Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 34. Komplikacje.

/Wiktoria/

Cieszyłam się bardzo z powody gdy usłyszałam płacz córki. A jeszcze bardziej mnie ucieszyło to gdy Kuba przeciął pępowinę. Poczułam kolejny skurcz. Ścisnęłam powieki i ręce. Mówiąc szczerze mówiąc wolałabym być w szpitalu i tam przejść cesarskie cięcie.

-Wiktoria nie przyj. Piotrek migiem do szpitala.- Powiedział nagle doktor Banach. Usłyszałam jak Piotrek szybko wybiegł i wsiadł za kierownice karetki.

-A-Ale co się dzieje?- Zapytałam się łapiąc męża mocno za rękę. Bałam się. Starałam się nawet głęboko oddychać.

-Wiktoria podejrzewam, że wasz synek jest ułożony bokiem. Nie możesz przeć inaczej zabijesz siebie i dziecko. Musisz wytrzymać. W szpitalu zrobią ci cesarkę. Zrób to dla Nowego, Kuby i dla waszej córki.- Powiedział doktor. Mocniej ścisnęłam rękę Kuby. Bałam się, że zabije swojego syna. Strasznie się bałam. Kuba cały czas głaskał mnie po głowie i trzymał naszą córkę. W pewnej chwili zaczęłam tracić przytomność z bólu.

/Kuba/

Po wejściu na SOR od razu zabrali Wikę na operację. Strasznie się o nią bałem. Czułem jak łzy spływają mi po policzkach. Podeszła do mnie pielęgniarka która chciała wziąć ode mnie Gabriele. Nie chciałem jej dać. Wiktor mnie przekonał bym dał małą pielęgniarce. W końcu to zrobiłem. Pielęgniarka wzięła ode mnie małą i poszła. Chciałem iść pod sale operacyjną ale postanowiłem się najpierw przebrać. Poszedłem do bazy. Wziąłem swoje ciuchy i poszedłem się przebrać. Kiedy wróciłem schowałem do szafki strój roboczy.

-Kuba słyszeliśmy o tym co się wydarzyło.- Powiedziała Martyna.

-Muszę iść do Wiki. Ona się pewnie boi.- Powiedziałem ale doktor Anna posadziła mnie na kanapie.

-Kuba spokojnie. Wiktoria jest w najlepszych rękach.- Powiedziała doktor Anna.

-M-Muszę do Wiki i maluchów.- Powiedziałem patrząc na przyjaciół z pracy.

-Pójdę z tobą.- Powiedział Artur.- W między czasie zawiadomię Olgę.- Powiedział Artur. Skinąłem głową i poszedłem z nim do szpitala. Napiłem się wody i usiadłem pod drzwiami sali operacyjnej. Zacząłem czekać na jakieś informacje o stanie żony i synka.

/Artur/

Kiedy zauważyłem jak Szczęsny czeka pod salą operacyjną poszedłem do wyjścia ze szpitala. Usiadłem na ławce i zadzwoniłem do Olgi. Zacząłem czekać aż matka Nowakowej... Znaczy Szczęsnej odbierze telefon. Po chwili w końcu odebrała.

-O co chodzi Artur? Zajęta jestem. Patrzę wózki dla malców mojej córci.- Powiedziała Olga.

-Olga musisz przyjechać. Wiktoria jest w szpitalu.- Powiedziałem wstając z ławki. Kiedy zauważyłem syna pomachałem do niego. Podbiegł do mnie. Była z nim Lidka, Tadzik oraz Wiktorek.

-Jak to w szpitalu? Co się stało? Znów fałszywy alarm?- Pytała kobieta.

-To nie rozmowa na telefon. Przyjedź tu. Najlepiej z Maryną. Weźcie jakieś ubrania dla maluchów i jakieś zabawki. O i jeszcze ubrania i potrzebne rzeczy dla Wiktorii.- Powiedziałem szybko.- A i w razie co to Wiktor jest z nami.- Dodałem po czym się rozłączyłem. Spojrzałem na dzieciaki.

-Co się stało z ciocią Wiką? Gdzie jest?- Spytał się syn Nowaka.

-Wiesz... Wiktoria wystraszyła się kiedy ktoś wszedł do domu. Skutkowało to zaczęciem akcji porodowej. Twoja siostra cioteczna już jest na tym świecie, a te twój brat cioteczny... Lekarze muszą go wyciągnąć z brzucha twojej cioci.- Powiedziałem patrząc na dzieciaki.

-Coś podobnego kiedy doktor Potocki musiał ratować mnie?- Zapytał się mój syn. Skinąłem głową. Dzieciaki pobiegły do bazy by zostawić plecaki. Pewnie chciały zobaczyć jak wygląda córka Kuby i Wiki.

/Gabriel/

Stałem koło sali operacyjnej. Mimo 11 lat  nadal nie przyzwyczaiłem się do tego, że nie ma mnie przy siostrze i przy mamie. Lecz z drugiej strony rozumiałem, że to była niczyja wina. Tak się wydarzyło, a czasu nie cofnie się. Podszedłem do Kuby. Siedział na krześle z głową w dół, a twarz zakrywał dłońmi. Wiedziałem i wyczuwałem, że boi się o moją siostrę. Mówiąc szczerze cieszę się, że oni są razem. Wspierają siebie nawzajem mimo tego, że oboje przeżywali różne tragedie.

-B-Błagam Boże. Niech mojej żonie i synkowi nic się nie stało. Zrobię wszystko byle by nic im nie było.- Usłyszałem ciche słowa Kuby. Położyłem rękę na jego ramie. Mimo, że wiedziałem, że tego nie poczuł.

-Spokojnie Kuba. Wiktoria jest silna. Nie odejdzie bez walki. Tak jak ja.- Powiedziałem patrząc na przyjaciela. Zacząłem iść dalej. Usłyszałem nagle płacz z jednej sali. Spojrzałem tam. Zauważyłem Lidkę, Tadzika, Patryka i mojego syna. Uśmiechnąłem się widząc jak Wiktorek patrzy na swoją siostrę cioteczną.

-Aż dziw, że tak szybko tyle lat minęło.- Usłyszałem nagle głos Lidki. Nie chodziło mi o córkę Piotrka. Tylko o mamę Patryczka.

-Oj to prawda. Nasi bliscy mimo ran przyzwyczaili się do naszej śmierci.- Powiedziałem widząc Zosię która przeszła koło sali.

-Pamiętam jak się zachowywałeś pod czas mojego i Zosi ślubu.- Powiedział nagle Tomek. Spojrzałem na niego.

-Owszem byłem zazdrosny ale to minęło kiedy poznałem Wikę. Starała się pocieszyć mnie na wszystkie sposoby. Powiedziała, że co mnie nie zabije to mnie wzmocni. Nawet jakby Zosia była z kimś z innego regionu albo z osobą która należy do LGBT to tak czy siak bym musiał to uszanować.- Powiedziałem wzdychając cicho.

-Najważniejsze, że byłeś szczęśliwy z Maryną. Możemy odejść na wieki stąd ale wspomnień nikt nam nie odbierze.- Powiedziała Lidka. Zgadzałem się bardzo z jej słowami.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro