Rozdział 5. Przemęczenie?
/Wiktoria/
Po obudzeniu się usiadłam na kanapie. Przetarłam oczy i poprawiłam włosy. Rozejrzałam się po gabinecie Kuby. Nigdzie nie zauważyłam mojego chłopaka. Wstałam z kanapy. Złożyłam koc którym byłam okryta. Wyszłam z gabinetu mojego ukochanego i poszłam na dół. Kiedy zeszłam na dół usłyszałam rozmowę tego nowego ratownika z moim Kubą.
-Słuchaj Bartek. Masz trzymać łapy z daleka od Wiktorii.- Powiedział wkurzony Kuba.
-Ale o co ci chodzi? Przecież jest chyba wolna.- Powiedział ten nowy ratownik.
-To moja dziewczyna Bartek.- Powiedział Kuba. Wyczułam, że powoli się wścieka.
-Ej ale spokojnie. Nie wiedziałem o tym.- Powiedział zdenerwowany Bartek. Podeszłam do nich.- Słuchaj ja nie wiedziałem, że wy ten no... Jesteście parą.- Powiedział zestresowany chłopak.
-Jest ok. Kuba chodź.- Powiedziałam łapiąc swojego chłopaka za rękę. Wyszliśmy z bazy i usiedliśmy na ławce. Po kilku minutach musiałam jechać z Kubą i Arturem na wezwanie. Kiedy jechaliśmy w pewnej chwili zrobiło mi się nie dobrze.- K-Kuba zatrzymaj się.- Powiedziałam zakrywając usta. Mój ukochany zrobił to, a ja od razu wysiadłam z pojazdu. Pobiegłam do drzewa zza którym zaczęłam wymiotować.
/Kuba/
Martwi mnie zachowanie Wiki. Kiedy Wiktoria wróciła była blada jak trup. Pojechaliśmy do poszkodowanego. Po dotarciu na miejsce ja i Artur poszliśmy do pacjenta. Wika miała do nas dołączyć. Moja dziewczyna długo nie przychodziła więc poszedłem po nią. Kiedy zauważyłem Wikę leżącą na ziemi podbiegłem do niej. Położyłem ją na plecy i sprawdziłem czy oddycha. Oddychała. Zawiadomiłem dyspozytora o tym. Miałem nadzieje, że zespół przyjedzie szybko i Wice nic się nie dzieje złego.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro