Rozdział 34. Komplikacje.
/Wiktoria/
Cieszyłam się bardzo z powody gdy usłyszałam płacz córki. A jeszcze bardziej mnie ucieszyło to gdy Kuba przeciął pępowinę. Poczułam kolejny skurcz. Ścisnęłam powieki i ręce. Mówiąc szczerze mówiąc wolałabym być w szpitalu i tam przejść cesarskie cięcie.
-Wiktoria nie przyj. Piotrek migiem do szpitala.- Powiedział nagle doktor Banach. Usłyszałam jak Piotrek szybko wybiegł i wsiadł za kierownice karetki.
-A-Ale co się dzieje?- Zapytałam się łapiąc męża mocno za rękę. Bałam się. Starałam się nawet głęboko oddychać.
-Wiktoria podejrzewam, że wasz synek jest ułożony bokiem. Nie możesz przeć inaczej zabijesz siebie i dziecko. Musisz wytrzymać. W szpitalu zrobią ci cesarkę. Zrób to dla Nowego, Kuby i dla waszej córki.- Powiedział doktor. Mocniej ścisnęłam rękę Kuby. Bałam się, że zabije swojego syna. Strasznie się bałam. Kuba cały czas głaskał mnie po głowie i trzymał naszą córkę. W pewnej chwili zaczęłam tracić przytomność z bólu.
/Kuba/
Po wejściu na SOR od razu zabrali Wikę na operację. Strasznie się o nią bałem. Czułem jak łzy spływają mi po policzkach. Podeszła do mnie pielęgniarka która chciała wziąć ode mnie Gabriele. Nie chciałem jej dać. Wiktor mnie przekonał bym dał małą pielęgniarce. W końcu to zrobiłem. Pielęgniarka wzięła ode mnie małą i poszła. Chciałem iść pod sale operacyjną ale postanowiłem się najpierw przebrać. Poszedłem do bazy. Wziąłem swoje ciuchy i poszedłem się przebrać. Kiedy wróciłem schowałem do szafki strój roboczy.
-Kuba słyszeliśmy o tym co się wydarzyło.- Powiedziała Martyna.
-Muszę iść do Wiki. Ona się pewnie boi.- Powiedziałem ale doktor Anna posadziła mnie na kanapie.
-Kuba spokojnie. Wiktoria jest w najlepszych rękach.- Powiedziała doktor Anna.
-M-Muszę do Wiki i maluchów.- Powiedziałem patrząc na przyjaciół z pracy.
-Pójdę z tobą.- Powiedział Artur.- W między czasie zawiadomię Olgę.- Powiedział Artur. Skinąłem głową i poszedłem z nim do szpitala. Napiłem się wody i usiadłem pod drzwiami sali operacyjnej. Zacząłem czekać na jakieś informacje o stanie żony i synka.
/Artur/
Kiedy zauważyłem jak Szczęsny czeka pod salą operacyjną poszedłem do wyjścia ze szpitala. Usiadłem na ławce i zadzwoniłem do Olgi. Zacząłem czekać aż matka Nowakowej... Znaczy Szczęsnej odbierze telefon. Po chwili w końcu odebrała.
-O co chodzi Artur? Zajęta jestem. Patrzę wózki dla malców mojej córci.- Powiedziała Olga.
-Olga musisz przyjechać. Wiktoria jest w szpitalu.- Powiedziałem wstając z ławki. Kiedy zauważyłem syna pomachałem do niego. Podbiegł do mnie. Była z nim Lidka, Tadzik oraz Wiktorek.
-Jak to w szpitalu? Co się stało? Znów fałszywy alarm?- Pytała kobieta.
-To nie rozmowa na telefon. Przyjedź tu. Najlepiej z Maryną. Weźcie jakieś ubrania dla maluchów i jakieś zabawki. O i jeszcze ubrania i potrzebne rzeczy dla Wiktorii.- Powiedziałem szybko.- A i w razie co to Wiktor jest z nami.- Dodałem po czym się rozłączyłem. Spojrzałem na dzieciaki.
-Co się stało z ciocią Wiką? Gdzie jest?- Spytał się syn Nowaka.
-Wiesz... Wiktoria wystraszyła się kiedy ktoś wszedł do domu. Skutkowało to zaczęciem akcji porodowej. Twoja siostra cioteczna już jest na tym świecie, a te twój brat cioteczny... Lekarze muszą go wyciągnąć z brzucha twojej cioci.- Powiedziałem patrząc na dzieciaki.
-Coś podobnego kiedy doktor Potocki musiał ratować mnie?- Zapytał się mój syn. Skinąłem głową. Dzieciaki pobiegły do bazy by zostawić plecaki. Pewnie chciały zobaczyć jak wygląda córka Kuby i Wiki.
/Gabriel/
Stałem koło sali operacyjnej. Mimo 11 lat nadal nie przyzwyczaiłem się do tego, że nie ma mnie przy siostrze i przy mamie. Lecz z drugiej strony rozumiałem, że to była niczyja wina. Tak się wydarzyło, a czasu nie cofnie się. Podszedłem do Kuby. Siedział na krześle z głową w dół, a twarz zakrywał dłońmi. Wiedziałem i wyczuwałem, że boi się o moją siostrę. Mówiąc szczerze cieszę się, że oni są razem. Wspierają siebie nawzajem mimo tego, że oboje przeżywali różne tragedie.
-B-Błagam Boże. Niech mojej żonie i synkowi nic się nie stało. Zrobię wszystko byle by nic im nie było.- Usłyszałem ciche słowa Kuby. Położyłem rękę na jego ramie. Mimo, że wiedziałem, że tego nie poczuł.
-Spokojnie Kuba. Wiktoria jest silna. Nie odejdzie bez walki. Tak jak ja.- Powiedziałem patrząc na przyjaciela. Zacząłem iść dalej. Usłyszałem nagle płacz z jednej sali. Spojrzałem tam. Zauważyłem Lidkę, Tadzika, Patryka i mojego syna. Uśmiechnąłem się widząc jak Wiktorek patrzy na swoją siostrę cioteczną.
-Aż dziw, że tak szybko tyle lat minęło.- Usłyszałem nagle głos Lidki. Nie chodziło mi o córkę Piotrka. Tylko o mamę Patryczka.
-Oj to prawda. Nasi bliscy mimo ran przyzwyczaili się do naszej śmierci.- Powiedziałem widząc Zosię która przeszła koło sali.
-Pamiętam jak się zachowywałeś pod czas mojego i Zosi ślubu.- Powiedział nagle Tomek. Spojrzałem na niego.
-Owszem byłem zazdrosny ale to minęło kiedy poznałem Wikę. Starała się pocieszyć mnie na wszystkie sposoby. Powiedziała, że co mnie nie zabije to mnie wzmocni. Nawet jakby Zosia była z kimś z innego regionu albo z osobą która należy do LGBT to tak czy siak bym musiał to uszanować.- Powiedziałem wzdychając cicho.
-Najważniejsze, że byłeś szczęśliwy z Maryną. Możemy odejść na wieki stąd ale wspomnień nikt nam nie odbierze.- Powiedziała Lidka. Zgadzałem się bardzo z jej słowami.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro