Rozdział 40. Złamane serce.
/Zosia/
Minęło trzy dni od śmierci mojego ojca. Dziś odbywał się jego pogrzeb na którym mieli być przyjaciele, rodzina i z tego co mi wiadomo to nawet kilka osób z wyższego szczebla. Obecnie jechałam z Anią do kaplicy. Gdy wysiadłam z auta będąc pod kaplicą zauważyłam wielu przyjaciół mojego taty. Był też Wiktor z Maryną, Lidka, Tadzik i Patryk. Podeszłam do nich. Przyjechał jeszcze mój chłopak Maks. Tata go nie zdążył poznać. Niestety. Weszliśmy wszyscy do kaplicy. Podeszłam do tego trumny. Wyjęłam z kieszeni pudełko z obrączką mojej mamy. Zdjęłam swój naszyjnik i przeplotłam przez niego obrączkę. Następnie włożyłam naszyjnik z obrączką w dłoń mojego taty. Łzy spływały po moich policzkach. Po chwili czworo przyjaciół mojego taty zabrało trumnę z jego ciałem do kościoła. Po całej uroczystości w kościele przyjaciele mojego taty wzięli trumnę. Zanieśli ją do karetki. Zrobili tak jak pod czas pogrzebu Nowego. Gdy dotarliśmy na cmentarz zauważyłam, że grób taty będzie niedaleko grobu Gabrysia. Gdy przyjaciele mojego taty położyli trumnę na lina które miały opuścić trumnę do dołu wszyscy stanęli po obu stronach grobu. Zauważyłam policjantów, wojskowych i strażaków.
-Kompania baczność!- Krzyknął jeden z policjantów.- Na ramię broń.- Powiedział policjant.- Prezentuj broń.- Powiedział po raz kolejny policjant. Cały czas policjanci wykonywali polecenia swojego przełożonego.
-W imieniu Rzeczypospolitej Polskiej mianuje pośmiertnie doktora Wiktora Banacha medalem za odwagę i za wierną służbę w Leśno Górskim pogotowiu ratunkowym.- Powiedział burmistrz Warszawy po czym podszedł do mnie i do Anny. Wręczył teczkę z której czytał. Wzięłam ją mając łzy w oczach. Następne razem z Anną podali sobie ręce. Mężczyzna po puszczeniu dłoni Ani poszedł do swoich ludzi.
-Wszyscy opłakujemy dzisiejszy dzień. Dzień w którym odeszła z tego świata osoba która przez całe swoje życie ratowała i pomagała nam w walce o nasze życie. Każdemu serce pęka z bólu i rozpaczy. Serce które najchętniej by wykrzyczało co czuje w obecnym momencie. Pan doktor Wiktor Banach znany ratownikom z Leśnej Góry jako legenda ratownictwa był odważnym, lojalnym i godnym zaufania człowiekiem. Nigdy nie pozwolił by komuś z jego bliskich stała się krzywda. Lecz każdy z nas wie, że może odejść z tego świata. Nie wiadomo kiedy, gdzie i przez co. Jednak każdy wie, że warto walczyć o swoje i innych życie nawet jeśli szanse są małe. Pan Banach był jedną z tych osób które ryzykowały swoim życiem by ratować drugą legendę ratownictwa. Pana Gabriela Nowaka. Obaj ci wielcy ludzie zostaną w naszych serca do końca. Możemy o nich zapomnieć lecz mimo wszystko będziemy im wdzięczni za uratowane życie.- Powiedział ksiądz. Wtedy włączyły się syreny karetek w momencie gdy trumna z ciałem mojego taty została spuszczana do dołu. Ze łzami w oczach przytuliłam się do Maksa. Mój chłopak starał się mnie pocieszyć w tej trudnej chwili. Po chwili przyjaciele taty zaczęli zakopywać grób. Zacisnęłam ręce na marynarce Maksa. Gdy skończyli wszyscy zaczęli składać na nim kwiaty, wieńce i znicze. Podeszłam z Maksem do grobu taty. Położyłam jego zdjęcie. Zacisnęłam oczy czując w nich łzy.
-K-Kocham cię tato.- Powiedziałam zaczynając po chwili płakać. Wtuliłam się w Maksa który złożył na grobie znicze. Wstałam i razem z rodziną i przyjaciółmi pojechaliśmy do restauracji na stypę. Starałam się coś zjeść ale było mi trudno. Serce mnie bolało od tego, że musiałam pogrzebać ojca. Usłyszałam stukanie w kieliszek. Spojrzałam na Piotrka który wstał mając w dłoni kieliszek.
-Koledzy, koleżanki. Każdego z nas boi strata Wiktora. Był dla każdego z nas wzorem do naśladowania. Nie raz musiał ryzykować siebie by kogoś ratować. Jak by była możliwość przywrócenia kogoś raz w swoim życiu przywróciłbym Wiktora.- Powiedział z trudem Piotrek.- Dlatego wznoszę toast za Wiktora Banacha. Najdzielniejszego i legendę polskiego ratownictwa medycznego.- Powiedział Piotrek. Wstałam podnosząc swój kieliszek.
-Mój tata chciałby byśmy myśleli o naszej pracy. O ratowaniu ludzi. Ludzi którzy mogą być po wypadku, chorzy przez chorobę lub ranni z innego powodu. Dlatego uważam, że każdy z nas powinien być przy bliskich nawet jeśli jest to dość trudne. Najpierw odeszła Renata, potem Gabi, następnie Lidka, a kilka lat temu nasz wspaniały Gabryś. Do dziś nie wybaczę sobie jego łez po zerwaniu. Czasem myślę, że gdybym była z nim to by teraz żyłby tu i byłby z nami, a nie kilka metrów pod ziemią. Ja wnoszę toast z Gabrysia i za mojego ojca. Ojca który był najlepszy jakiego miałam. Mój tata za życia traktował Gabrysia jak rodzonego syna. Nawet wtedy gdy zerwałam z nim.- Powiedziałam gdy po chwili przyjaciele mojego taty i byłego wstali.
-Za Wiktora i za Nowego!- Krzyknęliśmy wszyscy po czym napiliśmy się ze swoich kieliszków. Usiedliśmy na swoich miejscach i wróciliśmy do jedzenia posiłku. Przyznam, że było mi lepiej po powiedzeniu tego wszystkiego co leżało mi na sercu.
/Gabriel/
Szedłem z doktorem Banachem, Lidką, Adą, Kają i resztą naszych przyjaciół. Weszliśmy do bazy. Usłyszeliśmy rozmowę naszych przyjaciół. Rozmawiali. Na szafce gdzie było moje zdjęcie było zdjęcie doktora Banacha. W tle leciał utwór który śpiewała Wiktoria pod czas mojego pogrzebu. Poszedłem zajrzeć do gabinetu szefa. Ujrzałem tam śpiącą w nosidełku Gabriele. Przy niej był Wiktorek.
-A wiesz co mała? Mój tata czyli twój wujek jest bohaterem. Uratował twoją mamę i teraz jest on taką jedną gwiazdą na niebie. Tak mówi moja mama.- Powiedział Wiktorek który nachylał się nad nosidełkiem. Uśmiechnąłem słysząc jego słowa. Następnie wróciłem na dół. Wszyscy siedzieli na kanapie i przeglądali zdjęcia w albumie. Spojrzałem.
-Ej pamiętacie tą fotkę? Wiktor wrócił wtedy z Himalajów.- Powiedział Artur. Zauważyłem doktora Banacha z dużą brodą. Kuba się zaśmiał cicho.
-Gdyby miał ją białą byłby jak Mikołaj.- Zażartował Kuba na co wszyscy się zaśmiali. Spojrzałem na doktora który był tym wszystkim rozbawiony. Resztę dnia nasi przyjaciele spędzili na rozmowach i wspominaniu mnie jak i doktora Banacha. W pewnej chwili nawet usłyszeliśmy jak Zosia mówi o tym jak chciałaby by doktor Banach żył. Dowiedzieliśmy się w dodatku, że Zosia jest w ciąży co ucieszyło jej chłopaka. Wiedziałem dobrze, że chce ona ułożyć sobie życie puki ma okazję. Rozumiałem ją. I to doskonale.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro