem i spadnięcie zawartości donicy na dywan. Spojrzałam na wuja Gabriela spokojnym wzrokiem.

-Wujku. Spokojnie.- Powiedziałam po czym mój wzrok pokierował się w kierunku wychowawcy.- Nie pani profesor. Nie jestem w ciąży. A nawet jeśli to bym normalnie chodziła do szkoły albo bym dała panu o tym znać.- Powiedziałam czując jak wuj daje rękę na moje ramię.

-Gabrieli i mnie nie było bo jej mama jesz w szpitalu. Ma białaczkę.- Powiedział Edward. Był wkurzony i słychać było to w jego głosie. Na szczęście wychowawca zrozumiał obecną sytuację i powiedział, że przyśle nam testy które wykonamy online. Po rozmowie poszłam z moim chłopakiem na spacer by emocje opadły zanim odwiedzimy moją mamę. Nagle podbiegł do nas mój kuzyn.

-Gabryśka, a ja ciebie wszędzie szukam.- Powiedział zdyszany Wiki.

-Wow powoli chłopie. Bo nam padniesz z tego zmęczenia.- Powiedział Edward sadzając mojego kuzyna na ławce.- A teraz mów co się dzieje.- Powiedział Edward. Liczyłam, że mojej mamie nic nie jest.

-Gabi. Dzwonił co ciebie tata ale nie odbierałaś. Stan twojej mamy się pogorszył.- Na słowa kuzyna przeraziłam się. Sprawdziłam telefon. Faktycznie było dużo wiadomości jak i połączeń od ojca. W głowie miałam najgorszy scenariusz. To, że kiedy ja rozmawiałam z wychowawcą to moja mama w tym czasie mogła umierać na oczach taty. Nie czekając na nic pobiegłam w stronę szpitala. Ignorowałam wołanie kuzyna jak i chłopaka.

/Maryna/

Siedziałam z Kubą przed salą Wiktorii. Onkolog wykonywał jej badania w asyście pielęgniarek. Widziałam jak Kuba się stresuje. Nie dziwiłam się. Gdyby Gabryś żył i byłby chory również bałabym się o jego życie. Podszedł do nas doktor Góra. Podał on Kubie wodę i tabletkę. Prawdopodobnie na uspokojenie. Kuba wziął lek i popił go wodą. Bał się o żonę. Dodatkowo stresował się faktem, że Gabriela nie odpisywała i nie odbierała telefonu. Cóż. Pewnie rozmawia z wychowawcą na temat jej nieobecności. W pewnej chwili córka Wiki, jej chłopak i mój syn przybiegli. Kuba musiał trzymać emocje na wodzy gdy rozmawiał na osobności z Gabrielą. Wiedziałam, że nie jest to miła sytuacja gdy trzeba własnemu dziecku powiedzieć o tego typu sytuacji. Wiem coś na ten temat. Chcąc zostawić ich na osobności poszłam razem z synem do bistro. Kupiliśmy soki i coś słodkiego.

-Mamo martwię się. A co jak ciocia Wiktoria... No wiesz... Umrze?- Zapytał się Wiktor kiedy usiedliśmy do jednego ze stolików.

-Nie wiem synu. Na pewno Wiktoria będzie spokojniejsza i szczęśliwa gdy spotka się po tamtej stronie z twoim ojcem. Tak długo się nie widzieli. Miejmy nadzieję, że Wiktoria dożyje dnia kiedy jej córka będzie brała ślub.- Powiedziałam kładąc rękę na ramię syna.

/Wiktoria/

Leżałam w sali. Wiedziałam, że mój stan się pogarsza. Nocami śni mi się Gabriel. Stara się on dodać mi sił do walki z chorobą ale... Czasem chciałabym się poddać. Choćby dlatego, że boje się. Boję się, że nie ujrzę jak moje jedyne żyjące dziecko bierze ślub. Starałam się jakoś znieść wszystko. Być w pewien sposób silna ale strach i lęk uniemożliwiają mi to. Chciałabym by Gabriela była z Edwardem szczęśliwa. Nawet jeśli by musiała w młodym wieku pochować matkę. Zasnęłam wykończona badaniami. Byłam w parku rozrywki. Były wakacje. To były pierwsze tygodnie ciąży Maryny. Kiedy moja mama jak i rodzice Maryny świętowali razem z nią to ja razem z bratem, Piotrkiem, Martyną, moim kolegą Cezarym i Zosią świętowaliśmy to w parku rozrywki. Byliśmy na kilku różnych atrakcjach typu latający dywan, karuzele jak dla dzieci, dom strachów i wiele innych. Najwięcej czasu chyba spędziliśmy na strzelnicy. Rywalizowałam z dziewczynami przeciwko chłopakom. Opłacało się bo to Gabryś i Piotrek sponsorowali atrakcje. Po świetnej zabawie poszliśmy na pizzę. Cieszyłam się jak dziecko które wygrało na loterii. Marzyłam by razem z bratem ratować ludzi. Nawet pracowaliśmy nad układem tanecznym do mojej wersji piosenki ,,Baby Steps" gdzie mój tytuł to ,,Ratować Życie".

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro