Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 45. Początki choroby.

/Wiktoria/

Minęło kilka lat. Gabriela jest w już w wyższej szkole. Ma ona dużo znajomych którzy akceptują jej dar. Udowodniła im to ciocia Sara. Gabriela od dziecka chce być ratownikiem medycznym tak jak ja, mój brat i Kuba. Od pewnego czasu gorzej się czuje. Leci krew mi z nosa, pojawiają się siniaki nawet jeśli lekko się uderzę oraz często mam zawroty głowy. By nie martwić przyjaciół, córki i męża zrobiłam badania kontrolne. Właśnie sprzątałam dom kiedy Gabriela była w szkole, a Kuba w pracy. W pewnej chwili zadzwonił mój telefon. Wyjęłam go z bluzy i odebrałam połączenie.

-Hej Wiktoria. Słuchaj mam twoje wyniki. Powinniśmy o nich pogadać w szpitalu. To dość poważna sprawa i wolę nie gadać o tym przez telefon. Mogłaby przyjechać do szpitala i przyjść do mojego gabinetu?- Zapytał się Sławomir Starzyński. Był on onkologiem. Zaniepokoiło mnie jednak, że sprawa moich wyników jest poważna.

-Jasne nie ma problemu.- Powiedziałam udając, że wszystko jest ok. W między czasie idąc do przedpokoju. Gdy rozłączyłam się ubrałam buty i zabrałam torbę. Opuściłam dom i poszłam do szpitala. Po drodze zastanawiałam się nad tym co może mi dolegać. Gdy doszłam do szpitala od razu podbiegła do mnie Basia.

-Hej Wiki. Kuba jest na wezwaniu więc jeśli go szukasz to...- Nie dałam jej dokończyć.

-Ja nie w tej Basia. Badania kontrolne i przyszłam po wyniki. Daj znać jeśli Kuba się zjawi.- Powiedziałam po czym przytuliłam przyjaciółkę i poszłam do szpitala. Powolnym krokiem poszłam na oddział onkologii gdzie gabinet miał Sławomir Starzyński. Po dotarciu pod gabinet onkologa zapukałam i weszłam. Nikogo nie było. Usiadłam na krześle i zaczęłam czekać by dowiedzieć się co mi dolega. Chwila nie minęła, a do środka wszedł lekarz. Spojrzałam na niego.

-Przepraszam, że musiałaś czekać. Pacjent z oddziału onkologicznego miał próbę samobójczą.- Powiedział siadając szybko w fotelu.

-Spokojnie. Czekam tu dopiero chwilę.- Powiedziałam patrząc na mężczyznę.- Przejdźmy lepiej do rzeczy. Co z moimi wynikami nie tak?- Zapytałam się patrząc na lekarza.

-A tak wyniki.- Powiedział lekarz wyjmując z biurka teczkę na której pisało moje imię i nazwisko.- Wiesz, że dbamy o ciebie tylko ze względu na Nowego?- Zapytał się Sławomir.

-Wiem... Minęły kolejne lata. Moja córka... Ona bardzo przypomina mnie w czasach szkolnych. Wie doktor o czym mówię.- Powiedziałam kiedy mężczyzna wyją z teczki wyniki i podał mi je. Po wzięciu ich zaczęłam je czytać. Wychodziło na to, że mam podejrzenie białaczki. Przeraziłam się. Bałam się reakcji córki i męża. Gabriela jest młoda, a ja mam już swoje lata. Wiedziałam, że muszą zrobić mi jeszcze badania dla pewności. Chcieli potwierdzić swoje obawy dotyczące nowotworu.- Możemy to teraz załatwić? Nie chce czekać z zaczęciem leczenia.- Powiedziałam na lekarza.

-Pewnie. Powiadomię pielęgniarki i zabierzemy ciebie na zabieg.- Powiedział Sławek po czym razem z nim poszliśmy do gabinetu gdzie miał się odbyć zabieg. Denerwowałam się ale starałam się zachować spokój.

/Kuba/

Wróciłem do bazy po wezwaniu. Od razu zrobiłem sobie kawę i usiadłem wygodnie na kanapie. Ciekawiło mnie co Wiktoria robi w domu. Zadzwoniłem do niej ale nie odebrała. Zacząłem ją pić kiedy w pewnej chwili zauważyłem Basie. Dziewczyna spojrzała na mnie.

-W końcu jesteś Kuba. Wiktoria miała jakieś badania w szpitalu i poszła po wyniki.- Powiedziała Basia. Zmartwiło mnie to, że Wiki nie mówiła mi nic na temat badań lekarskich. Wstałem z kanapy i odłożyłem na stół kubek z niedopitą kawą. Opuściłem bazę, a następnie zmierzyłem do szpitala. Zacząłem szukać żony po całym szpitalu. W pewnej chwili zauważyłem Consalidę. Podbiegłem do niej.

-O cześć Kuba. Coś się stało?- Zapytała się kobieta.

-Tak. Wiesz gdzie Wiktoria? Ponoć miała odebrać wyniki.- Powiedziałem patrząc na nią.

-Z tego co wiem to niedawno Starzyński robił jej rutynowe badanie by upewnić się czy Wiki ma białaczkę.- Słowa Consalidy mnie tak przeraziły, że usiadłem na krześle.- Kuba co się dzieje?- Zapytała się lekarka.

-Nie mogę jej stracić. Najpierw straciłem Adę, a teraz nie mogę stracić Wiki. Obiecałem Nowemu, że... Że się nią zajmę i zaopiekuję. Nie mogę tego spieprzyć. Gabriela...- Nie dokończyłem bo z nerwów zrobiło mi się nie dobrze. Consalida zabrała mnie do gabinetu i podała leki na uspokojenie. Na szczęście zabieg szybko minął i mogłem iść do żony.

/Gabriela/

Byłam ze swoim chłopakiem Edwardem na spacerze po parku. Byliśmy ze sobą już dwa lata. Poznałam go kiedy doszedł do mojej klasy. Od razu mówił o swoich przeżyciach w dzieciństwie. Pokazywał blizny które teraz ma zakryte tatuażami. Każdy ma nawiązanie albo do śmierci albo do życia. Połączyło nas chyba zamiłowanie do medycyny. Pod czas gdy wspierałam go po śmierci jego młodszego brata ujawniłam mu swój dar. Cieszył się, że mógł chociaż w ten sposób z nim porozmawiać. Rozmawialiśmy na temat mojej rodziny. Edwardowi imponowało zachowanie mojego wuja Gabriela. W między czasie piliśmy cappuccino czekoladowe które kupiliśmy w kawiarni. Usłyszałam dzwonienie telefonu. Wyjęłam smartfona z kieszeni i sprawdziłam kto dzwoni. Zaskoczył mnie fakt, że to mój ojciec dzwoni, a nie mama. Odebrałam telefon.

-No hej tato co tam?- Zapytałam się siadając z Edwardem na ławce.

-Gabi słuchaj. Idź spakować rzeczy mamy. Ciuchy, szczoteczkę do zębów, paste, szczotkę do włosów... Laptopa, kilka książek... Nie wiem jeszcze może coś do jedzenia.- Powiedział tata. Po głosie wyczułam, że coś musiało się stać. Wstałam z ławki.

-Tato ale co się dzieje? Mama jest w szpitalu?- Zapytałam się zaczynając się powoli bać. Edward do mnie podszedł i objął.

-Kochanie to nie jest rozmowa na telefon. Wyjaśnię ci wszystko w szpitalu.- Powiedział tata. Westchnęłam cicho.

-Dobrze tato. Zaraz będę.- Powiedziałam i rozłączyłam się. Spojrzałam na swojego chłopaka.- Edward muszę do domu. Moja mama jest w szpitalu. Nie wiem co się stało.- Powiedziałam zdenerwowana patrząc na chłopaka. Edward złapał mnie za ramiona.

-Hej, hej, hej. Spokojnie kochanie. Pojadę z tobą. Nie zostawię cię samej w tym wszystkim.- Powiedział Edward. Poszliśmy oboje do mojego domu. Tam spakowałam rzeczy mojej mamy. Razem z moim ukochanym poszliśmy szybko do szpitala. Przed wejściem stał mój ojciec. Palił papierosa.

-Tato co z mamą?- Zapytałam się zdenerwowana patrząc na ojca.

-Onkolog... Podejrzewa białaczkę.- Słowa ojca przeraziły mnie. Spojrzałam ze łzami na chłopaka.

-Nie martw się Gabi. Na pewno z tego wyjdzie.- Powiedział Edward. Razem z chłopakiem poszliśmy do sali mojej mamy. Wiedziałam, że wyniki będą dopiero za kilka dni lub nawet jutro. Stanęłam przed szybą do sali mamy. Spała podpięta do sprzętu medycznego. Edward nie opuszczał mnie ani na krok. Nawet wtedy kiedy leżałam z głową na jego kolanach w sali mamy będąc wykończona tym dniem.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro