Rozdział 36. Śmierć na rękach rodziców.
/Wiktoria/
Minęły dwa dni od porodu. Gabrysia świetnie sobie radzi. Nawet miałam już ją na rękach. Zaś jej brat... Z nim jest gorzej. Lekarze nie dają mu żadnych szans. I to mnie bolało. Właśnie siedziałam na wózku inwalidzkim. Byłam przy swoim synu. Był taki malutki. Leżał tak prawie bez ruchu podpięty do aparatury szpitalnej. Serce na jego widok mi pękało. To nie jest fair, że dzieci z takimi przypadkami muszę odchodzić na tamten świat nie poznając go. Gabryś ma całe życie przed sobą. Bardzo bym chciała widzieć jak raczkuje, jak mówi pierwsze słowa, kiedy idzie do szkoły, gdy zakochuje się, bierze ślub i zostaje on ojcem swoich dzieci. Jednak wiedziałam, że te marzenie może się nie spełnić. Miałam dłoń na szybie inkubatora. Od narodzin dzieci chciałam mieć syna na rękach co jak na razie nie było możliwe. W pewnej chwili poczułam dłoń na ramieniu. Obejrzałam się za siebie. Ujrzałam męża. Była z nim Consalida.
-K-Kuba on nie może cierpieć.- Wyszeptałam łamiącym się głosem.
-Wiem Wiki.- Powiedział Kuba kucając przy mnie. Dłońmi starł moje łzy.
-Jako, że jesteście rodzicami powinniście podjąć trudną decyzję.- Powiedziała lekarka.
-Gdzie Gabriela?- Zapytałam się. Po chwili Kuba pokazał śpiącą w nosidełku Gabriele. Consalida wyjęła i podała mi na ręce małego. Lekko się poruszył. Pocałowałam go w czoło.- K-Kocham cię synku. Tatuś i twoja siostrzyczka też.- Powiedziałam łamiącym się głosem po czym po chwili odłączyli mojego syna od urządzeń które pomagały mu przeżyć. Przez chwilę jeszcze jego serduszko biło i oddychał ale wiedziałam, że może przestać oddychać w pewnej chwili. Jednak po chwili ja, lekarka jak i Kuba usłyszeliśmy ten dźwięk którego żadna osoba nie chciała by słyszeć. Dźwięk zatrzymującego się serca. Łzy wdarły mi się do oczu i zaczęły spływać po moich policzkach. Przytuliłam do siebie syna. Wargi z emocji mi drżały. Zaczęłam cicho płakać z tego wszystkiego. Łzy nie przestały mi spływać po policzkach. Starałam się uspokoić ale słabo mi to wychodziło. Kuba mnie przytulił ramieniem.
/Kuba/
Widziałem stan Wiktorii. Była załamana, a łzy spływały po jej policzkach. Po chwili Consalida wzięła od Wiktorii nasze maleństwo i włożyła je do inkubatora. Zabrali go do prosektorium. Wiktoria mocno się rozpłakała.
-G-Gabryś.- Powiedziała zapłakana. Przytuliłem ją. Wiktoria się wtuliła się we mnie. Mi również spływały łzy z powodu odejścia syna na tamten świat. Zabrałem Wikę do jej sali. Włożyłem Gabriele do łóżeczka, a żonie pomogłem położyć się do szpitalnego łóżka. Zostałem przy niej do czasu aż ta zasnęła. Następnie poszedłem do bazy. Od razu po wejściu do środka usiadłem na kanapie.
-Kuba? Hej co się stało?- Zapytała się Martyna która usiadła koło mnie. Zakryłem usta z obawy, że zaraz wybuchnę tu z płaczem. Poczułem jak ktoś trąca mnie w ramie. Spojrzałem. Był to Piotrek. Podawał mi szklankę wody.
-Trzymaj. Na uspokojenie.- Powiedział Strzelecki. Wziąłem szklankę i napiłem się z niej. Wiedziałem, że pewnie domyślili się o co chodzi. Jednak ja nie chciałem się na ten temat wypowiadać. To zbyt bolesne. O czym większość wie.
/Gabriel/
Stałem w sali siostry. Spała spokojnie. Jednak na policzkach miała ślady od łez. Spojrzałem na jej córkę. Leżała spokojnie mając w swoich rączkach pluszowego misia. Uśmiechnąłem się lekko. Poczułem rękę na ramieniu. Odwróciłem się. Moje oczy zauważyły Gabi. Byłą dziewczynę Piotra.
-To twoja siostra?- Zapytała się, a ja skinąłem głową.
-Straciła przed chwilą syna. Miał nosić moje imię.- Powiedziałem spoglądając na kobietę.
-Ludzie rodzą tylko dla tego by po nieznanym nam czasie odejść z tego świata. Nie ważne czy to wypadek samochodowy, morderstwo czy nawet samobójstwo spowodowaną jakimś zranieniem przez bliskich.- Powiedziała Gabi.
-Wiktoria obwiniała się o to, że nie żyje. Torturowano mnie. To co powiedziałem jako ostatnie słowa to było to żeby powiedziała Marynie i naszej mamie, że ich kocham oraz, że kocham też moją siostrę. Nigdy nie zapomnę jak krzyczała gdy byłem już martwy. Nie zapomnę tego jak ona, moi przyjaciele, pacjenci, pracownicy szpitala mnie pożegnali. Najbardziej Wiktoria płakała. Chciała się zabić. Raz uciekła z psychiatryka by położyć się na moim grobie. Śniła koszmary o mojej śmierci. Gdyby nie wsparcie Kuby to... Nie wiadomo czy Wiki by się zabiła.- Mówiłem patrząc na siostrę.
-Wiesz Nowy. Nie wiemy co by Artur zrobiłby gdyby dowiedział się, że ja i Patryczek nie żyjemy.- Powiedziała Lidka.
-Nienawidzę śmierci. Zawsze odbiera nam bliskich. Czy to brat, siostra, rodzice, narzeczony, mąż... Zawsze musi się zdarzyć coś. Kiedy mamy zaplanowane wakacje lub coś wystarczają tylko trzy sekundy by zrujnować nam cały świat.- Powiedziała Adrianna. Każdy miał racje. Czas czasem jest złodziejem planów na przyszłość. Jednak każdy wie, że czasu się nie da cofnąć. Pozostają jedynie wspomnienia o tej osobie o której najbardziej tęsknimy. Ale jedno wiedziałem. Wiedziałem, że któregoś dnia spotkam moją siostrę. Przytulę ją, a ona mnie. Będę mógł ją w końcu powiedzieć jej jak bardzo mi brakowało rozmowy z nią.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro