Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 39. Kolejna strata.

/Kuba/

Minął tydzień od pogrzebu małego. Wiktoria stara się jakoś funkcjonować ale nadal odczuwa śmierć naszego syna. Na szczęście przy mojej żonie byli nasi przyjaciele i rodzina. Często ktoś z moich przyjaciół przychodził i pomagał nad opieką małej. Właśnie jechałem na wezwanie z doktorem Banachem i Sonią. Miałem nadzieję, że to nic poważnego. Ciągle myślami byłem przy żonie i córce. Gdy dotarliśmy na miejsce doktor i Sonia od razu poszli do pacjenta, a ja zająłem się przyniesieniem im sprzętu. Poszedłem do zespołu. Zacząłem pomagać im w czynnościach. Jednak gdy musiałem przynieść nosze i deskę coś z dużą siłą mnie uderzyło we mnie. Ból był ogromny.

/Stanisław/

Wracałem z pracy słuchając muzyki przez radio. W pewnej chwili zauważyłem wypadek samochodowy. Jakiś kaskader samochodowy potrącił ratowników. Zaparkowałem auto i podbiegłem do poszkodowanych. Okazali się nimi Wiktor, Kuba i Sonia. Wiktor był w największym stanie. Chwyciłem radio i powiadomiłem odpowiednie służby. Zająłem się najpierw Kubą który miał jedynie złamaną rękę. Pilnował Soni która była w lekkim stanie. Osobiście zająłem się Banachem. Kiedy sprawdzałem czy nie ma urazów głowy zauważyłem na rękawiczce lekarskiej krew która świadczyła o urazie głowy. Badałem męża Ani dalej. Jego stan był krytyczny. Miał złamaną miednice, uraz głowy, twardy brzuch co świadczyło o krwotoku wewnętrznym, połamane żebra. Było do cholery fatalnie. W głowie miałem myśl, że on nie przeżyje. Nie życzyłem mu tego ale... Miałem takie dziwne przeczucie. Gdy przyjechały zespoły wyczułem u Banacha zatrzymanie krążenia. Od razu zacząłem go reanimować.

-Wiktor!- Usłyszałem przerażony krzyk Ani. Gdy przybiegł do mnie zespół Artura i przejęli reanimację ja odciągnąłem Anie na bok. Widziałem w jej oczach łzy i przerażenie. Starałem się ją uspokoić. W między czasie inny zespół zabrał Kubę i Sonię do szpitala. Po paru minutach Wiktor również został zabrany do karetki i zawieziony do szpitala. Gdy przyjechała policja zadawali mi na temat wypadku pytania. Odpowiedziałem im na je wszystkie. Następnie pojechałem do szpitala by zobaczyć co z Wiktorem.

/Kuba/

Siedziałem przed salą operacyjną. Czekałem aż skończą operować Wiktorem. Ze mną była doktor Reiter i Zosia. Chodziłem w tą i z powrotem zniecierpliwiony czekaniem na koniec operacji. Zosia przytulała się do Anny która starała się być spokojna.

-Proszę. A-Aniu powiedz, że on przeżyje.- Powiedziała zrozpaczona Zosia. Lekarka nie odpowiedziała. Wiedziałem, że to dla nich bardzo trudna chwila. Nie dziwię się. Każdy w bazie się zapewne modlił by Wiktor przeżył.

/Consalida/

Operacja Wiktora Banacha trwała. Jego stan był krytyczny. Miał pękniętą śledzionę, złamane żebra które przebiły płuca, poważny uraz mózgu i krwiak. Same nieszczęścia. Miał jednocześnie operowaną głowę jak i brzuch co było wielkim ryzykiem. Nagle natrafiliśmy na pękniętą tętnice z której mocno trysnęła krew. Sprawiło to, że parametry Banacha zaczęły spadać w dość szybkim tępię. Starałam się zatamować krwawienie razem z resztą lekarzy i pielęgniarek którzy byli na sali operacyjnej. Nagle usłyszałam dźwięk zatrzymania się akcji serca na monitorze. Od razu przystąpiono do reanimacji lekarza, a zarazem legendy ratownictwa medycznego. W duchu modliłam się by lekarzowi wróciła akcja serca. Nie wiem ile trwała reanimacja. Z każdą kolejną minutą nadzieja na przywrócenie krążenia zaczęła spadać. Wiedziałam, że reanimacja się dłużyła z każdą kolejną minutą.

-28... 29... 30. Analiza.- Powiedziałam przerywając reanimację.

-Nadal asystolia pani doktor.- Powiedziała pielęgniarka.

-Nie no do cholery Banach nie rób nam tego.- Powiedziałam ponownie rozpoczynając reanimacje.- Falko podaj adrenalinę.- Powiedziałam nie przerywając uciskania klatki piersiowej.

-Poszły już 6.- Powiedział Falkowicz.

-Dawaj tą adrenalinę!- Krzyknęłam kiedy po chwili pielęgniarka podała adrenalinę.

-Podane.- Powiedziała pielęgniarka, a ja już po raz kolejny przerwałam reanimacje.

-Analiza.- Powiedziałam spoglądając na monitor. Asystolia.

-Wiki. On już... Już nie żyje.- Powiedział z wielkim trudem Falko łapiąc mnie za ramiona i odsuwając od pacjenta. Nie odpowiedziałam. Mężczyzna puścił moje ramiona na co ja odsunęłam się. Falko wziął stetoskop. Zaczęłam kierować się w stronę wyjścia z bloku.- Zgon 13:20.- Powiedział Falko kiedy przeszłam przez drzwi które dzieliły blok od sali gdzie się przebieraliśmy i szykowaliśmy się do operacji. Zaczęłam się przebierać z brudnych od krwi ubrań. W mojej głowie już słyszałam płacz i słowa bólu wypowiadane przez żonę, córkę i przyjaciół Banacha. Najgorszą rzecz którą lekarze muszą przeżywać to wypowiadanie słów, że bliska ich osoba zmarła i już nie wróci mimo, że robiono wszystko by tą osobę za wszelką cenę uratować.

/Gabriel/

Stałem i przyglądałem się Kubie, Zosi i doktor Annie. Widziałem po ich minach, że boją się o życie doktora Banacha. Gdybym żył wolałbym oddać swoje życie dla niego. W pewnej chwili z bloku wyszła Consolida. Była roztrzęsiona. Kuba, Zosia i żona doktora Wiktora gwałtownie wstali z nadzieją w oczach. Lekarka nie odpowiedziała tylko pokręciła głową. Zosia zakryła usta, a doktor Reiter rozpłakała się. Kuba oparł się o ścianę i zsunął się po niej na podłogę. Kopał kilku krotnie w nogi krzeseł. Łzy ciekły po ich twarzach bez przerwy.

-Anna i Zosia dadzą radę. Są silne.- Powiedziała Lidka. Westchnąłem głośno.

-To prawda ale... Zosia wiele przecierpiała. Najpierw śmierć mamy, potem kilka zdrad, śmierć Tomka, moja śmierć i śmierć swojego ojca.- Powiedziałem patrząc na Lidkę.

-Z czasem to zaakceptuje Gabryś.- Usłyszałem głos... Doktora Banacha. Na dźwięk jego głosu spojrzałem na niego. Wargi zaczęły mi drzeć gdy zacząłem czuć łzy. Ojciec Zosi mnie przytulił co niemal od razu odwzajemniłem. Nigdy bym sobie nie wybaczył gdyby coś się doktorowi stało przeze mnie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro